[17.04.2014]
Nie byłam jeszcze wiosną w Ogrodzie Dendrologicznym. Wcześniej byłam słoneczną, rozświetloną jesienią, a jeszcze wcześniej upalnym, leniwym latem. Za każdym razem mnie bawi odkrycie, że tuż przy ruchliwej Niestachowskiej, gdzie albo się pomyka 80 km/h, albo stoi w mozolnie pełznącym korku, jest cisza, zieleń i gęsta trawa. Rododendrony, magnolie, platany i paproć, która przypomina konspirujących obcych. Lubię paproć. Maj wbrew biologii zrywał mniszki i ofiarnie sadził ich płatki w ziemi, chociaż nie miał specjalnie nadziei, że mu coś z płatków wyrośnie.
GALERIA ZDJĘĆ.
[EDIT: Bohaterka nie spodziewała się, że od stycznia 2016 do maja 2018 będzie codziennie wchodzić do pałacu w celu zarobkowym. Poza urlopami.]
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 17, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
ogrod-botaniczny, solacz
- Skomentuj
Trójka dzieci - rodzeństwo 6-letnia Skaut Finch (pod koniec książki już 8-letnia), 11-letni Jem i ich przyjaciel, Dill, bawią się w udawanie historii sąsiada, Boo Radleya, który nie opuszcza domu od kilkudziesięciu lat, a plotka głosi, że wbił kiedyś ojcu nożyczki w nogę. Więc potencjał do zabawy jest, zwłaszcza że miasteczko huczy od plotek na temat Radleyów. Skaut, wychowywana bez matki, za to przez czarnoskórą służącą i przez raczej nieobecnego, ale mądrego ojca-prawnika[1], ma dość przedziwny, ale pełen dziecięcej wnikliwości ogląd świata. Świat z kolei nie ułatwia, bo niby są lata 30. ubiegłego wieku, ale dalej podział na białych i czarnych jest utrzymywany, mimo że w tzw. towarzystwie się o tym nie mówi (chyba że służba się buntuje). Nagle całe miasteczko odwraca się przeciw rodzinie Finchów, bo ich ojciec zostaje obrońcą ciemnoskórego Toma, oskarżonego o gwałt na białej. Biała wprawdzie jest z plebsu, z którym towarzystwo nie utrzymuje, ale bez względu na braki logiki oskarżenia, jej (i jej wiecznie pijanego ojca) słowo ma więcej wartości niż Toma. Jem rozumie nieco więcej niż Skaut, ale to dla dzieci lekcja tego, jaki jest świat. Próba obłaskawienia absurdów, które utrzymują dorośli, zestawiona ze zwyczajną dziecięcą radością i ciekawością, nauką pływania, szkołą i psotami na podwórku, wyjaśnianiem tajemnic sąsiedztwa daje historię, która gdzieś tam w człowieku zostaje. Zdecydowanie książka do podsunięcia nastolatkowi.
[1] I wtem dotarło do mnie, czemu nazwanie piosenkarza w Californication Atticusem Fetchem jest zabawne.
#40
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 16, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 5
[11.04.2014]
W tym roku miasto zakwitło bratkiem i tulipanem. Na Rynku ubogie stragany przedświąteczne i - ponieważ wiosna w tym roku łaskawa (sprawdzić, czy akurat nie pada grad) - ogródki piwne. Lubię co roku zobaczyć, co się zmieniło po zimie. Czy Golem dalej stoi na Alejach Marcinkowskiego (stoi), czy jest już woda w fontannie z żabami (nie) albo w studni z lewkiem pod Biblioteką Raczyńskich (dalej nie) oraz czy na nowym kwietniku przy placu Wolności coś się pojawiło (tak). I niebo. Na zmianę błękitne i z obłokami albo - jak wczoraj - kobaltowo-sine, kontrastujące ze świeżą, mocną zielenią świeżych liści. Niebo ma ode mnie lajka.
[Miasto Know-How*]
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 16, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
[13.04.2014]
Ostatniego dnia wystawy w poznańskiej Palmiarni przypomnieliśmy sobie o motylach. Motyle były i martwe, w gablotach (i tak warto, bo obłędnie dużo, piękne, ogromne, o takich kolorach, że), i żywe. Żywe wprawdzie wystrzępione, ale siadały na człowieku, macały trąbką, pożywiały się na rozłożonych plastrach cytrusów i nawet próbowały się przemycić na mojej torbie, kiedy wychodziłam z osiatkowanego zakątka. Maj zachwycony, aczkolwiek kiedy motyl wczepił jej się łapkami w palec, widziałam przestrach. Bo umówmy się, motyl jednak z bliska jest dość przerażający.
