Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Joanna Bator - Piaskowa Góra / Chmurdalia

Budowę dwutomowej historii Dominiki Chmury, chudej, kudłatej dziewczyny o bardzo skomplikowanym drzewie genealogicznym wyobrażałam sobie jako nitki - przychodzące z różnych miejsc i rozchodzące się w inne miejsca, czasem przez jakiś czas splątane razem, potem rozwijające się, żeby - w finale - się ze sobą spotkać. W zasadzie to nawet nie jest historia Dominiki, chociaż jest spiritus movens połowy akcji, to raczej bujna, choć z oczywistych powodów bardzo statyczna, narracja, która dzieje się na Piaskowej Górze w Wałbrzychu wokół Jadzi Chmury de domo Maślak. Historie sprzed drugiej wojny światowej, a czasem i wcześniej (nocnik Napoleona!) wpływają na współczesność, najpierw PRL-owską, potem już tą europejską. To panoramiczna opowieść o świecie kobiet, silnych i sprawnych; gdzieś w tle kręcą się epizodycznie mężczyźni, ale nikną przez alkoholizm, choroby i brak poczucia sensu w życiu.

Nie wiem, czy jest po co streszczać wszystkie historie, które się przydarzyły - czy to Sarze z Harlemu, czy Ciotkom Herbatkom. Co mnie zachwyciło, to dynamika - każda dama jest sportretowana pieczołowicie, unikalnie i realnie, nawet na poziomie języka. Nazwiska to odrębna historia - Maślak, Chmura, Rozpuch, Demon. Scenki znane z życia każdego - nielubiana teściowa, która okazuje się nie-taka-zła, nieustający konkurs z sąsiadkami na zazdrość, potrzeba niewystawania poza przeciętność przy jednoczesnej ciągocie do "niech o mnie mówią".

Ostatni, sielankowo-utopijny rozdział na greckiej wysepce, kiedy Jadzia Chmura de domo Maślak stoi w morzu Śródziemnym po bujną pierś w wodzie, z innymi matkami i babkami, które wprawdzie jej nie rozumieją, ale są - mimo innego kraju - takie same jak ona, oczarował mnie niezmiernie, mimo że - jak w życiu - nie było właściwej pointy.

Inne tej autorki tu.

#48/49

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 9, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Skomentuj



Her / Ona

Za jakiś czas pojawi się inteligentny, uczący się system operacyjny. Taki, co to i pocztę za człowieka przejrzy, pliki uporządkuje, a do tego pogada. Sama fabuła nie jest bardzo skomplikowana - Theodore, mężczyzna w separacji, za to z wąsem (i on się zastanawia, dlaczego) instaluje system operacyjny, wybiera płeć żeńską, system nazywa sam siebie Samantha i zostaje najlepszym przyjacielem Theodore'a. Ponieważ nie wychodzi mu z kobietami na żywo oraz przez internet (czat erotyczny z panią, która chciała być duszona martwym kotem, może zniechęcić), a Samantha jest zawsze miła, zainteresowana i pełna zrozumienia, zaczyna mu wychodzić z systemem operacyjnym. Niestety, społeczeństwo to niespecjalnie docenia, a zwłaszcza była żona.

Złośliwości na bok, ale w warstwie fabularno-językowej to dość słaby film, pełen banałów, bez napięcia. Podobnie z grą aktorską - Phoenix z wąsem jest okropny, głos Scar Jo jest irytujący (naprawdę nie wiem, czy zmiana głosu Samanthy Morton na Scarlett to był skok jakościowy). Co jest natomiast warte obejrzenia, to miejskie pejzaże. Los Angeles w przyszłości jest mgliste, świetliste, pełne futurystycznych wieżowców (sceny kręcono w Azji) i filmowane tak, że nie można oderwać oczu. Od reszty - w tym próby pokazania wyalienowania ludzi, wklejonych wzrokiem tylko w komputer - można wzrok i uwagę oderwać. To nie jest zły film, raczej dość nijaki, ale do "Być jak John Malkovich" czy "Gdzie mieszkają dzikie stwory" się nie umywa.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 7, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Wolsztyn

