Hlavní redakce zábavních pořadů w 11 odcinkach opowiedziało historię upierdliwego i toksycznego emeryta Humla, którego sprytny zięć namówił na zakup daczy, a konkretnie chałupy na wsi, nie dość, że rozwalającej się, to jeszcze z sublokatorem z nadania. Pan Huml opuszcza Pragę ku radości rodziny, bo tej metraż się błyskawicznie powiększa, zabiera kanapę i osiedla się w Czereśniowie, gdzie - absurdalnie - dość szybko, chociaż niekoniecznie chętnie - wpasował się w życie wsi. W każdym z odcinków jest inny wątek - rywalizacja o względy sąsiadki, uruchamianie stanicy wędkarskiej, wycieczka do Pragi, brak prądu, amatorski teatr, a główni bohaterowie to wiecznie narzekający Huml i jego zaradny lokator Císař. Oczywiście pamiętałam serial jako huragany śmiechu, niestety teraz to raczej źle starzejące się świadectwo epoki czeskiego socjalizmu. Komizm sytuacji zasadza się na konfliktach: zięć-teść, stary-młody, kobieta-mężczyzna, miastowy-wioskowy, Czech-Cygan, biedny-bogaty oraz na humorze fizycznym, objawiającym się tym, że wszelkie różnice zdań załatwia się rzucaniem na adwersarza i szarpaniem za ubranie bądź sprzedawaniem plaskacza w tył głowy. 40-letnia rozwódka jest na językach wszystkich, bo wodzi mężczyzn na pokuszenie, a jej głównym celem życiowym jest ponowny ożenek, nawet z kimś 20 lat starszym; seksizm jest powszechny, nawet jeśli tylko jeden kierowca autobusu chwyta panie za kolana i zmusza do pocałunków, pozostali ochoczo się oglądają za zgrabną pupą, bo czemu nie. Trochę nawet zabawnych dialogów (“za czym stoisz? Nie wiem, coś przywieźli, to kupię”, “dziś sobota, że się kąpią?”, “umarł trochę od jej gadania, ale głównie z przepicia”, “Ostatniego karpia odłowili husyci… Ładnie to tak żarty sobie stroić z husytów?”), piękne wiejskie pejzaże, chyba że infrastruktura, to wtedy raczej żałość. Technicznie bywają błędy w montażu - Huml ma wypadek z farbą, potem nagle jest czysty, a potem znowu brudny, siada chronologia, a przejście od domu do domu w obrębie małej wsi trwa tak długo, że wychodzi się w dzień, a dociera nocą. A, jest też dużo muzyki biesiadnej, nie polecam.
PS Można na youtube, niestety z lektorem. Nienawidzę lektora, tym bardziej, że tu wersja polska ścina czasem kilka zdań do równoważnika, tracąc humor i sens.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday August 13, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Joy i Stan Delaney przez wiele lat prowadzili znaną w Sydney szkółkę tenisową i wychowali czwórkę utalentowanych sportowo dzieci. Wprawdzie żaden z podopiecznych, ani żadne z dzieci Delaneyów nie trafił do turnieju wielkoszlemowego, chociaż byli blisko, ale do czasu przejścia na emeryturę byli dość sławni. Teraz, kiedy wszystkie dorosłe dzieci są “na swoim”, Joy nie cieszy się, bo brakuje jej celu w życiu, nie zapowiada się, że zostanie babcią, a emerytowany mąż czasem działa jej na nerwy. I nagle Joy znika, zostawiając enigmatyczny sms, który brzmi jak nie ona. Policja zaczyna rozpytywać, bo rodzina zachowuje się dziwnie i ewidentnie coś ukrywa. Podejrzany oczywiście jest Stan (“it’s always the husband”), dzieci albo się odcinają, albo ojca wspierają. Śledztwo i retrospekcje przeskakujące między wydarzeniami sprzed roku, kiedy w domu pary pojawiła się niejaka Savannah, i współczesnością, ujawnia wiele rodzinnych tajemnic, które w zupełnie innym świetle stawiają idealny obraz małżeństwa i rodzicielstwa Delaneyów.
