Małe miasteczko w Vermont. Tym razem rozbudowana ilościowo rodzina: roztargniona matka (zajmująca się domem i dziećmi), ojciec - profesor wyższej uczelni, czwórka dzieci - Laurie (11 l.), Jannie (8), Sally (5) i Barry (2) oraz domowe zwierzęta przenieśli się z za małego domu do większego. Niespecjalnie celowo, tylko tak wyszło, kiedy okazało się, że sprzęt sportowy nie mieści się w szafie. A potem lawina ruszyła, w efekcie czego zamieszkali w dużym, kilkunastopokojowym domu z krzywym filarem.
Jak w przypadku "Życia" odczuwałam sporą irytację, tak tu głównie odczuwam rozbawienie - przeprowadzka dopiero mnie czeka. Wiadomo - trzeba wziąć poprawkę na szowinistyczne lata 50., kiedy udział męża w czymkolwiek ograniczał się do palenia cygar i wypisywania czeków. Moja ulubiona scena - żona dowiaduje się, że ma odwiedzić ich dom znajoma męża, pedantka i elegantka, więc sprząta, niszcząc resztki manicure i stosując urocze techniki pasywno-agresywne. Sporo pysznych cytatów i trafnych spostrzeżeń o obu tomach można znaleźć na blogu absolutnienieperfekcyjnej.
Inne tej autorki tutaj.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 21, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, beletrystyka, panie
- Skomentuj
To, że film jest długi, nie sprawia, że się nerwowo zerka na zegarek, żeby zobaczyć, ile jeszcze. To, że w filmie nie ma fajerwerków, a jest tylko gadanie i życie, nie sprawia, że film jest nudny. Od momentu, kiedy usłyszałam o projekcie Linklatera, byłam dobrej myśli. I rzeczywiście. Co tydzień, przez dwanaście lat, ekipa zbierała się, kręcili kilka scen z dorastającymi/starzejącymi się aktorami i rozstawali na kolejny rok. W tle przesuwa się technika, popkultura (premiera kolejnego tomu Harry'ego Pottera), polityka, kolejne szkoły, związki, przyjaźnie. To film o dojrzewaniu i to nie tylko 6-letniego chłopca, który przez ponad 12 lat rozwija się, żeby zostać samodzielnym studentem, ale i dojrzewaniu do bycia w związku, do bycia ojcem i matką, a finalnie - dojrzewaniu do bycia samemu. Nie jest to historia z morałem, nie ma tak naprawdę żadnej historii, jest życie.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 20, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Ewa wzywa 07 #105
Spis osób:
- Jurek - zamiast pikniku organizuje trekking po Kampinosie, co nie jest jego najlepszym pomysłem
- Mariola - zdecydowanie woli piknik
- kapitan Andrzej Korcz - mówi się w komendzie, że śpi z ręką na słuchawce
- sierżant Konopka - komendant posterunku w Kampinosie
- Jolanta Sannicka - z Mławy, piękna zaginiona sekretarka
- major Wacław Gałęza - szef Korcza z intuicją śledczą, o której krążą w komendzie legendy.
- Barbara Malinowska - sąsiadka Gąsowskiego, na wczasach w Łącku
- Andrzej Gąsowski - dziwak i odludek, ale podobno spodziewał się spadku
- porucznik. Gryżewski - z Mławy, szuka Jolanty
- Anna Rajewska - mała drobna brunetka, znajoma Jolanty
- Janka Niemczyńska - schorowana żona Jabłkowskiego, trochę podobna do Sannickiej
- Stanisław Jabłkowski - wzięty ginekolog z Warszawy
- Roman Jaguszko - kupił działkę w Ursusie, ale ją uwłaszczyli pod fabrykę
- Zofia Knutek z Mławy - widzi widmo na wojażach w Paryżu
Naiwnością jest sądzić, że jak aktywny harcersko chłopak zabiera pannę na wycieczkę do lasu, to ideą jest leżenie na kocyku i ładne wyglądanie. Mariola wprawdzie ma modnie wyszywaną bluzkę, nowe dżinsy i drewniaki, ale narasta jej irytacja, bo niespecjalnie to wszystko się nadaje na całodzienną wyprawę pieszą. A jak już znajduje zwłoki, wiszące na gałęzi, nastrój siada nieodwracalnie.
Kapitan Andrzej Korcz zaczyna śledztwo z rozmachem, robi odlew śladów opony z uszkodzeniem protektora, a z krzaków zbiera mikroślady lakieru, a następnie - ponieważ znalazł w kieszeni denata liścik od pewnej Joli - rozpoczyna szukanie grafologiczne wszystkich Jolant, które umieściły podpis na podaniu o wydanie paszportu bądź dowodu osobistego. Ba, nawet zamawia samochód i jedzie 2 godziny do uzdrowiska, skąd zgłosiła się sąsiadka denata (bo nie da się zamówić rozmowy błyskawicznej). Szef major Gałęza jest ze starej szkoły i woli, żeby zamiast ekspertyz używać głowy.
Denat - przy którym znaleziono złotego tissota i plik tysiączłotówek - chodził zawsze w jednym garniturze, dopiero niedawno uszył sobie drugi, odświętny (miał też dwie pary butów).
Drugie morderstwo udaje się wykryć dzięki socjalistycznej polityce deweloperskiej - ziemię pod budowę nowego osiedla w Ursusie pozyskano za pomocą wywłaszczania dotychczasowych mieszkańców. Zbrodniarza za to pogrąża kolejny ślad - oderwany kawałek gumy od podeszwy, zostawiony w mieszkaniu denata.
Się pije: armagnaca (częstuje doktor-ginekolog). Się nie je i nie pali, tylko praca.
Problemy kadrowe w milicji: “W wydziale brak ludzi. Jeden chory, dwóch na urlopie”.
Kobiety są z Marsa:
Skąd Jola wzięła to imię? - myśli o autorce listu. - Mogło się jej nie podobać imię Andrzej i przemianowała go na Stanisława. Możliwe. Kobiety wykazują w tej materii dużo inwencji.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#30 (mocno zaległe)
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 18, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2015, kryminal
- Skomentuj
Wąska w zasadzie nie jest wąska, tylko całkiem normalna, za to jest bardzo krótka - ma długość jednego kwartału domów, z czego połowa to dziki parking. Służy do dojeżdżania z Kościelnej do Poznańskiej i to by było na tyle. Oraz jest przy niej jeden z ładniejszych murali w okolicy.
(tak, to mniej więcej cała ulica)
Żurawia jest ciut dłuższa, prowadzi od Rynku Jeżyckiego do Poznańskiej (z drugiej strony niż Wąska). Można zaglądać w podwórka i spotykać nieco nieufne, choć piękne koty. Można - i to była moja główna motywacja - iść na dobrą kawę do Tłoka, a na świeżo przygotowaną mini-pizzę do Sztosu. 6 rodzajów w stałej ofercie plus dwa rodzaje zmieniające się co tydzień; jadłam pizzę z boczkiem, suszonymi śliwkami i czerwoną cebulą, pycha, chrupiąca, na cienkim cieście.
Adresy:
Sztos - Żurawia 19.
Tłok - Żurawia 13.
Cukiernia Hanusia - Żurawia 5.
GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 17, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce -
Tag:
murale
- Komentarzy: 3
Mam wrażenie, że to książka z gatunku sf albo napisana bez żadnego zbadania realiów. Gospodarze przyjęcia, odbywającego się w willi na ulicy Prezydenckiej w Warszawie, w której dochodzi do śmierci jednego z gości, mają 6-letniego syna. Podobno. Bo od rozpoczęcia przyjęcia o godzinie 17 w sobotę nie pokazuje się, mimo głośnej kłótni, a potem śmierci gościa, przyjazdu karetki i milicji. Jasne. Nie znam sześciolatka, który takie akcje przesiedziałby grzecznie w swoim pokoju.
