Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Cytadela, wiosną

[15.05.2021]

Wiosną wszystko cieszy, nawet jeśli to nie jest łatwa wiosna i trzeba szukać radości w rzeczach drobnych. Barwne plamy tulipanów, wiśniowa alejka, niebo z pierzastymi chmurkami. Kilometry w nogach. W ciągu ostatnich 30 dni przechodziłam średnio #pieszopomieście i #pieszopolesie 8 tysięcy kroków dziennie, czyli prawie 5,5 km pieszo.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 20, 2021

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Skomentuj


Isaac Asimov - Pozytonowy detektyw

Książka w wersji Iskier z 1960 roku nosi błędny tytuł “Pozytronowy detektyw”, w innych wydaniach poprawiony już na “Pozytonowy”.

Bliżej nieokreślona, ale daleka przyszłość. Ludzkość w większości wyemigrowała na inne planety, gdzie żyje “w luksusie na słabo zaludnionych, a pełnych robotów światach”. Ci, co pozostali na Ziemi, mieszkają w ciasnych miastach, a w zasadzie w wielopiętrowych ogromnych hangarach, żeby uniknąć niefiltrowanego promieniowania i nieoczyszczonej atmosfery (stąd oryginalny tytuł “The Caves of Steel”). Detektyw Lije (Elijah) Baley zostaje poproszony o śledztwo w sprawie morderstwa dokonanego w eksterytorialnym Kosmopolu, należącym do Przestrzeńców, podczas którego - z przyczyn dyplomatycznych - ma współpracować z… robotem, R. Daneelem Olivawem. Robot jest androidem, nieodróżnialnym na pierwszy rzut oka od człowieka, ale że Ziemianie robotów nienawidzą, sprawa jest bardzo trudna. Lije przykłada się jednak do swojej pracy, podejrzewa wszystkich - swojego partnera-robota, Przestrzeńców (którzy mogli chcieć spowodować skandal dyplomatyczny), wreszcie odkrywa istnienie wśród Ziemian frakcji niechętnych bliższym kontaktom z Przestrzeńcami.

To w mniejszym stopniu kryminał (chociaż oczywiście też), ale raczej antyutopia pokazująca przyszłość z rozwarstwionym społeczeństwem żyjącym w świecie wiecznego niedoboru, gdzie klasa pozwala na dostęp do lepszego jedzenia i mieszkania, zaś praca - zabierana przez roboty - jest towarem deficytowym. Równie ważne co znalezienie mordercy jest dla Elijah udowodnienie, że robot - nawet wyposażony w ogromną bazę danych i lepsze możliwości przetwarzania informacji - nie jest równie dobrym śledczym, co człowiek. Finał jest dość przewrotny, z wieloma wcześniejszymi zmyłkami w fabule.

Technikalia: ludzie żywią się przetworzonymi drożdżami, nieliczne hodowle zwierząt dostarczają pożywienia luksusowego. Na Ziemi żyje 8 miliardów ludzi, stłoczonych w wielomilionowych miastach, ze wspólnymi jadalniami i łazienkami, przemieszczających się za pomocą ruchomych chodników o różnej prędkości (w tym ekspresowych). W zależności od “zaszeregowania” zawodowego, rodzinom przysługuje prawo do dziecka, własnej łazienki, lepszego jedzenia czy biletu na solarium.

Inne z tej serii.

#61

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 19, 2021

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Fotografia+ - Tagi: klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, sf-f, 2021 - Skomentuj


Anna Fryczkowska - Kurort Amnezja

Wanda nie może sobie poradzić ze stratą - jej mąż zginął w wypadku. Jest załamana, bo bezskutecznie starali się o dziecko, a dodatkowo dowiaduje się na pogrzebie, że mąż miał kochankę i w feralną trasę jechał właśnie z nią. Kochanka, młodsza od niej Marianna, przeżyła, ale po długim pobycie w szpitalu zniknęła, Wanda dowiaduje się, że jej oficjalny narzeczony wywiózł ją do rodziny nad morze. Wdowa wprowadza się więc do pensjonatu opodal i zaczyna śledzić rywalkę. Czytelnik z drugiego wątku wie, że Marianna cierpi na amnezję - nie pamięta niczego sprzed wypadku, opiera się głównie na słowach narzeczonego, prawnika, który wyjaśnił jej, że była studentką, pracowała dorywczo jako recepcjonistka w jego kancelarii i teraz - w pensjonacie prowadzonym przez jego ciotki - ma się w bezpiecznej atmosferze nauczyć wszystkiego od nowa: prowadzić dom, gotować, robić zakupy, bo po ślubie nie będzie już pracować. Pilna Marianna usiłuje się dostosować, ale nic jej nie pasuje - ani zdawkowe odpowiedzi narzeczonego, ani srogie ciotki, ani świat polskich seriali, z których próbuje się dowiedzieć czegoś o miłości, seksie czy społeczeństwie (sic!). Sytuacja się zagęszcza, kiedy najpierw znika, a potem zostaje znaleziony martwy narzeczony Marianny.

