Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Patrick Quentin - 6 dni w Reno

Druga wojna światowa. Piotr Duluth, urlopowany oficer marynarki Stanów Zjednoczonych, odkrywa, że nie może spędzić spokojnego urlopu w San Francisco, ponieważ jego żona - aktorka Iris - nagle stała się sławna i prześladują ich paparazzi. Przyjmują zaproszenie dawnej przyjaciółki, milionerki Lorraine, i jadą na urlop do Nevady, na malownicze ranczo pod Reno. Na miejscu, oprócz gospodyni, znajduje się jej narzeczony, a oprócz tego trzy przyjaciółki, aktualnie rozwodzące się oraz brat z narzeczoną (która wszystkich irytuje). Ku zdziwieniu pań, Lorraine wpadła na świetny inaczej pomysł i zapragnęła pogodzić panie z ich małżonkami, zapraszając panów również. Po serii kłótni, którym nie mogła zapobiec gospodyni, nagle gości zaczęło ubywać - a to jedna z pań padła martwa w kasynie, a to druga się utopiła, a trzecia spadła na zakręcie w kanion. Iris i Piotr, którzy mają z poprzednich tomów[1] doświadczenie detektywistyczne, nie wierzą w przypadkowe utonięcie, atak serca czy nagłą awarię hamulców, wyręczają więc policję i prowadzą prywatne śledztwo. Jest mnóstwo sytuacji idiotycznych - jeśli w willi grasuje morderca, najlogiczniej jest trzymać się razem, logika jednak bohaterów zawodzi; kiedy szowinistyczny inspektor odsyła Iris, bo nie lubi, kiedy kobiety mu się plączą w śledztwie ("męska sprawa"), Piotr dopiero po jakimś czasie orientuje się, że gdy on konwersuje z policją, jego żona może już nie żyć. Napięcia dodają tytuły rozdziałów, bo pojawiają się w nich kolejno imiona ofiar.

Urocza ramotka, zwłaszcza w kwestiach obyczajowo-wnętrzarskich. Willa w Nevadzie zaprojektowana jest przez kilkunastu architektów jednocześnie - każdy pokój w innym stylu, efekt można sobie wyobrazić. Panie przebierają się do posiłków i przez cały dzień chodzą w eleganckich toaletach, w międzyczasie zabawiając się spacerami i rozmową. Panowie zajmują się piciem wysokoprocentowych trunków, grą w karty i paleniem cygar. Czasem kasyno, czasem wystawna kolacja, czasem pływanie w podgrzewanym basenie przy świetle księżyca. Nuda trochę, ale podobno bogaci się nie nudzą.

[1] W oryginale dużo, u nas skromniej, ale i tak warto poszukać, zwłaszcza że to sprawa groszowa. Z opisów wynika, że państwo Duluth mają za sobą bardzo burzliwe przygody (rozwody, odwyki itp.).

Inne tego autora tutaj.

#24

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 3, 2015

Link permanentny - Tagi: 2016, panowie, klub-srebrnego-klucza, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Tadeusz Żołnierowicz - Od zmroku do zmroku

#117 Ewa wzywa 07

Spis osób:

  • Mirek Karolak - ponury młody człowiek
  • Karolakowa - wdowa, matka Mirka, nieporadna wychowawczo
  • Tolek Radwański - pyszałek lubiący się pokazać
  • Michał Żarski - wdowiec, w wódce topi smutek
  • Maryla - podrywka Mirka z Międzyzdrojów
  • Joanna Świrska - z Bydgoszczy, dziana babka, już w latach, wdowa po złotniku
  • kapral Świątek - szuka zaginionej obrączki i pieniędzy
  • sierżant Kmieć - szuka Karolaka u starej Majerowej
  • major Sieniuć - sentymentalny i dobroduszny, nikogo nie szuka, ale doradza
  • porucznik Altar - szuka walorów skradzionych Świrskiej
  • Andrzej Tokarczuk - handlował dolarami i złotem ze śp. Świrskim
  • Czesław Wizga - kolega Karolaka spod celi, dawniej sublokator Świrskich

