Więcej o
panowie
Z pewnym wstydem wyznam, że wcale nieduży tomik przeczytałam dopiero za trzecim podejściem; możliwe, że znęcona tytułem zaczęłam go czytać w 2015, kiedy przenosiłam się z Suchego Lasu na Dębiec, nie wypieram się. A warto, bo to zgrabne historie o przeprowadzce w nieco szerszym sensie - o Niemcach, którzy mieszkali przed i w czasie i po wojnie w okolicach Gdańska. O zmianach w ich życiu, rzeczach, które zostawili, a ich aktualni właściciele mają poczucie, że i tak po nie wrócą, więc nie należą do nich. Różne opowieści, różne narracje - wyprawa w poszukiwaniu stołu, który zastąpi kiwający się poniemiecki; Frau Hoffmann, złośliwie zwana dziedziczką, grająca na pianinie w rozgrabionej przez kwaterunek willi i matka, nienawidząca każdej nuty “niemieckiej muzyki”; wyrzucony ze stoczni inżynier, szukający z synem ślimaków, żeby zarobić na życie; wizyta dziadka, który dla odmiany przyleciał samolotem; wreszcie wyprawa na narty z wujem Henrykiem i zagubiona w czasie i przestrzeni wioska, gdzie konflikty rozwiązywała walka kogutów. Zapach, kolor, światło - to wszystko Huelle umie wtłoczyć w litery, nawet jeśli opisuje tylko drobny epizod większej historii.
Inne tego autora tu.
#99
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 5, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
Andrzej K. Bogusławski - Sprawa, której nie było #77
Spis osób:
- Józef Meier, ps. Szef - antykwariusz, łysawy staruszek
- Edward Molenda, ps. Mały - potężny osiłek o twarzy dziecka
- Zbigniew Targowski, ps. Gładki - szczupły mężczyzna o pustych oczach, niegdyś aktor
- kapitan Zakrzeński - 10 lat po ślubie, a z żoną nie dorobili się dziecka
- pułkownik Wilk - siwe włosy i zadziwiająco młoda twarz, co prowokuje do nieregulaminowych poufałości
- porucznik Staszek Knapik - powolny, ale pracowity i niesamowicie dokładny
- sierżant Walny - wszelkie formalności są mu obce, zwłaszcza podczas akcji
- plutonowy Golik - patroluje pod ambasadami
- Mariola Załęska - studentka anglistyki, 170 cm, długie jasne włosy
- Jerzy Cielecki - denat spod lodu, przeciętniak, ale taki miły i dobry człowiek
- inżynier Władysław Huziński - delegowany pracownik centrali Handlu Zagranicznego, wiecznie zaaferowany
- Leokadia Góralczyk - ajentka kawiarni “Stokrotka”, przyszywana ciocia Marioli
- docent Tołłoczko - opiekun roku Załęskiej
- Żelazkowa - można u niej niekrępująco przenocować i kupić pół litra
- Jan Dudziński[1] - podobno dyrektor kombinatu przemysłowego, współpasażer Marioli na statku z Londynu[2]
- Irena - straumatyzowana ofiara napaści[3]
- Ewa Małkowska - również ofiara napaści
- Franek - szczupły niepozorny blondynek, wywiadowca
- Amelia Kołodziej - głuchoniema i upośledzona siostrzenica sąsiadki Molendów
- sierżant Barbara - wygląda na licealistkę, ale fachowo zajmuje się ochroną świadków
Kapitan Zakrzeński łączy ze sobą dwie niezwiązane spray - denatkę w śniegu (umarła na atak serca, ale wcześniej ktoś ją chciał udusić) i denata spod lodu (z dziwną karteczką zaciśniętą w dłoni). Połączenie jest nieco karkołomne - przy obu ofiarach znaleziono plastik[4], ale szef się zgadza. Po ponad roku od śmierci mężczyzny zgłasza się studentka anglistyki, Mariola, twierdząc, że to jej były chłopak. Dzięki temu śledztwo rusza, odkrywając przemyt i demonicznego zbrodniarza[5], który nie waha się użyć ograniczonego intelektualnie chłopaka do mordowania niewygodnych świadków.
Się jeździ: do Londynu, ale nie warto: ”Wielkie mecyje ten cały Londyn. Jak nie strajk poczty, kolei czy prasy, to zamachy bombowe”.
Gender na co dzień:
[Sąsiedzi nic nie słyszeli, bo w telewizji był angielski serial historyczny o Henryku VIII].
