Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Amplituda

O wczesnym poranku -3 na termometrze. Świat nagle pokrył się białym szronem. Na szybie spryskanej płynem nagle wykwitły tęczowe mroźne kwiaty. Słońce, zamglone i niskie, ale wywołujące na mojej twarzy uśmiech szczęśliwego kota, zapewne nieadekwatny do pory i kierunku. Pory, bo poranki - wiadomo - są trudne, zwłaszcza zimą. Kierunku, bo jechałam do sądu i, jak się okazało, zupełnie bez sensu, albowiem nie zostałam wezwana, tylko zawiadomiona, że sąd zatwierdzi sprawozdanie zarządcy mojej niedawno nabytej nieruchomości za rok 2013, więc w okresie mnie nie obejmującym. Wiadomo, every cloud has a silver lining, budynek Sądu w Poznaniu ma przepiękne witraże, dodatkowo wzmocnione słonecznym porankiem oraz scenerię wyglądającą jak z taniej gry komputerowej, renderowanej z jednym źródłem światła i dwiema teksturami.

Jest pewna grupa technik coachingowych, którą uważam za zawracanie głowy. Należy do nich zadanie wyobrażenia sobie wymarzonej pracy, siebie za x lat itp., a potem dokonanie w głowie ćwiczenia pt. "Jak mam dojść do takiego momentu". To jest sytuacja, która sprawia, że mózg mi się zamyka i odmawiam współpracy. U mnie to nie działa i tyle.

Kiedy wracałam, było już +1. Szron się zaczął skraplać, biel zaczęła znikać na korzyść brązu i zgaszonej zieleni roślin. Zatrzymałam się w kilku miejscach, żeby złowić światło, bokeh i resztki porannej mgły. Trochę przemoczyłam pantofle.


(Aleja Wielkopolska / Strzeszyn)

I wtedy zwerbalizowałam sobie, że chcę mieć zawsze czas na to, żeby się zatrzymać i mieć przy sobie narzędzie do utrwalenia chwili. Teraz tylko muszę znaleźć tę listę kroków, która mnie do tego momentu zaprowadzi.

Po południu +6.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 13, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 8


Przysypało

Skąd śnieg w lutym?! W każdym razie zrobiło się jaśniej, a mnie bolą uda, bo uruchomiłyśmy z córką sanki pierwszy raz w tym sezonie ("Mama! Nie hamuj! Nie hamuj! Ja chcę się rozbić o płot!" Jassne, córeczko). Chociaż może to nie od tego. Ale to tak na marginesie, bo chciałam o cmentarzu. Życie rzuca mnie w różne miejsca Poznania, ćwicząc moją cierpliwość przede wszystkim. Wczoraj rzuciło mnie w okolice cmentarza Jeżyckiego, który - co ciekawe - nie bardzo jest na Jeżycach, tylko na Ogrodach. Tak czy tak, jest pod śniegiem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 5, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Tag: cmentarz - Skomentuj


Projekt Jeżyce - Jackowskiego

Jackowskiego to ulica początków. Z jednej strony rejestruje się samochody w Starostwie Powiatowym, z drugiej wjeżdża się w bramę kliniki położniczej na Polnej (bo brama od Jackowskiego). Dodatkowo to jedna z niewielu ulic, która jest niby jednokierunkowa, ale nie do końca, bo można z Polnej wjechać kawałek "pod prąd" specjalnym pasem, żeby do szpitala. Większość Jackowskiego to piękne kamienice, zapełniające kompletne kwartały. Wyrwy pojawiają się lewej stronie, najpierw Starostwo, obrzydliwe warsztaty i hangary, potem - po kawałku kamienic - szpital. Chciałam połączyć przejście ulicą z lanczem w wegetariańskim Wypasie, niestety - zamknięty jest z powodu remontu. Ale wrócę, bo J. mi obiecała, że ze mną pójdzie, a do tego brama z Wypasem to jedna z piękniejszych, tyle że zamkniętych.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 17, 2015

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Skomentuj




Berlin, dzień 3

Pierwszy raz o królikach wspomniał sympatyczny pan w windzie, w porannym small-talku. Że nie spodziewał się w Berlinie. Tymczasem spora populacja królików, zamieszkująca pod berlińskim murem, na ziemi niczyjej, dalej zasiedla okolice Muru Berlińskiego i nawet jest o tym polski film. Potem króliki widziała moja H., a dopiero dziś, wracając po spacerze z mżawce do Bramy Brandenburskiej[1] i z powrotem, zobaczyłam i ja. I Maj. Maj zachwycony, planował już wyprawę po świeżą marchewkę, żeby króliki tą marchewką zbawić do pogłaskania.

A wcześniej dałam się wielokrotnie oszukać. Najbardziej dojmujące było oszustwo o dźwięcznej nazwie Hexenhause, polegające na tym, że się siadało na nieruchomej ławce, a dookoła, w osi poziomej, obracał się dom. Sufit nagle był pod stopami albo ławka przechylała się na podłogę, co groziło wypadnięciem. Tyle że nie. Przezorni Niemcy wyposażyli nawet ławkę w panic button (albo proponowali zamknąć oczy). Że niby iluzja. Po tym te wszystkie drobne oszustewka, że jak się kręci bączkiem z czarno-białymi paskami, to nagle pojawiają się kręgi czerwone, zielone i granatowe albo że mały odważnik wydaje się lżejszy od dużego, tyle że nie, były do zaakceptowania. Całe Science Museum Spectrum to miejsce głośnych okrzyków radości, że po raz kolejny udało się mózg oszukać. Albo mózgowi oszukać człowieka.

[1] Unter den Linden dalej rozkopana. Pierwszy raz szłam tamtędy w 2007 roku i od tamten pory nic się nie zmieniło. No, wtedy pod Bramą nie było manifestacji ukraińskiej, a dziś i owszem.

Adresy:
Do Muzeum Techniki i Centrum Nauki Spectrum można wejść na jednym bilecie (dzieci do lat 6 nie płacą), ale obydwie instytucje mieszczą się w innych budynkach. Spectrum mieści się przy Möckernstraße 26, Muzeum - tuż obok, przy Trebbiner Straße 9.
Obiad: wprawdzie pojechaliśmy szukać pożywienia na Unter den Linden, ale wróciliśmy do świetnej greckiej restauracji przy Tempelhofer Ufer 12. Taverna Athene serwuje ouzo w ramach aperitifu, dla młodzieży błękitny sok chyba z granatów.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 21, 2014

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: berlin, niemcy - Skomentuj