Jak jeszcze poprzednie tomiki tego autora miały jakąś logikę, tak tu zbrakło wszystkiego. Wypuszczony z zakładu penitencjarnego Mirek wraca do domu w Toruniu, niby szuka pracy, ale nie znajduje, w przeciwieństwie do okazji do wypitki. Czas mija, któregoś dnia spotyka podobnie wesołego kompana, w knajpie zaczynają pić ze świeżo owdowiałym starszym mężczyzną. Balanga przenosi się do wdowca, przeradza się w awanturę, starszy pan traci przytomność, a Mirek zwiewa z ukradzioną złotą obrączką. Kiedy dowiaduje się, że jest oskarżony dodatkowo o kradzież 20 tys. złotych, ucieka. Najpierw nad morze, do Międzyzdrojów, do poznanej trzy lata wcześniej Maryli, która jednak - kiedy wydał wszystkie posiadane pieniądze - każe mu spadać. Przypomina sobie, że kumpel spod celi dał mu adres pewnej dzianej staruszki z Bydgoszczy. Niewiele myśląc (bo takie było modus operandi naszego bohatera) łapie stopa i niewiele później włamuje się do staruszki, która nie słyszy go, bo w telewizji leci akurat głośno kryminał. Nic nie znajduje, za to odkrywa, że staruszka może i głuchawa, ale też i nieżywa. Ponownie niewiele myśląc, udaje się stopem do Wrocławia, do wspomnianego kumpla, który mu sprawę nadał. U kumpla, gdzie leje się wódka, znajduje złote monety i w przebłysku intuicji (bo raczej nie inteligencji) dociera do niego, że do staruszki dotarł jako drugi.

I jak jestem w stanie uwierzyć w wiele, tak nie w taki zbieg okoliczności. Mirek miota się po Polsce jak goły w pokrzywach i jakimś cudem udaje mu się wbić idealnie w ten dzień, który jego kolega wybrał na morderstwo i kradzież. Nie dziwi to zupełnie milicjantów, którzy docierają do mordercy za pomocą wywiadu środowiskowego. Sieniuć jest tym razem już majorem, natomiast co dziwne, rozwiązuje sprawę morderstwa w Bydgoszczy, telefonując do Altara (który jest nadal porucznikiem) w sprawie zajść we Wrocławiu. Altar dodatkowo ma jakieś dziwne wyobrażenie o świecie zwierząt - "dostrzegł także, że panowała w nim zatęchła atmosfera wzajemnej nieżyczliwości. Niemal jak w lisiej norze, do której kiedyś zajrzał...".

W handlu uspołecznionym nadal jest różnie z zaopatrzeniem:


- Co podać?
- Jasną.
- Piwa nie prowadzimy.
- Jasną wódkę. Dwie pięćdziesiątki - zaśmiał się z własnego żartu Tolek.
- Dwa śledzie.
- Nie ma.
- Ogórek.
- Wyszedł.
- Na długo?
Nie zrozumiała.
- Może być ryba w galarecie, zimny schab albo kanapki.

Ja to bym rybę w galarecie, ale panowie zgodzili się na kanapki.

Się pije: piwo, wódkę, wino, szampana (chociaż to drenuje kieszeń).
Się nosi: japoński tranzystor na ramieniu.

