Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Jerzy Edigey - Baba Jaga gubi trop

Uczciwy milioner, ogrodnik-badylarz z Nadarzyna, wyszkolony w Japonii podczas wojny, zgłasza się do samego pułkownika KGMO, ponieważ jest szantażowany i - między innymi - podejrzewa milicjanta z lokalnego posterunku. Milicja lekką ręką wyjmuje 300 tysięcy złotych z rachunku operacyjnego i zastawia na szantażystę pułapkę, angażując w akcję kilkadziesiąt osób (udających m. in. robotników drogowych, nie zajmujących się pracą). I wszystko by się udało, gdyby nie to, że paczkę z pieniędzmi podejmuje... pies (a w zasadzie suka), która następnie zostaje postrzelona przez złoczyńcę.

Kapitan Kowalczyk - 35 lat, "wysoki, zgrabny mężczyzna (...) wśród ciemnych włosów pojawiały się już pierwsze srebrne nitki", szybko nawiązuje nić porozumienia z córką ogrodnika, młodą i piękną Elą, chociaż oczywiście ceni w niej zmysł obserwacji i umiejętność wyciągania wniosków, a nie długie nogi. Dodatkowo bierze pod opiekę sukę owczarka niemieckiego po postrzale, cudem uratowaną i z jej pomocą próbuje odkryć, kto z odwiedzających dom ogrodnika podebrał mu soczysty pieniądz.

Się załatwia: deal z Hortexem (oczywiście na eksport) - czereśnie lecą do Berlina i Sztokholmu, cebula do Ghany.
Się pije: domowe nalewki - wiśniówka, morelówka, berberysówka i tarninówka.
Się karmi psa: zmrożoną na kość wątróbką (za zgodą weterynarza), serdelkami i zupą z pokruszonym chlebem.
Finansowo: mały kalafior - 6 zł (ale drogo!), dniówka w gospodarstwie rolnym - 200 zł, miesięczne pobory milicjanta - ~2500 zł/miesiąc.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 22, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Orson Scott Card - Mówca Umarłych / Ksenocyd

3000 lat po tym, jak ludzkość zgładziła Obcych (i zdążyła tego faktu pożałować), na jednej z planet, nazwanej Lusitania, odkryto inteligentną cywilizację stworzeń, przypominających prosiaczki (chociaż niekoniecznie będące ssakami). Portugalskojęzyczni koloniści muszą najpierw zwalczyć przedziwny wirus, który zabija ich w błyskawicznym tempie, a potem - z nałożeniem absurdalnych ograniczeń (bez pytań, bez pobierania próbek, bez ujawniania przewagi technologicznej, bez odpowiadania na pytania) - spróbować zbadać tubylców. Dziwne rytuały, w których giną badający "prosiaczki" ksenolodzy, poza tym, że stanowią dramat w małej społeczności, przykuwają uwagę kongresu. Oraz Andrew Wiggina, podróżującego z planety na planetę od kilku tysięcy lat pogromcę Robali, aktualnie Mówcę Umarłych.

"Mówca" jest dokładnie taki, jakiego zapamiętałam - rollercoster emocji, podniecenie w przewracaniu kartek, bo już za chwilę wyjaśni się, jakie są motywacje "prosiaczków" - czy da się z nimi pokojowo współżyć, czy jednak grożą ludzkiej cywilizacji. Wiadomo, za drugim czy trzecim razem jest już oczywiste to, do czego badacze dochodzą przez wiele lat na podstawie szczątkowych informacji, ale mimo to i tak kolejne odsłanianie zasłon prawdy przez Endera-Mówcę robi wrażenie.