A kobiety?
Nie wszystkie mają czas na telewizję, nawet wieczorem.
[1] Ale tak naprawdę Teofil Myrdal (sic!), skromny urzędnik w instytucji powiatowej.
[2] Ach, te podróże. Mariola wraca z Londynu do Gdyni statkiem, a jeden ze świadków będzie już za tydzień, bo właśnie zaokrętował się na statek PLO.
[3]
… Nim zdążyłam się odwrócić, chwycił mnie obiema dłońmi od tyłu…
- Za gardło? - Knapik starał się wyobrazić sobie opisywaną scenę.
- Nie. Za biust. Aż do bólu - wyjaśniła spokojnie. (...) Nie zgłaszałam, bo to było straszne przeżycie, wstydziłam się.
[4] Bawiąc-uczyć: co to jest metakrylan metylu (pleksiglas).
[5] Zlecający zbrodnie okazuje się być oczywiście ukrywającym się od wojny Niemcem.
Aleksander Mag - Podwójna gra #78
Spis osób:
- Kapitan SB - anonimowy, ale zaangażowany
- Szaman, Wilk, Cichy, Rogacz, Orkan, Halny, Korek, Łasica, Kuna, Sokół, Jeleń, Roland, Kmicic, Wilk, Synek - członkowie Podziemnej Armii Niepodległościowców, absolutnie pozbawieni cech indywidualnych
- Szarotka - niebieskooka, piękna dziewczyna, o dwu wspaniałych, jasnych warkoczach, była flama Łuki
- Janosik, Orlik, Mańkut, Urban - licealiści zwerbowani do Armii
- Stanisław “Ewir” - dowódca Armii, jego pochwała znaczy wiele, tyle że to psychopata
- Łuka - zwany “Dynią” kolega kapitana, poproszony o przeszpiegi w Armii
- Jędrek - szemrany gość, załatwia panienki i dolary
- komendant - słowacki milicjant z Preszowa
- Janko, Martin - preszowscy przedstawiciele władzy
- Karol - słowacki łącznik z Armią
- Małej - SB
1948. “Podziemna Armia Niepodległościowców”, w dużej mierze zbudowana z byłych wojskowych (ale werbują i licealistów), zbiera fundusze za pomocą napadów i morderstw; tu oskubią sklep, tam punkt skupu. Wszystko to oczywiście w imię walki z bolszewikami i odbudowy Prawdziwego Państwa Polskiego. Kapitan SB namawia kolegę z wojska, Łukę, na przyłączenie się do bandy “Ewira”, którego Łuka znał w czasie wojny, żeby rozbić bandę od środka. Po początkowych wahaniach, Łuka zgadza się, obserwując bandytyzm podczas napadów Armii, tym bardziej, że łączniczką z Armią okazuje się jego była miłość[1] i sprawa jest osobista. Udaje się mu namówić “Ewira” na transfer na Zachód przez Słowację (która wtedy nie istniała), co jest pieczołowicie przygotowane przez współpracujących milicjantów z obu krajów. Jest i podstawiony przewodnik, zaprawione środkiem nasennym piwo w “bezpiecznym” zajeździe, wreszcie niby liniowy autobus, wiozący robotników leśnych. Na końcu dramatyczny finał z wieloma wystrzałami.
[1] Co jest o tyle dziwne, że Szarotka ma podobno 18 lat, więc kilka lat wcześniej Łuka się chyba angażował z nieletnią.
Inne z tego cyklu tutaj.
#98 (przeczytałam też po raz kolejny EW076)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 4, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, kryminał, panowie, prl
- Komentarzy: 3
Tracę powoli serce do Fabla i jego hamburskiej ekipy. Rozumiem, że idea seryjnego mordercy jest nośna, ale autor chyba stawia sobie za cel zbudowanie tak absurdalnych sytuacji, że zwyczajnie lektura z ciekawej (“czemu to zrobił i jak go znaleźć”) staje się męcząca (“zawsze krok przed policją, cudownie o wszystkim wie i tylko z powodu widzimisię nie zabija wszystkich detektywów, a mógłby”). Trochę nie ma sensu, bo siada osadzenie w realności.
