Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jeffery Deaver - Śpiąca laleczka

Książka w sam raz na wycieczkę do Kalifornii, bo tam się dzieje. Z więzienia ucieka przywódca sekty, która kilka lat temu zamordowała znanego producenta oprogramowania i jego rodzinę. Przeżyła tylko ukryta wśród zabawek najmłodsza córka. Agentka Kathryn Dance wraz z dziennikarzem usiłującym napisać książkę o masakrze rozpoczyna śledztwo. Oczywiście, jak to u Deavera, przestępca stanowi zagrożenie dla najbliższych agentki oraz, jak to u Deavera, złapanie przestępcy wcale nie kończy całej sprawy.

Zabawne amerykańskie smaczki - stare dystrybutory benzyny z dwoma miejscami na cenę z czasów, kiedy nikt nie przypuszczał, że cena za galon może być wyższa niż $1, promenada w Santa Cruz z wesołym miasteczkiem i fokami, restauracje, w których jadłam. To ten specjalny rodzaj lubienia książki przez to, że znam realia, w których dzieje się książka.

Inne tego autora tutaj.

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 2, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panowie - Skomentuj


Peter Mayle, Gerard Auzet - Wyznania francuskiego piekarza

^Kender kindof namówił mnie na nową notkę kulinarną. A ponieważ jestem sprytna, to zamiast pisać dwie notki - o jedzeniu i o książkach, zrobię jedną na dwa blogi.

Jak już wspominałam niejednokrotnie, jestem leniwa. Zwłaszcza jestem leniwa w kwestiach ciasta drożdżowego. Dlatego piekę chleb tylko dlatego, że mam maszynę, która za mnie wszystko robi. Przepis jest do bólu prosty:

  • 500 g mąki (lub gotowej mieszanki do chleba)
  • 250-300 ml wody (zależy, jaka mąka)
  • 15-20 g świeżych drożdży
  • odrobina soli
  • dodatki do wyboru: czosnek, prażona cebula, kminek zmieszany z kuminem, świeże zioła...

W sklepach można znaleźć bardzo drogie (zwykle eko) mieszanki do pieczenia chleba, można też znaleźć i takie, które kosztują tyle, co ciut lepsza mąka. W polskim Real,-u znalazłam bardzo zacny chleb cebulowy, w Piotrze i Pawle - litewski miodowy, z niemieckiego Reala przywiozłam koło 10 różnych mieszanek jasnych i ciemnych. Jak ktoś jest mniej leniwy, może po zagnieceniu ciasta wyjąć je z pojemnika maszyny i upiec w piekarniku - zamiast nudnego prostokątnego chlebka z nijaką skórką z maszyny da się zrobić bułki, okrągłe bochenki i inne cuda.

"Wyznania francuskiego piekarza" to w zasadzie reklamowa broszurka z historią małej piekarni w Cavaillon oraz z przepisami na chleb. Broszurka objętościowo, bo książeczka bardzo ładnie wydana, z obwolutą i w twardej oprawie. Kilka bazowych przepisów (na szczęście są również uczciwe jednostki miary), sporo modyfikacji dodatkami, ale niewiele więcej. Niepotrzebnie powtarzane są kilka razy prawie całe przepisy, różnią się drobiazgami. Sympatyczny mały prezent dla kogoś, kto lubi pieczywo i Mayle'a.

Dziś upiekłam chlebek czosnkowy według przepisu z książeczki: maszyna wymieszała wodę, mąkę (niemiecką mieszankę na Krustenbrot), drożdże, a przed ostatnim mieszaniem dodałam pokrojony w drobną kostkę czosnek, opanierowany w małej ilości mąki. Po upieczeniu czosnku nie czuć, ale daje bardzo miły posmak.

Inne tego autora tu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 31, 2008

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Logika

P. (inny P.) opowiada: Dzwoni kolega, pyta się: "W pracy jesteś?". Po czym sam sobie odpowiada: "Jasne, przecież w domu byś nie ziewał".

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 29, 2008

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


O szyby deszcz dzwoni


... deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

To jeden z piękniejszych dźwięków poranka, kiedy za oknem słyszę krople stukające w szybę. Szaro, mgliście, małe koty mruczą, duży kot trzyma mnie miękką łapą, żebym sobie nie poszła. I mogłoby tak być codziennie, oczywiście pod warunkiem, że nie musiałabym iść do pracy (ilu z Was po pierwszym zdaniu zadało sobie pytanie, czy łykam prozak?). Bardzo lubię, kiedy pada, oczywiście jeśli wychodzenie z domu oznacza tylko wyjście na pobliski (note to self: mieć pobliski) ryneczek w celu dokonania zakupów na śniadanie, podczas gdy w domu czeka pachnąca kawa (note to self: mieć miejsce na ekspres do kawy).

