Jestem inżynierem, więc podobają mi się piosenki, które już znam. Wracam też do tych miejsc, w których było mi miło, nawet kosztem poznawania nowych. Szliśmy dziś powoli przez uliczki dookoła Starego Rynku, wyroiło sporo kawiarni i restauracji, niektóre z obiecującymi drzwiami i nazwami. Z ciekawości zerknęłam na obsmarowaną w programie Magdy Gessler (dość przerażającym, ale nie pozbawionym sensu[1]) grecką restaurację na Wronieckiej - na drzwiach kartka o poszukiwaniu kelnerek i pomocnika w kuchni; nie wiem, czy to dobra wróżba (duży ruch i potrzeba więcej ludzi), czy wręcz przeciwnie (po programie dotychczasowa załoga trzasnęła drzwiami i lepiej się nie pokazywać przez pół roku). W każdym razie poznawanie nowych miejsc to praca na lata, a dziś wróciłam do Chimery, gdzie mają najlepszą herbatę i dobre jedzenie. Lubię upewniać się, że nic się nie zmieniło. I się nie zmieniło.
[1] Smutna to prawda, ale w Polsce kuchnię zagraniczną trzeba robić po polsku, odpowiednio przyprawiając. Niestety, większość restauracji czyni w tym kierunku długi krok do przodu ("staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy krok naprzód"), dodając do każdej potrawy surówkę kapkisz z wiadra i frytki z proszku.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 12, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 4
Celowo wybrałam angielski tytuł, bo polski dzisiaj trochę nie zagra.
To film o tym, że warto mieć marzenia. Mały Carl zafascynowany jest podróżnikiem Charlesem Muntzem, który sterowcem poleciał do Ameryki Południowej, odkrył wodospad Paradise Falls i przywiózł szkielet dziwnego stworzenia. Naukowcy oskarżyli go o oszustwo, więc ze swoimi psami wrócił do Ameryki, obiecując przywieźć dziwne stworzenie żywe. Carl poznaje małą Ellie, która - tak jak i on - bawi się w odkrywanie Paradise Falls. Wspólne hobby kończy się często, jak wiadomo, ślubem i tak też było w tym przypadku. Całe życie planowali polecieć do Ameryki Południowej, ale zawsze były pilniejsze wydatki. Xvrql Ryyvr hznełn, Pney mvelgbjnal jvryxą svezą, ceóohwąpą bqxhcvć wrtb qbz, cemljvąmhwr tb qb zvyvban onybavxój m uryrz v bqynghwr fmhxnć fjbwrtb qmvrpvęprtb znemravn.
Pierwsza, krótsza część filmu to piękna i wzruszająca historia o życiu dwojga ludzi. Druga - wyprawa Carla i małego skauta z nadwagą, sympatyczna i zabawna. Bardzo miły film na spokojny sobotni wieczór. Nie wiem, jak sprawdza się w wersji z polskim dubbingiem.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 11, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Za oknem grad.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 10, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Fotografia+
- Komentarzy: 2
Nie poszliśmy do pracy.
Wysłałam e-mail z informacją, że wdrożenie planowane na dziś muszę przesunąć na następny dzień.
Pojechaliśmy kupić nową pralkę.
Sprzątałam. Chyba myłam podłogę w łazience.
Wieczorem spotkaliśmy się z B. i poszliśmy do kina na "Butelki zwrotne".
Szukałam tego dnia zajęć, żeby nie myśleć.
Kiedy myślałam, zaczynałam płakać.
