Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

John Steinbeck - Myszy i ludzie

Kalifornia, lata 30. Dwóch robotników najemnych - silny, łagodny acz upośledzony umysłowo Lenny oraz znerwicowany George, opiekujący się Lennym - trafia na farmę do pracy. Mają marzenie - zebrać pieniądze na zakup małego gospodarstwa i już zawsze być "na swoim". Lenny ciągle prosi o pozwolenie opiekowania się królikami, bo mimo gabarytów uwielbia małe puchate zwierzątka. Niestety, gabaryty sprawiają, że niechcący krzywdzi - zadusza mysz, szczeniaczka, a z poprzedniej (a i pewnie wcześniejszych) farm musieli uciekać szybko, bo Lenny chciał głaskać ładną dziewczynę (a ona niekoniecznie). Na tej farmie od początku wiadomo, że może być sytuacja wymagająca kolejnej ucieczki - chorobliwie zazdrosny o młodą żonę syn właściciela, rwący się do bitki, nudząca się żona z przypadku, z którą nikt nie rozmawia i znudzeni robotnicy, z chęcią żartujący z opóźnionego Lenny'ego.

Steinbeck używa bardzo prostych zdań, prostych słów, a mimo to doskonale buduje napięcie. Krótka, prosta historia, mimo spodziewanego finału i tak zostawiła mnie z poczuciem krzywdy.

Inne tego autora tutaj.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 25, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Jerzy Edigey - Baba Jaga gubi trop

Uczciwy milioner, ogrodnik-badylarz z Nadarzyna, wyszkolony w Japonii podczas wojny, zgłasza się do samego pułkownika KGMO, ponieważ jest szantażowany i - między innymi - podejrzewa milicjanta z lokalnego posterunku. Milicja lekką ręką wyjmuje 300 tysięcy złotych z rachunku operacyjnego i zastawia na szantażystę pułapkę, angażując w akcję kilkadziesiąt osób (udających m. in. robotników drogowych, nie zajmujących się pracą). I wszystko by się udało, gdyby nie to, że paczkę z pieniędzmi podejmuje... pies (a w zasadzie suka), która następnie zostaje postrzelona przez złoczyńcę.

Kapitan Kowalczyk - 35 lat, "wysoki, zgrabny mężczyzna (...) wśród ciemnych włosów pojawiały się już pierwsze srebrne nitki", szybko nawiązuje nić porozumienia z córką ogrodnika, młodą i piękną Elą, chociaż oczywiście ceni w niej zmysł obserwacji i umiejętność wyciągania wniosków, a nie długie nogi. Dodatkowo bierze pod opiekę sukę owczarka niemieckiego po postrzale, cudem uratowaną i z jej pomocą próbuje odkryć, kto z odwiedzających dom ogrodnika podebrał mu soczysty pieniądz.

Się załatwia: deal z Hortexem (oczywiście na eksport) - czereśnie lecą do Berlina i Sztokholmu, cebula do Ghany.
Się pije: domowe nalewki - wiśniówka, morelówka, berberysówka i tarninówka.
Się karmi psa: zmrożoną na kość wątróbką (za zgodą weterynarza), serdelkami i zupą z pokruszonym chlebem.
Finansowo: mały kalafior - 6 zł (ale drogo!), dniówka w gospodarstwie rolnym - 200 zł, miesięczne pobory milicjanta - ~2500 zł/miesiąc.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 22, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Orson Scott Card - Mówca Umarłych / Ksenocyd

3000 lat po tym, jak ludzkość zgładziła Obcych (i zdążyła tego faktu pożałować), na jednej z planet, nazwanej Lusitania, odkryto inteligentną cywilizację stworzeń, przypominających prosiaczki (chociaż niekoniecznie będące ssakami). Portugalskojęzyczni koloniści muszą najpierw zwalczyć przedziwny wirus, który zabija ich w błyskawicznym tempie, a potem - z nałożeniem absurdalnych ograniczeń (bez pytań, bez pobierania próbek, bez ujawniania przewagi technologicznej, bez odpowiadania na pytania) - spróbować zbadać tubylców. Dziwne rytuały, w których giną badający "prosiaczki" ksenolodzy, poza tym, że stanowią dramat w małej społeczności, przykuwają uwagę kongresu. Oraz Andrew Wiggina, podróżującego z planety na planetę od kilku tysięcy lat pogromcę Robali, aktualnie Mówcę Umarłych.

"Mówca" jest dokładnie taki, jakiego zapamiętałam - rollercoster emocji, podniecenie w przewracaniu kartek, bo już za chwilę wyjaśni się, jakie są motywacje "prosiaczków" - czy da się z nimi pokojowo współżyć, czy jednak grożą ludzkiej cywilizacji. Wiadomo, za drugim czy trzecim razem jest już oczywiste to, do czego badacze dochodzą przez wiele lat na podstawie szczątkowych informacji, ale mimo to i tak kolejne odsłanianie zasłon prawdy przez Endera-Mówcę robi wrażenie.