Amsterdamskie ryneczki to z jednej strony folklor (nie wiedziałam, że Holendrzy mają odpowiedniki swoich Heimat Melodie i dobrze mi z tą niewiedzą było) , z drugiej strony - jeden z fajniejszych widoków świata. Stoiska z serami, owoce poukładane w stosiki (porzeczki i agrest jesienią? ależ proszę bardzo, zaraz obok kasztanów), mnóstwo pachnącego chleba (tak, poza Polską nie ma pieczywa), wędliny za szybką, podręczny blacik do pieczenia naleśników i kwiaty. Kwiaty SĄ MIŁE. Poza tym - jak to na ryneczku - starocie, odzież w stylu etnicznym i vintage, a zaraz obok Noorderkerk, plac zabaw i cukiernia Winkel z tartą jabłkową.

GALERIA ZDJĘĆ

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 29, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 4


Z kuchni

W niedzielę padało (google przepowiedziało, że w sobotę słońce, a w niedzielę mżawa/deszcz i rację miało). Przed rekreacyjną (bo po sobotnim skakaniu z kanału na kanał nogi bolą, kondycja jednak nie ta) wizytą w Instytucie Techniki NEMO[1] poszliśmy na śniadanie na Westerstraat. To, że w Amsterdamie mają obłędną kawę, to wiadomo. Ale oprócz kawy mają też obłędne kanapki - ciężko wybrać, kiedy jest łosoś z twarożkiem, sałatka tuńczykowa, Old Amsterdam i inne dobra. Dlatego zdecydowałam się na inne dobra: częściowo roztopiony kozi ser (na brzegach płynny, a w środku krucho-twarożkowy), ciemna zgrillowana bułka, orzechy włoskie i miód.

Obok kawiarenki była pizzeria, zamknięta jeszcze w niedzielny poranek. Na stole siedział i spał (jednocześnie, koty umieją) piękny szaro-biały kot. Na widok dziwolągów za szybą się ożwawił i stwierdził, że będzie rozkoszny i chce się z nami podotykać. Nie przeszkadzała mu w tym szyba. Nam trochę tak, bo kota się nie da głaskać przez szybę.

[1] NEMO to budynek w kształcie łodzi koło Centraal Station. W środku poza wrzeszczącym holenderskim przychówkiem w liczbie milion znajduje się instytut naukowy, pokazujący w jedynie słuszny, bo przez doświadczenia, jak działa świat. Skąd się biorą bańki mydlane (i czy można zrobić takie duże, żeby w środku zmieścił się człowiek [2]), co to siła odśrodkowa, czy można zrobić z wody prąd, skąd się biorą dzieci (o, holenderski przychówek jest naprawdę dobrze wyedukowany) i czy myszy legną się ze zgniłych liściów[3]. Więc ja się pytam - czemu tak nie można w polskiej szkole? Czemu nie można pokazać procesu łańcuchowego (i dać wersji demo Incredible Machines)? Czemu nie uczyć ekologii i fizyki?

[2] Można, po części też, że człowiek był mały.

[3] Nie. Od czasów Sapkowskiego okazało się, że jednak potrzebne są myszy i myszowe.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 27, 2008

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 10


Wesołe miasto Amsterdam

W czasach, kiedy eri umieszczała częściej kartonki, bardzo ujął mnie ten [http://eri.blox.pl/2008/04/W-byciu-zabawnym-nie-ma-nic-zabawnego.html - link nieaktywny]. To chyba jeden ze smutniejszych momentów w życiu bloggera, kiedy się okazuje, że zamiast błysnąć anegdotką wśród znajomych, kisi ją w celu przemycenia w notce na bloga. Notka powstaje, 5 osób na krzyż przeczyta, a biedny blogger już nie sprzedaje anegdotki ponownie, bo nie lubi się powtarzać. I tak, o. Dlatego dzisiaj sprzedam przemyślenie TŻ, który bloga nie (a szkoda, bo on z tych bardziej błyskotliwych). Idziemy sobie wczoraj na plac Lejdejski na kolację (steki! steki! steki!), wyciągam mapę, żeby ustalić, którędy. "To teraz spod Noorderkerku Herengrachtem, przy pomniku Homoseksualisty[1] skręcamy w stronę Magna Plazy...". I jakoś tak dotarło, że większość miejsc, które wybieramy, do których jeździmy i w których jest fajnie, to miasta określane jako gay-friendly: Frankfurt, Berlin, Budapeszt, San Francisco i wreszcie Amsterdam. I tak naprawdę żadne z nas nie wiedziało, czy ta fajność i sympatyczność tych miejsc to efekt powyższego czy przyczyna.

