Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Przedwyjazdowo

Uznałam, że wyjazd w tropiki zasługuje na uczczenie nowym kostiumem kąpielowym. Najpierw znalazłam na luxlux.pl śliczny chabrowy kostium ze sprytnym marszczeniem ze Spiegel.com. Spiegel okazał się być osrańcem, albowiem nie szipuje do Polski (ewentualnie proponuje, że wyszipuje przez forwardera, który życzy sobie $30 za przesyłkę do 1 kg). Potem weszłam do pierwszego lepszego sklepu, znalazłam na drugi rzut ręki ładnego analoga tego chabrowego, spojrzałam na metkę i mnie zatkło. 679 zł nie wydałam nawet na płaszcz zimowy, o elemencie garderoby przykrywającym z przeproszeniem cycki i tyłek nie wspomnę. I już miałam uznać, że mam gdzieś zakupy, bo w końcu ten kostium, co to go mam od lat ładnych kilku jest całkiem dobry, gdy zobaczyłam pasiaste cudo, dokładnie w kolorach mojego kuferka. Cudo, wbrew namalowanej literce "S" na boku, okazało się występować w Niemczech, bo anita.de nie traktuje Polski jako specjalnie dużego rynku, a zresztą i tak na www nie mieli. Kostium ma absurdalny rozmiar 38G, ale wyjątkowo dobrze leży (czyt. nie wyglądam jak wieloryb i jest szansa, że nie zostanę wrzucona do morza przez tajwańskich aktywistów Greenpeace).

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 13, 2007

Link permanentny - Kategoria: Przydasie - Komentarzy: 8



Karma is a funny thing

Kupiłam DVD z 1. sezonem "My Name Is Earl" (no, jakiś czas temu, przy okazji pobytu w paśniku z DVD, czyli w Stanach). I zostałam nagrodzona, bo a) mogłam sobie po skończeniu się sezonu na seriale odświeżyć cały sezon, b) na DVD znalazłam alternatywny odcinek pilotowy pt. "Bad Karma". Opowiada on historię tego, jak wyglądałoby życie Earla, gdyby nie obejrzał programu o karmie, a trafił na odcinek "Family Guya" o zemście. Od razy zdradzę, że odcinek kończy się źle, bo karma jednak działa i jak ktoś robi same złe rzeczy (ogolenie głów Joy i Crab Mana, porysowanie samochodów czy zniszczenie kolekcji figurek rodziców znajomego-geja), to też nic dobrego mu się nie przytrafi. Oczywiście odcinek warto bardzo, albowiem zawiera Jasona Lee w roli męskiej prostytutki, Randy'ego z wąsami, promującego swój show "My Name Is Randy" i parę innych smaczków.

Za to lubię niektóre DVD - wycięte sceny, goofsy i alternatywne zakończenia. Nienawidzę i czuję się oszukana, gdy oprócz płytki legalnie i za niewąskie pieniądze kupione pudełko nie zawiera nic albo zawiera pretekstową jednostronnie zadrukowaną karteczkę ze stroną tytułową (nie wspominając o kijowym tłumaczeniu z ortografami).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 7


Eduard Petiska - Noce poślubne

Seria opowiadań przeplatanych białymi wierszami o miłości. Zarówno opowiadania, jak i wiersze nie mówią o miłości szczęśliwej, ale o takiej nietakiej. Poza parą staruszków, która spędziła razem szczęśliwe życie, reszcie par się nie układa i po kilku latach życia razem, i zaraz w noc poślubną. Smutne, melancholijne, czasem bardzo czeskie w charakterze.

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, opowiadania, panowie - Skomentuj



Nancy Kress - Żebracy nie mają wyboru

Kolejny tom sagi o Bezsennych i Superbezsennych. Następne kilka lat z historii Stanów Zjednoczonych po tym, Bezsenni (zmodyfikowani genetycznie, nie potrzebujący snu i długowieczni) zostali wyrzuceni z Azylu przez Superbezsennych (jeszcze bardziej stunningowanych). Społeczeństwo podzieliło się na dwie warstwy - 10% Wołów, którzy tworzą rządy i pracują, żeby dostarczyć środków do życia i rozrywki pozostałej części ludzkości - 90% Amatorów Życia, stanowiących masę głosującą i spożywającą. Książka wielowątkowa - relacje pochodzą od Diany, agentki służb genetycznych, Dana Arlena, artysty umiejącego manipulować ludźmi i wywoływać sen na jawie i Billy'ego, staruszka żyjącego w jednej ze zautomatyzowanych mieścin Amatorów życia - opowiada o ostatecznej przemianie ludzkości, która od Superbezsennych dostała lek na wszystko - substancję działającą na poziomie komórki, czyszczącą ją ze wszelkich ciał obcych i pozwalającą na żywienie się ziemią i światłem. Zgrabny społeczny sf o przemianach społecznych i braku tolerancji dla szeroko pojętych Innych.