Thriller jest świetnie napisany, napięcie można kroić nożem. Bardzo dobrze oddane są uczucia bohaterek - przejmujący smutek Wandy i zagubienie Marianny, która nie pamięta nic ze swojego życia, również fizycznie (np. jak to jest uprawiać seks, chociaż ma wrażenie, że to robiła), dodatkowo cierpi na prozopagnozję i nie rozpoznaje ludzi. Z drugiej strony trudno mi uwierzyć w taki wybiórczy reset, kiedy Marianna nagle traci świadomość, co to Internet i do czego służy, przy jednoczesnym rozumieniu zasady działania różnych urządzeń (dyktafon, aparat fotograficzny, telewizor - tutaj jakoś się nie dziwi, co to jest). Ale wybaczam - intryga jest należycie zagmatwana, gęsty i posępny klimat kurortu po sezonie z jego mrocznymi sekretami to coś świeżego.

#60

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 17, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie - Skomentuj


O kaczkach i promenadzie

[05.2021]

Pierwszy ciepły dzień w maju. Magnolie jeszcze w pełnym rozkwicie, pierwszy raz widziałam odmianę ogromną z kwiatami wielkości męskiej dłoni, niestety nie mam zdjęcia z czymś do porównania, ale jest coś majestatycznego. Rododendrony i bzy jeszcze wtedy nie ruszyły. Jako że był to pierwszy ciepły dzień od dawna, ptaki miały Walentynki i pierwszy raz w życiu widziałam prokreację kaczek na stawie (no niekoniecznie chciałabym być kaczką). Przy Arboretum można gofry i frytki, a tuż przy bramie kórnickiego zamku można wejść na promenadę nad jeziorem - z jednej strony Bnin i ławeczka Szymborskiej, z drugiej kórnicki rynek, dwa lata temu jeszcze promenady nie było. Nie poszłam w kierunku Bnina, bo to niespodziewanie nie był najłatwiejszy dzień na spacery, następnym razem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 16, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: kornik, ogrod-botaniczny - Skomentuj


Filip Springer - Dwunaste: Nie myśl, że uciekniesz

Nie umiem jednoznacznie zaklasyfikować tej książki - jest to jednocześnie reportaż z poszukiwania źródeł i wpływu tzw. Prawa Jante, opowieść o pisaniu książki, wreszcie trochę przewodnikowej historii skandynawskich mostów jako więzi łączących lub rozdzielających różne grupy społeczno-geograficzne. Punktem wyjścia była skandalizująca swego czasu książka Aksela Sandemose’a, a konkretnie jeden z jej egzemplarzy, w którym ktoś (Springer podejrzewa, że był to tajemniczy szkutnik-samotnik, zwany Ole) przypisał realne nazwiska bohaterom powieści Sandemose’a, co spowodowało spore poruszenie.

Nie umiem też jednoznacznie powiedzieć, że zrozumiałam, co jest sensem tej książki - próba diagnozy Skandynawów z ich brakiem emocji i niechęci do kontaktów oraz wszystkiego, co wychyla się poza “normę”? Czy może próba dyskusji z mitem Jante, który wszyscy negują, ale jednocześnie jest ciągle obecny? Albo chęć pokazania kilkudziesięciu zdjęć i mniej typowego obrazu Norwegii i Danii? Jakikolwiek ten sens by nie był, nie trafiło to do mnie zupełnie, przemęczyłam się z szacunku do autora i faktu, że jest to jedna z nielicznych książek, jakie kupiłam w wersji papierowej (bo zdjęcia; niestety tak samo ciemne i niekontrastowe jak w Szczygła Osobistym Przewodniku po Pradze).

Inne tego autora tutaj.