Dwa lata temu 8 kwietnia odszedł kot czarny. Mimo że mam inne koty, nie przestaje mi go brakować.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 8, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Fotografia+
- Komentarzy: 1
Był kiedyś taki dowcip, w którym spotyka się aktor z autorem. Aktor złośliwie pyta: "Słyszałem, że wydałeś książkę. Kto ci ją napisał?". Autor ripostuje: "O, ktoś ci ją przeczytał?". Ethan Hawke jest aktorem, ale takim bardziej intelektualnym, bo pisuje. Niestety, nie jest to klasa "Przed zachodem/wschodem słońca", ale czuć, że książka powstała do ekranizacji (niespełnionej). Christie i Jimmy rozstali się, kiedy Christie odkryła, że jest w ciąży i uznała, że Jimmy nie nadaje się na ojca. Jimmy jest innego zdania i przekonuje Christie, żeby wzięli ślub. Para nieustająco się kłóci i po kolei przepracowuje traumy - Jimmy śmierć ojca, Christie - odejście matki. I tak sobie jadą starym Chevroletem Novą przez Stany i według notki na okładce dojrzewają do tego, żeby przestać być egoistycznymi dupkami, a zacząć być rodziną. Niestety, autor notki twierdzi też, że książka jest "oszałamiająco zabawna"[1], co równie mija się z prawdą jak to dojrzewanie wewnętrzne bohaterów. Niespecjalnie jestem zachwycona, książkę czytałam z przerwami dobre kilka miesięcy i skończyłam głównie dlatego, że akurat była pod ręką, jak usypiałam dziecko.
[1] To już kolejny raz, kiedy na okładce ponurej i miejscami tragicznej książki czytam, że jest "zabawna" czy "komiczna". Czy autorom notek płacą więcej, jak walną taką bzdurę bez czytania?
#16
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 7, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1
Komisarz Konrad Sejer z jednego miejsca zbrodni (brutalnego morderstwa starszej kobiety na wsi) wchodzi przypadkiem w miejsce napadu na bank chwilę przed napadem. Ale wychodzi, więc o tym, że jest napad, dowiaduje się za późno. Napadalec obrabowuje bank i bierze zakładnika, który przypadkiem okazuje się być zbiegłym pacjentem zakładu psychiatrycznego, widzianym przez świadka, otyłego chłopca z domu dla trudnej młodzieży, na miejscu wspomnianego wcześniej morderstwa. Komisarz wchodzi w świat urojeń dwudziestokilkuletniego Errkiego, żeby wyśledzić, czy rzeczywiście obydwa przestępstwa się łączą. Poznaje przy tym panią psycholog i okazuje się, że wraz z odejściem żony jego życie się nie zakończyło. Śledztwo jest marginalne, oś książki to zetknięcie się trzech osób - niezbyt błyskotliwego Morgana, który napadł na bank, schizoidalnego Errkiego, który zostaje zakładnikiem i przypadkowego świadka- 12-letniego Kennicka, chłopca, którego matka oddała do domu wychowawczego.
Jak w innych książkach Fossum, wyjaśnienie tajemnicy zbrodni nie przynosi nic dobrego.
Inne książki tej autorki tutaj.
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 7, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, kryminal, panowie
- Komentarzy: 1
Wykryłam ostatnio. Za każdym razem, kiedy idę do kwiaciarni po świeżą wiązkę tulipanów czy co tam w sezonie, pani kwiaciarniana porozumiewawczo pochyla się do mnie i mówi: "Tylko mało wody wlewać do wazonu". Wracam do domu i wlewam do wazonu mało wody, ciesząc się przez pół dnia pięknymi tulipanimi pączkami. Po czym zapominam o tej cholernej wodzie, która - ponieważ zgodnie z zaleceniem jest jej mało - błyskawicznie znika, a ja mogę podziwiać piękne tulipanie zwisy. Czasem udaje się je podnieść, czasem nie. Mam wrażenie, że ta szeptana propaganda to zakus na moją kieszeń i zmuszanie mnie do kupowania nowych roślin częściej niż chcę. A chcę często, bo takie piękne tulipany są raz do roku. Rynku Jeżycki, drżyj, bo nadchodzę z garścią monet.
Żeby do końca nie zbankrutować, chodzę też łowić ładne we wsi. Głupi krzaczek na skrzyżowaniu pieszojezdni i ulicy zatrzymał mnie dziś na ładne kilka minut. Suche ubiegłoroczne kwiatostany, świeżo wyklute tegoroczne liście, dzielny ślimak, który wspiął się na czubek krzaka. Zaletą zawilcowo-borówkowego skrzyżowania jest to, że nikt nie puka się w głowę na widok kobiety z włosem rozwianym, rozmawiającej do wózka i pochylającej się nad ślimakiem.