[4.05.2014]

Co roku, wraz z programem Parady Parowozów w Wolsztynie, pojawia się informacja, że miasto organizuje imprezę po raz ostatni. I tak chyba od 5 lat. Więc niespecjalnie wierzę, że za rok nie będzie można już zobaczyć pięknych lokomotyw, które jak w "Tomku i przyjaciołach" mają swoje imiona, ale na wszelki wypadek zabraliśmy młodocianką fankę kolejnictwa na festyn. Impreza niestety ludyczna, trzeba wyskoczyć z walorów pieniężnych na karuzelę, balonik (z kotkiem) oraz trampolinę. Na szczęście można też wejść na lokomotywę, popatrzeć jak majestatycznie płynie w obłokach pary, można się składem z parowozem (WIERZBA, STEFAN, NIKODEM, PROTAZY, RUDOLF, JOANNITA, TULIPAN, LEŚNIK i HEFAJSTOS!) przejechać, ale to wymaga planowania odpowiednio wcześniej i przez internet, bo bilety schodzą jak świeże bułeczki. Na miejscu krążyła prześlicznie steampunkowo przebrana ekipa młodych ludzi, ze skórzanymi sakwojażami z epoki. Najpiękniejszy oczywiście był słowacki požiarny vlak Albatros, niestety Maj odmówił zbliżenia się chociaż tylko w celu zdjęcia (myślę, że głównie chodziło o to, żeby wreszcie iść kupić ten obiecany balonik z kotkiem). Tłumnie, w kłębach pary i z pyłem węglowym wszędzie, krajobraz nieco jak na Śląsku, ale pociągi coś w sobie mają, nawet te bez specjalnego nadzoru.



Przypadkiem znaleziona googlem restauracja Zielona Prowansja okazuje się być miejscem fantastycznym - z krótkim menu na długi weekend, szybką obsługą, rozsianymi wszędzie figurkami gęsi (które dość intrygowały Maja, bo czemu ta jedna sama w klatce, a obok są już dwie?). Sam Wolsztyn przypomina mi niemieckie miasteczka - z ładnymi, czystymi kamieniczkami, mnóstwem kwiatów i jakimś takim zasobnym spokojem.

GALERIA ZDJĘĆ (EDIT: również z sierpnia).

PS Temat Wolsztyna się jeszcze nie wyczerpał, ponieważ jest też uroczy pałac, ale ominęliśmy z okazji głośnego i ludycznego majowego festynu.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 6, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: wolsztyn, polska - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Gołuski

Jeśli się nie chce jechać w wielką podróż aż za Pniewy, można zanurzyć się w kolorowy tulipan zaraz pod Poznaniem. Dodatkowo Gołuski łatwiej wymówić niż Chrzypsko. Tu się jednak zalety kończą.

W gospodarstwie ogrodniczym w Gołuskach teoretycznie w długi weekend miał być wstęp w pole, w praktyce jednak pole tuż obok Specjalistycznego Gospodarstwa Ogrodniczego okazało się być przekwitnięte, albowiem - jak co bardziej wnikliwi czytelnicy sami zauważyli - z powodu dwutygodniowego przyspieszenia wegetacji aktualnie odbywają się Zimni Ogrodnicy. Na polu zostały nieliczne, smutne tulipanki. Szczęśliwie kawałek dalej, niestety pieczołowicie ogrodzony siatką, znalazło się pole z odmianami późnymi. Nawet jeśli nie można się w kolorze wytarzać (acz możecie mi uwierzyć, przelazłabym przez siatkę, ale ta warstewka ogłady mnie powstrzymała), to i tak warto. Dojechać można tam z MOP Dopiewiec, aczkolwiek trzeba zrobić parę sprytnych ruchów kierownicą, żeby objechać MOP-ową siatkę.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 4, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: goluski - Komentarzy: 2


