Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Po piętnaste - zmiany

Zamiast wiaderka kąpielowego - prysznic, a wiaderko ewoluowało do funkcji stołeczka. Zamiast szczebelkowego łóżeczka - łóżeczko z otwieranym bokiem, pozwalającym na samodzielne wypełzanie (i wpełzanie, i wypełzanie, i wpełzanie...). Dziś zamiast uniwersalnego "tata" już nieśmiałe "mama", jutro trzeba będzie zacząć używać elegantszego "do kroćset" czy "niech to wciórności" zamiast zwykle używanych rzeczowników w funkcjach przecinkowych, bo małe uszka wszystko słyszą, a budzący się intelekt doskonale przetwarza, dzięki czemu nie ma prokrastynacji (bo stwierdzenie "za chwilę odkurzę" oznacza nagłe pojawienie się małego człowieka pod szafą i wywlekanie z łomotem piekielnej machiny). I, od zawsze to sobie wyobrażałam: idę ja, idzie TŻ, a pomiędzy nami drobne kroczki stawia córka, ściskająca nasze dłonie ciepłymi łapkami. I to jest ten kawałek, którego już nie muszę sobie wyobrażać na progu 16. miesiąca razem. Za 3 godziny minie 15 miesięcy.

PS Jak kto zdjęcia, to wiadomo, gdzie pytać.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 25, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 4


Dzień przed dniem wolnym

Tak na przyszłość, bo znowu zapomnę. To nie tak, że wszystko jest zamknięte w niedzielę, bo nie jest. Wszystko prawie jest zamknięte w przeddzień święta, szczególnie jeśli święto przypada zaraz po weekendzie i zdecydowanie nie warto myśleć, że można cokolwiek. I tak 31 października, teoretycznie w zwykłą handlową niedzielę, zabrałam rodzinę na śniadanie w mieście. Potem już tylko plułam sobie w brodę, bo odbijaliśmy się od drzwi do drzwi, a wszystkie były zamknięte, o czym radośnie informowały karteczki, że nieczynne bo. Ale ja nie o tym. Dzięki temu snuciu się po rzadko odwiedzanych rejonach, odkryłam pełną pubów i urokliwych bram uliczkę Nowowiejskiego. W pubach nie bywam, ale poczułam się przez chwilę bardziej obywatelką świata, kiedy pod numerem ósmym, w kamienicy z 1896 roku, odkryłam Honorowy Konsulat Królestwa Niderlandów. Z Wikipedii wynika, że to już trzecia lokalizacja konsulatu - wcześniejsze mieściły się na Gwarnej i na 27. Grudnia.

Rzadko kiedy oryginalne malunki dożywają takiego wieku w dobrym stanie (jasne, na pewno były przemalowane wielokrotnie, ale dobrze świadczy to, że jeszcze je widać). A takich miejsc jest więcej, nie tylko na Nowowiejskiego. Tym bardziej nienawidzę tego, co dzieje się za oknem, bo i ze względu na obleśną pogodę, i ze względu na inne względy, nie mogę z notesikiem, w którym wynotowuję sobie drobne poznańskie secesyjne zabytki, udać się na jedną z wielu mikrowypraw. Na razie pozostaje mi kubek herbaty "Paris", album "Secesja w Poznaniu" i przyjaciel mój, Upsarin.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 24, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 9


Telewizja Polska, czyli Galerianki i Operacja Dunaj

Korzystając z chwilowo odkodowanego C++, obejrzałam kątem oka nawet chętnie. Bo muszę przyznać, że od czasu Testosteronu żałuję każdego wyjścia do kina na polski film.

Operacja "Dunaj" mnie zauroczyła swoim sielskim urokiem - podczas "przyjacielskiej inwazji" w 1968 jeden z polskich czołgów wraz z załogą utknął w małym czeskim miasteczku, albowiem grzmotnął w ścianę kawiarni i tak już został z lufą nieledwie w ladzie chłodniczej. Polscy wojacy natykają się na mur u niechętnej lokalnej ludności, ale ponieważ są młodzi i pełni zapału, a poza tym Polak i Czech w zasadzie niewiele się różnią, nawiązują porozumienie nad barierami. Ładne, ciepłe, dowcipne, chociaż - jak zdążyłam się zorientować po rzucie oka w internetsach - pełne stereotypów i wzajemnych uprzedzeń. Nie przeszkadzało mi to zupełnie, bo film ładnie gadany i taki po czesku refleksyjnie zabawny, bogato okraszony bogatymi polskimi przekleństwami i standardowym zestawem aktorskich pewniaków.