(kliknij po większe)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 6, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 6
Amerykańska wersja "Seksmisji". Prostytutka i żołnierz, oboje idealnie przeciętni, zostają zahibernowani na rok, a praktyce - na 500 lat. Ponieważ inteligentni się nie rozmnażali, a ci niezbyt - wręcz przeciwnie, IQ ludzkości spadło na pysk. Jak się łatwo domyśleć, wśród ślepców i jednooki jest królem, więc niezbyt błyskotliwy żołnierz okazał się najinteligentniejszym człowiekiem na Ziemi i uratował świat. Jakością nie odbiega od słabych komedii koledżowych, żadna rewelacja, ale da się obejrzeć bez wstrętu. Widać dużo elementów zaczerpniętych z wcześniejszego serialu Mike'a Judge'a - "Beavisa i Buttheada". Jak ktoś ma fobię antyamerykańską, to znajdzie zabawnymi scenki konsumentów siedzących przed TV na sedesie czy ludzkość ubraną jak raperzy (złote łańcuchy w komplecie).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 6, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Wiadomo co. Jeszcze nie pałam nienawiścią do Tuwima, ale zapewne za kilkaset powtórzeń wiersza zacznę. Natomiast bardzo sympatycznie odebrałam podszepniętą przez ^Valentine restaurację o dźwięcznej nazwie "Lokomotywa", sprytnie umieszczoną w prześlicznym budynku starej stacji kolejowej w Puszczykowie. Bardzo lubię, kiedy ładne budynki nie niszczeją, a dostają szansę na drugie, całkiem udane życie. Zgrabne menu, dobre jedzenie, przemiła pani kelnerka, która od ust sobie mleka sojowego odjęła i przygotowała mi latte. I w przeciwieństwie do PKP, w toalecie ciepła woda. Królowa jest zachwycona.
PS Miałam ponarzekać, ale jednak wrzuciłam kolejny szkic do poczekalni. Może się zdezaktualizuje. Jak poprzednie.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 5, 2010
Link permanentny -
Kategorie:
Wielkopolska w weekend, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
puszczykowo
- Komentarzy: 3
Nowelki o tym, jak absorbujące są dzieci, poskładane w pamiętnik matki najpierw dwojga, potem czworga dzieci na amerykańskiej prowincji. Trochę wzruszające, trochę urocze, trochę bardziej irytujące i nieco ramotkowate.
Miało być zabawnie, ale rzadko śmiałam się, czytając. Zupełnie nie wiem, czemu. Może dlatego, że strasznie irytują mnie historie o ludziach, którzy sobie z niczym nie radzą? Nie są w stanie zarządzać budżetem czy nie umieją ugotować obiadu (nawet biorąc poprawkę na to, że to humoreski - podobnie irytowali mnie rodzice Mikołajka). Zmroziła mnie jadąca do porodu narratorka, zapalająca papierosa[1] w taksówce (nawet biorąc poprawkę na to, że były to lata 50.), dzieci wożone bez fotelików[2] czy karmione tylko budyniem czekoladowym.
Mimo tych wszystkich okropności, książka jest ciepła, miła i kojąca. Dzieci (poza tym, że okropne) są pomysłowe, inteligentne i z bogatą wyobraźnią. Rodzice tolerancyjni, opiekuńczy i traktujący szarańczę z dużą dozą szacunku. Drugoplanowo parę celnych obserwacji amerykańskiej rzeczywistości sprzed kilkudziesięciu lat.
[1] Życie dołożyło cyniczną pointę do tego - autorka umarła na atak serca w wieku lat 48, uzależniona od papierosów, amfetaminy, alkoholu i czekolady, ze znaczną nadwagą.
[2] Jakże inaczej potoczyłyby się losy rodziny TS Garpa, gdyby mały Walt był bezpiecznie przypięty w foteliku...
Inne tej autorki:
#14
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 2, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 3