Inne tej autorki tu.

#36

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, panie, sf-f - Skomentuj


James Herriot - Jeśli tylko potrafiłyby mówić

... czyli przygody weterynarza na angielskiej prowincji chwilę przed II wojną światową. Jeśli ktoś spodziewa się miłych opowieści o zwierzątkach, to się nieco rozczaruje - historyjek jest dużo, ale trudno nazwać je miłymi. Ciężki poród u krowy, operacja świni z umazaniem się woniejącą zawartością jelit, kopanie przez konia, tarzanie się w nieczyszczonej wyściółce stajni czy chlewa, nie wspominając o konieczności usypiania ciężko chorych zwierząt - tego raczej się można spodziewać. W zasadzie jedynym jaśniejszym punktem jest przewijający się wątek rozpieszczonego pekińczyka, który wraz ze swoją panią prowadzi bardzo bogate życie towarzyskie.

Inaczej ma się sprawa z historiami o ludziach - są znacznie pogodniejsze. Herriot podejmuje pracę w malowniczej wsi, pełnej ciekawych ludzi. Pracuje u bałaganiarskiego, ale szarmanckiego weterynarza, nieustannie prowadzącego podjazdową wojnę z równie szarmanckim i bałaganiarskim bratem. Ludzie we wsi są mili, roztargnieni, czasem chamscy, czasem dziękują za to, co weterynarz robi dla ich zwierzęcia, czasem wręcz przeciwnie. Jak kto lubi angielską prowincję - bardzo miłe.

Inne tego autora tu.

#35

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 2


Kazimierz Kwaśniewski - Śmierć i Kowalski

Sooo socjalistyczne, czyli ponownie Maciej Słomczyński w prl-owskim sztafażu. Źli malwersanci, zwykle obsadzeni wysoko na stanowiskach, zgarniają nielegalnie kasę, przepisują dom, szklarnię, samochód i dobra ruchome na żonę czy też teściową, a gdy przychodzi przysłowiowa kryska na przysłowiowego Matyska, rozglądają się, jakby to zwiać za zachodnią granicę i poprosić o azyl. W tym celu pomaga im przedsiębiorcze rodzeństwo z kumplem na Wybrzeżu, które obiecuje za niewielką (w stosunku do wielkości majątku oszusta przywłaszczającego sobie socjalistyczne dobro) zakwaterowanie bez paszportu na statku płynącym do krainy dobrobytu. Jak się łatwo domyślić, w tym momencie malwersanci giną. Oczywiście milicja się bardzo nimi przejmuje - nie w kategoriach ogólnoobywatelskich, ale szuka ich w celu wymierzenia sprawiedliwości za dokonane kradzieże. Do czasu, aż ginie jeden z trójmiejskich taksówkarzy.

Nie cierpię wszechwiedzącego narratora zwłaszcza w kryminałach. Tytułowy Kowalski nie spodziewał się, że cudem uniknął śmierci. Śmierć jechała do niego pociągiem. Śmierć czekała na peronie. Śmierć miała zaatakować, gdy nagle... Oczywiście narrator wie o wiele więcej niż lokalna milicja, składająca się z socjalistycznie myślących oficerów z Centrali i cichego, ale nieludzko sprawnego umysłowo lokalnego kapitana, który wszystko sobie po cichutku za pomocą mapy rozwiązuje.

TVP nakręciła w 1963 film na podstawie książki (nie jestem pewna, czy nie jest to zbeletryzowany scenariusz) pt. "Ostatni kurs" (zawiera spoilery, jeśli ktoś czytuje PRL-owskie kryminały w celu bycia zaskoczonym). W roli niesamowicie przystojnego taksówkarza Kowalskiego oczywiście Stanisław Mikulski, a w roli femme fatale - Barbara Rylska.

Inne tego autora tu.

#34

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, prl, 2007, klub-srebrnego-klucza - Skomentuj