Trochę chyba jestem już znudzona formatem, bo mimo wartkiej akcji to książka z tezą albo poddająca tematy do zastanowienia się (tu nawet wyjątkowo bez listy pytań do czytelniczki, w innych tej autorki były). Każdy z bohaterów ma specyficzne cechy i doświadczenia - anoreksja, bo matka głodziła; wypalenie, bo nadambitny rodzic cisnął za mocno; kłamstwo; przemoc w związku; zdrada; autosabotaż; zaniedbywane migreny u dziecka (“mała chce uwagi”); niezdiagnozowane ADHD; przełożenie własnym ambicji na dzieci… Przyzwoita książka na leżaczek, ale niekoniecznie.
Inne tej autorki.
#56
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday August 11, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[6.07.2025]
Okolice Liberca znane są jako Kryształowa Dolina, bo lokalna krzemionka to materiał dla wielu lokalnych hut szkła i manufaktur, gdzie powstaje szkło ozdobne i użytkowe. Przy okazji jednej z poprzednich wycieczek byłam w Muzeum Szkła i Biżuterii, tym razem podjechaliśmy w drodze do Göerlitz do małej miejscowości Kunratice u Cvikova, gdzie jest manufaktura Pačinek z nietypowym szklanym ogrodem i kościółkiem wypełnionym lokalnymi wyrobami. Charakterystyczna rzeźba stał kiedyś pod libereckim ratuszem, teraz w ogrodzie Muzeum Północnoczeskiego. Można kupić na wynos, można pooglądać za co łaska, a jak mało, to w kilku pobliskich miejscowościach są dodatkowo sklepy i muzea - w w Novým Borze, Kamenickim Šenovie, w Harrachovie oraz w Železným Brodzie.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday August 9, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, liberec
- Komentarzy: 1
W Białym Domu trwa przyjęcie - lokalni oficjele, przedstawiciele rządu Australii, Hugh Jackman, a do kotleta śpiewa Kylie Minogue. Wtem w jednym z pokojów zostają odkryte zwłoki głównego zarządcy, Wyntera (Esposito[1]), szybko zbiera się sztab kryzysowy, składający się z przedstawicieli organów porządku, a jeden z nich przyprowadza znaną detektywkę (detektywę?), Cordelię Cupp. Śledztwo w ciągu feralnej nocy nie kończy się sukcesem mimo wnikliwych obserwacji pani Cupp, bo nie dość, że wszyscy kłamią, to jeszcze przeważa narracja, że Wynter popełnił arcyciekawe samobójstwo (uderzenie w głowę, przecięte nadgarstki, trucizna, a do tego jego ciało było przemieszczane już po śmierci). Druga odsłona - już z finalnym zebraniem wszystkich podejrzanych i zainteresowanych na miejscu zbrodni - odbywa się po roku, po posiedzeniach Kongresu w sprawie ustalenia, czy protokoły bezpieczeństwa były zrealizowane prawidłowo (typowe post mortem).
Klimatyczny (mini[2])serial jest zrealizowany w podobnej konwencji do ”Na noże”: analiza tych samych wydarzeń z punktu widzenia różnych osób, ekscentryczna detektywka (świetna Uzo Aduba), której hobby - obserwacja ptaków - pozwala na nieortodoksyjne podejście do przesłuchań i odkrycie mordercy, dużo humoru i bardzo dobre dialogi.
[1] Oryginalnie ofiarę miał grać Andre Braugher, niestety, nie zdążył. Szkoda, aczkolwiek Giancarlo Esposito jest równie świetny, chociaż gra tylko w reminiscencjach.
[2] Wada - 8 odcinków, z czego ostatni podwójny, to zdecydowanie za długo. Ze spokojem można byłoby całość skrócić do 4 godzinnych bez straty dla przyjemności oglądania.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday August 6, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Tak, jest inna książka o tym tytule, ale bez związku. Za to, mimo czeskiego autora, to humoreska w stylu brytyjskim, przypominająca serię P. G. Woodehouse’a o Jeevesie, sprytnym i elokwentnym lokaju, służącym u nieco nierozgarniętego lorda Bertiego Woostera. Tutaj Saturnin pojawia się znienacka u narratora, młodego i dość nudnego urzędnika, oferuje swoje usługi za umiarkowaną opłatą, po czym przeprowadza go z nijakiej kamienicy na barkę na Wełtawie i ogólnie dba o to, żeby jego pan zasłynął jako osoba odważna i ekstrawagancka. Wielokrotnie ratuje go z opałów, czy to rodzinnych - bo zjadliwa cioteczka Kateřina chce zagarnąć spadek po jeszcze żyjącym dziadku czy zainstalować swojego złośliwego synka Miloša, czy to uczuciowych - pomagając zdobyć względy pięknej panny Barbory. Większość akcji dzieje się podczas urlopu narratora, kiedy to dziadek zaprasza całą rodzinę do siebie, a dramatyzmu nadaje powódź, która odcina willę od cywilizacji. Całość jest zaskakująco świeża i zabawna, może przez zestawienie czeszczyzny z typowo brytyjską flegmą i sarkastycznym poczuciem humoru.