Grażyna Plebanek - Pudełko z zapałkami

Na kartkach papieru Marta zapisuje kawałki swojego życia. Małe miasteczko, ekscentryczna babcia, wyrozumiała matka i siostra z sześciorgiem dzieci; w przeciwieństwie do nich Marta robi karierę w Warszawie. Niekoniecznie z własnej woli, przepycha ją przez życie pęd przyjaciółki, Aleksandry. Nagle, w przededniu nowej pracy, zachodzi w ciążę i to z przyszłym szefem. Ale naprawdę przypadkiem. Notuje więc te kawałki, nad którymi jakoś panuje, bo robi wrażenie, jakby nie wiedziała, czego chce i dokąd idzie. Świat, który za plecami komentuje jej postępowanie, za to lepiej wie, co powinna robić - jak urodzić, jak wychować, wrócić do pracy, zostać z dzieckiem. To tytułowe pudełko ze szpilkami - każda akcja powoduje, że ktoś z offu wciska szpilkę - teściowa, eks-narzeczony, współpracownicy, siostra. Bardzo mnie ta Martowa bierność irytuje, ale to jakiś wycinek książki, bo to zbiór tych wszystkich sytuacji, które trafiają znienacka, a na które kobieta nie jest przygotowana. Ten cały zbiór sloganów - da się połączyć bycie matką i karierę, można mieć idealny dom i idealnie wyglądać, a jeśli nie, to coś z tobą, kochaniutka, nie tak - okazuje się być bardziej szkodliwy niż można przypuszczać.

Co mnie bardzo miło zaskoczyło, to to, że jednak nie jest to tylko tzw. proza zaangażowana feministycznie, kolejny artykuł o tym, że kobieta kobiecie wilkiem, tylko o tym, że jednak się w życiu wszystko układa. Mimo niedogadania i mimo że czasem we własnej historii trudno ująć kogoś, kto jest obok. Wpadłam w świat Plebanek i ciężko mi było z niego wyjść. Zdecydowanie chcę inne.

Inne tej autorki:

#47

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 3, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Komentarzy: 3


Dziś w trawie

Cytadela.

Po trawie biegają kwiczoły (sprawdziłam u ekspertki) i drą się uroczo.

Bez. Pachnie. Można z niego zrobić zupę. Można, metodą Kopciuszka, obrywać po jednym kwiatku i zbierać w parasolu, ponieważ parasol nadaje się do trzymania zerwanych kwiatków idealnie. Tak rzekł Maj.

Nauczyłam się dzisiaj, że z jasnoty można wysysać nektar. Jak z nasturcji. I że to jasnota, a nie trochę inna pokrzywa.

Lemoniada z rozmarynem i odrobiną pomarańczy smakuje jak tabletka musująca.

W Umberto nie ma zasięgu, nawet jak personel wyjdzie za podwórko i macha czytnikiem, więc zalegam J. walor pieniężny.

Lubię, jak stykają mi się różne światy. K. spotyka J., dzieci się mieszają na kocach.

Trawa jest mokra, ale przyjemna dla bosych stóp.

Latają takie czarne jętki? ważki?, wyglądające jak mikrodrony.

I nawet jeśli trochę pada, to można się schować pod drzewem.

Kilkuletni młody człowiek na górce za Umberto wyznał jak rasowy katorżnik, że nosi te kamienie od szesnastu lat.

Piknik jest miły.

PS Pojemnik na piknik z Lidla - bdb (patrz pierwsze zdjęcie).

PSS Miałam to przemilczeć, ale tak - w trzeciej godzinie zdjęłam stanik.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 1, 2014