”Zmartwychwstały” to mściciel, który morduje kolejno członków ugrupowania terrorystycznego z lat 70. (czasy Frakcji Czerwonej Armii), którzy po latach osiedli w dobrobycie i zapomnieli o ideałach. Żeby było egzotyczniej, farbuje swoim ofiarom włosy na rudo i je skalpuje, zanim delikwentów zabije; śledztwo utrudnia fakt, że poza celowo pozostawionym naturalnie rudym 30-letnim włosem miejsca zbrodni są czyste. W tle przewija się wątek reinkarnacji, również modnej w bardziej ezoterycznych latach 70. Sprawa dotyka Fabla i członków jego zespołu osobiście - morderca do niego dzwoni z ostrzeżeniem, zostawia pod samochodem bombę, wreszcie włamuje się do mieszkania Fabla i zostawia skalp jednej z ofiar na szybie. W finale okazuje się, że moebqavnemrz olł grpuavx, onqnwąpl zvrwfpn moebqav, pułbcnx wrqarw m pmłbaxvń mrfcbłh Snoyn. Zbeqbjnł, ob cemrq yngl olł śjvnqxvrz, wnx wrtb bwpvrp mtvaął cbqpmnf cbyvplwarw bołnjl, mqenqmbal cemrm erfmgę fjbwrw betnavmnpwv. Qbqngxbjb hjnżn, żr wrfg wrqabpmrśavr vaxneanpwą ceruvfgbelpmartb jbwbjavxn v fjbwrtb bwpn. Nie dziwmy się więc, że jedna z policjantek ląduje w szpitalu psychiatrycznym, a Fabel chce zrezygnować z pracy w policji.
W “Mistrzu karnawału” akcja przenosi się do Kolonii, gdzie w karnawale grasuje morderca, wycinający swoim ofiarom kawałek mięsa z pośladka (z sugestią, że podnieca go zjadanie ludzkiego mięsa[1]). Fabel wprawdzie składa wymówienie, ale oczywiście podejmuje wyzwanie pracy w federalnym oddziale eksperckim, badającym seryjne zbrodnie; nie cieszy to jego partnerki, psycholożki Susanne, która widzi, że zdrowie psychiczne Fabla podupada. W drugim wątku wraca sprawa z pierwszego tomu - policjantka Maria ciągle cierpi z powodu traumy spotkania z psychopatycznym ukraińskim mafiozem Witrenką, podejmuje więc prywatne śledztwo również w Kolonii, bo tam przeniosła się z Monachium ukraińska mafia (ogólnie Ukraina raczej nie jest sportretowana pochlebnie u Russella). Żeby wszystko zagmatwać, narracja jest wielowątkowa - śledztwa Fabla i Marii przerywane są wątkami kulturystki Andrei (z mroczną przeszłością), kucharza Ansgara i patologa Olivera (obaj marzą o ludzkim mięsie), wprowadzony zostaje też pułkownik Buslenko, który ma zabić w tajnej misji na zlecenie rządu Witrenkę oraz opublikowane są fragmenty pamiętników karnawałowego klauna, mordującego kobiety. Wątek ekipy Specnazu, do której dołącza Maria, jest w założeniu zaskakujący, niestety domyśliłam się od razu, jak skończy się konfrontacja Buslenki z Witrenką: mvrybabbxv Ohfyraxb gb bpmljvśpvr Jvgeraxb cb bcrenpwv cynfglpmarw, cenjqmvjl Ohfyraxb mbfgnł mnzbeqbjnal an Hxenvavr; pnłn znpuvanpwn wrfg fmlgn gnx teholzv avćzv, żr cemrqfmxbynx ol fvę mbevragbjnł.
Bawiąc-uczyć: Wielki Głód na Ukrainie oraz wgląd we współczesny kanibalizm.
[1] Już pomijając wszelkie tabu, serio trzeba zabijać kilka kobiet dla pół kilo polędwicy z każdej, zostawiając resztę na zmarnowanie?
Inne tego autora tutaj.
#95/#96
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 31, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, kryminał, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Pierwsze rozdziały mnie odrzuciły - podobnie jak w “Gronach gniewu” stwierdziłam, że w zasadzie co takiego fascynującego jest w opisach wczesnych lat osadnictwa w Kalifornii, bogato przeplatanego przemocą (wobec dzieci czy kobiet, zwłaszcza czarnoskórych), ale potem wsiąkłam w tę doskonale skomponowaną, epicką opowieść o dwóch rodzinach - pracowitych, ale biednych Hamiltonów i przedsiębiorczych, acz nieszczęśliwych Trasków. Steinbeck to fantastyczny gawędziarz, umie wprowadzić do fabuły i rys historyczny (znacznie mniej nachalnie niż w “Gronach”), i pokazać swoją miłość do opisywanych terenów i ludzi; pewnie pomaga to, że Hamiltonowie to jego przodkowie - wynalazca Samuel był jego dziadkiem. I wreszcie język - barwny, precyzyjny, doskonale oddający zapach, fakturę i obraz; to mnie przed laty zachwyciło w “Tortilla Flat”.