GALERIA ZDJĘĆ. A niebawem o samym parku Wilsona.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
park-wilsona
- Komentarzy: 3
W zasadzie "Biała bluzka" to zbiór opowiadań, bo poza tytułowym jest w nim kilka dłuższych i krótszych. Niestety, e-book z wydawnictwa Prószyński i S-ka jest tragiczny edycyjnie - opowiadania są wrzucone w plik jednym ciągiem, czasem biała strona zdarza się w środku akapitu, a o tym, że zaczęło się kolejne opowiadanie, należy się domyślić ze zmiany bohaterów. Słabe. Skoro w e-booku nie można zachwycać materialną strona książki, to jednak bardzo wymagam, żeby była prawidłowo przygotowania od strony edytorskiej.
Biała bluzka (a potem ciąg dalszy - Ćma) to zderzenie dwóch światów, alkoholowo-marzycielskiego Elżbiety i prozaicznego, realnego Krystyny. Siostry(?) zostawiają sobie liściki w kuchni. Elżbieta pisze o alkoholu, mężczyznach, przygodach, niezrozumieniu procedur dorosłego świata. Krystyna nalega na załatwienie dowodu osobistego, zaświadczenia z zakładu pracy, pożyczce pieniędzy, zrobieniu zakupów. W tle stan wojenny, uwielbiany przez Elżbietę Andrzej, który od niej bardziej interesuje się ulotkami i nakierowywaniem historii na właściwy kurs; Elżbieta buduje sobie ze słów marzenia o byciu razem. I tak naprawdę nie jest ważne, czy Krystyna istnieje naprawdę, czy nie - uwielbiam tę historię za język. Za neologizmy, skojarzenia, zabawę we frazę, słowotok - wyliczankę. Za ukryte gdzieś w tle kawałki biografii Osieckiej, przemycone w opisach pijaństw, wizji i przyjaźni z dziwnymi ludźmi i za zderzenie spojrzenia na świat osoby niezwykłej, choć zapewne ciężkiej do codziennego życia obok, z prozą - zatrudnieniem, sklepami, prasowaniem i dotrzymywaniem słowa.
Zabiłam ptaka w locie to częściowo biograficzna podróż w głąb głowy autorki, w jej niby szczęśliwe - bo powojenne, zapełnione tenisem i nauką języków - dzieciństwo, w świat aspiracji jej ojca, który usiłował na gruzach powojennej Warszawy zbudować córce niepolityczny, gładki i pozwalający na rozwój potencjału świat. Czy się udało - niespecjalnie. Monika Arden budzi się po pijackiej imprezie i zabija ptaka. Przypadkiem. Ucieka potem pożyczonym samochodem przez pół Polski, usiłując wyplątać się ze wspomnień i dojść, w jaki sposób wylądowała w takim miejscu w życiu. Analizuje swój związek z Robertem i przejeżdża przez miejsca, które się jej z nim kojarzą, w nadziei, że zrozumie, czemu im nie wyszło. Jest z jednej strony prozaicznie - Polska lat 80., stary, schorowany ojciec, małe hotele i przydrożne restauracje, z drugiej - kafkowski proces i zagłębianie się w obłęd.
Salon gier - Lorentyna, 17-latka zakochuje się w dorosłym, żonatym mężczyźnie podczas pierwszych samodzielnych wakacji nad Bałtykiem. Nie wiem, czy to była Osieckiej próba opisania siebie jako matki Lorentyny (zimnej, zdystansowanej, wiecznie zaangażowanej poza domem, z epizodem w Paryżu), czy raczej rozrachunek z naiwną nastolatką, która z deficytami, wplątana w wieloosobowy związek, z góry liczy się z przegraną w życiu.
Oprócz tego kilka innych - krótszych - opowiadań, ale nie zapadających w pamięć.
