Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panie

Aleksandra Marinina - Śmierć i trochę miłości

Myślałam, że gorzej już nie będzie, ale każda kolejna powieść Marininy wzbija się na wyżyny czysto ruskiego absurdu. Autorka nienawidzi kobiet, co jest dość zabawne, bo główna bohaterka to kobieta. Ale to kobieta, która doskonale sobie zdaje sprawę z własnej miałkości i bylejakości - uważa, że nie jest ładna (pomijając te chwile, kiedy się umaluje, bo wtedy wygląda Zupełnie Inaczej i męski trup się ściele), niezbyt mądra, w ogóle nie przedsiębiorcza, a do tego *gasp* nie umie gotować. Ogólnie panny i panie w książce są wyjątkowo głupie, a jak niegłupie, to muszą być wyrachowanymi zimnymi sukami. Mężczyźni za to są mądrzy, zabawni, świetni biznesmeni (nawet noworuscy czy gangsterzy, bo z gangsterami trzeba dobrze żyć), a nawet jak czasem trzepną po twarzy czy zdradzają, to na pewno mają powód.

Czemu czytam, pytają złośliwi czytelnicy. Mniej więcej z tego samego powodu, z jakiego się chodzi do zoo. Egzotyczne zwierzęta, a przy okazji niezła narracja (pomijając wtręty "wszechwiedzącego narratora", którego nie lubię jak łysej kobyły - wkurzają mnie informacje typu "Nastia nie wiedziała, że jutro... ale nie wybiegajmy, bo dla Nastii dopiero jest dzisiaj"; dla mnie jest środa i co z tego). Sporo kwiatków obyczajowych z gatunku "jogurt, kawior, ananas czy szynka parmeńska... Jadłem z tego tylko jogurt" (zwierza się starszy milicjant), przegląd po elegancji moskwianek i prześliczna scenka użycia prehistorycznego (bo akcja dzieje się na początku lat 90.) komputera przez Kamieńską, który to komputer wybierze nazwiska z jednego pliku, które nie pojawiają się w drugim pliku, ale już nie pobierze dat urodzin pasujących do nazwisk i nie posortuje danych (za to na potencjalny wirus zrzucana jest odpowiedzialność za zduplikowanie rekordów w wyniku). Do tego albo jestem jakoś ekstra błyskotliwa, albo intryga jest poprowadzona strasznie niemrawo, bo w połowie książki, przed błyskotliwą analityczką Kamieńską, wiem, kto zabił.

Komisarz Kamieńska bierze ślub. Jak mówią książkowi złośliwi - tylko dlatego, że mąż będzie za nią sprzątał, gotował i robił zakupy. W przeddzień ślubu dostaje anonim, a w dniu ślubu dochodzi do strzelaniny, w której ginie niedoszła panna młoda, biorąca ślub przez Kamieńską. Okazuje się, że anonimy dostaje od dłuższego czasu większość młodych i mniej młodych panien, ale każda ma coś na sumieniu i skwapliwie anonim chowa, żeby przyszły (lub niedoszły) mąż się nie dowiedział. Główna oś śledztwa trafia na sprawę małżeństwa bogatej, acz głupawej córki noworuskich z bardzo ubogim, acz inteligentnym i do tego seksownym ruchaczem-filozofem, odwołanego z powodu morderstwa w urzędzie.

Inne tej autorki tutaj.

#7

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, kryminal, panie - Komentarzy: 2


Jaclyn Moriarty - Mam łóżko z racuchów

Z lektury którychś niedawnych Wysokich Obcasów wyszło, że jestem niewyrafinowaną fanką "chic lit", czyli literatury pisanej przez panie dla pań, pokazującej świat skupiający się na zakupach, życiu uczuciowym, ocieraniu o sławy i układaniu stosunków z rodzicami/otoczeniem i światem. Mnie z kolei wyszło, że się wcale tego nie wstydzę (ba! każdą nową Marian Keyes witam z wielką przyjemnością). Chic lit od prawdziwej kobiecej prozy (pochwalanej zapewne przez Kingę Dunin) różni się głównie okładką (różową albo ze standardowym obcasikiem). Tytułowa książka Moriarty nie zawiera wprawdzie obcasika, ale łóżko na okładce ma kolor ewidentnie różowy. Przyznam się bez bicia, że po prostu spodobał mi się tytuł (so sue me).