#59

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 15, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, panowie, reportaz - Skomentuj


Maurice S. Andrews - Dymisja nadinspektora Willburna

Ponieważ powoli kończą mi się książeczki z serii “Ewa wzywa 07”, wygrzebałam sobie nową-starą serię o podobnym poziomie srogości, konkretnie “Klub Srebrnego Klucza”. Są tu i zacne kryminały z PRL-u, trochę obyczajówki, nieco science-fiction i klasyki światowej; czasem mimo zagranicznie brzmiących nazwisk są to produkty polskie - jak ta książka. Akcja “Dymisji” z podtytułem “Zagadka w Punham” dzieje się w Londynie, w trakcie akcji pojawia się sporo dywagacji o roli brytyjskiego policjanta[1], tymczasem autorem jest piszący pod pseudonimem Andrzej Szczypiorski.

Zaawansowani w latach i tuszy podinspektorzy Silas i Groves prawie jednocześnie pojawiają się w podłym hoteliku na krańcach Maida Vale, gdzie recepcjonista znalazł zwłoki niejakiej Fanny Moore. Panowie, mimo że od dawna ze sobą pracują, serdecznie się nie lubią, obaj są “równie ociężali i równie zawiedzeni w swoich ambicjach”. Sprawa niby prosta - skoro morderca nie opuścił hoteliku i w nim go nie ma, recepcjonista kłamie, więc to on jest winny, zwłaszcza że zataił fakt znajomości z denatką, a chwilę później wyszedł na jaw handel narkotykami[2]. Problem w tym, że ich zwierzchnik - nadinspektor Wilbur, człowiek, który ma trzy typy humoru: jest zły, wściekły lub doprowadzony do ostateczności - oznajmia, że sprawa nie jest taka trywialna, jak się wydaje i mają szukać do skutku. Do podinspektorów dołącza faworyzowany przez Wilbura inspektor Ullman - młody i wytworny, pachnący wodą Yardleya. Sprawa morderstwa Fanny łączy się z kolejnym zabójstwem - ktoś, posługujący się tym samym nazwiskiem co tajemniczy narzeczony Fanny, rezerwuje pokój w innym hoteliku, a następnego ranka pracownik hotelu znajduje zwłoki policjanta Ashleya. Śledztwo się gmatwa, Wilburn podejrzewa, że Ashley zginął, bo był kochankiem Fanny, sprawny czytelnik już w 20% książki domyśla się, kto zabił, policjantom z Yardu trzeba na to więcej czasu. Tytułowa dymisja nie ma związku z wynikiem śledztwa - Wilburn i tak planował emeryturę, żeby zająć się polowaniami w swoim majątku na prowincji.

Jeśli szukacie historii o złych praktykach w pracy w “brytyjskiej” (por. autor) policji, to jest to świetne źródło. Wilburn wyśmiewa podinspektorów, bo są grubi i brzydcy, nie cierpi młodych ”opętanych demonem szybkości, jazzu i przygody” i - ponieważ cierpi na bezsenność - nie waha się wzywać podwładnych o 4 rano, bo akurat wpada na pomysł, żeby wydelegować im zadanie.

Się pali: playersy.
Się pije: whisky ballantine’s (chociaż jest gorsza od szkockiej!).
Się jest ponad prawem, kiedy się jest pastorem:

— Jestem poddany prawom boskim, mój panie! Wasze prawa mam w pogardzie!
Willburn był bezsilny wobec takiego cynizmu. Ten pastor wydawał mu się przez chwilę uosobieniem zła. Ale kiedy przyjrzał mu się uważniej, stwierdził, że ma przed sobą po prostu człowieka szalonego. Milles nie był normalny. Był ofiarą niezwykłych sił, sprzecznych z sobą i tworzących zadziwiającą konstrukcję. Fanatyczny, moralizatorski zapał tego kapłana splótł się nierozerwalnie ze zgubnym nałogiem. Dało to w efekcie skrzywienie psychiczne, ciekawy przypadek kliniczny dla psychiatrów, ale nie dla detektywa.

