Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Na godziny

Zainspirowana wczorajszym gdybaniem na temat pensjonatu na godziny, w którym byłby szezlong, kocyk, cisza, herbata, książka i oszklona weranda z szumem deszczu w sufit oraz kot do wypożyczenia, spędziłam pół wolnego dnia w łóżku z przerwą na śniadanie, zakupy bombek choinkowych (zielone, mamusiu, zielone!) oraz tchibowych foremek do pieczenia. Wprawdzie mam poczucie błogości, podbudowane faktem, że wyfroterowałam należycie Burszyka, który naprawdę umie pokazać człowiekowi w łóżku, że docenia rękę, która głaszcze, ale trochę mi brakuje paska postępu, który pokazywałby mi, gdzie jestem. Czy da się wycenić lenistwo i odpoczynek? Żeby nie było, że tylko leżałam, pojechałam na ulubioną mglistą ścieżkę, żeby - biorąc przykład z trzylatki - powąchać mgłę z bliska.


Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 14, 2012

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Zośka Papużanka - Szopka

Błędy powielane z pokolenia na pokolenie, powtarzanie destrukcyjnych zachowań, tradycja ujęta w najgorszy możliwy sposób - to rodzina u Papużanki. Nowe, PRL-owskiej pokolenie Dulskich, z pyskatą, wiecznie niezadowoloną matką, cichym i nieśmiałym ojcem, synem-wiecznym młodzieńcem i sadystą oraz córką, która od zawsze chce zapobiegać konfliktom. Świetne językowo, przeraźliwie przygnębiające fabularnie. I ja, i Ty powtarzamy te schematy. Niekoniecznie z takim natężeniem, ale to cały czas w nas siedzi. Niedzielny sznycel, a teraz sobie idźcie, bo już się na siebie napatrzyliśmy; rozmowy nad głową dzieci, pełne czasem w ogóle nie zawoalowanych obelg. Zmienna narracja, przeskakiwanie między pokoleniami i latami w historii rodziny nie przynosi katharsis, na katharsis jest za późno o kilkadziesiąt lat.

Inne tej autorki:

#83

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 13, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, panie, beletrystyka - Komentarzy: 4


Ian Rankin - Otwarte drzwi

To kryminał o skomplikowanym skoku, który został dokonany z nudów oraz z przyczyn obywatelskich, a w tle przewodnik kulturalny po galeriach i muzeach Edynburga. Mike ma pieniądze zarobione w firmie software'owej i szuka w życiu jakichś podniet, bo mu się nudzi. Przyjaciel Mike'a, bankowiec Allan, ma żal, że jego bank kupuje obrazy jako lokatę i chowa w sejfie, zaś profesor Akademii Sztuk Pięknych Gissing chce uwolnić obrazy, które nigdy nie zobaczą światła dziennego. Skok jest tak absurdalny, że ma szansę się udać. Tyle że do stawki dołącza lokalny mafiozo, Majcher Calloway i niezbyt błyskotliwy student ASP, który ma namalować zgrabne kopie. Dookoła wszystkiego kręci się złowieszczy akwizytor długów, Nienawiść i nie mniej złowieszczy, chociaż działający zgodnie z prawem, inspektor Ransome. W sumie wychodzi połączenie Jackie Brown i Wściekłych psów, tyle że z zakończeniem sugerującym, że będzie ciąg dalszy.

Zdecydowanie chcę obwąchać cykl o inspektorze Rebusie, albowiem w trakcie lektury okazało się, że wcześniej pomyliłam Roberta Rankina z Ianem, a to Roberta mi się tak sobie czytało.

Inne tego autora:

    Poza cyklem
  • Otwarte drzwi

#82

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 11, 2012

Link permanentny - Tagi: 2012, panowie, kryminal - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Tuż przed Świętem Niepodległości

Misją na dziś było głównie zaopatrzenie się w rogale świętomarcińskie (misja zakończona sukcesem, będziemy jeść przez tydzień chyba). A że jest w tym roku wyjątkowo ciepły listopad (chyba jako alternatywa do wyjątkowo zimnego maja), poszliśmy zobaczyć na Cytadelę, czym się tę niepodległość zdobywało. Maj poza tym ma ostatnio dużo sympatii dla czołgów, bo mijamy codziennie jeden w drodze do przedszkola i mówimy mu "dzień dobry", więc. Muzeum na Cytadeli ma wnętrze z mundurami, dokumentami, karabinami, pociskami itp. oraz zewnętrze z żelastwem pływającym, latającym i wolno jadącym. I mnóstwo suchych liści. I plac zabaw zaraz obok. Oraz łąkę do puszczania latawców.