Nietypowo, książka jest australijska, więc blisko do oceanu (gdzie jedna z bohaterek dostaje czubkiem parasola plażowego w czoło i ma potem gustowną bliznę w kształcie gwiazdki i traumę na całe życie), a jednocześnie może spaść śnieg (kilkucentymetrowa warstwa sprawia, że całe Sydney ogłasza zimę stulecia, komunikacja przestaje jeździć, a ludzie się gromadzą, żeby się wspólnie ogrzać). To zgrabnie poukładana historia wielopokoleniowej rodziny Zingów, opowiadana z perspektywy jej różnych członków, przeplatana wspominkami z młodości Maude, babci Zing. Zingowie mają na podwórku szopę, w której trzymają Sekret. Sekret jest na tyle ważny, że całkowicie zmienia życie Cath, nauczycielki okolicznej szkoły podstawowej i zaocznej studentki prawa. Opowieści poszczególnych pań: Maude - babci, o balonach i odsłaniające po kawałku historię rodziny, córek: Fancy - matki małej Cassie, roztargnionej i depresyjnej żony piszącej zarobkowo powieści erotyczne i Marbie - postępującej impulsywnie, co prowadzi do rozstania z chłopakiem i utratą kontaktu z jego młodszą siostrą, niezbyt szczęśliwą nastolatką Listen oraz Cassie, 10-letnią córką Fancy, nadużywającą świeżo poznanych i egzotycznie brzmiących słów (typu "cipa"). Osią historii jest wspomniany Sekret i magiczna książka, którą znajduje Listen. Książka obiecuje, że jeśli będzie po kolei wykonywała zaklęcia, to zacznie być szczęśliwa i wszystko zakończy się dobrze. Wraz z kolejnymi zaklęciami, które pokazują siłę przypadku ("Co zrobić, żeby zepsuł się odkurzacz" czy "Jak sprawić, żeby ktoś zjadł ciastko"), odsłaniane są po kolei wszystkie tajemnice i wyjaśniane przypadki, które w zgrabny ciąg zbiegów okoliczności prowadzą do happy endu. Sympatyczne czytadełko na kilka wieczorów (albo na leżaczek przy basenie, okładka będzie pasować do kolorowego drinka z palemką).

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 23, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, beletrystyka, panie - Skomentuj


Sue Townsend - Adrian Mole na manowcach

Adrian Mole skończył szkołę, pracuje w Ministerstwie Środowiska (ze względu na ekologiczne zainteresowania), mieszka z ukochaną z czasów szkolnych, Pandorą i jej znacznie starszym kochankiem. Mieszkanie z Pandorą daje mu nadzieję, że coś jeszcze między nimi będzie, mimo że sama Pandora (nie wspominając o kochanku) jest innego zdania. Po tym, jak zostaje wyrzucony przez Pandorę, zaczyna wynajmować różne mieszkania, spotyka Biankę, która się w nim na jakiś czas zakochuje (po czym rzuca go dla kochanka matki Adriana) i trafia do restauracji, w której można go znaleźć w "Czasie cappuccino". Książka, mniej typowo, kończy się happy-endem, chociaż wiadomo, co będzie z pięknie zapowiadającym się nowym związkiem i karierą kucharza.

Adrian Mole był zabawny jako nastolatek, ze swoją niezdolnością do pojmowania, że jest nieznośny, niezbyt chciany i wkurzający. Im dalej w dorosłe życie Adriana Mole'a, tym bardziej się zastanawiam, jak ktoś taki może dożyć więcej niż 16 lat i nie zrozumieć tego, jak działa współżycie społeczne. Dodatkowo w tym tomie pojawia się jeden z ulubionych tematów Townsend, czyli wyjazd do Rosji (za pomocą taniego biura podróży). Jak się łatwo domyślić, dla flegmatycznego Anglika jest to wizyta w egzotycznym, acz niezbyt ciepłym kraju, gdzie wszyscy chodzą w walonkach, a banany są dobrem tak ekskluzywnym, że można na nich zrobić majątek. Nieco mniej jaskrawy opis znajduje się "Szczerych wyznaniach Adriana Mole'a", gdzie oprócz epizodu o Adrianie i Margaret Hildzie Roberts można znaleźć trzy felietony - o wizycie brytyjskich pisarzy w Moskwie, o tym, czemu warto mieszkać w Anglii i bardzo zgrabny o wakacjach na Majorce.

Inne tej autorki tu.

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 16, 2008

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2008, beletrystyka, panie - Komentarzy: 1


Marian Keyes - Trzecia strona medalu

Ubolewam okrutnie, ale słaba. Jak inne książki Keyes czyta się szybko, sprawnie i ze sporą przyjemnością, ale brakuje tego czegoś, co wyróżnia i czemu warto wracać. Trzywątkowa opowieść dziejąca się głównie w światku edytorsko-wydawniczym - seksowna, obdarzona dużym biustem i wyglądem Audrey Hepburn (tak, tak) Jojo pracuje w agencji wydawniczej, wyszukując potencjalne hity wśród przesłanych przez potencjalnych literatów tekstów, prywatnie zaś uprawia romans z żonatym kolegą z pracy. Gemma, pracująca w agencji eventowej, dowiaduje się, że ojciec zostawił matkę i to w duży sposób psuje jej dorosłe życie, bo okazuje się, że nigdy nie pracująca matka jest całkiem bezradna, ma depresję i nie umie dać sobie sama rady nawet z wyjściem z łóżka. Do tego dowiaduje się, że jej wróg - Lily, która 2 lata wcześniej ukradła jej chłopaka - właśnie wydała *dobrą* książkę i głośno o niej w prasie. Jak się łatwo domyślić, książkę znalazła wspomniana wcześniej Jojo. A Lily okazuje się być z tego wszystkiego najsympatyczniejszą osobą - z problemami, małym dzieckiem, usiłującą związać koniec z końcem, bo książka - mimo sukcesu - nie przyniosła pieniędzy. Gemma jest wkurzająca swoją zachwalaną przez przyjaciół naiwną zdolnością do tworzenia scenariuszów "szczęśliwej przyszłości", Jojo - ma bardzo poważne problemy i dylematy typu czy kupić skórzaną kurteczkę za trzy pensje, nie wspominając o podchodach w kierunku żonatego kochanka. Brakuje mi spojrzenia z przymrużeniem oka, twistu i jakiegoś bardziej osobistego stosunku do bohaterek; mam wrażenie, że książka powstała ze ścinków różnych wątków z poprzednich książek. Dla wielbicieli Keyes, na pewno nie na pierwszą książkę tej autorki.