[1]

Ullman pomyślał, że właściwie taki policjant w C.I.D., pełniący służbę dyspozycyjną w oddziale operacyjnym, może dosłownie wszystko, o ile usłyszy jedno zdanie sędziego z City: „Zgadzam się!” Albowiem sędzia z City ma prawo wydawać rozkazy flocie, armii i siłom powietrznym. Ma prawo otoczyć Londyn, aresztować Anglię, zablokować Kanał. Ma prawo wydać rozkaz okupowania Szkocji i wysadzenia w powietrze Parlamentu. Ma prawo aresztować wszystkich poddanych monarchy, z wyjątkiem siebie samego. Ma prawo być Panem Bogiem, ale nie ma prawa siedzieć w obecności króla. Albowiem nie jest pierwszym lordem Beaverbrock ani pierwszym lordem Marlborough, ani pierwszym lordem Duncer. Jest po prostu sędzią z City i może wykonywać władzę dla dobra Imperium i sprawiedliwości, ale nie może usiąść na krześle w pałacu buckinghamskim, jeżeli monarcha jest w pobliżu.

[2] Przestępca chytrze ukrywa mechanizm ukrytego przejścia za tomami Shelleya i takimż kodem posługuje się w notatkach handlowych:

Bez kłopotu zestawił listę pięciu nazwisk stałych odbiorców jubileuszowego wydania dzieł Shelleya. Ci miłośnicy romantycznej poezji zadowalali się czasem jedną trzecią tomu, czasem zaś byli tak spragnieni kontaktu z literacką tradycją Anglii, że monitowali o dostarczenie im dalszych siedmiu tomów Shelleya. Z zeszytów Sedge’a wynikało niezbicie, że Shelley był najpłodniejszym twórcą wszystkich czasów.

Inne z tego cyklu, zaś inne tego autora.

#58

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 14, 2021

Link permanentny - Tagi: 2021, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Zośka Papużanka - Kąkol

Dom to popularna nazwa miejsca, w którym ludzie przebywają, gdy pada deszcz i gdy chcą zademonstrować, że mogą ze sobą wytrzymać, chociaż nie mogą ze sobą wytrzymać.

We większości wspomnień z sielskiego dzieciństwa z PRL-u powtarza się motyw “a wakacje spędzaliśmy u rodziny na wsi, bez komputerów i telefonów, tylko pole, łąka, jedzenie z krzaka, kąpiele w jeziorze, cudowne dwa miesiące!” (nikt nie narzekał). Papużanka narracją swojej bohaterki, 12-latki, opisuje bardziej wiarygodną wersję przeszłości. Rodzice z trójką dzieci - narratorką i młodszymi Trutniami - co roku przyjeżdżają na wieś, bo rodzina ojca ma tu Dom Letni. Problem w tym, że Dom jest ciągle w stanie budowy (otwarta toaleta w piwnicy, łazienka w balii na podwórku, schody na piętro pojawiły się całkiem niedawno, wcześniej była drabina), a wakacje spędza w nim - oprócz rodziny narratorki - w porywach do 10 osób, które siedzą sobie wzajemnie na głowie i, nie ma co ukrywać, raczej się wzajemnie nienawidzą. Dziadek Antoni, mistrz pasywnej agresji, nienawidzi wszystkich, a zwłaszcza żony syna, która jest jego zdaniem źródłem degradacji rodziny. Babcia zajmuje się głównie gotowaniem wiecznie stygnącego obiadu[1], ignorując wszystkich. Szwagra nie cierpią wszyscy, bo jest nieudacznikiem, a jego syn Dziubasek jest izolowany przez Irminę od innych dzieci, nie tylko “wsiowych”, żeby się czymś nie zaraził. Ciotka Aurelia głównie pije i mówi dużo słów z “rr”. Alkohol w ogóle jest znaczącym wkładem w rozwój lokalny - i wiejscy gospodarze, skłóceni między sobą, i lokalna żulia, są w stanie egzystować tylko gasząc wewnętrzne pożary płynem z procentami. Dziećmi nie zajmuje się nikt, chyba że można już wykorzystać je do pracy w gospodarstwie; przyklejają się do matki, traktując ją jak kwokę przewodniczkę w jej codziennych ucieczkach z Domu.