Inne z tej serii tu.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 28, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Tadeusz Żołnierowicz - Pająk rozpina sieci

#97 Ewa wzywa 07

Spis osób:

  • sierżant Kuraś - rzadko jadał śniadanie w domu, zabierał więc ze sobą termos i kanapki
  • Albin Grocholski - kierownik sklepu geesowskiego w Marciszowie, wtem znika
  • Grocholska - podobno nic nie wiedziała o nadużyciach męża
  • Marcinkowski - znany z pijackich rozróbek, często nocował na komisariacie
  • kapitan Sieniuć - Komenda Wojewódzka, doświadczony oficer
  • taksówkarz Emil G. - nie zarobił aż tyle, ile się spodziewał, ale uszedł z życiem
  • porucznik Altar - młody oficer
  • Ludwik Żeleński - inżynier, nie lubi kiełbasy na kolację
  • Barbara Żeleńska - uważa, że mąż ją zdradza i ją lekceważy
  • Zenon Grabowski - znajomy Żeleńskiego, lekko zwiotczały, ale krzepki
  • porucznik Goździk - prowadzi sprawę wypadku Żeleńskiego
  • Emilia Garstek - konkubina Grabowskiego, nieistotna dla fabuły
  • Szorstek - wywiadowca, jak zwykle obrywa po głowie
  • sierżant Zenobiusz - hobbystycznie wyłapuje podejrzanych na stacji

To w zasadzie historia o nieszczęśliwych małżeństwach. Najpierw pani Grocholska zgłasza, że jej mąż, kierownik sklepu geesowskiego, zniknął. Milicjant, mimo że prowincjonalny, jest bardziej współczujący niż nie przymierzając taki prokurator Szacki:

Zaczęła mówić sama.
- Ja w sprawie męża...
- Bije?
- Pan mnie nie rozumie, mój mąż opuścił mnie...
Sierżant rozłożył wymownie ręce.
- I zostawił z dziećmi?
- Nie mamy dzieci...
Pokiwał współczująco głową.
- No tak... Czego jednak pani od nas oczekuje?

Sprawa powodu zaginięcia wyjaśnia się szybko, albowiem pan Albin zostawił w sklepie manko na 250 tysięcy złotych. Niebawem zgrzyty wychodzą też w związku inżyniera Żeleńskiego. Nie dogadują się, ona albo płacze, albo robi awantury, on chciałby, żeby przestała marudzić i dała mu spokój (oraz kupowała inną kiełbasę, bo tak, którą żona wystała w ogonku, mu nie smakuje). Sprawa się zaognia, kiedy w prawie nowym fiacie inżyniera zawodzą hamulce i oboje o mało co nie giną. Potem powtarza się scenariusz jak u pani Grocholskiej - znika inżynier i zostaje odnaleziony na dnie Odry. Okazuje się, że lokalny pijaczek widział go pod GS-em, nietrudno połączyć obie sprawy. Tym razem milicja rozwiązuje sprawę za pomocą grzebania w przeszłości obu panów, bez magicznych szklanek i innych rekwizytów. Oraz dzięki ciężko pracującym wywiadowcom, którzy - mimo skromnego budżetu - konsumują w lokalu.

(...) szklanka, kieliszek, karafka z wódką i butelka wody mineralnej.
- Będzie również jakaś zakąska?
Grabowski jakby się ocknął.
- Nie. Dziękuję.
- Ale tak trzeba - kelnerka teraz sobie dopiero przypomniała zarządzenia dotyczące podawania wódki.
Machnął w odpowiedzi ręką.
- Śledź w śmietanie.
- Brak.
- No to w oleju.
- Nie ma śledzi w ogóle.
- A co jest.
- Ser.

(Wywiadowca też zamówił bułkę z serem do mineralnej, ale mu nie smakowało).

W tomiku pojawiają się znani z poprzedniej historii milicjanci - nieokreślony w żaden sposób porucznik Altar i kapitan Sieniuć (pali sporty i się zaciąga). Sieniuć nie przespał od tygodnia w pełni chociażby jednej nocy. Nie mówiąc już o tym, że zaniedbał trochę syna, czternastolatka puszczonego niemal samopas...". Niewesołe jest życie na służbie.

PS Zjadłabym śledzia w śmietanie.

Inne z tej serii tu.

