Więcej o
Fotografia+
Wychowałam się na rogu Bukowej, w innym mieście wprawdzie, na Bukowej chodziłam do przedszkola. Stare, dwupiętrowe bloki z lat 50., z wąskimi, ciemnymi schodami, z lamperią obmalowaną farbą olejną. Otoczone krzakami trawniki i mikre ogródki, społecznie obrabiane zwykle przez "tych z parteru". Zrujnowane ławki, na których spędzało się letnie wieczory, kręcąc się dookoła starszych, którzy pewnie rozmawiali, acz nie pamiętam o czym (kolejki? co na obiad? polityka? proces zabójców Popiełuszki relacjonowany w radio?), pewnie raczej milczeli razem. Zardzewiałe drabinki i skrzecząca, pokrzywiona huśtawka obok wiecznie brudnej piaskownicy. Śni mi się czasem ciemna, klaustrofobiczna klatka schodowa w bloku obok, który - jako pierwszy od ulicy - miał z boku oficyny. We śnie zawsze jestem młoda, młoda, ale już dorosła. I uciekam, chociaż ciężko uciec, jeśli jest jedno wyjście.
Czemu przypomniała mi się ta Bukowa z innego miasta? W taką samą Bukową weszłam dzisiaj na poznańskim Dębcu, kilka kroków od przyszłej szkoły Mai, kilkaset metrów od naszego przyszłego domu. Zaraz za rogiem. Bukową wilgotną od deszczu, pełną starszych ludzi na małym ryneczku; na straganach owoce, warzywa, punkt dorabiania kluczy. I wszystko pachnie lipą, wzmocnioną przez deszcz. Nawet kolory jak z późnego PRL-u - zgaszona zieleń, brąz, szarość. Świat nieotagowany na google maps.
Mam dziś poczucie, że zatoczyłam spore koło. A wszystko pewnie dlatego, ze zmarzłam. 24 czerwca, 12 stopni celsjusza.


Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday June 24, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
debiec
- Komentarzy: 5
Inne miejsce tym razem i wielki foch wśród kilkorga rodziców, że termin, znany od września, jednak nie pasuje. Sądząc po frekwencji, jednak pasował. Mimo nagłych ataków ulewnego deszczu, owocujących przemoczeniem odzieży i obuwia niektórych, ale boso też dało się po mokrej trawie biegać; wyjątkowo chłodny czerwiec tego roku. Wprawdzie nie było przedstawienia, ale mama A. zorganizowała setkę kłębków wełny i wtem cała okolica okazała się plątaniną kolorowych nitek, które atakowały znienacka, zahaczały i czasem zwalały z nóg, zwłaszcza mniej sprawnych w chodzeniu.
Pierwotna chęć współdzielenia kawałka chleba (ciasta drożdżowego, kanapki z jajkiem i małosolnego), wspólne plucie pestkami czereśni, płacz 6-letniej H., która jednak chciała odzyskać wianek właśnie wrzucony w zarośniętą glonami strugę. Lokalny rudy kot, pół pers, bardzo się polubiliśmy, odwołuję wszystkie nacechowane negatywnie opinie o persach i okolicach, są cudownie mięciutkie i pięknie mruczą, nawet jeśli im zbywa na inteligencji z wyglądu.
Kiedy wracałam do domu, na horyzoncie zamajaczył jeden filar tęczy.




Poprzednie świętojanki: 2013 i 2014.
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday June 19, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tag:
starczanowo
- Komentarzy: 1
[5-6.06.2015]
Zoo, w przeciwieństwie do stadniny, jest łatwo znaleźć (za pierwszym razem, bo za drugim razem już znaleźliśmy stadninę bez problemu, a trzeciego dnia to nawet przeszliśmy dwiema innymi trasami, plując sobie w brodę, że dojazd był oczywisty) nie jest może imponujące, ale całkiem fajne. Krainę Bajek na wejściu w zasadzie można ominąć, chyba że ktoś gustuje w karykaturalnie pomalowanych drewnianych figurkach i bajkach odtwarzanych z taśmy, ale jest tam kilka zwierząt - białe nutrie czy ulubione Majuta ary. Cała impreza zaczyna się dookoła jeziora, na którego środku są wyspy z różnymi zwierzętami. Nie do wszystkich łódka zawija, ale do najważniejszej - z lemurami - i owszem. Niestety, sfora była leniwa i głównie grzała futrzane brzuchy na słonku, odmawiając kontaktów osobistych. Ale blisko i bez klatek. Dwa place zabaw, widać zmysł logistyczny twórców, którzy wiedzą, co napędza młodzież do zwiedzania.
