Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Anna Cieplak - Ma być czysto

Magda jest konkubiną, więc automatycznie została taką nie do końca macochą dla 14-letniej Julki, nie jest łatwo, bo nad rodziną wisi widmo byłej żony, która w ramach “porozumienia” nieustająco ingeruje w wychowanie córki; o swój rozpad związku obwinia oczywiście nową partnerkę byłego męża. Magda kocha Julkę i stara się wspierać ją tam, gdzie biologiczna rodzina zawodzi, chociaż zdaje sobie sprawę, że jeśli rozstanie się z partnerem, automatycznie straci szansę na widywanie się z pasierbicą. Julka jest obciążona oczekiwaniami matki i uważa, że jest gruba i brzydka, ale ma fajne ciuchy, więc może przyjaźnić się z ładną Oliwką. Oliwka również mieszka z konkubentem matki, która zarabia na życie w Niemczech; tu brak uregulowania prawnego oznacza kontrolę kuratora. Oliwka widzi, że bez modnych ubrań jest nikim, nadrabia więc brawurą w kwestiach imprez i przygodnego pożycia intymnego, co szalenie imponuje Julii. Dochodzi do tego też ogromny strach przed Systemem, który tylko czeka, żeby zabrać Oliwkę i jej młodsze rodzeństwo do Ośrodka, jeśli wyjdzie, że ojczym nie opiekuje się nimi wystarczająco dobrze. Bo taka jest prawda - to na najstarszą spada codzienna opieka nad domem i dziećmi, a odgłos pukania do drzwi budzi panikę, gdy lodówka pusta, a ojczym pracuje na noc.

I byłby to świetny wycinek współczesnego świata, z wszechobecnymi social mediami, z bolesnym rozdarciem między dziećmi z “lepszego” osiedla, a tymi, dla których posądzenie o kradzież batonika w sklepie może skończyć się sprawą sądową i odstawieniem do ośrodka dla trudnej młodzieży, tyle że jest to książka strasznie nierówna. Narracja rozbita na trzy głosy - Magdy, Julki i Oliwii - czasem gubi kawałki historii. Miejscami przypominam artykuł z tezą, nie pomagają toporne przypisy wyjaśniające na przykład, co to jest internetowy challenge. Miałam w pewnym momencie wrażenie, że autorka odhacza kolejne elementy patologiczne - niepełna rodzina - jest, parentyfikacja - jest, nieuświadomienie seksualne - jest, toksyczna była żona - jest, zapełnianie dziecku grafiku zajęciami - jest, flirt z grupą nacjonalistów - jest, branie narkotyków i psychoza po - jest, instrumentalne traktowanie ciała przez nastolatkę - jest, brak samoakceptacji - jest… Do tego brak wyraźnej puenty, miałam poczucie, że historia urywa się w połowie, tyle dobrze, że bez moralizowania. Szkoda, bo był potencjał na bardzo dobrą, mocną książkę.

Inne tej autorki.

#91

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 20, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


John Wick

Bardzo chciałam, żeby mi się podobało. Bo Keanu, który im starszy, tym szlachetniejszy, bo świetnie filmowane, bo wnętrza, bo noir jak się patrzy, bo bombowa obsada. Ale na litość, to jest archetypowa ekranizacja strzelanki o fabule prostej jak sztacheta. John Wick, zreformowany płatny morderca, best of the best of the best, żył sobie spokojnie kilka lat, tyle że wtem umarła mu ukochana żona, dla której się wycofał z zawodu. Od załamania uratował go prezent zza grobu - szczeniak zamówiony jeszcze przez żonę, sens życia, te sprawy. Niestety John przypadkiem trafił na syna szefa ruskiej mafii, któremu spodobał się piękny samochód i w efekcie młody zrobił Wickowi najazd na chatę, sponiewierał gospodarza, zabił szczeniaka i zabrał samochód. Jak się łatwo domyślić, Wick zdecydował się na zemstę, mordując pół miasta, w tym nasłanych na niego płatnych morderców oraz rozwalając całą ruską mafię. Jak w grze, kolejni przeciwny podchodzą po jednym, on ich eliminuje, następny, następny, aż do finałowej rozgrywki z bossem. I tyle. Zero finezji, mnóstwo akrobacji zakończonych krwawych rozpryskiem, nieco żartów - ekipa czyścicieli, hotel w budynku Flatiron jako miejsce eksterytorialne, reakcja policjanta wezwanego do rozróby na widok sterty trupów, drobiazgi. Czy ja chcę oglądać kolejne trzy części?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 18, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 4