#21 2/3

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 27, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Thomas Harris - Hannibal

Minęło 7 lat od ucieczki Hannibala Lectera z chronionego zakładu psychiatrycznego. Clarice Starling mimo sukcesów nie awansowała, dodatkowo po nieudanej akcji została zawieszona i zrzucono na nią winę za złą organizację. I wtem pisze do niej nieustająco poszukiwany przez FBI Hannibal Lecter, wyrażając wielce użałowanie na ten niesprawiedliwy fakt. Jak rzucony w wodę kamyk, wzbudza to kręgi w środowisku FBI, jak się okazuje, mocno skorumpowanym, wieść dociera do okaleczonego przez Lectera milionera, Vergera. Verger, sadysta i zwyrodnialec, ma żal do eks-psychiatry, zapewne dlatego, że jest sparaliżowany, nie ma powiek, kawałka języka i paru innych elementów. Jednocześnie z FBI zaczyna pościg za Hannibalem, niespecjalnie jednak udany, bo Lecter jest sprytniejszy i bardziej przewidujący od każdego. Starling wszyscy pomiatają mimo jej dużego wkładu w śledztwo, kiedy przychodzi więc do pojmania Lectera i wydania go na pastwę zwyrodniałego milionera, agentka postępuje zgodnie ze swoim własnym kodeksem.

Wbrew powszechnym zachwytom - rozczarowanie. Miało być absolutnie unikalne studium psychopaty, wyszedł miałki thriller z elementami "zabili go i uciekł". Lecter, mimo tego, że bez zastanowienia morduje każdego, kto mu staje na drodze, jest głęboko humanistyczny - inteligentny, znawca sztuki, poliglota, współczesny da Vinci. W przeciwieństwie do swoich wrogów - sprzedajnego włoskiego detektywa, nieuczciwego dyrektora FBI czy wreszcie milionera Vergera i jego siostry - którzy są najgorszymi z ludzi, płytkimi, krzywdzącymi innych i łamiącymi zasady moralności. Starling jest dla Lectera uosobieniem jego zamordowanej i zjedzonej przez komunistów 2-letniej siostry, Miszy (co też wyjaśnia jego zamiłowanie do mięsa ludzkiego), a wszystkie akcje Lectera mają za cel odwrócenie entropii, żeby Misza znowu żyła. Nieco miałkie. Zakończenie historii jest absolutnie nieprzekonujące - nie wierzę, że Fgneyvat anwcvrej cbq jcłljrz anexbglxój, jfgemlxavęglpu cemrm Yrpgren, cbgrz whż orm, mwnqn m avz śjvrżhgxb hfznżbal zómt mavranjvqmbartb qlerxgben SOV v jlwrżqżn qb Netraglal, tqmvr żlwą qłhtb v fmpmęśyvjvr. Podobno różni się od zakończenia filmu - widział ktoś, jak się film kończy?

Słuchałam wersji czytanej przez Leszka Teleszyńskiego i jak nie przyczepię się do stylu, głosu czy ucha do dialogów, tak miejscami zawodzi wymowa angielskich słów (precoset zamiast percosetu, Clarins zamiast Clarice itp.).

#23/#5

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 26, 2015

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Komentarzy: 2


O gęsi i desce

Ze sztuki w Teatrze Animacji dowiedziałam się dzisiaj, że i gęsi mogą mieć depresję. Nie skrywam wstydliwie, że uwielbiam lalki i akceptuję umowność łączenia gry aktorskiej i kukiełkowej. "A niech to gęś kopnie" jest dla dzieci w warstwie wizualnej i tekstowej, ale gdzieś głębiej i dla dorosłych. Depresja, brak celu w życiu, niska samoocena, nerwowa matka na krawędzi grzmotnięcia niepokornego potomka i mitygująca się tylko, bo ludzie, wyśmiewanie - to dobre tematy do przegadania nawet z 5-latkiem. Warstwa wizualna - cudo: świetne autorskie zwierzątka, dopracowane co do szczegółu - z breloczkami, różniącymi się fakturą materiałami, bucikami; doskonałe zastosowanie starych drewnianych komód jako mikro-scen, czasem z użyciem szuflad, przedstawiających na przykład pięknie iluminowany staw z błyszczących cekinów. Po spektaklu aktorzy się ukłonili, a potem wszystkie kukiełki wyjechały do obejrzenia - można było zobaczyć z bliska, jak zrobić gest kukiełkową ręką czy w jaki sposób realizowane są niektóre efekty specjalne.