Przewrotnie naiwna narracja głównie skupia się na tym, co w Letnim Domu - wzajemnej niechęci, niewygodzie, ignorowaniu przez ojca jakichkolwiek potrzeb poza swoimi, wypływającej czasem historii konfliktów czy zamiatanej pod dywan historii (ze smutnym epizodem z wujaszkiem Wanią); jest jednak i dziecięca przyjaźń, wzruszenia i wspomnienia wydarzeń, które pozwalały mieć nadzieję, że nie zawsze jest tak, jak w Domu. Wakacje wcale nie są okresem radości, tylko ciągłym uchylaniem się od domowej przemocy, krzywych spojrzeń nie tylko dla narratorki, ale też dla matki, która wcale nie chce przyjeżdżać do niechętnego jej środowiska. Papużanka fantastycznie opisuje duszną atmosferę ledwie hamowanej nienawiści, przykrywaną ceratą ogłady i przyzwyczajenia, traumy sprzed lat i tych, którzy “odstają”, chociaż tak naprawdę każdy tutaj jest w jakiś sposób skrzywdzony.

[1] Ta książka jest gęsta od takich passusów, uwielbiam. I ta okładka, niestety ja w ebooku.

Babcia zaczynała wołać chwilę po trzynastej; wołała arystokratycznie, pięknie, z godnością. Wcale nie jest łatwym zadaniem tak pięknie i z godnością zawołać kogoś, kto nie zamierza przyjść.
– Antosiu, obiad!
(...) Kotlety nabierały kolorów. Antosiu, Antosiu, chlupotały ziemniaki, obiad.
– Obiad!
Antoś nie podnosił się już nawet. Lekceważąco machał ręką gdzieś poza siebie, odganiając te obiady, ziemniaki, te obowiązki jak wściekłe psy, co się dorwały do nogawek. Po pięciu minutach babcia wychodziła z garnkiem na ganek i odcedzała ziemniaki, wrzeszcząc wrzątkiem z wysoka w puste wiadro albo parząc trawę, jakby obwieszczała całemu światu, że odcedza właśnie ziemniaki na świeżo skoszony trawnik i paruje srebrną chmurą prosto w niebo. Podrzucane ziemniaki stukały o pokrywkę.
Babcia wyjmowała z kredensu dwa talerze, nakładała na nie gorące ziemniaki, siadała. Choćby nie wiem jak się przyglądać, to są ziemniaki i kotlet na talerzu. Choćby nie wiem jak. Siadała i siedziała. Pozmywam i potem sobie włączę Teleexpress, myślała. Siedziała i pilnowała ziemniaków. Żaden nie śmiał się poruszyć. Czasem wychodziła raz jeszcze zawołać.
– Idę! – odburkiwał dziadek. Nie ruszał się z miejsca.
Przychodził po trzeciej, o wpół do czwartej, przychodził, kiedy przychodził, kiedy uznawał, że nadszedł czas przyjścia. Układał ręce po obu stronach talerza. Nigdy, przenigdy nie położyłby na stole łokci. Pierwsze, nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Drugie, powiedz dzień dobry. Trzecie, nie trzyma się łokci na stole. Babcia stała nad nim, czekając cierpliwie na wyrok. Brał widelec do ręki i z wyrzutem grzebał w ziemniakach.
– Dlaczego jest zimne? – pytał.
Babcia Marysia wchodziła między kredens a blat kuchenny, odwracała się tyłem do dziadka Antoniego i zaklinała świat spokojnym, arystokratycznym, równym rytmem. Dupa, dupa, mówiła do siebie. Dupa, dupa, dupa.

Inne tej autorki.

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 13, 2021

Link permanentny - Tagi: panie, 2021, beletrystyka - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Frankfurt 3⁄3

[3.06.2021]

Listę “Co można we Frankfurcie nad Odrą” miałam sporą, ale kiedy wreszcie dotarliśmy do Frankfurtu właściwego, ominęliśmy Ogród Botaniczny (i, mniejszymi literami, kilka parków, ale tego już nie mówiłam rodzinie) i od razu skierowaliśmy się w kierunku Starówki i posiłku. Na Starówce, mimo że nieduża, można spędzić sporo czasu, bo i kościół Mariacki z wieżą do wspinania się (o tym mówiłam, i słyszałam “no chyba ty”), i muzea, i pomniki architektury socrealistycznej. Ponieważ to była pierwsza wyprawa w tym roku, po obiedzie wygrała opcja leniwa (no nawet ja) i poszliśmy na plac Brunnen, ja pooglądać przedziwną, wieloelementową fontannę ze strumieniem, w której moczyły się stada dzieci, młodzież pozyskała lody. Na finał zakupy w REWE, bo to w zasadzie był cel wyjazdu, nakupiłam niemieckiej spożywki i chemii, b. zadowolona.