#55
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday August 5, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
[5.07.2025]
Może kiedyś wejdę na inne góry i też będę tak zachwycona, jak Ještědem. Może. Na razie, jako osoba przygruntowa, nieustająco cieszę się za każdym razem, kiedy jestem tutaj. Kolejka linowa dalej nie kursuje, pozostaje samochód i ostatni parking pod szczytem (tylko za gotówkę!). Widoki za miliony monet, tym razem zachód słońca, potem kawa i ciacho w hotelowej restauracji, drugi co do wartości paragon grozy w te wakacje (serio, za dwie kawy, owszem, na wypasie, kofolę i dwa kawałki apfelstrudla zapłaciłam tyle, ile za obiad dla trzech osób przy rynku w Libercu! Dobre, ale bez przesady). Trudno, punkty na wyjeździe i tak dalej. Można wziąć picie i kanapki ze sobą oczywiście, jest miejsce do piknikowania. Wzrusza mnie oczywiście Marsjańskie Dziecię, przylecieli i zostawili, jak tak można. Pytacie, co nastolatka. Nastolatka została na kwaterze, albowiem już była na górze, nie musi powtarzać. Za to po powrocie zapewniła nam rajd w poszukiwaniu czynnego czegokolwiek, co pozwala zaopatrzyć się w środki higieny; tu na ratunek przyszła stacja Orlen, bo na innych stacjach w Billi Express tylko spożywka, Czeszki widać nie mają awaryjnych potrzeb.
GALERIA ZDJĘĆ i starsze: luty 2024, listopad 2021 i sierpień 2021.
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday August 3, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, jested, liberec
- Skomentuj
Dziwna opowieść, ale czy wszystkie powieści Nunez nie są trochę dziwne? Autorka opowiada o swojej nietypowej przyjaźni z Rouenną Zycinski[1], kobietą w jej wieku, która niespodziewanie napisała do niej po tym, jak Nunez wydała pierwszą książkę. Powoływała się na wspólne doświadczenia - obie w dzieciństwie mieszkały na Staten Island, na kiepskim i mało bezpiecznym osiedlu, obie rodziny stamtąd uciekły po jakimś czasie, ale nawet podczas wspólnego okresu kobiety, wtedy dziewczynki, się nie znały, chociaż o sobie wiedziały. Nunez nie była początkowo chętna, węszyła kłopoty, ale coś ją przyciągało do Rouenny. Dużo rozmawiały, wreszcie wyszło, że nowa znajoma chciała, żeby autorka opisała jej doświadczenia z wojny Wietnamie, jedyny wart zapamiętania moment w życiu, który jednak coraz bardziej w jej pamięci znika i się zaciera. To jeden z wątków książki - pamięć i zapominanie, bycie w przeszłości kontra tu i teraz, wyparcie i ruminacje, ludzie - jak Nunez - obdarzeni doskonałą, wręcz fotograficzną pamięcią i inny, dla których to, co było, nie jest już istotne i nie przywiązują wagi do tego, żeby pamiętać[2]. Wtem Rouenna podczas wizytu o swojej matki łyka za dużo tabletek i odchodzi, nie wiadomo, dlaczego. To wydarzenie wpędza Nunez w niespodziewane poczucie winy i tym bardziej próbuje poskładać to, czego dowiedziała się w czasie wspólnego czasu z Rouenną.
To rozrachunek z wojną w Wietnamie, która była punktem zwrotnym dla pokolenia Nunez i Zycinski, bez względu na to, czy w niej uczestniczyły, czy nie. Szok po wylądowaniu w takim Da Nang, kiedy ideały zderzały się z przerażającą rzeczywistością; szok po powrocie, kiedy okazywało się, że świat żył niezależnie i wcale nie chce słuchać o traumatycznych doświadczeniach. Rządowa polityka zatajania, czy to szczegółów operacji wojskowych, czy skutków przebywania w obrębie działania szkodliwych chemikaliów (Agent Orange) pozostawiła bez wsparcia weteranów, udzielając im szczątkowej pomocy i dezinformując. I tu wchodzi Nunez, która nie tylko na podstawie jednostkowego przypadku Rouenny chce zrozumieć, jaki wpływ Wietnam miał na USA; jest w jej otoczeniu więcej takich osób, nie wszyscy chcą mówić, niektórzy blagują i przypisują sobie doświadczenia (jako przykład pojawia się “Spokojny Amerykanin” Greena). Jak wspomniałam, to dziwna opowieść, w której nie wiadomo, czy Rouenna to prawdziwa osoba, ale czy to istotne? Nunez fantastycznie i żywo umie między wierszami pisać o codzienności, bo przecież nie tylko rozmawiała ze znajomą, ale podróżowała, pracowała, pisała, była w związku i po związku, jadła i mieszkała. Lubię.
[1] Sporo poloniców - polscy sklepikarze na Greenpoincie, którzy mówią tylko “angielski nie”, ludzie, którzy się po polsku kłócą, grają w hacele i uprawiają polską miłość; placki ziemniaczane w polskiej knajpce.
[2] “Jak bardzo liczy się to, co pamiętasz, co zapominasz? Czasami myślę, że chciałabym być jak ci ludzie, dla których to ma niewielkie znaczenie. Oni po prostu żyją, nigdy nie oglądając się za siebie - dla nich przeszłość jest jak wielki dywan, który równo zawija się za tobą, gdy po nim idziesz”.
Inne tej autorki tutaj.
#54
Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday August 2, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[5.07.2025]
W okolicach Liberca zamków jak naplute, można więc przy okazji podjechać kawałek w plener na spacer. Kilka odwiedziłam poprzednio - Valdštejn i Svijany, Trosky, Hrubą Skále i Sychrov, bardzo mi się podobało. Zaplanowałam sobie i teraz leniwą wycieczkę przez trzy zamki, piękny dzień, podjedziemy autem, obejrzymy, wypijemy kawę czy coś zimnego, little did I know. Otóż zamki mają to do siebie, powinnam była o tym pamiętać, że zwykle wznoszone były na górach, a dodatkowo raczej nie planowano ich z myślą, że ktoś będzie wjeżdżał samochodem. Tak, do każdego poza zamkiem Vartenberk trzeba się było mozolnie wspinać, czy to ścieżką obok skały, czy to przez lasek, a obiecujące znaki “tylko 500 m!” cieszą tylko przez pierwsze 10 minut. Bo pod górę. Oczywiście, jak się już człowiek wskrobie i podreperuje nadwątlone siły, to widoki przepiękne, zwłaszcza jak się jeszcze wespnie na wieżę widokową. Tyle że już w drugim zamku mi się nie chciało, poprzestałam na widokach z murów.
Do zamku Grabštejn idzie się serpentynami wąskich ścieżek wzdłuż skalnego zbocza, patrząc z zazdrością na zamkniętą bramę, którą można by wjechać autem jak sołtys. Złachana nastolatka odmówiła zarówno zwiedzania, jak i wejścia na wieżę widokową, pozostając z ciastkiem i colą na dziedzińcu. Wieża ma widoki na medal i nawet nie tak wysoko trzeba się wspinać. Bilety w kasie można kartą, ale spożywkę gotówką. Następnym razem chętnie przejdę trasę “Skarby Grabštejnu”, wygląda obiecująco.
Zamek Lemberk również mieści się na wzgórzu, ale dla odmiany idzie się przez lasek łagodną drogą pod górę. Tu również można coś zjeść - ciasta i lody, albo się odświeżyć zimnym napojem. Można też zwiedzać i wejść na wieżę, toaleta w cenie.
Wreszcie zamek Vartenberk, gdzie można spokojnie podjechać autem, ale - haha - czynny do 15 i tylko w weekendy. Przespacerowałam się dookoła i rzuciłam okiem na nietypowe, a raczej typowe dla Czech, figury świętych. Trzeba mieć fantazję, żeby trzymać na placyku świętego Sebastiana, malowniczo najeżonego strzałami, naprawdę.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday July 30, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, liberec
- Komentarzy: 1
Pamiętacie hype sprzed jakiegoś czasu, kiedy w kinach łeb w łeb szły ”Barbie” i “Oppenheimer”, a media przepychały się w analizach i porównaniach? Więc tak jak “B” mi niespecjalnie podeszła, tak też niespecjalnie mi podszedł “O”. Nie zrozumcie mnie źle - to jest świetnie i nietypowo, bo niechronologicznie, nakręcona biografia jednego z największych fizyków, lidera Projektu Manhattan, okrzykniętego ojcem bomby atomowej. Doskonała obsada (“Czy chcemy Cilliana, RDJ, Damona, Pugh, Blunt, Oldmana, Maleka, Branagha…?” “Tak”), zdjęcia i plenery, niesztampowa historia skonfliktowanego człowieka, nawet z perspektywy czasu, ale to jednak za mało, żeby odczuwać jakieś emocje. Film mógłby mieć podtytuł “na podstawie Wikipedii”. Jest II wojna, USA chce uzyskać przewagę, więc proponuje znanemu fizykowi nieograniczone środki, żeby zbudował bombę atomową zanim zrobią to Niemcy i Sowieci. Bomba jest, zostaje użyta w celu spacyfikowania Japonii, do fizyka dociera, co zrobił, po czym w nagrodę dostaje wilczy bilet, bo w ramach szalejącego makkartyzmu łatwiej było go oskarżyć o sprzyjanie komunistom niż nagrodzić. W trakcie tego przewija się kilka kobiet, w tym uparcie rozbierana Florence Pugh (czemu?!), sporo sławnych postaci ma swoje kilka minut, ale to wszystko. Powtórzę - to nie jest zły film, ale absolutnie pomijalny; wygląda jak niekontrowersyjna historia przygotowana w celu wygrania kilku Oscarów (konkretnie 7, misja udana).
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday July 29, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
O autorce słyszałam, że to “nowa jakość” literatury leżaczkowej, że głębia i świetnie napisane. Więc już na wstępie powiem, że tak, da się przeczytać i nie wywraca się oczami podczas lektury, ale w dalszym ciągu to jest rozrywka niewyrafinowana, napisana bez błędów i idiotyzmów, ale to nie czyni z powieści literatury nawet średniej półki.
Poppy pracuje w magazynie podróżniczym, co było spełnieniem jej marzenia - chciała wyrwać się z rodzinnego miasteczka i jeździć po świecie. I jeździ w niesamowite miejsca, z profesjonalnym fotografem, a jej artykuły są cenione. Tyle że w pewnym momencie odkrywa, że jej czegoś brakuje - (pół)prywatnych dorocznych wyjazdów z przyjacielem ze studiów, Alexem. Dwa lata temu coś się między nimi zepsuło, ożywioną przyjaźń zastąpiła zdawkowa komunikacja i to się kładzie cieniem na satysfakcję z życia u Poppy. Decyduje się na trudny krok - proponuje Alexowi powrót do rutyny i wznowienie tradycji wspólnego podróżowania. Relacja z aktualnego wyjazdu przeplata się z kolejnymi odsłonami historii przyjaciół - poznania na studiach, przyjaźni mimo ogromnych różnic i kolejnych wyjazdów. I tu się zaczyna moje rozczarowanie - tak, cała książka jest o tym, że Poppy od zawsze kocha Alexa, ale jak mu o tym powie, to im to zepsuje przyjaźń, poza tym a to ona ma chłopaka, a to on ma dziewczynę. Spoiler alert: bpmljvśpvr Nyrk grż pnłl pmnf xbpunł Cbccl, jvęp xvrql jerfmpvr jpubqmą j vaglzaą erynpwę, fą snwrejrexv v - cb qeboalpu cemrfmxbqnpu - mbfgnwą cneą. Whż cb qmvrfvępvh yngnpu, ob bobwr zhfvryv qb grtb qbwemrć.
Ale i tak sensowniejsze niż Dostojewski.
#53
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday July 28, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj