Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o 2009

Joanna Pawluśkiewicz - Pani na domkach

No nie zachwyca, chociaż się dobrze zapowiadało po lekturze notki na okładce. Felietono-opowiadania o wizytach i pracy polskiej studentki w Krainie Wolności. Podróż greyhoundem, upalny i brudny emigrancki Nowy Jork i "drajw" po pustyni, a na końcu pełna żalu spowiedź niani. Jak dla mnie za dużo blogowego "ja-ja-ja", za mało Ameryki. Niebezpiecznie przypomina mi "Delicje ciotki Dee" Teresy Hołówki, pełne narzekania, że Stany to small-talk, mikser do odpadów w kuchennym zlewie i brak Nocnych Polaków Rozmów. Złośliwostki na temat Polonii dają asumpt do zastanowienia się, czy aby nie warto byłoby nie zamykać się w getcie Polaków na obczyźnie (wiem, wiem, to trudne wejść od razu na głęboką wodę). Historię biednej niani, nie potrafiącej sprzeciwić się demonicznej amerykańskiej pani domu z nadczynnością higieny i kontroli, czytałam już w "Niani z Nowego Jorku", gdzie niania przynajmniej lubiła dziecko, którym się opiekowała. Zdaję sobie sprawę, że mam zupełnie inny punkt widzenia, bo za ocean poleciałam rekreacyjnie, z pewnym zapasem dolarów, pozwalającym na restauracje i spanie w hotelach, a nie do pracy i życia za minimum.

Formalnie do zarzucenia mam niechlujstwo. Zarówno autorce (konsekwentny brak wielkich liter w nazwach zespołów), jak i korekcie (liczne literówki). Irytuje.

#50

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 23, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, 2009, opowiadania - Skomentuj


Daniel Koziarski - Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty

Przejrzałam kilka recenzji, w których padały oceny typu "zabawna" i przyznam, że jednak książka mnie bardziej irytowała niż bawiła. Bardzo podobna treściowo do "Sprzysiężenia osłów" J. K. Toole'a, w której bohater uważał wszystkich wokół za głupców i był jedyną sensowną osobą na świecie. Tytułowy socjopata, Tomasz, wszechstronnie nie radzi sobie (w jego opinii - pada ofiarą niesamowitych zbiegów okoliczności) z jakąkolwiek aktywnością społeczną - rozmową o pracę z czarnoskórym rekruterem, podczas której rzuca rasistowskimi żartami, spotkaniami z licznymi kobietami, podczas których jakoś tak wychodzi, że jest homoseksualistą czy w sklepie, gdzie z potencjalnej pomyłki przy wydawaniu reszty robi się eskalacja połączona z rękoczynami i policją. Zdaję sobie sprawę z fikcji literackiej, ale na każdej stronie książki miałam wizję jednego znajomego, który pasuje do opisywanego wzorca (to nie do pana, kochaniutki). Absurdalnie, ostatnia historia - socjopata w Londynie - sprawiła, że poczułam do bohatera jakiekolwiek współczucie, a nie irytację połączoną z odrazą. Nie zmienia to faktu, że czyta się nieźle (a autor na zdjęciu na okładce wygląda jak inny mój znajomy, co mnie dodatkowo bawiło).

Inne tego autora:

#42

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 13, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Mary Doria Russell - Dzieci Boga

Zdecydowanie nie polecam czytania przed lekturą "Wróbla", przede wszystkim dlatego, że pierwszy rozdział polega na zgrabnym streszczeniu tego, do czego przez kilkaset stron dochodził zarówno czytelnik, jak i ojciec Sandoz. Natomiast jak najbardziej warto czytać po pierwszym tomie, mimo że książka jest słabsza, mniej zaskakująca i bardziej antropologiczno-historyczna niż odkrywcza. Niespecjalnie przeszkadzało mi, że zupełnie deus ex machina została wskrzeszona jedna z osób, które w poprzednim tomie zginęły na planecie Rakhat, natomiast całość jest trochę chaotyczna i nie bardzo wiadomo, na ile ważne jest wysłanie kolejnej, tym razem komercyjnej, wyprawy. Mimo to czyta się gładko i sporo wnosi do pełniejszego obrazu całości.

Inne tej autorki tutaj.

#9

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 19, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panie, sf-f - Skomentuj


Mary Doria Russell - Wróbel

Bardzo mocna, zgrabnie napisana książka o tym, że ciągle nie jesteśmy przygotowani na kontakt z inną cywilizacją, nawet zakładając, że jest oparta na białku, mówi (a nawet śpiewa) używając strun głosowych i oddycha powietrzem o podobnym składzie. W 2019 roku na planetę odległą o kilka lat świetlnych leci wyprawa, dowodzona przez Jezuitów, żeby odkryć inteligentne istoty, na których ślad trafił przypadkiem jeden z astronomów. Po 20 latach wraca asteroid, którym poleciała wyprawa, ale na pokładzie ma tylko jednego z członków oryginalnej wyprawy - ojca Emilio Sandoza, błyskotliwego lingwistę, dodatkowo straszliwie zmasakrowanego i ledwo żywego. Podczas jego podróży na ziemię docierały tylko coraz bardziej drastyczne raporty na temat tego, co pierwsza wyprawa, a potem kolejna, wysłana w celu wyjaśnienia losów pierwszej, znalazła na planecie. Akcja pokazywana jest dwutorowo - Jezuici w celu ratowania dobrego imienia swojego zakonu usiłują przesłuchać ojca Sandoza po jego powrocie w 2060 roku, a jednocześnie w kolejnych odsłonach pokazana jest geneza wyprawy i cała jej historia. Obie spotykają się w środku, kiedy Sandoz ujawnia, również przed sobą, co zaszło na planecie.