[1] A Pomnika Homoseksualisty, przyznam, nie zrozumiałam. I gdyby nie tablica, bym nie znalazła. Spodziewałam się jakiegoś frywolnego posągu figuralnego z dwoma niedwuznacznie upozowanymi panami, a tu zamiast tego granitowy trójkąt. Udało mi się za to wzbudzić zainteresowanie w przepływających barką turystach, bo próbowałam zrobić zdjęcie pobliskiego mostu, kładąc aparat na kamieniach pomnika i próbując spojrzeć przez wizjer (a że musiałam się przy tym prawie położyć? Cóż).

GALERIA ZDJĘĆ

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 26, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 4


Terry Pratchett - Piekło pocztowe

Pisałam już przy okazji lektury oryginału i powtórzę - to bardzo dobra książka jest. O geekach, o Internecie, o całej sieciowej mitologii i zasadach. A jednocześnie o prowadzeniu biznesu, polityce, wolnej prasie i znaczeniu tego, kto jest na głównej stronie Azety. O tym, jak się blefuje i że zawsze jest wyjście z każdej sytuacji. O ironio, jest też o poczcie, która jest opoką Ankh Morpork. Może dlatego, że opiera się na golemach, którym nie straszne byłyby euro-skrzynki, druki bezadresowe i polecone za potwierdzeniem odbioru.

Inne tego autora tutaj.

#45

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 21, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, panowie, sf-f - Komentarzy: 2


Zaorać Pocztę Polską

Mam dwa awiza (jedno zgaduję, że od Iss, drugie od A. albo z brytyjskiego sklepiku). Stoi na nich, że przesyłki mogę odebrać między 9 rano a 18. Pracuję od 9:30 do 17:30. Jadę rano na pocztę - o 9:05 na 4 okienka czynne jest jedno, przede mną czeka już 6 osób, z czego dwie z workami przesyłek do wysłania. Serdecznie życzę instytucji Poczty Polskiej, żeby ją obesrało, zwłaszcza że nie mam opcji przekazania moich listów na inną pocztę w okolicy, czynną w sensowniejszych godzinach.

PS Czy wspominałam, że podczas wakacji urząd PP w Suchym Lesie był czynny od 11 do 18, a w soboty wcale?

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 21, 2008

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 23


Zupełnie bez sensu / ale się rymuje

Czemu jest tak, że fajna rzecz automatycznie oznacza, że potem będzie cała seria rzeczy niefajnych? Czemu po kolorowej, pachnącej śliwkami, jabłkami i suchymi liśćmi jesieni jest ta jesień niewłaściwa, podczas której jest szaro, buro i ponuro? A potem ta niewłaściwa zima, z błotem, zimnem i brudnoszarym światem? A potem znowu ta niewłaściwa wiosna, kiedy jeszcze nie jest zielono, a szaro i smętnie?

Wcale nie muszę mieć tych syfiastych pór roku, żeby docenić to, że teraz jest tak, jak powinno. Nie muszę mieć coraz krótszego dnia, bo i tak nie oznacza to, że mogę dłużej spać, więcej jeść i mniej wychodzić z domu. Po co mam kupować nowe pantofelki z jagodowego zamszu, skoro niedługo każde wyjście będzie oznaczać ubłocenie się po kolana? Argh. Jesienio-zimo-wiosną powinna być przerwa kondycyjna dla słabszych na umyśle i bez ambicji. Takich jak ja.

Czytam. Zapominam, co czytam. Oglądam. Zapominam, co oglądam. Słucham. Piosenka chodzi za mną cały dzień. W weekend robię zdjęcia kotom, żeby starczyły mi na cały tydzień. Piekę chleb, ale na tyle duży, żeby zostało coś do następnego weekendu. Byłoby łatwiej, jakby w środku tygodnia był obowiązkowy dzień wolny. Co tydzień.

I chryzantemy dla każdego. Kolejny kwiat po kaliach, który dostał etykietkę cmentarnego.

Kończy się piosenka / śniegu nie ma prawie / Pisać głupie teksty / nawet ja potrafię! (Władek Sikora)

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 20, 2008

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 10


Kosher-way po poznańsku

Wprawdzie w menu jest boczek, a zupa czosnkowa miała w środku szynkę (nie upieram się, że nie drobiową, ale...), "Cymes" na Woźnej to bardzo dobra restauracja. Może i maca z tzatzikami czy hiszpańskie różowe wino to nie jest bardzo żydowskie, ale patrz poprzednie zdanie. Knajpka malutka, na kilka stolików, bardzo dobra obsługa i ciekawy wystrój. Ceny okołorynkowe.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 19, 2008

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2