Trudno mi traktować "Ksenocyd" jako oddzielną książkę, bo podejmuje akcję dokładnie tam, gdzie zostawia czytelnika "Mówca" - Ender ogarnął kwestię "prosiaczków", zadomowił się na Lusitanii, ożenił, adoptował szóstkę dzieci oraz zagnieździł w tajemnicy przed całym światem ocalałą Królową Kopca Robali. I jak już zaczęło być miło, okazało się, że zjadliwy wirus z poprzedniego tomu będzie w stanie wytępić każdą cywilizację i prawdopodobnie jest inteligentny. Na ratunek ludzkości Kongres wysyła flotę uzbrojoną w Małego Doktora - znaną z "Gry Endera" głowicę niszczącą wszystko. Na szczęście Ender ma w zapasie jeszcze jedną nieznaną wcześniej inteligencję - Jane, która żyje w międzygalaktycznej sieci komunikacyjnej i potrafi w sposób niedostrzeżony wpływać na wszystko oraz wsparcie swojej siostry - Valentine, znanej powszechnie jako wpływowy autor esejów, Demostenes. We współpracy z naukowcami z Planety Drogi, gdzie żyją genialni naukowcy, upośledzeni jednak przez dziwną wersję psychozy natręctw, walczą z czasem, żeby pozbawić wirus jego zjadliwości, zanim rozniesie się na całą galaktykę.

Wadą dla mnie jest skupienie się na technicznej stronie cywilizacji - przez pół tomu roztrząsana jest (meta)fizyka filotów - prawie że magicznych mikroelementów, z których składa się cały świat i dodatkowo umożliwiających wszystko, od inteligencji do podróży szybszych niż światło. Pamiętam zmęczenie podczas czytania, kiedy chciałam wiedzieć, co dalej, a zamiast akcji było filozoficzne rozważanie istnienia duszy w oparciu o filoty czy inteligentnego wirusa.

Inne tego autora tutaj.

#67-68

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 20, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, sf-f - Komentarzy: 5


Marcin Wroński - Haiti

W lipcu 1938 podczas otwarcia sezonu wyścigów konnych w boksie czempiona Haiti należącego do samego księcia Czetwęrtyńskiego zostają znalezione zwłoki. Wywiadowca Zielny wpada w końskie łajno, Maciejewskiemu nie dają obejrzeć do końca meczu (Unia-Legia), a Fałniewiczowi śnią się co noc koszmary. Sprawa jest trudna, bo z jednej strony cały czas usiłuje przejąć je wydział wojewódzki, a na Maciejewskiego co chwila wywierana jest presja, żeby zbyt głęboko nie szukał. Śledztwo przeplatane jest migawkami z 1951 roku, kiedy srodze doświadczeni przez system Maciejewski i Fałniewicz żyją sobie na obrzeżach socjalizmu. Maciejewski wprawdzie koni nigdy nie lubił, ale opiekuje się właśnie Haiti, już nie czempionem, tylko nieużytecznym reliktem międzywojnia.

Lubię Wrońskiego za żywy język i żywych bohaterów - liczne opisy libacji, odwiedzin w wychodku czy podglądanie przez Maciejewskiego fertycznej służącej w dezabilu czy kopulujących gołębi na parapecie. Mniej skupiam się na akcji, bardziej na otoczce społecznej; bardzo ładnie oddana.

Inne tego autora tutaj.

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 15, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Terry Pratchett - Kiksy klawiatury

Pójdę na łatwiznę, ale dees napisała wszystko to, co miałam w głowie podczas czytania. Owszem, "Kiksy" to kwity z pralni - przemówienia z różnych okazji, artykuliki prasowe, publicystyka związana z chorobą, słów sporo o konwentach i o drodze czytelnika w dochodzeniu do miejsca, które pozwoliło mu zostać pisarzem - ale kwity napisane z wdziękiem, skromnością i w tonie wyjątkowo przyjacielskim. Oczywiście nie przestaję czekać na książkę fabularną.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 8, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, felietony, 2015 - Komentarzy: 1


Edith Nesbit - Poszukiwacze skarbu, Rodzina Bastablów

Otworzyłam nowego Jo Nesbo i po pół akapitu zapragnęłam lektury miłej, łatwej i przyjemnej. I trafiłam bez pudła. Wprawdzie jedno z pierwszych zdań "Poszukiwaczy" ustawiło mnie do pionu - "jest nas sześcioro, prócz ojca, a nasza mama umarła" - ale to naprawdę urocza wiktoriańska ramotka (wprawdzie bez zwyczajnej u Nesbit magii), pisana z perspektywy 13-latka. Rodzeństwo Bastablów usiłuje na wszelkie sposoby - rozbojem, różnej uczciwości pracą, nauką czy czasem podstępem - zdobyć majątek, żeby pomóc ojcu, który z utrzymaniem owdowiałej rodziny sobie nie radzi. W tle przewija się smutny motyw bankructwa życiowego - srebra rodowe poszły na spłatę długów, ojciec się rozchorował ze stresu, wspólnik go opuścił, podobnie znajomi, ale mimo to zestawienie pomysłowości ośmio-czternastolatków, świeżości odbioru świata i niefiltrowania otoczenia przez pryzmat doświadczenia i dyplomacji daje sympatyczny efekt.