Zośka Papużanka - Żaden koniec

Umiera babcia Krystyna, ateistka w katolickim hospicjum, osoba o trudnym charakterze, nie dająca się kochać. Dwójka kuzynów - Jakub, syn Marka i Justyna, córka Helenki - spotykają się po pogrzebie i piją wraz ze swoimi małżonkami; taki pretekst, żeby porozmawiać o wszystkich rodzinnych tajemnicach, traumach i niedopowiedzeniach. Bo niby śmierć wszystko kończy, ale tak naprawdę daje początek gdybaniu, rozmyślaniu i wspominaniu. Fabuła niby prosta, ale jak to jest napisane, jak wnikliwie autorka opowiada o zwykłych rzeczach - kocie bez wstydu kłamiącym, że nie dostał śniadania, bo może wyłudzi drugie, o kłócących się po cichu rodzicach, żeby sąsiedzi nie słyszeli, starszej siostrze opiekującej się bratem, babci nienawidzącej męża tak bardzo, że wymazała go w ogóle z całej historii, o miłości i jej braku… “Ty to sobie poradzisz, Kryśka. Najgorsze, co można powiedzieć dziecku. Bo co to znaczy poradzić sobie. To znaczy przeżyć życie mimo wszystko, mimo że jest nieznośne i kanciaste jak buty po starszej siostrze, mimo że boli jak obowiązkowe szczepienie. Poradzisz sobie”. Jest i zabawnie, ironicznie, bo w pewnym momencie już tylko śmiech zostaje, kiedy po zdjęciu warstw historii, zostają zadry w na pozór wypolerowanej normalności. Jak w każdej rodzinie.

Inne tej autorki.

#90

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 17, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


O podróżowaniu solo

[6.09.2023]

Otóż wymyśliłam sobie, że pojadę w plener. Sama. Nie że 600 km i w nieznane, ale blisko i w znajome miejsce. Piękny, słoneczny dzień, mam pinezki w miejscach, gdzie winnice, ładne murale i zabytkowe sklepy z galanterią mięsną, wykładane kaflami z epoki, umówiłam się na obiad z U., miło. Po czym zaczęło się #nieustającepasmosukcesów. Wyjechałam z telefonem na 60% baterii, podładuję sobie po drodze. Tyle że nie, ładowarka jedynie spowalniała zużycie baterii, bo nawigacja źre jak wołoduch. Trzy kolejne winnice, w tym Lubuskie Centrum Winiarstwa okazały się być zamknięte, bo trzeba poczekać na Winobranie, którego chciałam uniknąć, żeby nie w tłumie. To sobie uniknęłam. W międzyczasie obiad zmienił się w późną kawę, bo U. musiała ogarnąć rodzinę. Spocona i zirytowana przebiegłam przez miasto, szukając najpierw kawy, potem obiadu oraz żebrząc o podładowanie telefonu tam, gdzie mieli pasującą ładowarkę, usiłując na papierową mapę przenieść interesujące mnie punkty. Wyszło tak sobie, zwłaszcza że zrobiłam dwukrotnie tę samą trasę, a mogłam nie. To, że niektórych murali nie było w zaznaczonych miejscach, to już zgniła wisienka na czubku. Ale kawa z U. była miła. Wniosek z całości mam taki, że potrzebuję żony, żeby mi takie wyjazdy organizowała i żeby było na kogo narzekać, że coś jest nie tak.

Adresy:

  • Cosmos Greek Food & Coffee - plac Pocztowy 3
  • Mural „Urszula Dudziak” - Wandy 40
  • Mural „Postaci filmowe" - Kupiecka 47
  • Mural „Lisy” - Lisia 39 (oraz 49 i 57, jest więcej!)
  • Mural „Elżbietanki” - Plac Powstańców Wielkopolskich 4
  • Mural „Maryla Rodowicz” - plac Bohaterów 3
  • Wegarnik - Mikołaja Reja 15/1
  • Sklep mięsny - Artura Grottgera 5

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 16, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, zielona-gora - Komentarzy: 1


Jerzy Głowacki - Testament królowej Nefertite

Kilku robotników Arabów prosiło o zrobienie im zbiorowego zdjęcia. Przyjemnie im będzie, kiedy w gazecie dalekiego kraju, który nazywają Bolanda, ukaże się ich fotografia.
Tak, to ojciec tego Głowackiego, czymś trzeba było na chleb zarobić, nawet nagrodę dostał.