Trochę thriller, trochę horror, stosunkowo mało sf, ale dużo rozważań o etyce, nauce i poznawaniu mechanizmów uczenia się. Przypomniał mi bardzo "Mówcę umarłych" O. S. Carda.

Inne tej autorki:

#8

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 1, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panie, sf-f - Komentarzy: 7


Frank L. Baum - Czarnoksiężnik ze Szmaragdowego Grodu

Co jakiś czas wracam do tej książki, żeby zrozumieć, czemu. I czasem rozumiem bardziej, czasem mniej. Sama w sobie historia nie jest niczym specjalnym - tornado przenosi domek z małą Dorotką i jej pieskiem Toto z TeksasuKansas[2] do dziwacznej, kolorowej krainy. Żeby wrócić do domu, Dorota szuka czarnoksiężnika, pokonuje złe czarownice i zdobywa przyjaciół - Żelaznego Drwala, który chciał mieć serce, Stracha na wróble, który poszukiwał rozumu i Tchórzliwego Lwa, który chciał tego, czego mu brakowało. I pewnie umyka mi wielowarstwowość tego, bo dalej to dla mnie barwna historia dla dzieci[1]. Czemu jednak wracam i chcę zrozumieć? Bo fascynuje mnie to, co dzięki tej książce się pojawiło.

Zachwycona byłam jednym z odcinków "Scrubs" ("My Way Home"), w którym Janitor namalował na podłodze szpitala linie, mające pomóc znaleźć różne elementy szpitala. Żółta linia prowadziła do wyjścia. Carla szukała odwagi, Turk serca (do przeszczepu), Elliot - wiedzy (pozwalającej jej iść na konferencję), a J.D. chciał tylko iść do domu po skończonym dyżurze (i J.D. w wannie w różowym ręczniku na głowie słuchający Toto).

Uwielbiam też teorię, która mówi o tym, co będzie, jeśli się jednocześnie z trzecim ryknięciem MGM-owego lwa na filmie (w wersji z Judy Garland, a nie z Michaelem Jacksonem) puści się płytę Pink Floyd "Dark Side of the Moon". Ależ oczywiście, że zdarzyło mi się współuczestniczyć i wprawdzie nie wyłapałam tej obiecywanej setki związków między muzyką i filmem, ale i tak było to dość niezapomniane doświadczenie. Więcej.

[1] Bardziej chyba lubię dość cyniczne w wymowie "W Krainie Czarnoksiężnika Oza", o Tipie, krnąbrnym chłopcu wychowywanym przez złą czarownicę, który ożywił figurkę z głową z dyni i kilka innych rzeczy, uczestniczył w walce z kobiecą rebelią (bo kobietom znudziło się w domach i chciały popróbować męskiego życia), a na końcu wyszedł na ludzi przez to, że nie był grzeczny.

[2] Ta, może jeszcze ze Strażnikiem z Teksasu.

#3

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 3, 2009

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2009, dla-dzieci, panowie - Komentarzy: 5


Tove Jansson - Lato

Mózg zamarza mi w okolicy -10 stopni i musiałam przeczytać coś, co będzie ciepłe. "Lato" to zestaw króciutkich opowiadań o Sophii, mieszkającej na jednej z maleńkich fińskich wysepek z babką. Babka jest mądra, dużo wie o świecie, pozwala Sophii poznawać świat, nawet jeśli to nie jest bezpieczne, ale obserwuje wszystko, mimo że sama nie najlepiej się już czuje. Epizodycznie pojawia się ojciec, który głównie zajmuje się tajemniczą pracą w gabinecie, pali fajkę i nosi wielki, ciepły szlafrok. Wyspa jest dzika, ale piękna i można ją oswoić. Widać bardzo dużo pomysłów, które potem rozwinęły się w historie z Doliny Muminków - opuszczanie domu na wyspie przed zimą, które przypomina porządki przez snem zimowym, ustawianie figurek wyrzeźbionych z kory w lesie jak w "Tatusiu Muminka i morzu" czy przygotowania przed sztormem jak w "Komecie".

Nie jest to lekka i beztroska historia o lecie, ale podszyta melancholią historia przemijania i nabierania doświadczenia. Innego, kiedy się ma 10 lat i pierwsze próby pływania w głębokiej wodzie to coś, co zmienia dzień, innego, kiedy się ma lat 70 i zaczyna się zapominać, jak to jest, kiedy się nocuje latem pod namiotem. Do tego piękne i ażurowe rysunki Tove, która drobnymi kreskami pokazuje wyspę.

Inne tej autorki tutaj.

#1

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 11, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: beletrystyka, opowiadania, panie, 2009 - Komentarzy: 5