Trzon fabularny to biblijna rywalizacja między braćmi - najpierw synami Cyrusa Traska: Adamem i Karolem, potem między synami Adama - Aronem i Kalebem (jak się łatwo domyślić, oba rodzeństwa to Abel i Kain). W życie Adama wplatają się dwie ważne osoby - Samuel Hamilton, elokwentny patriarcha rodziny z Salinas i Li, chiński służący, początkowo udający niezgułę erudyta i człowiek wielu talentów. To wielowarstwowa opowieść o miłości, również rodzicielskiej, i jej konsekwencjach, o życiowych wyborach, których konsekwencje ciągną się za człowiekiem latami; raczej o mężczyznach, bo kobiety - obwarowana sztywną wiarą Liz, psychopatka Cathy czy wreszcie najbardziej pozytywna, sprzeciwiająca się konwenansom Abra - są tłem dla męskim wyborów.
Inne tego autora.
#93
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 24, 2020
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Maciej Z. Bordowicz - Handlarze jabłek #073
Spis osób:
- Krawczuk - milicja, młody chłopak o kędzierzawej czuprynie
- Kołdak - milicja, kudłaty rudzielec w cyklistówce z orzełkiem
- doktor Sarnicki - opiekuje się rannym
- porucznik Marian - milicja, zwany Komendantem, młody niebieskooki mężczyzna
- Jan Jeżewski - milicja, nie ogolony i zaniedbany, z twarzy widać, że dużo zniósł i dużo przeszedł
- Jeremiasz Listwa - milicja, wysoki, żylasty, w za małym dla niego mundurze
- Wiktor Malarczuk - ps. Wertep, duży, z głupkowatym wyrazem twarzy
- „Siarka" - milicjant, wielki dryblas
- Grom - dowódca “Wertepa”, mityczny szef organizacji podziemnej
- Antoni Malarczuk - nauczyciel, ojciec “Wertepa”
- Maria Malarczuk - matka
- Woźny - szczęśliwie uratowany przez problemy żołądkowe
- “Łysy” - więzień, chudy, zniszczony, z pokaźną łysiną i brwiami prawie przy rzęsach
- “Hiszpan” - więzień, cyniczny, z wąsikiem
- Józek - milicjant z karabinem
- Kazimierz Jazgarz - prokurator powiatowy, niski i krępy, ale silny
- ”Mięta” - milicjant, młody z wypomadowaną czupryną, miał bogate życie towarzyskie
- Irka - czarnowłosa i z pięknymi ustami, flama Mariana
- ojciec Irki - sadownik
- “Melancholik" - amator piwa i młodych kobiet
- Zenek - kuzyn “Melancholika”
- Władek - listonosz, starszy, siwiejący człowiek, ale zaskakująco sprawny
Niedługo po wojnie. Milicja schwytała 5 mężczyzn, wśród których podobno jest “Grom”, przywódca bandy, która mordowała mieszkańców okolicy, wymierzając im “sprawiedliwość” za kolaborację z “bolszewickimi pachołkami”. Niestety, nie wiedzą, który z nich to właśnie on; wie to aresztowany członek bandy, “Wertep”, który jest lojalny do momentu, kiedy milicja nie wykazuje, że “Grom” zabił i jego rodziców. “Wertep” chce zeznawać, ale ktoś wbija mu strategicznie nóż, nie zabija od razu, ale prawdopodobnie delikwent długo nie przeżyje. Problem w tym, że albo ktoś rzucił super celnie nożem zza okna, albo - co bardziej prawdopodobne - więźnia zabił jeden z milicjantów, który jest byłym członkiem bandy. Milicjanci incognito wiozą więc “Wertepa” do miasteczka przebrani za handlarzy jabłkami, licząc, że ten dożyje i wskaże bandytę.
To bardzo chaotyczny tomik, pełen przemocy, krzyków i decyzji podejmowanych ad hoc. Nikt nikomu nie ufa, nie ma żadnych procedur, widać, że nawet milicjanci są silnie straumatyzowani przez wojnę. Drogę do prowizorycznego więzienia obstawia reszta bandy, wykolejony pociąg, ciemność; ewidentnie autor szedł na wysoki poziom dramy.