Fokarium jest z kolei malutkie i w zasadzie warto wchodzić tylko na pokazy karmienia. Pięć samców fok szarych (jedna z Helu, dwie ze Szwecji i dwie z Warszawy; TŻ twierdzi, że to mówią po foczemu z praskim akcentem) robi cuda z opiekunami, animowane za pomocą patyków z kolorowymi figurami geometrycznymi. Useless trivia - dorosłe samce jedzą do 10 kilo śledzi bałtyckich dziennie (te w fokarium - do 7 kilo). Nie wiem, ile wydalają, ale raczej odpada trzymanie w wannie.
W roli wisienki na czubku jest park linowy - dla młodzieży od 130 cm, ale Majut z lekkim wsparciem ze spokojem dał sobie radę (tylko trzeba było przepinać na nią karabińczyki, ja jednak miałam ciut większe problemy, zwłaszcza na elementach typu siatka, która była wiotka).
Dość oczywistą wadą tego typu miejsc jest konieczność posiadania wachlarza gotówki, albowiem atrakcje są rozproszone, a w każdej się płaci oddzielnie i w różnych miejscach - za wejście do zoo, pływanie łódką po jeziorze, park linowy, fokarium oraz za pluszowego lemura. Wspominałam, że wróciliśmy z pluszowym lemurem? I że ma na imię Julian?
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 6, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
polska, dolina-charlotty, zoo, ogrod-zoologiczny
- Komentarzy: 1
5-6.06.2015
W Ustce bywałam dziecięciem będąc, nic nie pamiętam, poza tym, że plaża. A ponieważ mieliśmy blisko, to pojechaliśmy sprawdzić (i pokazać Majutowi, jak zimne jest polskie morze[1]).
I to się nie zmieniło - plaża jest, piękna, szeroka, z delikatnym, jasnym piaskiem. I nielicznymi muszelkami. Oraz latarnia morska, na którą można wejść za chyba całe 6 zł (no chyba że się nie chce, to się idzie na plażę). Wyjątkowo niedrastyczna (67 schodów), na górze chyba zaskoczył mnie atak paniczki u młodego człowieka, który musiał WTEM zejść z tarasiku, więc mnie tym razem ominęło. Z góry lepiej widać - przewrotnie zwodzony most (przewrotnie, bo na bok - wpływa statek do portu, a on wtedy pik, pik, pik i w bok), molo i syrenkę (którą - jak się łatwo domyślić - wszyscy smyrają po biuście). Podobno jest też ławeczka Ireny Kwiatkowskiej, ale nie znalazłam.
Jedliśmy w restauracji "Syrenka", której nie zaszkodziły "Rewolucje kuchenne"[2] - doskonała zupa rybna, ciekawy w smaku gołąbek z dorsza i klasyka - smażona ryba. W roli czekadełka - wędzone szproty na ciepło.
Obserwacja socjologiczna nr 1: ludzie zrobią przeróżne cuda, żeby wykonać sobie (grupowe lub indywidualne) selfie na tle morza, wykluczając przy tym poproszenie przygodnego przechodnia, żeby pstryknął. TŻ, obserwujący z ogromną uciechą pieczołowite umieszczanie komórki w bucie, który miał posłużyć za statyw, poszedł, zaproponował usługę promocyjną, pstryknął, wszyscy byli szczęśliwi.
Obserwacja socjologiczna nr 2: ludzie wchodzą na plażę, rozkładają koc oraz statyw (lub - jak wyżej - wykonują karkołomne ewolucje w celu wykorzystania elementów codziennych do roli), pstrykają selfie, po czym pakują się i wychodzą.