W dwóch tomach młodzież odstrasza włamywacza, zajmuje się wynalazczością, pozwala zakochanemu młodzieńcowi na ukradkowy ślub z bogatą panną, zajmuje się handlem obwoźnym, pozyskuje bogatego wuja, sprzedaje plotki lokalnej prasie, próbuje uzyskać pożyczkę z banku (żydowskiego!) czy przeszukuje dwór pewnego naukowca. Wielokrotnie zaliczają burę od ojca, który jednak niespecjalnie ingeruje w ich wychowanie, ponieważ raczej go nie ma w domu, a jedyną osobą dorosłą jest służąca, która głównie zajmuje się sprzątaniem i posiłkami. Czasem ocierają się o naruszenie prawa, ale zawsze wychodzą obronną ręką, wszak to dzieci.

#63-64

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 7, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, dla-dzieci, panie - Skomentuj


P.D. James - Przedsmak śmierci

W niepozornym kościele w londyńskiej dzielnicy Paddington stara panna i 10-latek znajdują zwłoki byłego premiera oraz bezdomnego. Premier chwilę wcześniej podał się do dymisji, ponieważ doznał olśnienia religijnego, a dwie chwile wcześniej zwierzył się Dalglieshowi, z którym był luźno zaprzyjaźniony, że otrzymał obrzydliwy anonim, sugerujący mu udział w śmierci trzech kobiet. Bogata rodzina od pokoleń, młoda wdowa w ciąży, która męża niespecjalnie kochała (co chociażby sugerował prawie że jawny kochanek), zbuntowana przeciw establishmentowi (a więc ojcu) córka, lojalna służba oraz matka - głowa rodu; wszyscy coś ukrywają w śledztwie. Gorzej, plącze się też afera aborcyjna, prasa i kontrwywiad.

Dalgliesh z jednej strony ciągnie śledztwo tak jak wszystkie poprzednie, z drugiej czuje się jednak nieco zaangażowany osobiście. Dodatkowo na każdym kroku ludzie nazywają go poetą, a on od czterech lat niczego nie napisał i jednak chyba mu to trochę ciąży, więc snuje sobie różne przemyślenia o roli policji, człowieka i poety. Tym razem dość mocno pojawiają się drugoplanowi współpracownicy Dalgliesha, nawet - w przypadku Kate Miskin - stają się pierwszoplanowi. Kate jest pierwszą kobietą w zespole (a mamy bujne lata 80.), natyka się na niechęć, bo kobiety od biedy mogą się zajmować nieletnimi, nawracaniem prostytutek czy pocieszaniem wdów. A nie że wydział zabójstw. Każdą sytuację analizuje więc pod kątem "czy zachowałam się jak profesjonalista, czy jak kobieta", każdą swoją wypowiedź pod adresem kolegów, każdą akcję dokładnie przemyśla. Prywatnie usiłuje żyć samodzielnie, odciąć się od babki-staruszki, która ze wszystkich sił chce, żeby z nią mieszkała kosztem życia prywatnego; finał książki przynosi dość nagłe rozwiązanie tej sytuacji, nie wiem, czy zgodne z duchem książki. Massingham, drugi ze współpracowników, z pochodzenia lord, jest w porównaniu z pochodzącą z "gminu" Kate dość nieokrzesany, rzadko się zastanawia, ale podobnie jak ona usiłuje sobie poukładać stosunki (z akcentem na niezależność) z właśnie owdowiałym ojcem.

Jak na autorkę-kobietę przystało, duży akcent jest postawiony na wygląd poszczególnych postaci dramatu, na wnętrza ich domów, opisane detalicznie i ze szczegółami, czasem niekoniecznie z potrzebą dla akcji.

Inne tej autorki tu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 6, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panie, kryminal, cwa - Skomentuj