Jest za to szczypta seksizmu:
- Ty... Ty w tym lesie to lepiej przyciśnij - mruknął Kołdak.
- Przycisnąć to se możesz babę do płotu! - warknął Krawczuk.
Inne tego autora tutaj.
Maria Osiadacz - Trop wiedzie w historię #074
Spis osób:
- profesor Osadnicki (70) - pedagog, w czasie wojny prowadził tajne komplety i był partyzantem
- Brynicki (26) - doktorant Osadnickiego, bardzo obiecujący historyk
- Karolowa - gospodyni Osadnickiego
- Leokadia Sałakowska (Lonia) - wychowanica Osadnickiego, chce się wydać za mąż, zwana “księżycową panienką”
- kapitan Witold Januszkiewicz - w pracy dość zgryźliwy, pracoholik
- Julian Łabęcki (25) - według profesora chłystek i bez perspektyw, stara się o rękę Loni, zupełnie nie Herkules
- panna Zosia - maszynistka, doskonale parzy kawę, ale nie stosuje się do RODO
- porucznik Jerzy Łęski - dla dobra sprawy daje sobie postawić horoskop
- kapitan Zbigniew Kuklowski - miły i poważny, tropi zbrodniarza wojennego
- Jacek - młodociany z doskonałą pamięcią
- Marek - młodociany z predylekcją do samochodów
- Halina - siostra kapitana Januszkiewicza, studentka, woli mieszkać z bratem niż w akademiku
- Basia - sekretarka Januszkiewicza
- Daniel Złociński - pomocnik buchaltera w tartaku
Profesor Osadnicki szykuje się do długo wyczekanego urlopu, niestety tuż przed opuszczeniem domu ktoś, anonsując się jako pracownik elektrowni, wchodzi i morduje go z zimną krwią, po czym wsiada w samochód i ucieka. Niedługo potem zwłoki profesora odkrywa odrzucony kandydat do ręki profesorowej wychowanki, ale nie zgłasza tego milicji, tylko ucieka. Zbrodnię zgłasza asystent profesora, zaniepokojony niezwykłą niepunktualnością. Milicja szybko odkrywa, że poza drobną biżuterią z gabinetu zniknęły dokumenty z czasu wojny, a jakiś czas wcześniej profesor miał być poproszony o identyfikację potencjalnego zbrodniarza wojennego. Nietypowo, w drugim wątku narrator pokazuje postać mordercy i próbuje wyjaśnić jego motywacje (nie żeby się specjalnie starał czyny motywować, raczej skupia się na zacieraniu śladów i cieszy z przeprowadzonej sprawnie akcji).
Do wykrycia sprawcy przydają się sprytni chłopcy, co to haratają w gałę na podwórku i śledzą każdy samochód w okolicy. Kapitan Januszkiewicz dodatkowo czerpie pozazawodową przyjemność z kontaktów z osieroconą po raz kolejny panną Leokadią.
Się leczy: grypę mocną herbatą, kieliszkiem spirytusu i cytryną.
Się cytuje: Pana Tadeusza.
Marian Łohutko - Czarno na ulicy Błękitnej #075
“Osoba, która w czasie kąpieli zgubiła sztuczną szczękę, proszona jest o zgłoszenie się z dowodem osobistym do ratownika”.
Spis osób:
- Grzegorz Zięba - narrator, były oficer milicji, pechowo poszedł za przynętą
- Joanna Dolińska - była flama Grzegorza, kobieta z przeszłością, ale bez przyszłości
- major Szymański - zastępca komendanta, znajomy Grzegorza
- podpułkownik Jańczak - zarządza śledztwem
- kapitan Krzemień - prowadzi śledztwo, żonaty i z dziećmi, ale to mu nie przeszkadza
- Jan Trzeciak - właściciel garażu - miejsca zbrodni, unika odpowiedzi
- Karol Wierzbicki - dawny najemca garażu, podobno poczucie winy zmusiło go do samobójstwa
- porucznik Kowalczyk (27) - temperament południowca, incognito zażywa widoku na Krupówki
- Leon Wierzbicki - brat Karola, mieszkaniec Krakowa, zginął 10 dni przed bratem
- porucznik Walkowiak - KM Kraków, udaje złotą młodzież w “Paprotce”
- Helena Jaskuła - właścicielka pensjonatu “Paprotka” w Zakopanem, oskarżana anonimowo o wszelkie zło
- Nestor Paliżyto - każe się nazywać Arturem, twardy negocjator
- Walczak - młody wywiadowca, #pieszopomieście
- Janusz Owczarek - aresztowany za kradzież tranzystorowych radioodbiorników
- Wiktor Zieliński - ubrany w Bóg wie co, jakieś kwiatki, chusteczki, jak jaki pederasta
Narrator, który przedwcześnie wrócił z urlopu nad morzem do Warszawy, znajduje w kieszeni klucz[1] i tajemniczą wiadomość, która kieruje go na ulicę Błękitną. W garażu, do którego pasuje klucz, znajduje zwłoki swojej byłej dziewczyny. Aresztowanie, przesłuchanie, alibi, uwolnienie. Milicja prowadzi szeroko zakrojone śledztwo (kursują na linii Warszawa-Kraków-Zakopane), bo z garażem łączy się nie jedna, a dwie śmierci. Grzegorz rozpoczyna oczywiście własne dochodzenie, kręcąc się w miejscach, w których bywał z dawną dziewczyną. Dzięki temu rozpoznaje tajemniczego mężczyznę, który przed nim ucieka, a że milicja go śledzi, ma ułatwione zadanie.