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 11


Katarzyna Bonda - Florystka

Tym razem profiler Meyer poniósł porażkę - źle przygotował profil sprawcy, poniósł konsekwencje zawodowe, z braku zleceń wycofał się więc z życia i przeniósł się na prowincję, gdzie się nie mył (pamiętacie, że nie ma węchu), zarósł, nadużywał alkoholu i był nieszczęśliwy, chociaż miał psa i kota. I farmę badawczą wilków opodal. Na samym początku przespał się z Leną, psycholożką, która chciała z nim pracować, ale ją zniechęcił, po czym nagle dostał ofertę pracy dla policji w Białymstoku w sprawie zaginionego dziecka. Od początku było coś nie tak, bo policja i prywatny detektyw - mimo zaproszenia - nie chciała z nim współpracować, oprócz Leny, która również w tym śledztwie została niezależnie zatrudniona. Sprawa okazała się bardzo skomplikowana, bo nie dość, że z wątkami etnicznymi (matka zaginionej dziewczynki była Romką), to jeszcze szybko się okazało, że ma związek z dziwnie przeprowadzonym przed laty śledztwem w sprawie śmierci nastolatka. Ogniwem spajającym oba (a w trakcie się okaże, że i trzecie) morderstwa jest osoba matki zamordowanego chłopca, Oli - genialnej florystki i harfistki, po śmierci dziecka mającej wizje i dokonującej samookaleczeń. Meyer tworzy kolejne wersje profilu, jednocześnie prowadząc śledztwo poprzednich zbrodni mimo blokad ze strony władz.

Co mi się podobało - autorka odcięła całkiem przeszłość Meyera, nie powtarzała historii związków z żonami, przenosząc akcje najpierw do hacjendy nad jeziorem, potem do Białegostoku. Wątki są ładnie splątane, jest i szpital psychiatryczny, i więzienie z naczelnikiem dbającym o resocjalizację nowatorskimi metodami. Ważnym elementem historii są postaci kobiece - Lena, aspirująca psycholog z traumą z przeszłości; Marlena, Cyganka, która uciekła ze swojego świata do świata "białych", ale nie trafiła najlepiej; Ola usiłująca poskładać sobie świat po stracie syna czy wreszcie Eliza - nieszczęśliwa maestra, która miała zrobić światową karierę, ale jej nie wyszło.

Inne tej autorki tu.

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 30, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panie - Skomentuj


O pikniku

Ponieważ nie wszyscy są na facebooku, a tam było zaproszenie, na wszelki wypadek powtórzę i tu:



1 maja od 12, jeśli będzie pogoda, zamierzam się rozłożyć z kocem na Cytadeli za Umberto, przynieść lemoniadę, owoce, kanapki i co ino, a jak będzie fantazja, to nawet zjem i pizzę nawynos.

Jeśli jesteś w Poznaniu, przyjdź ze swoim kocem, prowiantem, zwierzęciem i rodziną.

Bo czemu nie?

Jak nie będzie pogody (w sensie, deszcz strumieniami), to nie przyjdę.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 28, 2014

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


Barbara Kosmowska - Samotni.pl

Kilkumiesięczny epizod z życia przyrodnich sióstr - dorosłej Zofii, nauczycielki licealnej i jej młodszej siostry, Joanny. Starsza zmaga się z jednej strony z opieką nad młodszą po śmierci matki, z drugiej - angażuje się w życie uczniów z kłopotami. Ponieważ to książka z tezą, kłopoty to głównie brak opieki rodzicielskiej, przeważnie z powodu emigracji finansowej, rzadziej osierocenia czy nieuwagi. Młodsza siostra ma typowe problemy gimnazjalne - kradzieże w szatni, niemiła koleżanka, pierwsza miłość, przyjaźń. I jakkolwiek miło się to czyta, to jednak dość prostej fabuły nie rekompensują smaczne szczegóły - opis ryneczku ze straganiarkami czy stary zakład fotograficzny z eks-żołnierzem za ladą. Dodatkowo zirytowała mnie łatwość, z jaką autorka wywikłała jednego z bohaterów (oczywiście sprzedającego trefny towar, bo trzeba na leki dla chorej babci) z gangu - wystarczyło, że fotograf uratował życie w wojsku lokalnemu mafioso, który po wojsku się stoczył, i szepnął słówko. Przykładam miarę klasy książek dla dorosłych - to nie jest zła książka, ale bardzo schematyczna i z wyraźnie pokolorowanymi bohaterami (zły jest niemiły, dobry miły, nie zwracaj uwagi na wygląd i ubiór, bo to nie świadczy o człowieku).

Inne tej autorki tu.

#45

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 26, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Skomentuj