Rzuciłam dziś okiem w centrum handlowe z przyczyn prozaicznych - potrzebowałam Mai kupić różowe baletki do przedszkola, a właśnie takie są tylko w Smyku[1]. Przy okazji wpadło mi kilka inspiracji w związku ze zbliżającym się grudniem i #problemami-pierwszego-świata pt. jutro wigilia, co kupić! Zdjęcia z regałów sklepowych, ale nie o jakość tu chodzi.
Tymon Tymański "Autobiografia. ADHD" * Almodovar "Przelotni kochankowie" * Almi Decor - Kalendarz adwentowy (raczej jako inspiracja, bo cena pewnie z takich rejonów [link nieaktualny - 2018]) * Flo - pieski ruszające głowami * Smyk - My Little Pony
A Wy coś fajnego znaleźliście?
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 13, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 1
Nawet jak na Kłodzińską intryga jest niesamowita. Obcy wywiad gospodarczy, nie mogąc pozyskać polskiego obiecującego naukowca, Adama Zielińskiego, zleca zamordowanie go. Płatny morderca zajmuje się tym sprawnie, po kilku dniach rzeczny patrol wyławia zwłoki.
WTEM do akcji wkracza kapitan Szczęsny, który odkrywa, że jest podobny do denata. Z małą pomocą charakteryzatora, specjalisty od efektów specjalnych, fryzjera i innych specjalistów zaczyna udawać zabitego; ba, nawet przebierać się nie musi, bo polski 007 również nosi czarny beret, zamszową kurtkę i obuwie z Cedetu na górze za 270 zł. Od ręki wprowadza się do mieszkania docenta, zaczyna chodzić do laboratorium, które o tyle wspomaga całą maskaradę, bo jest Ściśle Tajne i docent mało z kim rozmawia i tak. Jak się łatwo domyślić, obcy wywiad w postaci demonicznej firmy "Camilla" (z siedzibą w Hamburgu) jest absolutnie zdezorientowany (jak w komedii slapstickowej - "to kogo w końcu stuknęliśmy?!") i zaczyna działać na dwa fronty - morderca zasadza się ponownie, a naganiacz - dr Kraus - ponownie werbuje naukowca do prac na rzecz firmy "rynkowej".
Są i godne polskiego Bonda gadżety: Elektronowy Pies - narzędzie pozwalające na wykrycie, czy ktoś obserwuje za pomocą podczerwieni czy Neutralizator K-654, pozwalający na zwalczenie efektów każdego narkotyku lub środka usypiającego, dla niepoznaki wmontowany w rameczkę wisiorka ze zdjęciem damy. Imperialistyczne siły zła również nie próżnują - jeżdżą najnowszym modelem Citroena DS-21 w kolorze błękitu ("wyciąga 180, jak dobra droga"). Ale warto być ostrożnym, bo w oparciu pasażera znajduje się igła z narkotykiem, aktywowana przyciskiem przy kierownicy.
Jak w poprzednich tomach, gładki Szczęsny najpierw przybywa prosto z urlopu, na którym wypoczywał z aktualną flamą ("Oszczędź człowieka, niech się wykocha"), potem - już w roli docenta - otwiera drzwi pięknej blondynce, która zaczyna od przygaszenia światła, a potem przybliża usta do jego ust. "Pomyślał, że los po prostu zmusza go do bliskiego zetknięcia się z tą kobietą i choćby nawet tego nie chciał, nie może się już cofnąć. Rzecz w tym, że nagle zaczął chcieć. (...) Całował ją, przestał myśleć o zadaniu, jakiego się podjął, o docencie, o "Camilli" i o tym wszystkim. Delikatnie, gorącymi rękami zaczął rozpinać różowy sweter, kiedy nagle ostro zadźwięczał telefon". Taka sytuacja. Chwile zapomnienia zdarzały się, jak widać, nawet największym bojownikom spod sztandaru generała Moczara, którzy ronią łzy na spektaklu o partyzantach.
Najsmutniejsze jest to, że teraz biedny docent Zieliński pojechałby na kontrakt, machnął jeden antybiotyk czy dwa i wrócił z pieniędzmi na mieszkanie. A tak to wylądował w Wiśle, a cudownego antybiotyku pewnie do dziś nie ma. Ale ideały, partyzantka, laboratorium.
I jeszcze dwa majstersztyki słowne:
Po kwadransie Szczęsny wrócił do pokoju z bułką i kawałkiem kiełbasy. Boczań zreferował mu krótko:
- Babka dzwoniła. Zaczekaj.
- Nagrałeś?
- Tak. Co jest w bufecie?
- Rzeszowska.
- Szynki nie ma?
- Powiedziała swoje nazwisko?
- Kto? - Boczań myślał o szynce, nazwisko tu nie pasowało.
- Ta kobieta.
