Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Orson Scott Card - Mówca Umarłych / Ksenocyd

3000 lat po tym, jak ludzkość zgładziła Obcych (i zdążyła tego faktu pożałować), na jednej z planet, nazwanej Lusitania, odkryto inteligentną cywilizację stworzeń, przypominających prosiaczki (chociaż niekoniecznie będące ssakami). Portugalskojęzyczni koloniści muszą najpierw zwalczyć przedziwny wirus, który zabija ich w błyskawicznym tempie, a potem - z nałożeniem absurdalnych ograniczeń (bez pytań, bez pobierania próbek, bez ujawniania przewagi technologicznej, bez odpowiadania na pytania) - spróbować zbadać tubylców. Dziwne rytuały, w których giną badający "prosiaczki" ksenolodzy, poza tym, że stanowią dramat w małej społeczności, przykuwają uwagę kongresu. Oraz Andrew Wiggina, podróżującego z planety na planetę od kilku tysięcy lat pogromcę Robali, aktualnie Mówcę Umarłych.

"Mówca" jest dokładnie taki, jakiego zapamiętałam - rollercoster emocji, podniecenie w przewracaniu kartek, bo już za chwilę wyjaśni się, jakie są motywacje "prosiaczków" - czy da się z nimi pokojowo współżyć, czy jednak grożą ludzkiej cywilizacji. Wiadomo, za drugim czy trzecim razem jest już oczywiste to, do czego badacze dochodzą przez wiele lat na podstawie szczątkowych informacji, ale mimo to i tak kolejne odsłanianie zasłon prawdy przez Endera-Mówcę robi wrażenie.

Trudno mi traktować "Ksenocyd" jako oddzielną książkę, bo podejmuje akcję dokładnie tam, gdzie zostawia czytelnika "Mówca" - Ender ogarnął kwestię "prosiaczków", zadomowił się na Lusitanii, ożenił, adoptował szóstkę dzieci oraz zagnieździł w tajemnicy przed całym światem ocalałą Królową Kopca Robali. I jak już zaczęło być miło, okazało się, że zjadliwy wirus z poprzedniego tomu będzie w stanie wytępić każdą cywilizację i prawdopodobnie jest inteligentny. Na ratunek ludzkości Kongres wysyła flotę uzbrojoną w Małego Doktora - znaną z "Gry Endera" głowicę niszczącą wszystko. Na szczęście Ender ma w zapasie jeszcze jedną nieznaną wcześniej inteligencję - Jane, która żyje w międzygalaktycznej sieci komunikacyjnej i potrafi w sposób niedostrzeżony wpływać na wszystko oraz wsparcie swojej siostry - Valentine, znanej powszechnie jako wpływowy autor esejów, Demostenes. We współpracy z naukowcami z Planety Drogi, gdzie żyją genialni naukowcy, upośledzeni jednak przez dziwną wersję psychozy natręctw, walczą z czasem, żeby pozbawić wirus jego zjadliwości, zanim rozniesie się na całą galaktykę.

Wadą dla mnie jest skupienie się na technicznej stronie cywilizacji - przez pół tomu roztrząsana jest (meta)fizyka filotów - prawie że magicznych mikroelementów, z których składa się cały świat i dodatkowo umożliwiających wszystko, od inteligencji do podróży szybszych niż światło. Pamiętam zmęczenie podczas czytania, kiedy chciałam wiedzieć, co dalej, a zamiast akcji było filozoficzne rozważanie istnienia duszy w oparciu o filoty czy inteligentnego wirusa.

Inne tego autora tutaj.

#67-68

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 20, 2015

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2015, panowie, sf-f - Komentarzy: 5

« Projekt Jeżyce - Polna - Jerzy Edigey - Baba Jaga gubi trop »

Komentarze

mmazur

Mam bardzo duży sentyment do Mówcy. To była książka, która wytłumaczyła mi co to właściwie jest empatia. Trza by kiedyś wrócić i przeczytać jeszcze raz.

zdz

W pełni się zgadam z ostatnim akapitem. Im więcej filotów, tym większa orka na ugórze.
„Dzieci umysłu” jest pod tym względem jeszcze gorsza.
Jak potem zacząłem czytać Cienie, to poczułem przyjemne odświeżenie i powrót do klimatu z początku cyklu. Tylko z kolei ta seria zaczęła zbaczać w jakąś urojoną militarystykę.

Zuzanka

@mmazur, ja też miałam - pamiętam, że lata temu czytałam ją z ogromnym wzruszeniem. Teraz już mniej wzruszenia, bardziej szacunek dla autora za przygotowanie spójnej historii. "Gra Endera" chyba jednak lepiej wyszła z pojedynku z czasem.
@zdz, u mnie się z jednej strony wzbijał podziw dla zgrabnego antycypowania przyszłości - kiedy Card to pisał! (internetu jako medium, nieskrępowanej błyskawiczności przekazywania informacji mimo uzd typu blokada/podmiana treści w Chinach), z drugiej - jednak znużenie. I nie mówię, że "Ksenocyd" jest zły, bo nie jest, ale nieco zbyt przegadany.

zdz

Antycypował, owszem; http://enotty.pipebreaker.pl/2011/12/07/appletv-2012/

Maciej

Mówca super, co do Ksenocydu, to bardzo poważnie opisywane podróży z wykorzystaniem filotów, bardzo zaczęło mi przypominać prześmiewczy "napęd nieskończonego niepradwopodobnieństwa" z "Autostopem przez galaktykę".

Skomentuj