Widok z placu Brunnen na kościół Mariacki Biblioteka Korweta rodzinna na parkingu Pozostałości DDR Kościół Mariacki Comic-Brunnen Oderturm Fontanna Siedmiu Kruków (i innych dziwnych rzeczy) / Wieża kościoła Mariackiego Muzeum Sztuki Współczesnej (następnym razem!) Nirwana - może niewyględne, ale pyszne

Adresy:

  • Nirwana - restauracja indyjska, Marktplatz 3
  • Komiksowa fontanna - Brunnenplatz 4
  • Eiscafé Bellini - Karl-Marx-Straße 7

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 12, 2021

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: niemcy, frankfurt-nad-odra - Skomentuj


Zofia Kaczorowska - Podróż w żałobie

Ewa wzywa 07, zeszyt 135

Spis osób:

  • Stefan Karkowiak - prezes Spółdzielni Pracy „Szlachetny Szlif”, do przesady uczciwy
  • Wira Karkowiakowa - zjawiskowo piękna[1], a po rozwodzie wyszła za tłustawego 50-latka
  • Olgierd Ledzica - znany reżyser filmowy, były mąż Wiry, obiekt wielu westchnień
  • Barbara Matycka - główna księgowa, w latach, ale ciągle zadbana i modnie uczesana[2]
  • Józef Staszak - dozorca, wyglądał na człowieka, z którym życie nie obchodziło się łaskawie
  • Zenon Wilczek - wysoki, przystojny blondyn, świetny pracownik, ale bezczelny i arogancki
  • Piotr Kazjer (Pierre Casier) - ciężki w ruchach, powolny i mrukliwy, pochodzi z Francji
  • Podkowa - cierpi na pewien niedorozwój psychiczny[3] i ślepo spełnia polecenia swoich bezpośrednich zwierzchników
  • Teresa Molnicka - adwokatka Ledzicy w sprawie rozwodowej, koleżanka szkolna Wiry
  • Danka Karkowiakówna - nieudana[4] córka Stefana z pierwszego małżeństwa
  • Lena - personalna, osoba o obfitych kształtach, we wzorzystej sukni o tonacji pomarańczowej
  • Kazia - socjalna z misterną, wysoko stojącą koafiurą zdobiącą jej głowę
  • Bogdan (Bohdan) Jemiela - kierownik techniczny, wysoki i tęgi
  • Wojciech Bielski - zaopatrzeniowiec znany z elegancji i galanterii wobec płci pięknej
  • Wiesia Daczkówna - młodziutka sekretarka, eksponująca wcale ładne, szafirowe oczy mocnymi pociągnięciami tuszu
  • Genio - technolog, nigdy nie rozstający się ze skórzaną, czarną marynarką
  • Krystyna Kazjer - wdowa, wysoka, smukła i doskonale ubrana, choć wygląda młodziej niż na 20 lat
  • Wrzawa-Sielicki - adwokat paryski, Polak z pochodzenia
  • porucznik Leszek Warowski[5] - odruchowo targa swoją bujną czuprynę w przypadkach kiedy praca jego nie daje pozytywnych rezultatów
  • Brzęczek - prowadzi wytwórnię długopisów, zdarza mu się zejść z drogi cnoty małżeńskiej
  • kapitan Jerzy Broński
  • starszy sierżant Kazik Chwałek - znany ze swej gorliwości w wypełnianiu poleceń przełożonych
  • Podkowina - wysoka, zgarbiona kobieta, bije od niej odór wódki, ciężki, charakterystyczny dla nałogowców

Prezes Karkowiak znany jest z uczciwości i z zasadniczego podejścia do zachowania w pracy - nie ma kawek, świętowania, alkoholu i robienia fuch. Wściekły więc jest, kiedy stróż zgłasza mu, że pracownicy zostają po godzinach bez pozwolenia; przyłapani dodatkowo kłamią w żywe oczy. Dodatkowo po latach odzywa się córka prezesa, która zeszła na złą drogę; mimo początkowej chęci zignorowania jej (wszak wstyd i dziewczyna żąda pieniędzy), Karkowiak decyduje się z nią spotkać. Niestety, ze spotkania nie wraca, pozostawiając w żałobie piękną panią Wirę. Ginie też w wypadku jeden z pracujących po godzinach szlifierzy, pozostawiając młodą wdowę. Wdowa zgłasza się do prawniczki, która przed laty rozwiodła Wirę z miłością jej życia - reżyserem Ledzicą, z nietypową prośbą o wsparcie w sprawie spadkowej w Paryżu.