Dwóch przyjaciół - porucznik Kania i kapitan Wojnar - planują wspólne śledztwo. Profesor Sulima, światowej sławy archeolog, zostaje znaleziony martwy w swojej willi na Żoliborzu. Przed śmiercią pracował nad odszyfrowaniem papirusu, znalezionego w sarkofagu; mumię oczywiście trzymał w domu[1]. Kapitan Wojnar, przystojny i wysportowany (trenuje judo) od razu zachwyca się piękną siostrzenicą profesora, Ewą. Podejrzany jest asystent profesora, docent Radoń, który przebywał akurat w domu Sulimów, po czym wyjechał nagle do Egiptu. Sprawa się komplikuje, gdy zostają znalezione zwłoki siostrzeńca profesora, który przedawkował morfinę. Kania inwigiluje w Warszawie w nocnych klubach, bo skądś młody narkotyki brał, Wojnar zaś udaje się incognito jako dziennikarz na wykopaliska. Tam się dzieje - podejrzani są wszyscy, a najbardziej egipski intendent, Wojnar niejednokrotnie usiłuje zbliżyć usta do ust Ewy[2], ichneumon ratuje przed kobrą, spotyka się z bossem lokalnego gangu, wreszcie w dramatycznym finale jak z “Indiany Jonesa”, gdzie kolejne zwłoki ujawniają pułapki sprzed tysięcy lat, pojawia się skarb. Kolejne zwycięstwo białego Europejczyka nad prymitywnymi Arabami.

Mizoginia jest obecna na każdym kroku - kobiety to “dziwne istoty”, nie ma co przejmować się ich humorami, wystarczy być cierpliwym, a rozwieją się jak mgła. Ciotka profesora bez żadnego powodu określona jest jako “zdziwaczała stara panna”. Jedna z pań - specjalistka od mechaniki precyzyjnej i astronautyki - jak na kobietę, dziwny wybrała sobie zawód — obserwował ją Kania. Żona jednego z archeologów jest “tęgawa”, “uśmiech rozkapryszonego dziecka” i “szczebiotliwy głos”, wymawia się migreną, że nie zajmuje się Wojnarem. Na szczęście jej mąż umie się znaleźć: - Przepraszam za żonę (...). - wyciągnął do Wojnara kościstą dłoń mężczyzna o sępiej, spalonej słońcem twarzy. Kilka scenek z kairskiego klubu nocnego - najpierw taniec brzucha, zaanonsowany jako wschodni strip-tease, potem taniec skąpo ubranej Fatimy - jest absolutnie w porządku, bo to egzotyka i taki zwyczaj:

- Wiesz, co bym teraz najchętniej zrobił? - zwrócił się do Wojnara. - Wszedłbym na parkiet, jak tenisową rakietę wziąłbym tę małą pod pachę, każdemu, kto stanąłby na drodze, dał kopniaka i pognałbym z nią gdzieś w dal. Raczej w mrok, gdzieś pod piramidy. (...)
- Ile ona może mieć lat?
- Najwyżej piętnaście, ale tu na Wschodzie takie smarkate uważane już są za dojrzałe kobiety.

Się pije: herbatę, wermuth (“na pokrzepienie mięśnia sercowego”), cherry z kawą, wódkę (kucharz w “Narcyzie”, inaczej nie ma dań z patelni oraz babcia klozetowa, bo inaczej nie wydaje papieru toaletowego i mydła klientom), koniak w samolocie i diabelnie mocną kawę.

Się je: wymyślnie skomponowane kanapki, łososia, szary astrachański kawior, mleko, mięso i daktyle (w arabskiej niewoli), lokalne owoce - banany, mango, daktyle, figi, morele i winogrona.

Się pali: najtańsze papierosy (bo mają mocniejszy tytoń), “sporty”, fajkę, egipskie “Złoty Ramzes”, robione na zamówienie, wodną fajkę (w klubie).