[1] O, jakże zimna. Jak fala docierała do kostek, miałam podobne uczucie jak lód na nadwrażliwym zębie. Niektórym to jednak nie przeszkadzało, żeby pomoczyć i tyłek.
[2] Po drodze usiłowaliśmy się też pożywić w reklamowanym jako "porewolucyjny" Folklorze w Jastrowiu (piękne brandowanie, zachęcali codziennie pieczonym chlebem na zakwasie), niestety nie udało się - wszyscy wpadli na ten sam pomysł, tłum i nieokreślony czas oczekiwania na stolik.
Adresy: Syrenka - ul. Marynarki Polskiej 32.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 6, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
ustka, polska
- Komentarzy: 2
... albowiem po bardzo długiej (przeplatanej ale daleko jeszcze nudzi mi się) drodze, krotochwilnie, wybrałam sobie pensjonat nad stajnią. Sam pensjonat doskonały, drewno, haftowane zazdrostki, strych, skosy, a dla Maja łóżko na antresoli, na którą się wchodzi po drabinie. Ale dojazd do niego okazał się nietrywialny. Do głównego budynku dojechaliśmy, dostałam klucz i mapkę oraz skrótową instrukcję od recepcjonistki, po czym malowniczo wykonaliśmy kilka rundek off-roadu po leśnych drogach z zakazem ruchu, wróciliśmy, skąd przyjechaliśmy, spożyliśmy kolację w lokalnej restauracji przedziwnie ekskluzywnej i już za drugim razem trafiliśmy do pensjonatu "Pod Żelazną Podkową". Jedyne półtorej godziny później.
Na stanie mamy konie, osła, owce (małofutrzaste z czarnymi pyszczkami oraz jedną megafutrzastą wyglądającą jak chow-chow z afro), kozy, kucyki, jaskółki oraz dwa krótkołape psy. Przyjazność 10.

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday June 4, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
dolina-charlotty, polska
- Komentarzy: 2
A co jutro robimy? Ogród botaniczny? Nieee chcę! Nuda! Zawsze w takiej sytuacji przypomina mi się bodajże A., która narzekała, że jej rodzice zmarnowali dzieciństwo. Zmarnowali w ten sposób, że ciągali ją co weekend na jakieś wyjazdy, nie pozwalając gnić przed telewizorem i poczynili jej w nastoletnie jestestwo spory uszczerbek.
Maj szybko zmieniła zdanie, bo na wejściu stragan z lodami (arbuzowy!), potem za pomocą baniek mydlanych niczym Szczurołap z Hameln przepędziła przez pół ogrodu napotkaną przypadkiem gromadę młodzieży mimo wielokrotnie wyrażanego przez ich rodziców sprzeciwu ("Ale idziemy w drugą stronę" zdecydowanie przegrywało z "Choćcie, choćcie, mam dla was bańki, zobaccie!"), po czym w ogródku skalnym śledziła strumyki. Więc chyba nie było aż tak źle.
A ja tym razem patrzyłam na grządki w "Botaniku" z myślą w głowie: mój ogród. Też będę mieć swój ogród. Już mam! Napotkana kilka dni temu sąsiadka stwierdziła: "Ale jesteś rozentuzjazmowana, jak opowiadasz". Zdecydowanie. Entuzjazm 9 (nie 10, bo jednak przydałby się najpierw pan Józef, żeby całość uporządkować). Na razie na stanie jest fiołkowy bez w trzech odmianach, mnóstwo bluszczu, fiołki i mniszki. Nawet biorąc pod uwagę, że majaczy remont dachu, elewacji, a ogrodzenie błaga o odstrzał humanitarny (tam, gdzie jest), jesienią zasadzę porcję tulipanów (Y., poproszę taką zgrabną seteczkę jak rok temu!). Przywiozę z ogrodu babci I. kłącza konwalii, irysa, piwonii. Wysieję łubin. Łubin się sieje, prawda?
GALERIA ZDJĘĆ, a tu zdjęcia z 2014, 2013 i wcześniejsze.
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday May 31, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
ogrod-botaniczny
- Komentarzy: 4