Trudno mi traktować "Ksenocyd" jako oddzielną książkę, bo podejmuje akcję dokładnie tam, gdzie zostawia czytelnika "Mówca" - Ender ogarnął kwestię "prosiaczków", zadomowił się na Lusitanii, ożenił, adoptował szóstkę dzieci oraz zagnieździł w tajemnicy przed całym światem ocalałą Królową Kopca Robali. I jak już zaczęło być miło, okazało się, że zjadliwy wirus z poprzedniego tomu będzie w stanie wytępić każdą cywilizację i prawdopodobnie jest inteligentny. Na ratunek ludzkości Kongres wysyła flotę uzbrojoną w Małego Doktora - znaną z "Gry Endera" głowicę niszczącą wszystko. Na szczęście Ender ma w zapasie jeszcze jedną nieznaną wcześniej inteligencję - Jane, która żyje w międzygalaktycznej sieci komunikacyjnej i potrafi w sposób niedostrzeżony wpływać na wszystko oraz wsparcie swojej siostry - Valentine, znanej powszechnie jako wpływowy autor esejów, Demostenes. We współpracy z naukowcami z Planety Drogi, gdzie żyją genialni naukowcy, upośledzeni jednak przez dziwną wersję psychozy natręctw, walczą z czasem, żeby pozbawić wirus jego zjadliwości, zanim rozniesie się na całą galaktykę.

Wadą dla mnie jest skupienie się na technicznej stronie cywilizacji - przez pół tomu roztrząsana jest (meta)fizyka filotów - prawie że magicznych mikroelementów, z których składa się cały świat i dodatkowo umożliwiających wszystko, od inteligencji do podróży szybszych niż światło. Pamiętam zmęczenie podczas czytania, kiedy chciałam wiedzieć, co dalej, a zamiast akcji było filozoficzne rozważanie istnienia duszy w oparciu o filoty czy inteligentnego wirusa.

Inne tego autora tutaj.

#67-68

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 20, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, sf-f - Komentarzy: 5


Marcin Wroński - Haiti

W lipcu 1938 podczas otwarcia sezonu wyścigów konnych w boksie czempiona Haiti należącego do samego księcia Czetwęrtyńskiego zostają znalezione zwłoki. Wywiadowca Zielny wpada w końskie łajno, Maciejewskiemu nie dają obejrzeć do końca meczu (Unia-Legia), a Fałniewiczowi śnią się co noc koszmary. Sprawa jest trudna, bo z jednej strony cały czas usiłuje przejąć je wydział wojewódzki, a na Maciejewskiego co chwila wywierana jest presja, żeby zbyt głęboko nie szukał. Śledztwo przeplatane jest migawkami z 1951 roku, kiedy srodze doświadczeni przez system Maciejewski i Fałniewicz żyją sobie na obrzeżach socjalizmu. Maciejewski wprawdzie koni nigdy nie lubił, ale opiekuje się właśnie Haiti, już nie czempionem, tylko nieużytecznym reliktem międzywojnia.

Lubię Wrońskiego za żywy język i żywych bohaterów - liczne opisy libacji, odwiedzin w wychodku czy podglądanie przez Maciejewskiego fertycznej służącej w dezabilu czy kopulujących gołębi na parapecie. Mniej skupiam się na akcji, bardziej na otoczce społecznej; bardzo ładnie oddana.

Inne tego autora tutaj.

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 15, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj


Terry Pratchett - Kiksy klawiatury

Pójdę na łatwiznę, ale dees napisała wszystko to, co miałam w głowie podczas czytania. Owszem, "Kiksy" to kwity z pralni - przemówienia z różnych okazji, artykuliki prasowe, publicystyka związana z chorobą, słów sporo o konwentach i o drodze czytelnika w dochodzeniu do miejsca, które pozwoliło mu zostać pisarzem - ale kwity napisane z wdziękiem, skromnością i w tonie wyjątkowo przyjacielskim. Oczywiście nie przestaję czekać na książkę fabularną.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 8, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, felietony, 2015 - Komentarzy: 1


Jerzy Edigey - Strzał na dansingu

Motto: "Druga połowa XX wieku to epoka inżynierów i magistrów".

Nietypowo rzecz się dzieje w Łodzi, a zaczyna (i kończy) w lokalu gastronomicznym z występami. Problem z gastronomią w PRL był taki, że nie dość, że rzadko kiedy bywało coś fajnego w ofercie, to jeszcze kelnerzy konsekwentnie olewali machających na nich klientów.A w tym przypadku na dansingu impreza skończyła się słabo, bo ktoś zastrzelił jednego z gości. Przypadkowo obecny Zygmunt Żytnicki, milicjant w cywilu na randce ze studentką, opanowuje chaos, za co w nagrodę dostaje sprawę do prowadzenia. Zamordowany okazał się być paskudnym szantażystą, więc wielokrotnie w śledztwie porucznik jest przekupywany, zastraszany, a nawet idzie do łóżka z siostrą[1] zamordowanego (nie dziwi więc, że ten tomik posłużył za kanwę odcinka "07 zgłoś się").

Się zamawia: kawę i tort, flaczki i piwo, kakao i rogale.
Się nie zamawia: łososia z koniakiem i szampana (zapewne dlatego, że nie ma), kanapki ze śledziem po norwesku (bo nie ma w ofercie, robi je żona kierownika lokalu).
Się pije: Gordon's Gin (kierownik lokalu), wermut (porucznik), domową wiśniówkę (u pani majorowej).
Się pali: carmeny.
Się kradnie: gang taksówkarzy z pistoletami na wodę napada i terroryzuje wsie.
Się dostaje awans: na 22. lipca.
Powracające wątki: kradzież wagonu z żółwiami podczas okupacji.

[1] Na szczęście - ponieważ to lektura z cyklu "bawiąc-uczyć", namawia ją na zdawanie matury i tłumaczy, że udział w filmach pornograficznych nie jest pożądaną ścieżką kariery.

Inne tego autora tu.

#60

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 3, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, kryminal - Skomentuj