Intryga jest bardzo skomplikowana, osią są przestępcy, którzy najpierw okradają państwo polskie i obywateli, potem - kiedy ich współpracownicy chcą odejść - robią im wbrew, co prowadzi do sfingowanego włamania, dwóch (a może i trzech?) morderstw, szantażu, wymuszenia i porwania.
[1] Niestety, autor nie wpada na pomysł, żeby wyjaśnić, jak się klucz w kieszeni eks-milicjanta znalazł. Podobnie nie wiadomo, jak milicja wpadła na trop Wiktora.
Się urządza przyjęcie: francuskie koniaki, kawior, łosoś, ostrygi.
Się pali: ekstramocne.
Inne tego autora:
Inne z tego cyklu tutaj.
#92
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 19, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, kryminał, panie, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 6
W małym sudeckim miasteczku Liberec o skomplikowanej wielonarodowej historii, która zaowocowała wielopoziomową zmianą nazw ulic i miejsc, na szczycie góry Ještěd stoi nietypowy architektonicznie hotel (naprawdę stoi!). Fleischman (przez jedno “n”, drugie zgubiło się w zaułkach XX wieku), narrator historii, to przynieś-podaj-pozamiataj w hotelu, którym zarządza jego daleki kuzyn, Jegr. Ale to nie tak, że to historia od zera do bohatera, bo Fleischman nie chce osiągnąć nic. Jest szczęśliwy, kiedy nikt się go nie czepia i kiedy może obserwować pogodę. Osierocony w dramatycznym wypadku przez rodziców, nie mający nic poza walizką z listami z Niemiec pod łóżkiem i traumatycznie nie potrafiący opuścić Liberca, jest jednak dobrym obserwatorem i chętnie o wszystkich opowiada. Niechętnie zdradza jednak swoją przeszłość, nawet na terapii. Z obserwacji Fleischmana wynika, że niekoniecznie jest tak, że to tylko on jest wariatem - Jegr to podstarzały erotoman, skupiony na pamiątkach po socjalistycznych turystkach, z którymi się przespał, Franz - emerytowany gość hotelowy z Niemiec - przyjechał do Liberca ukradkiem rozsypać prochy swoich nieżyjących kolegów, którzy pochodzili z Sudet, ale musieli odejść z miejsca urodzenia, Ilja, robiąca sobie codziennie zdjęcia, Patek uwielbiający USA, chociaż chyba tam nigdy nie był i sprzedający magiczny płyn Happy Life czy Zuzana, szukająca wielkiej miłości i czerpiąca życiową wiedzę z quizów typu “jakim pokemonem jesteś”.
Lubię ten typ narracji, który stopniowo odsłania kolejne warstwy - Fleischman nie jest do końca uczciwy w swojej opowieści, trochę zataja, trochę przekłamuje. Skupia się na kompulsywnym onanizmie do zdjęć prezenterki pogody i budowie balonu, którym wreszcie będzie mógł opuścić Liberec drogą poprzez chmury. To poza i sztuczny dystans do życia i wspomnień, które bez tego byłyby nie do wytrzymania. Ale to czeska opowieść, w której jest równowaga nastrojów - dramat przeplata się z groteską i ironicznym poczuciem humoru.
Inne tego autora tutaj.
#91
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 18, 2020
Link permanentny -
Tagi:
2020, beletrystyka, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj