Zachęcona faktem, że John Knab to pseudonim Ryszarda Bańkowicza, szukałam śladów PRL-u w egzotycznym enturażu Meksyku. Niestety, to typowa książka sensacyjna, z dużą ilością szczegółów pokazującą obeznanie geograficzno-polityczne autora; świetnie, ale jakby nie taki był cel lektury. Dużo ogólników i przesądów na temat poszczególnych narodów – Anglik jest flegmatyczny, Włoszka jest idiotką, Amerykanka – puszczalską blondynką z Kalifornii, Turek – erotomanem pozbawionym zasad, a w Meksyku wszyscy jak jeden mąż są skorumpowani i zasadniczo odwalają manianę.
Przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi do Meksyku zaproszeni zostają redaktorzy z różnych czasopism, mają obserwować nastroje społeczeństwa. W grupie najbardziej znany jest angielski komentator polityczny, Walters, austriacki dziennikarz z tygodnika kulturalnego, Androsch, depeszowiec z Holandii, de Brauwe, paparazzi Sevket z Turcji oraz dwie panie - oczywiście z pism kobiecych - ambitniejsza Amerykanka Wooten oraz płytka Włoszka Gulotti. Wycieczkę psuje aresztowanie Amerykanki, która próbuje sprzedać brylanty. Władze Meksyku szybko puszczają ją wolno (kwestionując jedynie klejnoty), albowiem wysoka blondynka zna szefa ochrony prezydenta (intymnie, co jest dość poręczne), wszyscy jadą więc odpocząć do pięknego Acapulco, którego opisów autor spragnionemu egzotyki polskiemu czytelnikowi AD 1985 nie szczędzi. W Acapulco niespecjalnie odpoczywają, bo nagle ginie Anglik. Szef ochrony prezydenta, ciekawy głównie panny Wooten, zostawia w domu żonę i dzieci i zaczyna własne śledztwo. Niestety, chwilę później ginie i Amerykanka.
Tutaj już zaczyna się typowa Agatha Christie – mimo że miejscowe władze szybko zamykają kelnera, który podał truciznę Amerykaninowi, śledztwo przejmuje szef ochrony, bo domyśla się, że morderca przybył z przeszłości Waltersa i musi być wśród uczestników wycieczki. Chyba żeby nie, bo granicę przekraczają dziwni obywatele Iranu i następuje kolejny zamach, tym razem na Belga, już podczas podwójnego pogrzebu.
Okładka od ulubionego duetu Fleischmannów w tonacji czerwonej - na mokrej srebrnej tacy drink z lodem i pomarańczą oraz róża. Na bogato.
#48
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday July 5, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, kryminal, panowie
- Skomentuj
Maj ostatnio drąży temat, skąd się wzięła. Mamusiu, opowiadaj teraz, jak pan doktor mówił, że będziecie mieli z tatusiem córeczkę, te sprawy. Kąpiel wieczorna, w wannie cały pierdolnik - kubeczki, łyżki, kaczki i pieski. Mama dalmatyńczyk i dwa szczeniaki. Maj prowadzi z nimi dialogi, animując i podkładając kwestie za wszystkie. Mamusiu, mamusiu, - piszczy jeden ze szczeniaków. - Opowiedz, jak się ulodziliśmy!. Mamusia snuje więc historię. Że miała szczeniaczki w brzuszku i pojechała z nimi do śpitala. Do śpitala świętego dalmatańcika!.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday July 4, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 4
Nostalgiczne wspomnienia życia amerykańskiej pisarki kulinarnej, która w wieku 38 lat zamieszkała we Francji i odnalazła swoją pasję - gotowanie. Od podstaw, dokładne, naukowe, dociekliwe i pełne zachwytu nad tym, co można zrobić z prostych składników (i tych bardziej wyrafinowanych też). Smaki, kolory i zapachy niegdysiejszej burżuazyjnej kuchni francuskiej, Child przeciwstawia amerykańskiej fastfoodowej bylejakości; a mówimy tu o latach 40. i 50. ubiegłego wieku! Nie jest to historia cudu, jaki się wydarzył w kuchni, kiedy Julia odkryła, że lubi gotować, tylko historia wieloletniej ciężkiej pracy, dla mnie już na krawędzi obsesji, która doprowadziła ją do napisania kilku książek, zrealizowania sporej liczby programów telewizyjnych i stworzenia prawie że naukowej analizy kuchni francuskiej. Dodatkowo to też kawałek historii kulinarnej - spotkania z wielkimi kulinarnego świata – Alicją B. Toklas czy smakoszami ze znanych klubów kulinarnych, szefami kuchni z gwiazdkowych restauracji.
Sympatyczna historia związku z Paulem, starszym od niej dyplomatą, który wspierał ją i pozwalał jej na rozwijanie pasji. Nie wiem, czy chciałabym gotować według jej przepisów, ale warto docenić pracę, jaką włożyła w stworzenie spójnej wersji przepisów, dotarcie do amerykańskich składników, pozwalających na osiągnięcie prawdziwie francuskich rezultatów. Bardziej rozumiem fenomen filmu o blogerce, która odkryła książki kucharskie. Bardziej lubię te rozdziały, w których pisze o podróżach; oczywiście biorę poprawkę na to, że to historia i świat, którego już od lat nie ma.
Szczerość, na jaką mogła sobie pozwolić, pisząc książkę w wieku lat 90, kiedy większość przyjaciół, rodziny i znajomych już nie żyje, pozwala podejrzewać, że jednak nie jest to laurka. Ponieważ mąż Julii, Paul, był fotografem-amatorem, książka jest należycie wypełniona zdjęciami Paryża, Toskanii, bogato wyposażonych kuchni w kolejnych domach oraz samej Julii i jej przyjaciół.
#47
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday July 4, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, biografia, panie
- Komentarzy: 1
Trochę przeterminowane zdjęcia, bo usilnie szukałam loda z aureolą(?) między Słowackiego a Dąbrowskiego, co jest nietrywialne ze względów geograficznych.

(Kraszewskiego, róg Sienkiewicza)

(j.w./Wąska)

(Poznańska/Wąska)

(Poznańska/Wąska)
(autorka: Marina Zumi)

(Kościelna)
(Jest jeszcze jeden, nad Invest Bankiem, ale niespecjalnie mi się podoba).
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday July 3, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce -
Tag:
murale
- Skomentuj
... poczucie sensu. Że to nie jest normalne, kiedy remont przejazdu kolejowego, łączącego mnie ze światem, odbywa się metodą telepatii i radiestezji, bo od dwóch dni nie pojawił się najmarniejszy robotnik z narzędziem, co skazuje mnie na codzienną drogę w wiecznym korku.
... poczucie sprawstwa. Po 6 spotkaniach dzisiaj, na których rozmawiałam i słuchałam, chcę zejść do podstaw, chcę zanurzyć ręce w glinie i coś z tej gliny ulepić. Żeby zastygło i było.
... poczucie równowagi. Żeby idiotyzmy i upierdliwości nie sprowadzały mnie do krańca irytacji, na którym marzę tylko o czymś kruchym a dźwięcznym w ręku, żeby roztrzaskać to o podłogę. Czy ścianę. I nie zbierać szczątków.
Make everything ok. I blipa też zrób.
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday July 2, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 3
[1.07.2013]
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday July 1, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, toruń
- Skomentuj
[29.06.2013]
Wprawdzie mieliśmy jechać do Owińsk, ale kiedy dotarliśmy do Parku Orientacji Przestrzennej, okazało się, że jest w nim impreza zamknięta akurat wtedy, kiedy jest otwarty dla ludności. Smuteczek, zwłaszcza że otwarty jest dwie godziny w dni robocze, a 4 - w sobotę. Nie wyszło źle, bo po drodze zareklamował się świeżo odremontowany Zamek w Biedrusku. Od 2009 aktualni właściciele doprowadzili budynek do stanu prawie że idealnego - meble z epoki, malowane ściany, złocenia i żyrandole. W parku jeszcze trwają prace, jest rokujące gazebo ("ŚMIERĆ myślał, że gazebo to rodzaj antylopy"), fontanna i schodki do ogrodów poniżej. Wszędzie pachną róże, kawę można wypić na werandzie, a w sali balowej stanąć pomiędzy lustrami i zobaczyć przejście do innego świata dla wróżek (albo - jak słusznie zauważyła kizia - miejsce do powstawania Wicewersów). Zdecydowanie Biedrusko zaczęło rokować.
(jeszcze jakby autostitch nie usiłował sklejać panoramki na podstawie rysunku chmur, byłoby lepiej)
Wprawdzie Maj zeznał, że nie zamierza się od nas wyprowadzać, ale to silna opcja na ślub za 20 lat.
GALERIA ZDJĘĆ.
Strona www: Zamek Biedrusko.
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 29, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
biedrusko, polska
- Komentarzy: 1
Porucznik Derkacz kończył właśnie terminowe sprawozdanie, kiedy zadzwonił do niego major Jakubowski i wezwał go do zadymionej sali. Włamano się do sklepu komisowego Desy przy Alei Piastów w Szczecinie, tyle że nic nie skradziono. Milicja się zaniepokoiła i uznała, że ktoś ptaszka spłoszył i wróci, więc trzeba zorganizować zasadzkę. Wyznam, że tutaj pojawiła się u mnie odrobina niedowierzania, że do rzeczy tak błahej rzucono kilkanaście osób, ale widać nieudane włamanie boli bardziej niż morderstwa. Oczywiście szybko się okazuje za pomocą anonimu od uczynnego obywatela, że usiłowanie włamania to czubek góry lodowej, a pod spodem kryje się przemyt złotych monet. Ślad prowadzi w morze, więc porucznik Derkacz incognito mustruje się na statek, bo ma 5 lat doświadczenia jako marynarz w marynarce handlowej. To taki ekwiwalent urlopu, ponieważ z powodu nawału spraw od 5 lat nie udało mu się wyjechać (i serio - z powodu nieudanego włamania?). Ponieważ nie wiadomo, kto z załogi jest przestępcą, sekretarka Jadzia będzie udawać dziewczynę porucznika i przesyłać do niego listy, zdjęcia oraz życzenia w koncercie życzeń. Derkacz wyrusza na pokład Bogusława X, żeby w miesiąc (do Marsylii przez Hamburg, Amsterdam, Antwerpię i Rotterdam i z powrotem) wytropić przemytnika, o którym wie tylko, że miał brodę. Na lądzie sprawa się komplikuje, bo pojawia się trup i mimo że potencjalny morderca się przyznaje, Derkacz i tak przywozi ze sobą zbrodniarza.
W Hamburgu idzie z kucharzem na ucztę (którą potem nieco odchorowuje) oraz do Muzeum Figur Woskowych. W Rotterdamie wprawdzie miał zwiedzać z resztą załogi starówkę, ale wszyscy wylądowali w barze na popijawie. W Marsylii wreszcie udał się, wykazując niespotykaną jak na milicjanta ciekawością świata, na spacer; w katedrze doznał olśnienia, kto może być jego przemytnikiem i mordercą.
Książka należycie obfituje w śliczne scenki rodzajowe - a to ucztę z postaci herbaty z cukrem, zapewnienie o świetnym zaopatrzeniu handlu uspołecznionego, czy - moją ulubioną - synchronizowania zegarków.
Porucznik czynił honory gospodarza. Mimo że kapitana Jarosza - jak wiemy - nie zaliczał do swoich najlepszych przyjaciół, teraz wsypał mu dwie pełne łyżeczki kawy do szklanki i przysunął bliżej cukiernicę, przemyślnie wykonaną z łuski artyleryjskiego pocisku.
- Proszę cię, stary. Nie żałuj sobie tej słodyczy. Jeszcze, nie krępuj się...
Przez otwarte okno pokoju wleciały srebrzyste dźwięki hejnału wygrywanego z wieży Zamku Książąt Pomorskich. Południe. Mechanicznie sprawdzili zegarki.
- Za kilka dni - podjął przerwaną rozmowę major - będziesz w Rotterdamie. Co wiesz o tym porcie?
- Byłem tam niejednokrotnie - odpadł nie bez lekkiej dumy w głosie porucznik (...) - Rotterdam przypomina Szczecin - jeśli chodzi o stare budownictwo. Zresztą wszystkie porty na świecie są podobne. A wiecie, że tam kursują wodne tramwaje? Są także sklepy na wodzie...
- Kraj tulipanów - rozmarzył się Jarosz. - Ty, Derkacz, to masz szczęście. Taka wyprawa. Mam nadzieję, że przywieziesz stamtąd jakiś upominek. Na przykład tytoń do fajki...
- Do rzeczy, koledzy - przerwał Jakubowski. - Tytoń możesz sobie kupić w kiosku "Ruchu". A jeśli zależy ci na zagranicznym, to poszukaj go u handlarzy w Turzynie.
Okładka oczywiście została przygotowana przez znany duet - państwa Fleischmannów - tym razem chyba typowo na podstawie tytułu (dwie czerwone rękawice z papieru oraz zakrwawiona, podarte karty).
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday June 29, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, kryminal, panowie, prl
- Komentarzy: 4
Prawie cały rok w Prowansji. Frances z Edem i częściowo z córką Frances, Ashley i wnukiem, Williem, spędza kawałek zimy, wiosnę, lato i początek jesieni, wpisując się w rytm życia Toskanii. Spotkania z przyjaciółmi, sezonowość kuchni, wyprawy śladami ulubionego pisarza autorki, podróże po bliższej i dalszej okolicy, pasje i w każdym rozdziale klika przepisów, niestety raczej z tych skomplikowanych i pracochłonnych. Odrobina dramatu wkrada się za sprawą awantury o okoliczne kąpielisko, kiedy tuż przed przyjęciem ktoś rzucił w dom autorki cegłę owiniętą w list z pogróżkami.
Trzeci tom historii pisarki po przejściach, zakochanej w Toskanii, to już odgrzewane kotlety. Zachwyt sielskością, wspaniałymi znajomymi, egzaltacja w opisie mnie zmęczyła. To książka o niczym, o przemyśleniach podczas pielenia ogródka, opiece nad wnukiem bądź zadumy o życiu i całej reszcie na cmentarzu. O ładnym, słonecznym, pachnącym, ale ciągle o niczym. Panegiryk pod adresem ukochanych sąsiadów, mieszkańców Cortony i znajomych, których wokół sobie nazbierała przez lata. Pół tomu autorka analizuje swój sen, w którym ma do wyboru utratę toskańskiego domu albo prawej ręki i dopiero pod koniec dochodzi do wniosku, że jednak woli mieć sprawną rękę. Ja sobie wyciągnęłam wniosek, że może i warto pisać co dwa lata kolejną książkę o zachwycie chwilą, ale niekoniecznie warto ją czytać.
Inne tej autorki tu.
#45
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday June 27, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Ten film świetnie potwierdza tezę, że nie ma złych filmów z Jasonem Stathamem (oprócz Revolvera, notką o którym debiutowałam tu na joggerze przed ponad 7 laty). Conners (Statham), zawieszony po nieudanej akcji odbicia zakładnika policjant zostaje wciągnięty w kolejną akcję - napad na bank, zakładnicy, jedna zła decyzja, wybuchają bomby, są ofiary. Główny napadacz (Wesley Snipes) porozumiewa się przez przez urządzenie przetwarzające głos i ewidentnie ma żal do Connersa. Conners ma z kolei żal, bo przydzielają mu młodziaka do współpracy (młodziaka gra gładziutki i śliczny jak budyń z soczkiem Ryan Phillipe, chyba dla kontrastu co chwila obrywa, żeby zyskać kilka blizn i sińców). Conners jest bardzo wnikliwy, doskonale analizuje dowody, młodziak okazuje się mu w niczym nie ustępować, chociaż w starciu z bezpośrednią i chętną analityczką jednak się nieco rumieni ("For a list of things you can put in my mouth"). Statham się nie rumieni, za to po kolei odsiewa blef i podawane oszczędnie przez przestępcę informacje i odkrywa, czego tam naprawdę dotyczył napad. A na końcu jest zaskoczenie. I jeszcze trochę cynicznych uwag ze strony Connersa.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday June 26, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1