Przy okazji podejścia do pozyskania pracy zarobkowej na Wildzie (nieudanego), trafiłam do malutkiej pizzerii, do której się od dawna wybierałam. "Suszone pomidory" serwują świetną, cieniutką pizzę, sałatki, zupy i makarony (oraz, jak większość hipsta miejscówek - Fritzcolę). Co jest dość unikalne w Poznaniu - gratis woda stołowa, z miętą i cytryną.

Adres: róg Św. Czesława 13 i Poplińskich 12A, FB. Trzeba zejść po schodkach do sutereny, nie ma kącika dla dzieci. W weekendy warto rezerwować stolik, bo tłumy.

Poza tym drgnęło na froncie mieszkaniowym - o tym można przeczytać blog obok.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 22, 2015

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Fotografia+, Moje miasto - Tag: sztuka - Skomentuj


O tym, że niespodziewane

Nie miałam co robić, więc przyszłam wcześniej.

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy niewiele się działo, ale jak ruszyło, to spektakularnie. Protokół przekazania, klucze, udało mi się przepisać bez problemu licznik wody oraz dwa liczniki gazu z nieco większą papierkologią, albowiem to niespotykane, że są dwa, a nie jeden. Na prądzie utknęłam, albowiem okazało się, że Enea ma biuro obsługi nie na Strzeszyńskiej, a na Polnej w Poznaniu. Następnym razem trafię.

Dwa liczniki gazu (i dwie umowy z dwoma opłatami przesyłowymi co miesiąc, bhawo!) są efektem dziwnej koncepcji, dzięki której jednym gazem zasilany był bardzo egzotyczny kocioł (EL-KA, 1987) w piwnicy, a drugim - kuchenka gazowa i tzw. junkers, a konkretnie równie egzotyczny Termet, służący do grzania wody w łazience. Nie, nie były to różne taryfy, co od biedy by kombinację usprawiedliwiało. Szybka konsultacja z dobrą firmą wykazała, że robimy nową instalację grzewczą teraz już, żeby nie wrąbać się w remont za rok-dwa, rozwalając podłogi i ściany. Kwota nieco przeładowuje i tak już niespinający się budżet. Ale za to pozbędę się rur kaloryferowych w dość egzotycznych miejscach. Plus więc jest.

Licznik gazowy, stanowiący przyczynek do kolumny między kuchnią a salonem, okazał się być drobiazgiem, albowiem okazało się, że ściana, nie dość, że nośna, to zawiera jeszcze dwa kominy, prawdopodobnie należące do mieszkania w piwnicy. Nie występowały na planach. Nie będzie więc otwartej przestrzeni, chociaż pewnie dużym nakładem środków, konsultacjami z kominiarzem i nadzorem budowlanym oraz modyfikacjami w lokalu poniżej (który z kolei jest aktualnie niedostępny) by się dało. Zamiast tego spróbujemy prześwitów, potencjalnie do wykorzystania na półki.