Gorzej mi było na Galeriankach, chociaż uważam, że jak się jest matką małej puchatej córeczki (C ^cashew), to warto zobaczyć. Pal diabli, że rzecz się dzieje w Nibylandzie, o którym każdy myśli, że "to nie dotyczy moich dzieci", istotne jest, że pokazuje palcem parę ważnych zjawisk związanych z dorastaniem: inicjację seksualną, silną i paskudną presję bycia popularnym i takim jak przyjaciółka, wyśmiewanie innych, szkolny mobbing i nieumiejętność porozumienia między dzieckiem a rodzicem. W świecie, gdzie pół szkoły może wyśmiać za stary model komórki, gdzie jest prawie że kastowość, a zewnętrzne oznaki statusu są najważniejsze, już trochę za późno na próby wyrabiania w 13-14-latce poczucia własnej wartości czy walki z jej niską samooceną, którą poprawia własnymi kiepskimi metodami. Film jest przejaskrawiony, fabuła się nieco rozłazi, ale pokazuje, że nie będzie łatwo za te kilkanaście lat.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 23, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Metodą Helen Doron

Pan spotkany w sklepie poinformował mnie, że jego córka (22 miesiące) chodzi na angielski metodą wspomnianej pani[1], zostawiając mnie ze sporym #wtf, jaki jest sens[2] wydawać pieniądze na naukę obcego języka dziecka, które w zasadzie jeszcze nie mówi w jakimkolwiek.

[1] Najbardziej fascynujące w tym jest to, że pamiętam z lektury któregoś z Magazynów Polski, że pani wsławiła się też tym, że ma dziecko z banku nasienia i celowała w losowego noblistę.

[2] Wiem, czytałam w Wikipedii. 9 lat nauki, tak.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 23, 2010

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 8


Chris Ewan - Dobrego złodzieja przewodnik po Paryżu

Jak pierwszy tom mnie dość miło przeprowadził przez wąskie uliczki nad kanałami, tak ten mnie dość znudził (rozwlekłą i chaotyczną akcją) oraz zniesmaczył (szczegółowymi opisami zażycia środka na przeczyszczenie, litości, to ma być książka z serii "Kryminał z klasą"). Pisarz Charlie Howard podpisuje swoją książkę o amsterdamskiej kradzieży w małej paryskiej księgarence, a po spotkaniu zostaje poproszony o "testowe" włamanie się do mieszkania jednego ze słuchaczy. Oczywiście, jak się łatwo domyślić, włamanie nie jest testowe (a przynajmniej testuje nie to, o czym pisarz myślał), a Charlie nagle trafia w sam środek gangu kradnącego dzieła sztuki. I tak sobie krąży po Paryżu, spotykając się z różnymi osobami - swoim paserem, agentką literacką, która po paru latach współpracy nagle orientuje się, że jej podopieczny nie jest muskularnym modelem ze skrzydełka obwoluty (niech żyje stockphoto), tylko starszym panem z artretyzmem, pracownikami księgarni, pracownikami firmy ubezpieczeniowej, żeby odkryć, kto zabił malarkę, której zwłoki ktoś zdeponował w jego mieszkaniu.

Jedną z zabawniejszych w książce rzeczy jest mini słowniczek na końcu, gdzie można się dowiedzieć na przykład, jak po francusku powiedzieć: "Czy mógłby pan podać mi numer najbliższego pasera" bądź "Pani się myli. Kiedy przyszedłem, drzwi były otwarte" czy "jednorazowe rękawiczki z lateksu" i "wytrychy, sondy, grabki i śrubokręty". Reszta - słaba.

Inne tego autora.

#43

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 21, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, 2010 - Komentarzy: 3


Here kitty kitty

Ciężko dostać ładnego miękkiego kotka. O pieska łatwo, o misia - wiadomo, ba, nawet idzie znaleźć fantastyczną ośmiornicę. Okazuje się, że śliczne kotki (w dodatku w paski!) robi firma MUJI, a ciocia I. przywozi takiego kotka Majowi.

(W zasadzie to Maj ma za dużo pluszaków, może by dała jednego mi? Hm.)

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Przydasie, Fotografia+ - Komentarzy: 5


Jaroslav Rudis - Niebo pod Berlinem

Czeski duch w berlińskim metrze. Nauczyciel Petr rzuca pracę, żonę i dziecko, po czym ucieka do Berlina, gdzie gra w punkowej kapeli dla idei i sławy, a dla pieniędzy na peronach "ubany". Książka to zbiór historii o związku Petra z Niemką Katrin, o jego przyjacielu lubiącym słowiańskie dziewczęta, o basiście Atomie i w największej mierze o berlińskim metrze, samobójcach, zamkniętych stacjach i okresie, kiedy na górze stał Mur Berliński, a na dole obie strony patrzyły na siebie z okien wagonów i peronów. Klimatycznie trochę przypomina połączenie "Guzikowców" Zelenki i węgierskich "Kontrolerów", ale z silnym poczuciem, że to kawałek czyjej biografii, pełen niedopowiedzeń i onirycznych zdarzeń. Sama książka ma dziwny format - komiksowo poziomy, a historie przeplatane są czarno-białymi montażami zdjęć. Dla mnie poza gładką, leniwą lekturą to pomysł na kilka następnych rzeczy do obejrzenia podczas wizyt w Berlinie.