- Nie. Jest szynka?
- Jest.
Po stawie pływał samotny łabędź, właściwie było to tylko pół łabędzia, to gorsze, widać szukał czegoś na dnie.
Inne tej autora, inne z tej serii.
#80
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 13, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, kryminal, panie, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2
... błyszczące baloniki.
... parada rycerzy, dam sypiących pierzem (bez smoły), zwierząt, wozów i koloru.
... cukiernie sprzedające nawynos ogromne rogale marcińskie.
... flagi przy oknach, na balkonach, w rękach dzieci.
... kawa i świetne kanapki na Taczaka 20, dla mnie łosoś z kaparami, rukolą, ogórkiem i lekko kwaśnym sosem, dla TŻ grillowana kanapka z kurczakiem, pomidorem i zieleniną, którą wyjadał mu Majut, na zmianę informując, że pysne oraz że smakuje jak siano ("a gdzie ty próbowałaś siana, kochanie?"). Taczaka 20 to zagospodarowana brama, malutka knajpka na dosłownie kilka stolików z letnim potencjałem na więcej na ulicy. Adapter z płytami, pod sufitem rower, Fritz Kola, słychać "Diamonds&Pearls" Prince'a, certyfikowane rogale, tort bezowy z granatami i specjalność zakładu - Przysmak Generała Taczaka (czekoladowe ciasto, mascarpone, karmel). Gwarnie, zacisznie i miło. Jak na spotkaniu, na którym wprawdzie się nikogo nie zna, ale za chwilę można poznać.
Powtarzam się jak co roku - to jest kwintesencja radości z tego, że mieszkamy w Polsce. Przyjeżdżajcie do Poznania; z dziećmi, obcokrajowcami, dziadkami i zwierzęciem. We have rogale.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 11, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
Zdecydowanie od tej książki warto zacząć lekturę Deavera, przede wszystkim dlatego, że każda następna psuje już suspens. Sparaliżowany genialny kryminolog Rhyme planuje popełnić samobójstwo, co w zestawieniu z tym, że może ruszać głową oraz jednym palcem nie jest chęcią specjalnie dziwną. Przeszkadza mu w tym odkrycie seryjnych zbrodni, popełnianych nie dość, że z premedytacją, to jeszcze za każdym razem obłożonych wskazówkami co do następnego przerażającego morderstwa. Do śledztwa przypadkiem zostaje włączona piękna acz schorowana (kompulsywne drapanie po głowie, obgryzanie paznokci oraz artretyzm) policjantka ze służby patrolowej, Amelia Sachs. Wyjątkowo sprawnie zabezpieczyła miejsce pierwszej zbrodni i Rhyme'owi się to spodobało. Jak się po następnych nastu już chyba tomach można domyślić, spodobało się im obojgu na dłużej.
Jest połowa lat 90., większość bazy materiałów porównawczych Rhyme'a nie jest jeszcze skomputeryzowana, wyszukiwanie odcisków palców w bazie zajmuje ok. 15 minut, telefony komórkowe nie są w użyciu, mapy tylko papierowe, a w poszukiwaniu zakupów giczy cielęcej należy wysłać w miasto 50 agentów. Reszta jak w innych książkach - na tablicy lądują wskazówki (na szczęście przyrostowo uzupełniana tablica nie zajmuje 1/4 książki), jak policja jest już tuż tuż, to wiadomo, że to będzie fałszywy ślad, są rozgrywki kompetencyjne w samej policji, a Amelia jeździ szybkimi samochodami oraz nosi siatkową podkoszulkę pod kamizelką kuloodporną.
W ekranizacji parę Rhyme/Amelia obstawiali Denzel Washington i Angelina Jolie.
Inne tego autora tu.
#79
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 9, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, kryminal, panowie
- Skomentuj
Rok temu tak; w tym roku podobnie, tylko: trasa ciut dłuższa, bo Kaponiera jeszcze bardziej rozryta, młodzież nieco bardziej jęcząco-rozhulana. Ale rycerz był, złoty orzech czeka na otwarcie jutro, a w drodze do domu znowu wyskoczyły na drogę dziki. Szczęśliwie jeden samochód przed, ale i tak. Znowu nie nosiły odblasków, szczeciniaste ssyny.
Dialog z tylną kanapą:
- A z przodu ciężarówki jest szoferka. Bo na kierowcę też mówi się szofer. Naprawdę.