Zaczyna się grubo, bo od próby zatajenia zgonu (przez byłego lekarza milicyjnego, najsławniejszego polskiego kardiologa[1]), po próbę zatuszowania sprawy (przez adwokata, znajomego pułkownika Niemirocha). Wszystko to w celu uniknięcia skandalu, bo gospodarz jest na tajnej liście kandydatów do Nobla z chemii (poniewczasie już wiemy, że nie dostał). I pewnie by się udało, gdyby nie uparty lekarz pogotowia, który zarządził sekcję, dzięki czemu szybko wyszło, że jednak nie atak serca, a cyjanek. Co ciekawe, śledztwo w zasadzie prowadzi sam Niemiroch, zirytowany próbami podejścia wymiaru sprawiedliwości. Porucznik Mierzejewski jest głównie protokolantem, widzem, służy do załatwiania spraw poza Pałacem Mostowskich, czasem tylko przesłuchuje, zwłaszcza panie, bo młodszy. Unosi się bardzo (aż do sugestii, że dałby przesłuchiwanemu w mordę, gdyby mógł), kiedy zeznaje emigrant, profesor Cambridge, który przestawia pochwałę wolnego rynku, niedwuznacznie sugerując, że próba podkupienia polskiego wynalazku jest czynnością chwalebną, a nie szpiegostwem przemysłowym[2].
Zamordowany docent mimo wstępnie wystawionych laurek okazuje się być nie lada kanalią - wyrzucił z domu młodą żonę na bruk, po czym - już po rozwodzie - podważył męskość jej kolejnego męża, twierdząc, że to on był ojcem ich dziecka. Donosił na kolegów, żeby nie otrzymali paszportu, rujnował ich kariery, wyciągając kułackie pochodzenie, był uważany (chociaż niesłusznie) za źródło wpadki komórki ruchu oporu podczas wojny, oszukał kolegę-naukowca i zdyskredytował jego instytut. Do tego wyglądało na to, że zamierza sprzedać na Zachód wynalazek cudownej masy plastycznej (lżejszej a bardziej wytrzymałej od stali). Solidarność przesłuchiwanych pęka, najpierw panie zaczynają "sypać" (również pogrążając urodę i prowadzenie się rywalek), panowie opowiadają o coraz większych świństwach, ale każdy twierdzi, że jednak urazy do docenta po latach aż takiej nie miał. Tym razem sprawę udaje się wyjaśnić dzięki niesztampowemu podejściu Niemirocha do śledztwa - eksperymentu na podejrzanym i niezobowiązującej rozmowie ze świadkiem.
Realia epoki:
* Się pije (na bogato, bo w domu luminarza nauki): wino Egribikawer (pani domu), koniaczek (Martell), likiery (fiołkowy, ananasowy). Do drinków podjada się migdały, co poniekąd wyjaśnia nieuwagę w kwestii zatrucia cyjankiem.
* Cena gazety - 50 groszy (po podwyżkach 1 zł).
* Samochodu się nie opłaca mieć, bo po co narażać nerwy na kontakty z warsztatami naprawczymi i sklepami "Pomozbytu".
* W kawiarni "Danusia" koło dworca bywają tylko dziewczęta "drugiego rzutu", "panowie na delegacji" i - oczywiście - milicyjni wywiadowcy.
* Przyjęcie brydżowe polega na tym, że pani domu jest "wychodzącą" i w trakcie zajmuje się gotowaniem i zmywaniem, wspomagana przez inne panie. Panowie czasem wychodzą po lód do napojów.
* Narzeczona zamordowanego, głupiutka aktoreczka, wyśmiewa niskie według niej zarobki denata, który zarabiał 8-9 tysięcy miesięcznie. Przesłuchujący ją Mierzejewski nie odzywa się, bo to dwukrotność jego pensji.
[1] Który nie może się powstrzymać od palenia.
[2] Ekspat sugeruje też niedwuznacznie, że jedną z opcji wyjaśnienia morderstwa jest udział służb szpiegowskich. Pojawia się przepiękny dialog:
Niemiroch śmiał się widząc wzburzenie porucznika Mierzejewskiego.
- Mój drogi, do pewnego stopnia Lepato [Lepatowicz] miał rację. Tam, na Zachodzie, w Stanach Zjednoczonych czy w jakimś stopniu w Anglii, walka konkurencyjna jest bezpardonowa. Jeden trup to żaden ewenement w tym zapasach.