Się interesuje: Komendant kairskiej policji przejawił żywe zainteresowanie polską kuchnią i prosił Wojnara, żeby mu opisał kilka narodowych potraw polskich.

Się ozdabia wnętrza: golaskiem-murzynkiem na tapczanie.

Bawiąc-uczyć: rodowód i historia faraonów oraz egipscy bogowie (“Widzę, że olśniłam pana moją wiedzą”).

[1] Podobno rząd Egiptu ofiarował mu ją w podziękowaniu za odkrycia. Ale praktyka pobierania fantów z wykopalisk była powszechna (Początkowo miałem zamiar ofiarować naszyjnik Ewie. Nie jest praktykowane robienie prezentów z rzeczy znalezionych na terenie wykopalisk, lecz miałem nadzieję, że jakoś to oficjalnie załatwię).

[2] Serio, milicjant nieustająco atakuje swoim afektem osobę, nie dość, że zależną od niego, bo związaną ze śledztwem, ale dodatkowo w żałobie - w którym okresie straciła wuja i brata. Ale wszystko w porządku, ma oczy bizantyjskiej ikony, to można.

Inne z tej serii.

#89

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 14, 2023

Link permanentny - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl - Kategoria: Czytam - Skomentuj


From / Stamtąd

Rodzina Matthewsów, rodzice z dwójką dzieci jedzie na wakacje, na drodze wtem napotykają na drzewo. Objeżdżają, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość, przejeżdżają przez zapyziałą miejscowość i okazuje się, że bez względu na to, jaką drogą pojadą, krążą w koło. Mieszkańcy zachowują się co najmniej dziwnie, dochodzi do wypadku, w dramatycznych okolicznościach pasażerowie dwóch aut dowiadują się, że nocą przychodzą mordercze upiory i zabijają wszystkich, którzy ich wpuszczą do domów. Miasteczko jest “zarządzane” przez szeryfa, byłego wojskowego, który dba, żeby było jak najmniej ofiar - zakazuje opuszczania domów po zmierzchu, znalazł odstraszające upiory medaliony, karze tych, przez których zaniedbanie ktoś zginął. Nie wiadomo, gdzie znajduje się miasteczko, bo każdy z mieszkańców pojawił się, jadąc w innym kierunku, niektórzy mają wizje, które motywują ich do czasem niezrozumiałych zachowań. Tę kruchą “normalność” destabilizuje pojawienie się wspomnianych dwóch samochodów; “nowi” zaczynają zadawać pytania i próbują rozwikłać tajemnicę miasteczka. Uwaga - bywa gore, są jump scare’y.

Wszyscy osieroceni przez twórców “Lost”, gdzie przez lata budowane było napięcie i oczekiwania, a na końcu dostaliśmy, ech, wielkie rozczarowanie, mogą wskoczyć do tego samego pociągu ponownie! Świetnie zbudowany tajemniczy świat, niby nasz, ale nie nasz, gdzie pojawiają się potwory, prąd płynie bez kabli, w tajemniczy sposób uzupełniają się (choć wybiórczo) zapasy, są magiczne portale i istoty obdarzone mocą parapsychologiczną albo… wszyscy są w symulacji, gdzie badają ich odporność na stres, taka “Gra Endera” z nieświadomymi uczestnikami. Na razie dwa sezony, w planach trzeci. Czekam, dokąd dojedzie ten pociąg i czym mnie negatywnie zaskoczy w finale. Chyba żeby nie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 11, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1


O ręczniku papierowym

[18.08.2023]

W Stralsundzie nie tylko Stary Rynek warto, bo jest też port. Są od siebie w niewielkiej odległości, ze spokojem można się przespacerować pieszo. W porcie, jak to w porcie, kanały, widoki, zapach ryby i mewy, mniejsze i większe jednostki oraz Ozeaneum, które złośliwi nazywają Rolką Ręcznika Papierowego. W środku trochę wypchanych okazów, mnóstwo fantastycznie zaaranżowanych akwariów, z czego przy meduzach spędziłam co najmniej 15 minut, na dachu pingwiny oraz kontrowersyjna - sądząc z opinii - gablota z kolbami zawierającymi spermę rekina i dla porównania urobek ludzki. Wjazd dość drogi, ale bardzo przyjemnie, chociaż nawet w piątkowy poranek raczej tłumnie. Na pigwinim dachu są też widoki na miasto, bardzo eleganckie.