Inne tej autorki: tu.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 13, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, opowiadania, panie
- Komentarzy: 4
[13.04.2014]
Park Wilsona (tu, jakbyście zapytali, pół Poznania odpowie "chyba Kasprzaka, tej") to niegdyś ogród botaniczny, teraz już został typowym parkiem, aczkolwiek z resztkami zabytkowej infrastruktury. Dopiero się budzi po zimie, chociaż już zaczynają kwitnąć bzy, a magnoliom powoli opadają płatki. Najbardziej zachwycają mnie jednak kamienice otaczające park - przy Matejki i Berwińskiego, zwłaszcza jeśli widać je zza świeżych wiosennych liści. Maj ganiał gołębie, robił za syrenkę na kamieniach, po czym się zmęczył. Trochę.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 13, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
park-wilsona
- Komentarzy: 3
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 12, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 2
Ponieważ niebawem napiszę o przeuroczym serialu o sublokatorach, który koniecznie trzeba, dzisiaj o takim, co wprawdzie jest o sublokatorach, ale niekoniecznie warto. June, wyłupiastooka naiwna blondynka, przyjeżdża do nowego Jorku z Indiany, bo ma obiecaną świetną pracę, ogromne mieszkanie i czeka na nią narzeczony. Świetna praca zamyka się pierwszego dnia, bo okazuje się, że jest piramidą finansową, mieszkanie zostaje zajęte w ramach upadłości firmy, a narzeczony nie jest aż tak bardzo zakochany. June wprowadza się jako sublokatorka do ślicznej Chloe, która zajmuje się głównie imprezami oraz przyjaźni się z Jamesem Van Der Beekiem, grającym siebie. Chloe ma taką zasadę, że chętnie przyjmuje każdą sublokatorkę, po czym ją okrada (sypia z narzeczonym, oszukuje itp.). A tu niespodzianka - mimo zwykłego zachowania Chloe, June się z nią zaprzyjaźnia.
I naprawdę jest potencjał, niestety serial jest przeraźliwie słaby. Śliczna Kristen Ritten nie rekompensuje nietypowej urody Dreamy Walker i jej mimiki; jakkolwiek nie wymagam hollywoodzkiej urody od każdego, tak patrzenie na June zwyczajnie mnie męczy. Zdarzają się śmieszne epizody, natomiast większość jest płaska, przewidywalna (Chloe robi coś złego, ale wychodzi to June na dobre, w tle kręci się Van Der Beek i wygląda jak z castingu) i po trzecim-czwartym odcinku nudna.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 10, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Spis osób:
- porucznik Stanisław Olszewski - prowadzi śledztwo
- doktor Ziemba - patolog
- Karol Rodecki - denat w butach od Kielmana, chirurg
- Kowierski - internista, przyjaciel denata, przypomina goryla, rozwiedziony
- Rodecka - udziela lekcji angielskiego, niemieckiego i francuskiego, więc nigdzie nie pracuje
- pułkownik Leśniewski
- major Stefan Downar - nie żeni się, bo ma mało czasu
- sierżant Maciaszek - ofiara napadu, traci służbową broń i życie
- Joanna Grabińska - była kochanka Rodeckiego, pracuje w MHZ
- Edward Tarkowski - następca Rodeckiego w łóżku, również pracuje w MHZ
- Anna - gosposia Kowierskiego, z tyłu czarownica, z przodu zabawna laleczka
- Zenon Kowierski - syn doktora, niby uczy się na inżyniera
- Michał Sołtysiak - bratanek gospodyni, niestety chuligan
- Domańska - dawniej Kowierska, panienka z okienka w wieku trolejbusowym
- Domański - tytułują go „panem mecenasem”, ale dałbym sobie głowę uciąć, że on nawet bardzo rzadko przechodził koło uniwersytetu
- Karol Walczak - przyjaciel Downara
- Helena Walczak - małżonka, umie wyczarować posiłek z pustej lodówki
- Waldek - brat Joanny, raczej narwany
- Grażyna Mierzycka - dziewczyna Waldka
- Sikora - kierowca milicyjny
- Kazimierz Łukasiak - taksówkarz, dawniej pracodawca Sołtysiaka
- Świerczak - w narciarskim stroju wyglądał raczej na trenera kadry olimpijskiej aniżeli na milicjanta
Zima. Zwłoki nad Wisłą, na Czerniakowie, od zimna nie chroni kożuch ani jesionka. Porucznik Olszewski dostaje kataru. Nieboszczyk ma ręcznie szyte buty od Jana Kielmana. Okazuje się, że to chirurg, którego tajemniczy telefon wezwał w środku nocy. Podczas śledztwa milicja napotyka same piękne panie:
W komendzie oglądano się za nimi. Ktoś szepnął: - Ale Staszek poderwał babkę.