- Akulat.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 7, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
Po prawie 500 stronach gęstej, dygresyjnej, pięknie skomponowanej prozy pozostałam ambiwalentna. Pięknie jest ta książka napisana, taki składny strumień świadomości, życie w pigułce, ewolucja bohatera od dziecka do ojca; II wojna światowa, czerwony krawat w PRL-u, pierwsza potańcówka w szkole, zgubiony but[1], bieda i damy lekkich obyczajów, choć gołębiego serca. Tyle że jakoś mnie nie porwała. Nie czytałam z jakimkolwiek nastawieniem, ale mimo plastyczności obrazu, mimo fotograficznej precyzji w tworzeniu słowem panoram i portretów, nie zachwyciła. Zmęczyła mnie ta książka, miejscami wytrąciła z rytmu, zostawiając za dużo niedopowiedzeń[2] i zbyt szerokich przeskoków między wspomnieniami. Wiem, wspomnienia nie są linearne, jedna myśl łączy się łańcuszkiem z drugą, czasem absurdalnie oderwaną, a mimo to spójną. Tyle że dla wspominającego. I chociaż też nie mogę powiedzieć, że nie dostałam rodzinnej, choć niechronologicznej sagi z fabułą i twistem, to bardzo brakowało mi zawiązania akcji.
I zła jestem, bo nie mogę znaleźć mojego ulubionego kryminału Janeta na półce. Czarna okładka bez napisu na grzbiecie, to nie pomaga. A miał być dla wywietrzenia głowy po Myśliwskim.
Ryzykować "Traktat"? Czy też mnie zmęczy i wypluje nieco poszarzałą?
[1] Jaka trauma. Nienawidziłam tego rozdziału, kiedy na kilkuset stronach szukają zgubionego buta. Wiem, wojna była, matka oszalała z biedy; zostawiony kilka wsi dalej chory ojciec, a oni idą na kolanach, szukając w zapadających ciemnościach drugiego do pary ("ale lewy czy prawy?").
Najbardziej beznadziejna wyprawa na świecie. Bo ja już wiem, że nie znaleźli, a oni cały czas wierzą, że przecież musi się znaleźć.
[2] Anna. Co z Anną?! I jak Piotr wybrnął z tej przerażającej pogadanki w kombinacie buraczanym, gdzie nie wspomogła go książeczka z życiorysem Stalina? Gdzie but? I wreszcie - co z Kruczkiem?
J. mi pożyczyła, dziękuję.
#78
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 5, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
W zasadzie książkę streszcza zdanie autora: na moim stole leży “Wanna z kolumnadą”, w której chciałem sobie po prostu odpowiedzieć dlaczego w Polsce jest tak okropnie brzydko (blog [2018 - link nieaktualny]). Konkretnie, czemu architektura budowana współcześnie jest czasem ohydna i niezgodna z jakimikolwiek zasadami estetyki, czemu deweloperzy grodzą osiedla, a już wybudowane malują w palecie pasteli, kim jest miejski plastyk oraz czemu nie można oczyścić miast z reklam.
Dla mnie to książka bardzo bolesna, gorsza od horroru, bo horror po przeczytaniu zamknę, a tymczasem jutro znowu wyjdę w miasto, które zaatakuje mnie zaniedbanym brzegiem Warty, samochodami na ulicach, reklamami wielkoformatowymi, psimi kupami oraz poczuciem, że nawet jeśli - z powodu indolencji odgórnej - zacznie się inicjatywa oddolna, to na posprzątanym kawałku i tak za chwilę wyrośnie ta sama pleśń co wcześniej. Zdradzę Wam sekret tego, czemu w Polsce jest brzydko. Bo nikomu się nie opłaca, żeby było ładniej.
Zdaniem, które chyba najbardziej zapadło mi w pamięć, było rozróżnienie lotnisk: "wsiąść w Monachium (na wieży lotniska zobaczymy napis »München«) albo w Pradze (na wieży będziemy mogli przeczytać »Praha«) i wylądować w Warszawie (z wieży powita nas »Samsung«)".
Inne tego autora:
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 2, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, reportaz, architektura, 2013
- Komentarzy: 1
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 1, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Skomentuj
Sołacz
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 31, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
solacz
- Komentarzy: 3
To ten kawałek tkanki miejskiej, który nasiąknął dla mnie folklorem miejskim. Wprawdzie zza postrzępionych brezentowych daszków nie widać czasem otaczających Rynek kamienic, wprawdzie od dawna większość warzyw to tylko transfer z giełdy o cenach ustalanych z góry, a na każdym straganie te same kwiaty, ale i tak poranek na rynku to taka bamberskość in the nutshell. Czasem uśmiechnięci, czasem skwaszeni sprzedający, starszy pan ostrzący noże i nożyczki, staruszka z wiązkami głogu, miechunki i miesiącznicy, przemyt z Niemiec (ze wstydem wyznam, że czekoladom miętowym i marcepanowym ze straganu zawdzięczam ładne kilka kilo obywatela z wyższym wykształceniem), sterty czereśni, mieczyki i - odkrycie ostatnich dni - wąskie, podłużne świeże orzechy laskowe. Nie umiem przejść przez Rynek nic nie kupując.
GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 28, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce
- Komentarzy: 6