Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[2.05.2024]
Jak może pamiętacie, poprzednim razem odwiedziłam dwie latarnie morskie i zjadłam bułkę z rybą. Tym razem już prawomyślnie zostawiliśmy samochód na parkingu i udaliśmy się do ominiętej poprzednio wioski rybackiej. Idzie się przez Putgarten, a potem przez łąki i rzepakowe pola, żeby dotrzeć do wybrzeża i zaskakująco schludnej wioski rybackiej. Zaskakująco, bo to nie jest skansen ani nic takiego, ale serio zamieszkana wioska i serio rybacy stąd wypływają po śledzia czy inną flądrę. Mnie się podobało, nastolatce nie za zbytnio, bo TYLE CHODZENIA (oraz zapomniałam wspomnieć, że nie czuje się najlepiej, dopiero jak doszliśmy do wioski, dokładnie w połowie trasy wyznała, że). Na szczęście zimny napój i gorące frytki pomogły (można kartą) i do latarni doszliśmy już w lepszym humorze, zwłaszcza że po drodze prowadziliśmy zajmującą dyskusję o czymś i były pręgowate złote żuczki. Ja jeszcze zeszłam sobie na skalistą plażę po 110 nierównych drewnianych stopniach, niczego nie żałuję, było pięknie. Wróciliśmy śmiesznym pociągiem na parking. I nawet jeśli się pominie wspinanie na latarnie, to jest to przepiękna, spokojna okolica.