A jutro, moi drodzy, nie naparzamy się w Poznaniu oraz nie obrzucamy słowem wulgarnym i inną bronią konwencjonalną, tylko udajemy się na ulicę Święty Marcin. Czego całej Polsce życzę i pod rozwagę poddaję.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 10, 2012

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Świętego Marcina za dwa dni

Kiedy wybieraliśmy przedszkole dla Mai, celem było znalezienie dla niej miejsca, w którym - oprócz tego, że byłaby zaopiekowana, nakarmiona i rozwijana - miałaby trochę niezwykłości. I owszem, konsekwencją tego wyboru jest to, że piorę raz na pół roku stertę ręczników. Że co jakiś czas piekę ciasto (zapominając o orzechach, ale i tak dobre wyszło). Że wczoraj majstrowaliśmy z TŻ lampion - TŻ odpowiadał za metaloplastykę z drutu de domo Praktiker, a ja za frywolną otulinę pałąka z czyścików do fajek i gwiaździstą okleinę z taśmy oraz wstążki (i filcowego kotka). Że tłoczyliśmy się dziś najpierw w małych salkach przedszkola, słuchając, jak nasza córka śpiewa(!) i tańczy(!), jak ufnie łapie za rączkę swoją pierwszą przyjaciółkę(!), a potem czekaliśmy pod przedszkolem, żeby wraz z kilkudziesięcioma maluchami z lampionami w rękach iść do parku przy Teatralce. Po pokrytych liśćmi schodami w dół, osiemnasta, już ciemno. W kole, trzymanie się za ręce, światełka lampionów, ciocia mówi, żeby wypatrywać. Mamusiu, jiceź! Na koniu! Zachwyt i radość trzylatka. Złocony orzech w prezencie. Magia odpowiednia dla świata, na którym nasza córka jest od trzydziestu paru miesięcy. Mam poczucie, że dobrze wybraliśmy.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 9, 2012

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 3



Alexander McCall Smith - Miłość buja nad Szkocją

Obiecałam sobie kolejne części edynburskiej sagi w odcinkach na jesienną chandrę (w tym roku odpuszczę sobie "Dolinę Muminków w listopadzie", usiłuję utrzymać się na krzywej wznoszącej aż do wiosny) w ramach comfort read. Do miętowych czekoladek i gorącej herbaty w starbucksowym kubeczku.Ale wracając do kamienicy na Scotland Street pod numerem 44 - zarozumiały Bruce wyjechał robić karierę do Londynu, Pat wyprowadziła się do mieszkania studenckiego, bo rozpoczęła studia, a Domenica pojechała na wyprawę antropologiczną do Malezji. Rozczarowało to wielce Angusa Lordie, malarza-portrecistę, bo mieszkająca zamiast Domeniki Antonia nie przypadła mu do gustu i nie mógł już spędzać przy kawie tyle czasu, co wcześniej. Na szczęście w barze Dużej Lou, do którego wszyscy wpadali porozmawiać i coś zjeść, nic się - mimo pewnych przeszkód - nie zmieniło. Bertie ze względu na ciążę swojej nadopiekuńczej matki zyskał nieco wolności, chociaż konsekwencje tego były niekoniecznie takie, jakie chciał. I nawet Cyryl, pies ze złotym zębem, miał swoją przygodę z happy endem.

Wadą powieści w odcinkach są krótkie historie, zostawiające niedosyt po sytuacjach, czasem urywające się nagle. Trochę wątków nie zostało rozwiniętych, liczę, że dwa kolejne tomy będą równie miłe. Chcę na spacer Princes Street.

