Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Peter Mayle - Wiwat Agencja!

Inna niż inne, bo nie o Francji, a o pracy w angielskiej agencji reklamowej. Raczej bez nazwisk (poza najlepszymi w branży), czasem zjadliwie, opisane kilka mechanizmów wyciągania pieniędzy z klienta i powstawania reklamy. W zasadzie wszystko opiera się na blefie - agencja blefuje, że ma świetnych ludzi, którzy stworzą najlepszą na rynku reklamę, ludzie blefują, że nad reklamą pracują, klient blefuje, że zapłaci. A pod spodem przejęcia, giełda, headhunting, robienie dobrego wrażenia, sprzedawanie siebie i firmy. Przyjemnie się czyta, ale żadna rewelacja. Wolę te stricte wspominkowo-prowansalskie.

Inne tego autora tu.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Marek Koterski - festiwal

Cała twórczość Koterskiego to Adaś Miauczyński. Facet, który jest wszechstronną mendą, pechowcem, bucem i kawałkiem sukinsyna. W zasadzie obejrzałam w całości "Porno" (i to wiele razy) i "Ajlawju". Reszty nie byłam w stanie - oglądanie sprawiało mi fizyczną przykrość (jak można być takim fajfusem?!).

"Dom wariatów" - w zasadzie film o rodzinie, z której Adaś (Kondrat) pochodzi. Matka i ojciec z psychozą natręctw, szwagierka popełniająca samobójstwo co jakiś czas.

"Życie wewnętrzne" - Adaś (Wysocki) z żoną w budownictwie z wielkiej płyty. Marzenia o ryćkaniu się z sąsiadką w okolicznościach dowolnych. Dziwny.

"Ajlawju" - Adaś (Pazura) trafia na swoją Małgorzatę (Katarzynę Figurę). Ten film byłby dobry, gdyby nie Pazura. Miłość dwojga ludzi po przejściach, z których on ma pierdolca, węszy zdradę, rozlicza z 15-minutowego spóźnienia, robi awantury, ale żyć bez niej nie może. Ona szassem sobie wypije, ale jak wyżej. Smutne.

"Nic śmiesznego" - to też ogladałam kiedyś w całości w kinie, na studiach. Wyszliśmy z kolegą z kina, popatrzyliśmy na siebie, westchnęliśmy "Ale krap" i poszliśmy na pizzę. W tym filmie boli wszystko - Pazura, dentysta, wybuch sławojki z malowniczym rozpryskiem łajna, seks na PRL-owskiej wersalce, przaśność i brzydota świata.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Napisy do filmów (2)

  • damage beoynd repair = uszkodzenia po kuracji [six feet under]
  • [o imigrancie] send him the Pledge of Allegiance = wyślij mu "Podręcznik elegancji" [Married with children]
  • [playboy do sexy rozdzianej a chętnej lasi] would you like to go to the bedroom? = chcesz iść do łazienki? [Married with children]
  • he was doing something worthwhile - widać działo się coś dziwnego [nie pamiętam]

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 18, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


My name is Earl sezon 1 (24)

Earl był pasożytem, pił piwo i imprezował, a poza tym kradł, oszukiwał, robił ludziom przykrości, krzywdził bliskich i obcych. Do czasu, kiedy kupił zdrapkę na loterię, zdrapał i okazało się, że wygrał $ 100000. Chwilę potem wpadł pod samochód i zgubił kupon. Podczas leżenia w gipsie obejrzał w TV program o karmie. I w tym momencie do niego dotarło, że karma nagradza za dobre uczynki, a karze za złe. Stworzył listę swoich wszystkich złych uczynków, które w życiu popełnił i postanowił po kolei je naprawiać. W tym momencie wiatr przywiał do niego wygrywający kupon. I tak z pieniędzmi przez 24 odcinki pierwszego sezonu Earl starał się być trochę lepszą osobą.

Brzmi poważnie, ale serial jest straszliwie komediowy, niepedagogiczny i w doskonałym stylu. Oprócz Earla występują: brat Randy - nieco opóźniony w rozwoju, o osobowości 13-latka i takichż potrzebach, eks-żona Joy - plastikowa blondie manikiurzystka, niezbyt błyskotliwa, ale sprytna, Darnell zwany Crabmanem - afroamerykański kelner w knajpie, aktualnie mąż Joy i ojciec jednego z jej dzieci i w niektórych odcinach Catalina - nielegalna emigrantka z Meksyku, pokojówka w motelu, w którym mieszka Earl.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Janusz Płoński, Maciej Rybiński - Balladyna Superstar (git czytanka z momentami)

Duet Płoński-Rybiński (tak, ten Rybiński, który niedawno z nieco ambitniejszej prasy wyniósł się do Faktu) znany jest w kręgach czytelników kryminału z "Góralskiego tanga", a w kręgach ogólniejszych ze scenariusza do niektórych odcinków "Alternatyw 4".