W drodze powrotnej, tak jak kilka lat temu, zatrzymałam się w restauracji nad jeziorem koło Prenzlau.

Adresy:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 10, 2023

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: niemcy, prenzlau, stralsund - Skomentuj


Sausage Party

Supermarket. Gdyby to był Pixar, to miałby podtytuł “Jakby artykuły spożywcze miały uczucia”, ale to bynajmniej nie jest Pixar. Zbliża się 4 lipca, parówka Barry robi szeroko zakrojone plany w związku z bułeczką Brendą, na razie dotykają się tylko końcówkami bez folii, ale kiedy opuszczą sklep, w Wielkim Świecie, będą na zawsze razem i nie tylko ich końcówki będą się stykać. Sielankę psuje Musztarda Miodowa, który wyszedł ze sklepu, ale wrócił i przeraża wszystkich spanikowaną opowieścią, że zostaną zjedzeni. Kiedy Bułki i Parówki zostają kupione, Musztarda rzuca się z wózka, powodując panikę, przez co część zakupów - Frank i Brenda, Bajgiel i Lawasz oraz Żel do Higieny Intymnej[2] zostają na podłodze, a reszta zakupów znika w Wielkim Świecie. Jako bywalczynie marketów i Wielkiego Świata zapewne wiecie, jaki los czeka jedzenie, z masakry ucieka tylko nieco nieforemna parówka Barry. W międzyczasie ekipa w sklepie podejmuje wyprawę w celu odkrycia, kto wymyślił informację o Wielkim Świecie (Flaszka Alkoholu) oraz co znajduje się za chłodniami (książka kucharska z przepisami na grilla, brr!); prześladuje ich złowieszczy Żel, który nie waha się przed przemocą i podstępem. Tuż przed finałem wraca Barry z informacją, że bogów (klientów) można zabić, następuje masakra, a w finale orgia.

Wiem, wiem, wiem, sama chciałam. Dobry rating na Rotten Tomatoes, głosy podkładają aktorzy z czołówki - m.in. Hayes, Wiig, Rudd, Norton, Hader, Meatloaf[1], Cera, Franco i Rogen. Oczywiście, tych dwóch ostatnich to sygnał ostrzegawczy, do dziś pamiętam stoner movie “Pineapple Express”; ale nie, nie dało mi to do myślenia. Przecież nie może być aż tak zły. Ale. To. Jest. Absolutnie. Zły. Film. Tak zły, że oglądasz, mówisz “Nie, nie zrobią tego”, a po chwili, zza facepalma, “Zrobili to”. Na plus - jest zabawny, żarty bywają przednie, sporo inteligentnych odniesień do popkultury (Guma do Żucia!) ale to jest, powtórzę, bardzo zły film i nawet moje czarne serduszko żałuje rodziców, którzy dali się namówić milusińskim, żeby pójść na “bajkę”[3] do kina. Ja go obejrzałam, żebyście Wy nie musiały. Jest na Netflixie.

[1] Oczywiście pod Klopsika!

[2] Nie wiem, jak w USA, ale żel z aplikatorem do wewnątrz (niestety istotne dla fabuły) jakby nie ma sensu higienicznego. Nie ważne, zło się dopiero zaczyna.

[3] Całkiem serio, irytuje mnie nazywanie “bajką” wszystkiego, co animowane. Nie róbcie tego. Bajka to często wierszowana opowieść z morałem. “Paweł i Gaweł” to bajka, “Uciekające kurczaki” to nie bajka. Dziękuję za uwagę.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 9, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Gillian McAlister - Nie to miejsce, nie ten czas