Się pije: żytniówkę.
Się pali: nałogowo.
Się je: tort czekoladowy z kremem z bitej śmietany i serniczek z rodzynkami (na imieniny dyrektora), befsztyki i frytki bądź flaki i szarlotkę (w domu).

[1] Złote włosy, upięte w gruby węzeł niedbale, jakby od niechcenia, ale w sposób zwracający uwagę, delikatnie zarysowane nozdrza, cera figurki z sewrskiej porcelany, lekko zamglone oczy z topazu... Ta sama wysublimowana uroda, narzucająca poetom romantyczne skojarzenia z różanym świtem, opalizującą perłą albo płatkiem róży, skąpanym w rosie - Catherine Deneuve w polskim wydaniu, wspaniały, ale nie wykorzystany materiał dla Bunuela.

[2]

Mimo wykwintnego ubioru i dobrze wypielęgnowanej cery widać było. że nie jest już młoda. Cienka sieć zmarszczek rysowała się na jej skroniach, obejmując swym zasięgiem podbródek i szyję.
- Tak, przyjaźnię się z Zenonem Wilczkiem od około dwóch lat - powiedziała obojętnym, swobodnym tonem, bez cienia zażenowania, jakby utrzymywanie intymnych stosunków przez osobę w jej wieku, na tak poważnym stanowisku z szeregowym pracownikiem, prawdopodobnie młodszym o kilkanaście lat, było najzupełniej normalnym zjawiskiem.
(...) - Ileż ona ma lat?
- Czterdzieści dziewięć.
- A Wilczek?
- Trzydzieści cztery.

[3] Teraz były zapewne zdiagnozowany jako w spektrum autyzmu.

[4] Nie każcie mi nawet zaczynać, co tu poszło źle.

Kiedyś, w młodości, był przez pewien czas żonaty z nałogową alkoholiczką, która po latach męczarni zmarła w zakładzie dla nerwowo chorych w Tworkach. Urodziła mu córkę, którą starał się wychować najlepiej jak tylko umiał. Ale nie powiodło mu się. Były zresztą przez pewien czas obiektywne przeszkody, które nie pozwoliły mu na bezpośrednią opiekę nad córką. Być może to, albo też odziedziczone po matce skłonności, a nawet dewiacja psychiczna sprawiły, że dziewczynka od najwcześniejszego dzieciństwa przysparzała mu samych zmartwień, nie chciała się uczyć, wywoływała stale konflikty z otoczeniem, a kiedy dojrzała - po prostu uciekła z domu. Nie było jej przecież źle z ojcem, dbał o nią po swojemu, ubierał, żywił, przez długie lata ze względu na nią nie myślał o żadnej kobiecie, choć może nie otaczał jej takim ciepłem, jak by to potrafiła robić matka, oczywiście normalna matka, a nie ten szczątek ludzki w białym kitlu, który widywał za kratami szpitala. A jednak uciekła. Znalazł ją, przeprowadzał z nią długie rozmowy, prowadził do poradni, do psychologa, do lekarza. Nic nie pomagało. Uciekała ciągle. Wiele razy odnajdywał ją złachmanioną, wyniszczoną, zabiedzoną, odżywiał, karmił, usiłował nakłonić do nauki albo do pracy. Bez rezultatu.
Kiedy podgoiła rany, jak kotka znikała bez uprzedzenia, bez słowa pożegnania. Wreszcie dopuściła się kradzieży.
Stanęła przed sądem dla nieletnich, a potem przed sądem powszechnym. Wtedy zdawało mu się. że stracił dla niej serce. Kiedy osiągnęła pełnoletniość, przestał się nią interesować. Nie chciał, żeby ta dorosła wyrodna córka kompromitowała go przed ludźmi, zniesławiała jego dobre imię.

[5] Milicja ma ludzkie oblicze. A to szarpią włosy w stresie, a to mają nieprzespane nocki, bo: ”cierpiał przez dwie noce na ból zęba, którego wyrwanie odkładał od paru lat ze względu na osobisty negatywny stosunek do tego rodzaju zabiegów".