"Balladyna" łączy oba nurty - teoretycznie jest to kryminał, ale trup pojawia się na stronie 202 (na 270 wszystkich), więc i morderstwo, i śledztwo potraktowane jest pretekstowo. Za to przez 200 stron autorzy opisują przygotowania do wystawienia awangardowego przedstawienia "Balladyny" w latach 70. w PRL-u. Żeby było nowocześnie, rzecz się dzieje w kosmosie, wśród komputerów, a grają roboty. Wszystko w ryczącym entourage'u peerelu, widać sporo ówczesnych postaci - wiecznie pijanego kamieniarza-poetę, reżyserów, którzy nieśmiało pytają, czy tu biją, aktorki gotowe dla sławy dać się polansować za kulisami przez 2 godziny lub szczycące się swym szlacheckim pochodzeniem, SPATIF i inne okoliczne pijalnie napojów procentowych, młodych poetów czy zarośniętych grafików; podejrzewam, że ktoś bardziej ode mnie obeznany rozpozna kogoś więcej niż tylko Jasia Himilsbacha, dowcipnie dopowiadającego pointy na próbach w teatrze.

Książka zabija dialogami, kurwy i inne epitety lecą często, panowie się prowadzą zygzakiem, panie też niezbyt prosto. Grafik, który nie czytuje literatury, tworzy projekt programu teatralnego na podstawie ustnego opisu (Alinie wysypują się z dzbanka grzyby, bo malin to ja rysował nie będę, w następnej wersji pojawia się gustowna wygódka), scenografia została zaprojektowana z pomocą pana docenta, specjalisty od maszyn liczących dziesiątej generacji, wszystko gra i błysko, a w dzień premiery widowiskowo się fajczy, co jakiś czas dzwoni ktoś z komitetu, a wszyscy wszystkim podkładają świnie.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Przeczytali mnie - Tagi: 2006, panowie, prl, kryminal - Komentarzy: 4


Kochane Citi

W sobotni poranek wymyśliło, że nie mogę zrobić przez Internet żadnego przelewu do osoby, której nie mam na liście odbiorców. Żeby dodać nową osobę, muszę skontaktować się z Citi-fonem. Po kontakcie z Citi-fonem już we wtorek będę mogła zlecać przelewy. Jak dobrze pójdzie. Jak nie, to później. A w międzyczasie mogę znudzonej pannie dyktować cyferkę po cyferce i zastanawiać się, czy prawidłowo wpisze numer konta, tytuł aukcji... A wszystko w trosce o moje bezpieczeństwo.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 2


Erich Kästner - 35 maja, albo jak Konrad pojechał konno do mórz południowych

Kolejna z książek, pałętających się za mną od dzieciństwa. Dwa pierwsze rozdziały usłyszałam w radiowej "dobranocce" (chyba PR I, 19:30) kilkanaście lat temu, książki w bibliotece nie znalazłam, za to na Allegro i owszem. Śliczne rysunki Butenki, a obok opis przygód 11-letniego chłopca, który z wujem-aptekarzem (oraz przygodnie napotkanym koniem) przeżywa przygody w drodze na Morza Południowe. Morza Południowe znajdują się za szafą wuja, a Konrad musi tam dotrzeć, bo "pani" zadała wypracowanie dla tych, którzy mają dobre oceny z matematyki, więc nie mają rozwiniętej fantazji. Trochę ramotka - pochodzi z roku 1933 (w świecie hi-tech zdziwienie budzi człowiek idący ruchomym chodnikiem, który wyciąga słuchawkę z kieszeni i dzwoniący do żony, że się spóźni na obiad), ale dość przyjemna książka dla młodszej młodzieży, którą nie będzie dziwiło, że jest kraina pasibrzuchów, kraina sprawiedliwości społecznej, a na morzach poludniowych mogą żyć ludzie w kratkę.

#20

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 13, 2006

Link permanentny - Tagi: 2006, dla-dzieci, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


No to mam co robić w piątek

W piątek, 12 maja, o godzinie 9:30 w sali na III piętrze, odbędzie się szkolenie p.poż. Będzie ono trwało około 3 godzin. Osoby, do których adresowana jest ta wiadomość, są proszone o uczestniczenie w tym szkoleniu.