Jest za to i jaskółeczka. Do tej pory kosztem wysoko na liście (zanim wyszło ogrzewanie, co nieco zmieniło perspektywę) była podłoga. Zdejmowanie kolejnych warstw wykazało istnienie bardzo przyjemnych desek pod rozsypaną mozaiką i płytą wiórową. Do ustalenia jest, jak bardzo taka podłoga będzie nieizolowana i jak dużo wysiłku trzeba będzie włożyć w doczyszczenie jej po latach ukrycia. Mam nadzieję, że uda mi się uzyskać efekt jak w tym pięknym wnętrzu:

Spodziewaj się niespodziewanego. Na przykład pajęczyn.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 22, 2015

Link permanentny - Kategorie: P jak Posesja, Fotografia+ - Skomentuj


Tadeusz Żołnierowicz - Cios za ciosem

#110 Ewa wzywa 07

Spis osób:

  • Marcin Grabski - kierownik sklepu i wielbiciel brydża towarzyskiego
  • Grabska - doskwiera jej wątroba, ale to dobra kobieta, tyle że uparta
  • Adam Wrona (38) - niski, czarniawy, ma czerwoną twarz apoplektyka, urzędnik
  • Czesław Fetecki (48) - trzeci do brydża, również urzędnik
  • Arnold Zelman (55) - rosły, siwy mężczyzna, dawniej współpracownik Wrony
  • kapitan Krzysztof Sieniuć - myśli o sprawie i po godzinach
  • porucznik Daniel Altar - tuż po urlopie w Dusznikach, a już zmęczony pracą
  • Michał Larski - przypadkowy przechodzień, pechowo na linii strzału
  • Maria Grabska - matka zabitego, głucha od kilku lat i doświadczona psychicznie przez okupację
  • Stanisław Mroczek - kelner w Stylowej, dobra pamięć do twarzy
  • Wronowa - blada i w czerni, jak to wdowa
  • pułkownik Antoni Żarski - ciągle gubi zapałki, więc odpada papierosa od innych
  • Fetecka - drobną kobietą, z twarzą jakby posypaną popiołem
  • Grzegorz Talasek (18) - pracownik PGR Lulkowo, znany organom
  • Kazimierz Karnyś (ps. Jagoda) - herszt powojennej bandy, skazany i wypuszczony na mocy amnestii
  • Ireneusz Kostecki (ps. Mocny) - były członek bandy, Z Wyszkowa
  • Władysław Gołąb (ps. Karpiński) - były członek bandy
  • Marian Karol (ps. Żbik) - były członek bandy, z alibi w postaci odsiadywanego wyroku
  • Alfred Grzelak (ps. Sosna) - człowiek wielu nazwisk, znak szczególny - bez kciuka
  • Helena Ulatowska - kelnerka, która lubi zaglądać mężczyznom w oczy
  • Roman Gulski - stary kawaler, księgowy w GS „Samopomoc Chłopska", weteran bez palców
  • Franciszek Korab - typowy chłop-robotnik, ma pole, ale dojeżdża do pracy w „Celulozie" (Włocławek!)
  • kapral Manc, kapral Świrski - wywiadowcy
  • Zenona Kotulska - znana z hucznych imprez i zdolna do czegoś gorszego: mieszka u niej niemeldowany mężczyzna

Fascynuje mnie maniera autorów (zwykle panów), którzy charakteryzują podstarzałe małżonki bohaterów (bo jakoś tak się składa, że w PRL-u to raczej panowie byli bohaterami) grubą warstwą kremu na noc na twarzy. Pierwszą rzeczą, jaka się z takim kremem dzieje, jest przemieszczenie się go na poduszkę bądź na włosy, co jakby niespecjalnie ma działanie praktyczne. Ale może w latach 70. panie się smarowały na bogato, nie wiem.

Pan Grabski, małżonek obsmarowanej pani i kierownik placówki handlowej uspołecznionej, odpoczywa wraz z nią na wakacjach. Z kolegami spotyka się na brydża, panie odmawiają udziału, więc jako czwartego jeden ze kolegów przyprowadza znajomego. Znajomy okazuje się też znajomym Grabskiego z tzw. okupacyjnej przeszłości, ale nie rozpoznaje go, ma inne nazwisko, a następnego dnia znika z Duszników. Od tego momentu zaczyna się szereg zbrodni, podczas których giną kolejno uczestnicy wakacyjnego brydża. Kapitan Krzysztof Sieniuć i porucznik Daniel Altar szybko wpadają na powiązania między zabitymi, przypadkiem wpada im w ręce zachomikowana przez "bandy" broń, przechowywana od wojny w nagrobku, przez co ślad prowadzi już w stronę wojennego kolaboranta, ratującego swoją skórę.

