Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Tytułowa Aleja Narodowa to miejsce rozpoczęcia Aksamitnej Rewolucji w 1989 roku, hasło oczywiste dla każdego Czecha, podobnie jak u nas Stocznia Gdańska. Byli tam wszyscy Prażanie, był tam Vandam, który nie przeskoczył przez płot, ale wymierzył słynny pierwszy (i zaraz po nim drugi) cios. Jakbym miała porównać pierwsze wrażenie, to jest to czeska Wojna polsko-ruska, tyle że cała walka odbywa się w głowie narratora, który - po latach od wydarzeń, samotny, odcięty od syna i żony, unikający brata - krąży po swoim osiedlu z widokiem na las, jest stałym bywalcem baru “Północnego” i nikomu nie zrobi krzywdy, chyba że musi udzielić “lekcji o życiu”, to wtedy tak. Nikogo nie nienawidzi, ani Niemców, ani Polaków, ani Czarnych, ani Czechów, pod warunkiem, że nie robią dymu. Jego życie jednak nie do końca poszło w dobrym kierunku (patrz odseparowana żona, syn i brat), może dlatego, że - jak ojciec, który zniszczony rakiem popełnił samobójstwo, czy jak matka, która coraz bardziej odklejona od rzeczywistości, odeszła do lasu - nie umiał sobie poradzić ze swoim dziedzictwem rzymskiego legionisty. Finał krótkiej nowelki jest nagły i zmienia zupełnie wymowę całości, zwłaszcza kiedy narrator zaczyna analizować, po której stronie niepokojów w Alei był i czy jego udział w walce był patriotyzmem.
Inne tego autora tutaj.
#132