Królowa jest zachwycona.


Szczęśliwie było uroczo. Pan prelegent ze straży pożarnej pokazywał filmiki (pożar w sklepie, zapalenie się węża i wlewu do baku na stacji benzynowej), pokazywał zdjęcia (pożar w kotelu Royal Poznań, wywołany przez irlandzkich grill-manów, spalone zwłoki z różnych akcji) oraz rzucał tekstami:
  • [o numerze 112] Polska budzi się z ręką w klozecie, a syfa leczy się pudrem
  • dokument trąca myszką
  • [o hali w Katowicach] winnym postawiono zarzut pozbawienia wolności do lat 10
  • najwięcej pożarów miało miejsce w okresie żałoby po JP2/tragedii w Katowicach, od zapalonych świeczek
  • właściciel [spalonego mieszkania] za przeproszeniem rwał włosy z głowy
  • [w trakcie picia płonącego drinka delikwent się oblał] zapaliło się podbrodzie, miał obrażenia jamy ustnej; w niektórych przypadkach mogą wystąpić nawet oparzenia jelit wewnętrznych
  • materiały spowodują przeszkodę w zachowaniu
Najbardziej rozwalił mnie kolega, który siedział obok. Patrzy na moje notatki, łypie, po czym pyta "Co notujesz? Jego teksty? Po co? Co śmiesznego jest w >>trąca myszką<<?". Nic. Zupełnie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 10, 2006

Link permanentny - - Komentarzy: 1 - Poziom: 3


Polcard

Nie wiem, co przyświecało twórcy interfejsu płatności kartą w Polcardzie, ale żeby go osrało. Za każdym razem, jak ktoś kliknie intuicyjny przycisk po prawej stronie (tam, gdzie zawsze jest "Zatwierdź", "Dalej"). W tymże miejscu w Polcardzie jest przycisk "Anuluj płatność", który bez potwierdzenia anuluje pieczołowicie wyklikaną transakcję i trzeba wszystko od nowa. Nacięłam się na to ze trzy razy, teraz się już pilnuję, żeby kliknąć w przycisk "Potwierdź" po lewej (tak, tam, gdzie zwykle jest "Anuluj").

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Skomentuj


Sue Townsend - Numer 10

Książka szczególnie mnie rozbawiła zwłaszcza z okazji klimatu politycznego - wicepremier Lepper, wicepremier Giertych. Tyle że nie jest to humor wesoły, a raczej czarny. Na Downing Street, pod numerem 10, mieszka premier Wielkiej Brytanii. Jako że nie wie nawet, ile kosztuje mleko czy jak się jeździ pociągami, w celu poprawienia notowań politycznych wpada na pomysł wyjazdu incognito na tydzień w rajd po Anglii. Incognito składa się z przebrania za kobietę. I tak Edwina (dawniej Edward), brana przeważnie za transseksualistę wraz ze swoim ochroniarzem Jackiem, jeździ po Anglii. Pociagi mają opóźnienia, służba zdrowia to tragedia ("wypadek ciężki - czas oczekiwania na pomoc - 2h, dzieci - czas oczekiwania 2h, atak serca - czas oczekiwania - 2h"), rasizm, bieda, opieka społeczna nie jest w stanie pomóc tym, którym pomóc powinna, efektem rządów jest totalna zapaść gospodarki, a premiera tak naprawdę nikt nie lubi. W międzyczasie żona premiera przechodzi załamanie nerwowe, matka Jacka wplątuje się w narkotyki, Jack zakochuje się w siostrze premiera, a premier dostaje propozycję roli w prześmiewczym spektaklu o sobie.

Sue Townsend zawsze postrzegana była jako pisarka "humorystyczna", ale po pierwszych Adrianach Mole'ach, kiedy jeszcze była dość pogodna, zaczęła być bardziej zgryźliwa i cyniczna. Life's a piece of shit, when you look at it. To ciut bardziej pozytywna książka niż "Widmowe dzieci" (aborcja i syndrom postaborcyjny) czy "Czas cappuccino" (Adrian Mole i jego spaprane życie), ale jest bardziej melancholijna niż wesoła. Aczkolwiek, jak wyobrażę sobie Giertycha czy Leppera w peruce Marylin Monroe i kusząco umalowanych ustach...

Książka ma jedną wadę - przypisy na końcu. Nie cierpię co chwila przewracać całej książki, żeby przeczytać jedno zdanie o jakimś brytyjskim prezenterze czy o typowym brytyjskim wierszyku.

Inne tej autorki:

#19

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006

Link permanentny - Tagi: 2006, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Skomentuj