Musiała być kiedyś śliczną dziewczyną - myślał Olszewski, obserwujący dyskretnie klasyczny profil siedzącej obok kobiety, jej pełne, zmysłowe wargi i gęste ciemne włosy, poznaczone tu i ówdzie srebrnymi nitkami.
Piękna wdowa nie jest specjalnie smutna, bo mąż i tak od dwóch lat miał kochankę. Kochanka też niebrzydka:
Olszewski aż poruszył grdyką z wrażenia. Downar wprawdzie zachował zimną krew, ale także wydawał się zaskoczony urodą dziewczyny. Miała najwyżej 25 lat. Wysoka, doskonale zbudowana, nie była pięknością w stylu uznawanym za najmodniejszy. Należała raczej do minionego stulecia. Tak zapewne wyobrażali sobie swoje bohaterki Zola, Flaubert i Maupassant.
Delikatnie zarysowany owal twarzy, miękka linia szyi, ramion, bioder. Z całej postaci emanowało tyle kobiecego wdzięku, że nawet bardzo doświadczonemu mężczyźnie mogło zakręcić się w głowie.
Odgarnęła z czoła długie, jasne włosy i pytająco patrzyła na niespodziewanych gości.
Co za oczy - pomyślał Downar. Chrząknął "urzędowo" (...).
Panowie za to niespecjalnie. Zamordowany, kochanek pięknej damy, jest dość otyły. Jego następca... "Szpakowata, mocno już przerzedzona czupryna, ułożona starannie za pomocą brylantyny, nadawała całej postaci ten charakterystyczny rys, który sprawiał, że na pierwszy rzut oka można by go zaszeregować do pewnej kategorii ludzi, coś pośredniego między włoskim fryzjerem a francuskim gigolakiem. Wąski, przyczerniony wąsik potęgował jeszcze to wrażenie. Duże, ciemne oczy, przysłonięte leciutką mgiełką (katarakta?) rozmarzenia, musiały ogromnie oddziaływać na kobiety". Do tego chodził w bonżurce i miał sztuczne zęby (w końcu był po czterdziestce).
Żona Walczaka improwizuje przyjęcie z okazji wizyty Downara: skumbrie [w tomacie], jajka na twardo, trochę sera i pół litra eksportowej żytniówki.
Tym razem obywa się bez pobierania odcisków palców metodą "na szklankę", za to do rozwiązania tajemnicy przyczynia się Downar, najpierw pobierając szczepki pelargonii (wiedzieliście, ze to się nazywa aplegierka?), a potem - w śnieżnym Zakopanem - udając zasobnego niemieckiego turystę, Rudolfa Lipke z Hamburga (tyrolski kapelusik pożycza z lokalnego komisariatu).
Nietypowo akcja nie kończy się po znalezieniu przestępców, następuje przesłuchanie. Wszystkie nagrody wygrywa jeden z podejrzanych, który - zapytany, czemu chciał wykończyć przebranego za turystę z RFN - odpowiada uczciwie: "- Bo myślałem, że pan jest imperialistyczny kapitalista z Niemiec Zachodnich".
Inne tego autora tu.
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 8, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panowie, prl
- Skomentuj
[30.03.2014]
W tym sezonie nie zazdroszczę Y. sadu aż tak (bo mam obiecane morele, z których planuję dżem tymiankowy i lawendowy, jak również czaję się na wiśnie do przetworzenia na konfiturę królewską). Raczej myślę, ile pracy przyroda wkłada w to, żeby co roku zapuścić melodyjnie szemrzące pszczoły, które pracowicie latają całe dnie z kwiatka na kwiatek, żeby przy okazji zbierania pyłku sprawić, że będą owoce. Maj w tym roku chciał w sad, słuchał pszczół i patrzył na motyle skrzydła unoszące się nad trawą (oraz kota kłusującego wspomniane motyle z ogromnym entuzjazmem w przerwach między pożywianiem się konwencjonalnie z miski). Dobra wiosna w tym roku, dobra. Pat, pat.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 6, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 1