W sprawie wydatnie pomaga to, że podczas zabójstwa w sklepie został zrabowany utarg w postaci wiele wtedy wartych banknotów tysiączłotowych, a tajemniczy anonim donosi, że wydał w sklepie jeden z takich banknotów oznaczony w specjalny sposób.

W tle przewija się syn Sieniucia, z którym się milicjant mija (syn trenuje pływanie, uczy się i często wychodzi z domu) i nieco mu z tego powodu smutno.

Się pije: wódkę Soplica oraz Pepsi (do brydża), wyborową i śliwowicę w kawiarni "Stylowa" na Kozietulskiego (chyba we Wrocławiu), "Jarzębiak" na urodzinach urzędnika. Się pali (np. giewonty). Ale niewiele się je.

Inne z tej serii tu.

#21 1/3

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 21, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Aleksandra Marinina - Za wszystko trzeba płacić

Narzekałam wcześniej, że Marinina opisuje rzeczywistość z jednej strony niewiarygodną i absurdalną, z drugiej przerażającą, ale to było zanim nie dojechałam do tego tomu. Akcja jest taka, że do luksusowej kliniki "na leczenie" trafiają ludzie zdolni i twórczy, żeby w spokoju skończyć pracę. Dostają dyskrecję, dobrą dietę, spokój i suplementy, tyle że w pewnym momencie się im konsekwentnie pogarsza, częstokroć ze skutkiem letalnym. Dyskrecja jest wymagana, bo klinika prowadzi na nich doświadczenia eksperymentalnego preparatu wzmacniającego możliwości intelektualne, który niestety ma taki skutek uboczny, że degeneruje organizm. Ciężko potencjalnie opłacalny finansowo eksperyment dokończyć, bo twórca metody, znany profesor, umarł, a wdowa po nim zabrała materiały. Po kolejnej utracie "obiektu" dyrektor placówki z przedsiębiorczą żonką wysyłają umyślnego, żeby wykupił od chytrej kobiety dokumenty, ale w ostatniej chwili stwierdzają, że żądany przez nią milion dolarów przyda im się bardziej, więc umyślny - miły facet, naprawdę - dostaje polecenie zabicia i kradzieży. Ponieważ potrzebuje pieniędzy (ciężarna siostra w Stanach, którą trzeba utrzymać), zabija wdowę oraz przypadkowo podwożącą ją kobietę i jej kilkuletniego syna. Bez refleksji, wszak ma potrzeby. Pech chce, że zabita przypadkiem kobieta była dawną kochanką Denisowa, znanego już z poprzednich tomów szefa mafii, zaprzyjaźnionego z Kamieńską. Dowcip w tym, że Denisow z jednej strony chce zabójcę byłej kochanki stuknąć, z drugiej niechcący go kryje, albowiem to jego siostrzeniec jest głównym macherem akcji z kliniką. W tle przewija się jeszcze tajemnicza "firma", zajmująca się za pieniądze tuszowaniem przestępstw, przy wydatnym udziale skorumpowanej milicji na dowolnych szczeblach.