Inne tego autora:

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 20, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 7


John Castle, Arthur Hailey - 714 wzywa pomocy

Jestem wielką fanką latania i lotnisk, zwłaszcza teraz - w erze rozbuchanej elektroniki, komputerów i planowania za pomocą zaawansowanego oprogramowania. Kontrast widać, jak się wyciągnie książkę z lat 70., gdzie oparciem w locie i nawigacji jest radio, radar i wskazania przyrządów. Na pokład czarterowego lotu Winnipeg-Vancouver wsiadają kibice, i kilka przypadkowych osób, które spóźniły się na inne loty. Jest mgła uniemożliwiająca lądowanie gdzie indziej niż docelowo, ryba nieświeża, która uderza w ryc^W^W^Wkładzie pokotem część pasażerów, a potem obu pilotów, więc na polu bitwy zostaje stewardesa oraz wyłuskani z pasażerów lekarz oraz pilot myśliwców z czasów wojny. Lekarz ratuje wymiotujące ofiary, pilot w locie uczy się obsługi czterosilnikowca, stewardesa stanowi pierwiastek żeński, obsługa naziemna walczy z prasą szukającą sensacji, organizuje pilota, który zdalnie będzie potrafił pomóc wylądować oraz szykuje plan B (wodowanie) czy C (zbieranie resztek z płyty lotniska).

Nie jest to ewidentnie lektura do samolotu, ale i też słabo się czyta w ciąży, jak się walczy z problemami gastrycznymi (bo zaczęłam czytać ponad rok temu, ale nie dałam rady). A warto, bo naprawdę zgrabnie jest zarysowana fabuła, bez cukierkowego "w zasadzie to nawet małpa posadzona za sterami da radę". Wady też są - słabawe tłumaczenie z regionalizmami i dziwną manierą tłumaczenia imion, dzięki której Vancouver nagle zaludniają Jurki i Pawły, przy jednoczesnym pozostawieniu Janet czy Harry'ego. I długość - książka urywa się nagle, po zakończeniu akcji właściwej. A szkoda, bo parę wątków można by pociągnąć, chociaż na kilka stron.

#41

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 19, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, kryminal, panowie - Skomentuj


Podejście pierwsze, uwalone

Po prawie 2h czekania, bo byłam ostatnią osobą, którą wzięli, przejechałam raz łuk, instruktor oświadczył, że najechałam na linię, a przy drugim podejściu do łuku zatrzymałam się za wcześnie i wystawałam 20 cm. I to by było na tyle.

Zirytowała mnie niania. Ja wiem, że jakby dziewczyna była błyskotliwa, to by nie dorabiała u mnie i nie pracowała na zastępstwie w szkole. Ale jak proszę, żeby była na 11 i wzięła na mój koszt taksówkę, żeby zdążyć, to niech będzie, a nie że o 11:15 wysyła sms-a "Zuza, zamów sobie taksówkę już, będę za 10 minut", po czym post factum oświadczała radośnie, że nie brała taksówki, bo myślała, że zdąży. Jakbym nie poprosiła TŻ, żeby został i na nią poczekał, nie dojechałabym na egzamin, bo Lechicka była zawalona korkami i z uczynnym taksówkarzem kluczącym po osiedlach byłam 10 minut przed. Jakbym wyjechała kwadrans później, mogłabym polizać szybę. Dodatkowo próbowała wmusić w dziecko zimny słoiczek obiadowy ("Ale Maja nie chciała"; ja też bym nie chciała jeść zimnej zupy, kurcze) mimo wyjaśnień, gdzie znajdzie naczynia do podgrzania (jak wychodziłam, jeszcze się zmywały, nie mogłam obkleić post-itami, po powrocie zastałam wyjętą wielką patelnię do grillowania, ratunku). Dzisiaj powtarzałam sobie trochę jak mantrę "ale Majut ją lubi i wygląda na zaopiekowanego".

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 19, 2010

Link permanentny - Kategorie: Moje prawo jazdy, Maja - Komentarzy: 13 - Poziom: 3


Tremitko

Mam grypę. A jutro egzamin. Nie wychodźcie o 12.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 18, 2010

Link permanentny - Kategoria: Moje prawo jazdy - Komentarze wyłączone - Poziom: 3