Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[12.08.2021]
Po kawie w zamku Hrubá Skála spróbowaliśmy poszukać tej nieszczęsnej Mariánskiej vyhlídki przed podjechanie samochodem, ale okazało się, że możemy podjechać, zataczając spore koło, do parkingu, a stamtąd jeszcze iść a iść. Jako że wkradło się już pewne zniechęcenie pt. “jakby było łatwo, to może, a jak nie, to nie”, poddałam się i ruszyliśmy do ruin zamku Trosky. Płatny parking, tłumnie, droga ostro pod górę, nawet dla mnie trasa straciła wszelkie zalety, a dodatkowo, kiedy dobiliśmy do wrót zamku, okazało się, że wejście jest biletowane podobnie jak do czynnych zamków, do kasy kolejka, do zamku trzeba jeszcze iść a iść do góry. A że przed kasą leniwie emitował brzuszek długowłosy kot, po wygłaskaniu kota jednogłośnie stwierdziliśmy, że “e, no nie” i pojechaliśmy na obiad do pobliskiego Jicina, o czym niebawem. A zamek Trosky najlepiej wygląda z oddali. Albo z góry.