Inne tej autorki tu.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 11, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panie - Skomentuj


Aleksandra Marinina - Gra na cudzym boisku

Trudno to traktować jako kryminał, bardziej jako powieść obyczajową. Świat popierostrojkowej Rosji jest egzotyczny - wyraźny podział na kobiety (kuchnia, dzieci, ładne wyglądanie i prosty s.e.k.s) i mężczyzn (zarządzanie, decyzyjność, używanie analitycznego mózgu), akceptowana przez wszystkich mafia, stanowiąca pierwszą i w zasadzie jedyną siłę rządzącą w miastach, do której milicja zwraca się grzecznie o pomoc. Głównym bohaterem drugoplanowym jest Eduard, dawny mafiozo, który swoje kontakty i pieniądze doprowadził Miasto do świetności, likwidując konkurencję (bo, jak wiadomo, konkurencja to Zło) i innych mafiozów. Niestety, mimo wszechobecnych macek Eduarda, w uzdrowisku zalęga się działalność przestępcza, której mimo współpracy lokalnej milicji nie jest w stanie wykryć. Na szczęście do uzdrowiska przyjeżdża niesamowita analityczna z Moskwy, nasza ulubiona Nastazja Kamieńska. Kobieta niepozorna i nijaka, która za pomocą sprytnej sztuczki z makijażem, odziania się w s.e.k.sowny sweterek czy wyćwiczonego uśmiechu francuskiej gwiazdy filmowej umie się zmienić w s.e.ks-bombę. Oczywiście rozgryza przypadkiem całą intrygę, w której utalentowany reżyser-kompozytor kręci porno-filmy na zlecenie klientów, nie cofając się przed tym, żeby filmowane panie czasem zgwałcić bądź zabić.

Dużo smaczków z poprzedniej epoki - łapówka za przydzielenie pokoju, telefon tylko u dyrektora czy w drodze wyjątku "najnowszy model telefonu wyglądający jak sama słuchawka", egzotyczne owoce typu granaty czy nuworyszowskie opisy bogactwa lokalnego mafioza. Biedna Nastia musi w sanatorium dorabiać sobie tłumaczeniami, bo z milicyjnej pensji nie jest w stanie wyżyć. Nie chce jednak brać pieniędzy za rozwiązanie sprawy, bo to "niehonorowe". Nie ukrywam, że każdą kolejną książkę Marininy czytam z zachwytem - do jakich przewidywalnych absurdów jeszcze może autorka (i jej s.e.k.sowne-od-niechcenia alter ego) dojść.

Inne tej autorki tutaj.

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 26, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, kryminal, panie - Komentarzy: 2


Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru

Kolejny tom sagi o Bezsennych i Superbezsennych. Następne kilka lat z historii Stanów Zjednoczonych po tym, Bezsenni (zmodyfikowani genetycznie, nie potrzebujący snu i długowieczni) zostali wyrzuceni z Azylu przez Superbezsennych (jeszcze bardziej stunningowanych). Społeczeństwo podzieliło się na dwie warstwy - 10% Wołów, którzy tworzą rządy i pracują, żeby dostarczyć środków do życia i rozrywki pozostałej części ludzkości - 90% Amatorów Życia, stanowiących masę głosującą i spożywającą. Książka wielowątkowa - relacje pochodzą od Diany, agentki służb genetycznych, Dana Arlena, artysty umiejącego manipulować ludźmi i wywoływać sen na jawie i Billy'ego, staruszka żyjącego w jednej ze zautomatyzowanych mieścin Amatorów życia - opowiada o ostatecznej przemianie ludzkości, która od Superbezsennych dostała lek na wszystko - substancję działającą na poziomie komórki, czyszczącą ją ze wszelkich ciał obcych i pozwalającą na żywienie się ziemią i światłem. Zgrabny społeczny sf o przemianach społecznych i braku tolerancji dla szeroko pojętych Innych.

Inne tej autorki tu.

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, panie, sf-f - Skomentuj