Inne tej autorki, a inne z tego cyklu tutaj.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 11, 2021

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2021, kryminal, panie, prl - Skomentuj


Andrzej Kakiet - Silniejszy niż śmierć

Ewa wzywa 07, zeszyt 134

Spis osób:

  • Konrad Hederle - adwokat, znajomy Kramera, walczy kosztem swojego zdrowia o klientów
  • Andrzej Kramer - narrator, sprawozdawca sądowy i detektyw amator
  • Jerzy Jastrzębski - Wydział Zabójstw, znajomy Kramera
  • Małgorzata - dba o swoją reputację, więc zabrania kochankowi przychodzić pod pracę
  • Elżbieta Koszewska - nabiera się na poranne słońce w górach
  • Klara - ofiara lekkomyślności i zaufania
  • Maciek - zakopiańczyk, przewodnik tatrzański
  • Staszek, Kazik, Gienek - GOPR-owcy

Nie wiem, czy to przypadek, czy zamierzenie, ale fabuła tego i poprzedniego tomiku jest podobna i dzieje się w tych samych miejscach (weźcie poprawkę, że nie znam gór w ogóle).

Dwutorowa narracja. W jednym wątku Kramer, sprawozdawca sądowy z tajemniczą przeszłością, jedzie odpocząć w Tatry. Próbuje też na prośbę kolegi z Wydziału Zabójstw wyjaśnić przyczyny śmierci młodej kobiety sprzed kilku lat, która spadła z dość niebezpiecznej trasy. Kiedy w tym samym miejscu zostaje znaleziona kolejna młoda kobieta (żywa, ale umiera nie odzyskawszy przytomności w szpitalu), Kramer już wie, że to seryjny morderca i przypomina sobie jeszcze jedną taką sytuację z przeszłości, w której uczestniczył osobiście. W drugim wątku sprytny zbrodniarz opisuje, w jaki sposób wchodzi w życie kolejnych kobiet, żeby ich otoczenie o tym nie wiedziało i - kiedy się nimi znudzi - zawozi je w góry, żeby wrócić już z gór samotnie. Tym razem szczęście mu nie dopisuje - wprawdzie wylegitymował się w schronisku fałszywym dowodem, ale dziewczyna przeżyła oraz już w autobusie odkrywa, że chyba zgubił prawdziwy dowód. Finał jest dość zaskakujący - zbeqrepą wrfg xbyrtn aneengben, nqjbxng. Fgenpvł żbaę j oheml śavrżarw, Xenzre cbzntnł wrw fmhxnć v manynmł mjłbxv; cb glz jlqnemravh pbś zh fvę cemrfgnjvłb j tłbjvr, jvęp fmhxnł xbpunarx cbqboalpu qb avrżlwąprw żbal v xvrql bqxeljnł, żr gb wrqanx avr ban (frevb?!), gb wr jljbmvł j Gngel.

Się pije: wódkę[1].
Się je:

Któraś z kelnerek przyniosła wreszcie danie.
- To jest zimne! - zabrała głos matka rodu.
- Niemożliwe.
- Jak to niemożliwe! Niech pani spróbuje sama.
- Ja już jadłam.
- Skandal! -zahuczał gość. - Czekamy pół godziny i jeszcze jest zimne!
- Jak tyle pan siedzi, to faktycznie mogło wystygnąć - z godnością odparła kelnerka i odeszła.

[1] Narrator otwarcie nadużywa alkoholu, bo gryzie go tajemnicza (do pewnego momentu) przeszłość i ma deliryczne koszmary z psychodelicznym ptakiem, inni zaś…

Znałem takiego Krzyśka. Do niego przychodziła taka duża ośmiornica i ołowianymi żołnierzykami grała z nim w wojnę w fałdach brudnej pościeli, gdzie głównie wegetował. Zawsze wygrywała i za karę kazała mu przetapiać te figurki na żywy, roztopiony ołów. Wlewała mu go następnie do ucha. Można powiedzieć, że go zawodowo załatwiała, bo był kiedyś krytykiem teatralnym. Dobrym krytykiem... Źle, nie tak. Ona mu groziła, że to zrobi i to było najgorsze. Tak mi opowiadał i ja mu wierzyłem. „Boże kochany, niech ona wreszcie to zrobi i niech się to skończy" - szeptał mi kiedyś nieprzytomnie, a ręce trzęsły mu się tak, że wylało się prawie całe piwo. które miał w szklance.

Inne z tego cyklu tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 10, 2021

Link permanentny - Tagi: prl, kryminal, panowie, 2021 - Kategoria: Czytam - Skomentuj