Ponieważ łatwo ulegam sugestii, wystarczyło, że mama Bertiego wspomniała o biednym panu Rankinie, który również opisuje Edynburg, żebym po wspomnianego Rankina sięgnęła.

Inne tego autora tutaj.

#81

[EDIT] Komentarze powinny działać.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 6, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 6


Miasto w niedzielę

Pisałam kiedyś o schodach prowadzących do Zamku Garg^WPrzemysła. To właśnie o tym miejscu myślałam:

Zamek zamkiem, schody i parczek dalej nieużyteczny. Za to skwerek przy murach obronnych, zaraz obok Masztalarskiej, od niedawna nosi nazwę skweru im. Romana Wilhelmiego. Wcześniej obecność poznańskiego aktora wspominała tylko tablica na ścianie przy Galerii Scena, teraz pojawił się też pomnik. Świeżutki, odsłonięty 3 listopada.

I mimo niedzieli na pobliskim rynku Wielkopolskim owoce i warzywa, a zwłaszcza dynie. Dużo dyń. W tym roku zaeksperymentuję z dynią spaghetti (Cucurbita pepo).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 4, 2012

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Leonardo Padura - Trans w Hawanie

Nie jestem specjalnie błyskotliwa i mimo że już na samym początku komisarz Mario Conti został wezwany do morderstwa mężczyzny przebranego w damskie fatałaszki, to trochę mi zajęło, zanim zorientowałam się, że nikt w trans nie wpadnie. Zamordowany Alexis jest synem znanego dyplomaty, pikanterii dodaje fakt, że monety na przejazd przez Styks (czy co tam na Kubie płynie) umieszczono nie na powiekach, a wręcz przeciwnie. Conti rozpoczyna śledztwo w sferach homoseksualnych, poznaje znanego niegdyś dramaturga, który wprowadza go w świat specyficznej kultury teatru sprzed kilkudziesięciu lat - przygotowania do premiery spektaklu "Electra Garrigó" zostały przerwane, on osądzony za moralność i odstawiony na drugi plan bez możliwości publikacji. Alexis nosił suknię bohaterki sztuki w momencie śmierci, co daje powód, by przypuszczać, że sprawa ma związek z polityczną przeszłością.

Życie w Hawanie na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku nie jest zbyt radosne - kawa na kartki, cygara byle jakie[1] i tylko skrzętne gospodynie domowe, matki przyjaciół Contiego, umieją z niczego przygotować ucztę jak w doskonałej restauracji. Rum też jest racjonowany. I nawet miałam przez chwilę się pokusić o stwierdzenie, że ciężko być policjantem, ale w końcu Mario Conti nie dość, że ma branie u chętnych na igraszki panien[2], to jeszcze spełnia swoje marzenie o byciu literatem i pisze opowiadanie.

[1] I, co ciekawe, właśnie nie byle jakie cygaro pozwala Contiemu wyjaśnić sprawę. Przewidywalne, niestety.

[2] Książka zdecydowanie powinna mieć oznaczone 18+.

#80

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 3, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, kryminal, panowie - Komentarzy: 1


Daniel Koziarski - Socjopata w Londynie

Niewiele się zmieniło u Tomasza Płachty - dalej nie jest w stanie egzystować w społeczeństwie, a dla odmiany wybrał sobie bardziej zróżnicowane etnicznie, czyli emigrację za chlebem w Londynie. Jakkolwiek studium człowieka przegranego, który nie umie się zachować w dowolnym środowisku, a przy tym jest z siebie dumny, jest dość zabawne, tak poziom humoru, który Tomaszowi nieodmiennie dopisuje, męczy. Kuśtykanie przy dziecku z protezą nogi, robienie skośnych oczu przy Azjacie "dla poprawy widzenia" czy sugerowanie podeszłemu wiekiem Żydowi, że przyniesie mu notes i długopis, żeby nie musiał zapisywać numerów na ręku - proszę. Warto przeczytać tylko w sytuacji, kiedy zastanawiacie się, jak by to było, gdyby wszyscy mówili to, co pomyślą. Inaczej - niekoniecznie.

Inne tego autora tutaj.

#79

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 2, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Skomentuj