Koniec października 2022. Jen wycięła dynię, postawiła na oknie i czeka na powrót 18-letniego syna Todda, który się spóźnia, zapewne jako pretekst poda, że zmiana czasu i wcale się nie spóźnił. Nie jest zła, pewnie wymienią jakieś zabawne uwagi przed pójściem spać, pośmieją się we trójkę z Kellym, jej mężem i ojcem Todda. Tyle że nie, bo kiedy widzi wreszcie powracającego syna, podchodzi do niego mężczyzna i dochodzi do tragedii. Jej zabawny, super inteligentny syn wtem wyciąga nóż i wbija go kilkukrotnie w nie spodziewającego się tego mężczyznę. Krew, karetka, policja, Jen nie może uwierzyć, co się stało, ale będzie o syna walczyć, jest prawniczką. Sama nie wie, jak się jej udaje usnąć, ale gdy budzi i rzuca się do działania, jej syn wychodzi z pokoju i zachowuje się, jakby nic się nie stało. I rzeczywiście, jest dzień przed dramatem. Jen próbuje tłumaczyć mężowi, co się stało, znajduje nóż w plecaku syna, oddycha z ulgą, ale gdy budzi się następnego ranka, jest dzień minus dwa, jutro i pojutrze jeszcze się nie wydarzyło, tylko ona pamięta o wszystkim. Miota się, usiłując zrozumieć, co się dzieje, wreszcie dociera do niej, że musi odkryć, co doprowadziło do fatalnego wieczoru i co takiego zrobiła źle jako matka (pozdrawiam!).

Bardzo pyszny thriller, gdzie dojście do źródeł przestępstwa jest nietypowe - bohaterka ma szansę przeżyć różne formacyjne dni z przeszłości bardziej świadomie, aczkolwiek może polegać może tylko na sobie, bo nawet jeśli ktoś uwierzy w jej historię, to i tak następnego-poprzedniego dnia już o tym nie pamięta, bo to się jeszcze dla kogoś nie zdarzyło. Inspiracją był serial “Russian Doll”, nie wiem, czemu nie zauważyłam, to takie oczywiste. Jest trochę zabawy w podróże w czasie, pojawia się nawet naukowiec przygotowany na to, że będzie pracować z takimi podróżnikami. Czekałam trochę na multiverse, wszak Jen świadoma przyszłości zmieniała kolejne dni dla siebie i dla innych. Trochę zaskoczek, tylko finalnej się nie spodziewałam, ale inne podane były prawie że na tacy.

Inne tej autorki:

#88

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 8, 2023

Link permanentny - Tagi: panie, 2023, kryminal - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Insecure

Issa pracuje w organizacji non-profit, wspierającej dzieci z ubogich dzielnic. Praca ją coraz bardziej nudzi i irytuje, bo jest jedyną czarną, a właśnie głównie z tych środowisk wywodzą się dzieci wymagające wsparcia. W domu też tak sobie - od 5 lat jest z Lawrencem, który ostatnio głównie zalega na kanapie, bo jego start-up nie wypalił. Trafia na swojego dawnego kumpla, z którym zawsze miała dobry vibe, ale zły timing. Chwila zapomnienia i w miarę stabilne życie się jej rozsypuje. Na szczęście ma przyjaciółki - ambitną prawniczkę Molly, prostolinijną acz nieparlamentarną urzędniczkę Kelly i właścicielkę rodzinnej firmy Tiffany. Wszystkie znają się ze studiów w Stanford[1], chociaż wydaje się, że już niewiele poza sentymentem je łączy. To komedia z pieprzykiem, więc dzieją się rzeczy niekoniecznie poskładanie, leje się alko i wpadają lekkie i cięższe dragi, Issa (a w kolejnych sezonach również Molly i Lawrence, bo narracja najczęściej do nich przeskakuje) koncertowo zawala niektóre sprawy, a potem mozolnie je prostuje, również w życiu intymnym[2]. A, wspominałam, że znacząca większość obsady jest czarna?

Przeczytałam gdzieś, że miała to być na jakiejś płaszczyźnie odpowiedź na do bólu biały “Seks w wielkim mieście”, coś w tym jest. Jednak w przeciwieństwie do, pojawia się sporo elementów poważnych - tokenizm, tożsamość, dostosowanie do zasad białego świata, bezpieczeństwo, profilowanie, rodzina i religia. Na lżejszej nucie - kultura i sztuka czarnych, dużo humoru, często sarkastycznego i ironicznego (dialogi Issy i Nathana - złoto, w ogóle jestem Team Nathan!). Bardzo przyjemny, niezobowiązujący serial.

[1] To, jak wspomniałam, komedia, chociaż z elementami tragicznymi, jak to w żyćku, ale czasem się nie ociera o realizm. Serio absolwentka Stanford dorabia sobie jeżdżeniem na Lyfcie i odtykaniem lokatorom sedesu, bo nie ma z czego się utrzymać?

[2] Dużo pań w szczytowych miejscach listy płac, jest sporo męskich tyłków.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 7, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj