Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[9-13.08.2021]
Na libereckim rynku najważniejszym budynkiem jest ratusz. I chociaż wiele ratuszów widziałam, to ten jest jednym z piękniejszych. Można zwiedzać, wykupując wycieczkę w mieszczącej się w ratuszu informacji turystycznej. Ratusza oczywiście nie zwiedzałam, bo chciałam zobaczyć Domki Waldsztejnskie (ach, te wycieczkowe kompromisy). Ponieważ wnętrza ratusza grały w wielu znanych filmach, a dodatkowo można wejść na wieżę widokową, nie róbcie tego błędu co ja, ponieważ słynne XVII-wieczne Domki nie są domkami, tylko pozostałościami drewnianych szalunkowych frontów, przyklejonymi do losowego budynku. Nie polecam, 2/10. Wracając pod ratusz, nie da się nie zauważyć intensywnie błękitnej szklanej rzeźby SUBLIMA z warsztatu szklarskiego "Pačinek". Na ratuszu można znaleźć też nietypowy pomnik ofiar 21 sierpnia 1968, kiedy to bratnie wojska Układu Warszawskiego (w tym polskie, czy jesteśmy dalej zdziwieni, że nas za południową granicą nie lubią? #retoryczne) wjechały z czołgami, żeby zaprowadzić w Czechach socjalistyczny ład. Na pomniku w kształcie gąsienicy czołgu wypisano nazwiska 9 osób, które zginęły wtedy w Libercu.
Tuż za ratuszem, za pięknym, secesyjnym budynkiem teatru, można poczekać na ulicy Sokolskiej na autobus pod funkcjonalną wiatą projektu Davida Černego. Rzeźba nazywa się “Uczta olbrzymów” (Hostina obrů), na ogromnym stole z brązu leżą odcięta głowa nabita na widelec, stoi wazon z muchołówkami (aluzja do libereckiego ogrodu botanicznego, o czym niebawem), są muchy w hitlerowskich hełmach, kufel po piwie i przewrócona menora. Uwielbiam poczucie humoru Černego i jego rzeźby, wybierając Liberec nie spodziewałam się nawet takiego uroczego zakątka.
Wyszydziłam chwilę temu Domki Waldsztejnskie, ale jak już do nich dojdziecie, to warto pójść kawałek dalej do przykościelnego ogrodu barokowego na Malé náměstí. W ogrodzie stoi XVIII-wieczna kolumna maryjna, a dookoła seria rzeźb Drogi Krzyżowej. Nawet ateistyczne dziecko było zainteresowane.
I mała streetartowa wisienka - w wielu miejscach w Libercu można znaleźć małe mozaiki na murach, mostach czy latarniach - czasem są na nich koty, psy, kałamarnice czy dinozaury.
Wreszcie nocleg, którym byłam zachwycona. Wprawdzie nie w centrum, a na tzw. zatorzu, ale w odrestaurowanym browarze. Duży, przestronny apartament ze oddzielnymi sypialniami, w pełni wyposażoną kuchnią, piekarnią tuż pod budynkiem i widokiem na Ještěd (oraz nie wiem, jak Wy, ale nigdy nie ogarniam zrobienia zdjęć w wynajmowanych pokojach *zanim* się nie rozgościmy z nieładem, a potem to jednak trochę wstyd). Normalnie w budynku jest pub i restauracja, ale z niewiadomych powodów (covid? remont?) wszystko było pozamykane, co mi niespecjalnie przeszkadzało, bo było cicho. No i kot na posesji, przyjacielskość 10, rodzina nie pozwoliła mi go zabrać do domu.
I już bez zdjęć - uwielbiam Billę i zakupy tamże; bardzo brakuje mi w Polsce sklepu, który nie jest supermarketem ani dyskontem, analogu niemieckiego REWE. Mnóstwo czekolady Studentskiej (i imaginujcie sobie, jeszcze nie wszystko, co przywiozłam, zjadłam!), pomazanki do chleba, limitowana edycja Becherovki, Kofola i pani na kasie, uprzejmie proponująca rabat z własną kartą, skoro nie mam swojej, dzięki czemu rachunek zmniejszył mi się o prawie 30 złotych.
Restauracje: