Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Wrocław, epizod 2

[29-30.09.2018]

Zoo we Wrocławiu jest małe i bardzo przypomina mi berlińskie (te z zachodniej części). Wbrew opiniom, w ostatnią wrześniową ciepłą sobotę tłoku nie było, ani przy wejściu (acz nie głównym, tylko tym od strony Hali Stulecia - bilety można przez internet), ani do Afrykarium. Mocny akcent na samym wejściu - lwy (które wyszły, wyemitowały dostojeństwo i szybko zniknęły, zanim udało się zrobić zdjęcie), zaraz potem Afrykarium z fantastyczną, przestrzenną; rafą było ciekawe, ale nie wzbudziło aż takiego zachwytu jak na hałas dookoła. Przestronny, dobrze zaaranżowany pawilon, ale poza rafą i doskonałym tunelem, nad którym pływają mega płaszczki (i w którym kłębią się tłumy ludzi), niewiele odróżnia się od jakichkolwiek sal wystawowych w zoo. Trzymając się podobieństw do berlińskiego zoo, w starym XIX-wiecznym budynku restauracyjnym, mieści się piękne herpetarium (gadziarnia?) i motylarnia. Maj zachwycił się oczywiście zagrodami z bydełkiem domowym - kozami, owcami, końmi i kucykami, osłami czy kurami. Miejskie dziecko, wiadomo. Udało nam się nie znaleźć zoologicznego krasnala na hipopotamie, co podobno jest pewnym wyczynem. Więc trzeba będzie wrócić, zdecydowanie.

GALERIA ZDJĘĆ.

Panorama zachwyciła mnie z kompozycyjnego (i inżynieryjnego) punktu widzenia. Słowem wstępu - bilety można oczywiście przez internet, istotne jest to, że kupuje się na określoną godzinę. I mimo wybrania sensownej godziny i mnóstwa czasu się spóźniliśmy, bo parking przy muzeum okazał się być zajęty (samochód przed nami wjechał, a naszemu pan parkingowy podziękował). Mimo to udało się dołączyć do grupy, dodatkowo miałam cały korytarz dla siebie. Jakkolwiek nie podejmuję się oceniać artyzmu prawie 120-metrowego obrazu, tak robi on ogromne wrażenie. Podczas 30-minutowego seansu, lektor opowiada o historii powstania i przeprowadza przez kompozycję obrazu, od wejścia wojsk na pole bitwy aż po modlitwę i grzebanie zmarłych. Granica między obrazem i instalacją przestrzenną jest prawie że niewidoczna, w dobie komputerów nie dziwi, ale tu jest absolutnie analogowo - błoto, drzewa, szczątki wozu przechodzą płynnie w obraz (ciekawe, swoją drogą, jak często wymieniają elementy sztafażu). Pewnie nie jest to miejsce, do którego się wraca podczas każdej wizyty we Wrocławiu, ale raz warto.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 30, 2018

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: ogrod-zoologiczny, wroclaw, polska, zoo, sztuka - Komentarzy: 2

« Emily Bronte - Wichrowe Wzgórza - Maniac »

Komentarze

Tores-
Zapisuję sobie, żeby tę panoramę wreszcie przy okazji obejrzeć z dziećmi, we Wrocławiu bywamy, może się uda. Dodam też, że w lipcu byliśmy w Hydropolis, i odrobinkę byłam rozczarowana - jest oczywiście ładnie i początek ciekawy, ale spodziewałam się trochę więcej interaktywności i samej wody, a nie np. historii wodociagów czy kontenerowców. Ale też - raz warto.
Zuzanka
O widzisz, a Hydropolis mi sporo osób polecało jako obowiązkowy punkt wycieczki, na miarę Centrum Kopernika. Zdecydowanie wracam się przekolebać Polinką ;-)

Skomentuj