I jak tu mój kołek do zawieszania niewiary się ugiął, tak warstwa obyczajowa rozłożyła mnie na łopatki. Wszystkie panie, zaangażowane w akcję, mają jedną, nie wymagającą jakiegokolwiek wysiłku metodę na osiąganie celów - biorą delikwenta do łóżka. Żona dyrektora kliniki, Olga, najpierw przez 7 lat uwodziła niezbyt przystojnego i miłego naukowca tylko po to, żeby zapewnił jej bogate życie. Kiedy trzeba usunąć z widowni młodego doktoranta prawa, przez kilka dni wykonuje nad i pod nim akrobacje w łóżku, bo to tanie i skuteczne. Tłumaczka Tamara, pracująca jako "zasłona" z mordercą, traktuje chodzenie do łóżka z klientami jako element swojej pracy, oczywiście z uśmiechem konstatuje, że płatny oddzielnie. Ma gdzieś za sobą epizod, w którym po zleceniu za granicą, połączonym z przemocą seksualną, wylądowała w szpitalu na trzy miesiące. Katia jest kochanką mafioza, którego nie kocha, ale który kupił jej mieszkanie oraz daje miesięczną pensję na utrzymanie biednej rodziny.

Warta zapamiętania scena: komisariat hucznie pijący z okazji 14. urodzin drobnego bandyty, któremu dotychczas sąd ze względu na wiek umarzał wszystkie sprawy.

Poza tym jest o tym, że to jest nie w porządku, że umierają młodzi i twórczy ludzie. Czasem czuję dreszcze, kiedy takie przypadki.

Inne tej autorki tu.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 18, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal - Komentarzy: 3


Bez tytułu: 2015-02-15

W wieku 38 lat nie powinno się umierać. Cholernie mi smutno. Dbajcie o siebie.

EDIT: Pojawiły się zaniepokojone pytania, co ze mną. Ze mną w porządku, chociaż smutno. Jutro pogrzeb mojego i TŻ-a dobrego znajomego, nie bardzo chcę o tym pisać, a egzaltować się własnymi przeżyciami w tej sytuacji zwyczajnie nieelegancko.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 15, 2015

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarze wyłączone


Amplituda

O wczesnym poranku -3 na termometrze. Świat nagle pokrył się białym szronem. Na szybie spryskanej płynem nagle wykwitły tęczowe mroźne kwiaty. Słońce, zamglone i niskie, ale wywołujące na mojej twarzy uśmiech szczęśliwego kota, zapewne nieadekwatny do pory i kierunku. Pory, bo poranki - wiadomo - są trudne, zwłaszcza zimą. Kierunku, bo jechałam do sądu i, jak się okazało, zupełnie bez sensu, albowiem nie zostałam wezwana, tylko zawiadomiona, że sąd zatwierdzi sprawozdanie zarządcy mojej niedawno nabytej nieruchomości za rok 2013, więc w okresie mnie nie obejmującym. Wiadomo, every cloud has a silver lining, budynek Sądu w Poznaniu ma przepiękne witraże, dodatkowo wzmocnione słonecznym porankiem oraz scenerię wyglądającą jak z taniej gry komputerowej, renderowanej z jednym źródłem światła i dwiema teksturami.

Jest pewna grupa technik coachingowych, którą uważam za zawracanie głowy. Należy do nich zadanie wyobrażenia sobie wymarzonej pracy, siebie za x lat itp., a potem dokonanie w głowie ćwiczenia pt. "Jak mam dojść do takiego momentu". To jest sytuacja, która sprawia, że mózg mi się zamyka i odmawiam współpracy. U mnie to nie działa i tyle.

Kiedy wracałam, było już +1. Szron się zaczął skraplać, biel zaczęła znikać na korzyść brązu i zgaszonej zieleni roślin. Zatrzymałam się w kilku miejscach, żeby złowić światło, bokeh i resztki porannej mgły. Trochę przemoczyłam pantofle.


(Aleja Wielkopolska / Strzeszyn)

I wtedy zwerbalizowałam sobie, że chcę mieć zawsze czas na to, żeby się zatrzymać i mieć przy sobie narzędzie do utrwalenia chwili. Teraz tylko muszę znaleźć tę listę kroków, która mnie do tego momentu zaprowadzi.

Po południu +6.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 13, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 8