- Ale nie nasz kontrwywiad.
- Nasz na pewno nie. Ale czy inny nie postąpiłby w ten sposób? Nie wiem.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 17, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2015, kryminal, prl, z-jamnikiem
- Komentarzy: 5
Lata 50. Młody inżynier, Fergusson, dowiedział się, że jego sparaliżowany podczas wojny ojciec umarł z wysiłku, jakimś cudem wstając i próbując powiedzieć coś ważnego. Do ostatniej chwili życia nasłuchiwał swoją amatorską radiostacją sygnałów od zaginionej wyprawy na bezdrożach Kanady. Członków wyprawy oficjalnie uznano za martwych, policja Fergussonowi nie uwierzyła, ale ponieważ lubił wkładać palce między drzwi, wbrew prośbom matki, psim swędem poleciał do Kanady. Przeglądając dokumenty ojca (i odkrywając własne, schowane gdzieś w głębi umysłu, wspomnienia) rozpoczął mozolne wyjaśnianie również przeszłości własnej rodziny, przemilczanej przed nim przez matkę - jego dziadek zginął podczas analogicznej wyprawy wśród śniegów Labradoru.
Z jednej strony to pionierska opowieść o budowie kolei pośród dzikich i nieprzyjaznych terenów, o soli ziemi, czyli inżynierach. Z drugiej - kolejna historia o tym, że nie zawsze warto docierać do prawdy, bo może to przynieść tylko rozczarowanie. Dodatkowo raczej nie polecam czytania zimą - śnieg, mróz, zawierucha.
Największy problem mentalny miałam oczywiście z tym, że rzecz się dzieje na Labradorze. Nie umiałam wyczyścić z głowy wizji ogromnego, przyjaznego kremowego futrzaka, po którym idą kolejne ekipy poszukują zaginionej wyprawy, rozbijają namioty i rozpalają ogniska.
Inne z tej serii.
#37
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 16, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, kryminal, z-jamnikiem
- Skomentuj
Życie składa się z tych przemilczanych kawałków - porannego wstawania, zaganiania do mycia, przeładowań zmywarki i pralki, wchodzenia i schodzenia po schodach, często z siatkami pełnymi zakupów. Ostatnio przemilczam też te kawałki, które odróżniają dzień od dnia. Chyba nawet przemilczam siebie, w drodze między budową, na której kryzys za kryzysem, a pracą w zawodzie wyuczonym, gdzie podobnie. To nie tak, że jest źle. Bo nie jest. Jest nieopisywalnie. Błaho. Bez fabuły. Wstać, wykąpać się, zjeść śniadanie, skonsultować, napisać, zadzwonić, ustalić, zadzwonić, wysłać, sprawdzić, poprawić, pralka, obiad, odebrać z przedszkola, na lody, patrzeć w niebo na schodkach pod lodziarnią, wrócić, sprawdzić, zadzwonić, zapuścić skrypt, poczekać... Powtarzalnie, chociaż za każdym razem inaczej.
Jakoś nijak mi tej wiosny, psychicznie i fizycznie nijak. Chociaż niby nic. Kupiłam nowe buty, może mi się poprawi.
40 milionów w Lotto, a ja nie strzeliłam nawet w jedynkę.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 12, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 5
Stłumione głosy
Lekarz kazał Verze trochę o siebie zadbać, zaczęła więc chodzić na basen w hotelu z siłownią, dość daleko od komendy i domu. Dużo się nie napływała, bo w saunie znalazła zwłoki kobiety (a patolog na widok pary wodnej użył słów, więc odcisków palców nie było). Kobieta - Jenny Lister - okazała się być kuratorką, zajmującą się adopcjami, uwikłaną jakiś czas wcześniej w sprawę, która zakończyła się zabójstwem dziecka. Vera oczywiście rzuca pływanie, a zaczyna śledztwo. Joe Ashwortowi rodzi się w międzyczasie trzecie dziecko, więc - teoretycznie - mniej chętny jest na przeciągające się nadgodziny, pracę w nocy, spotkania przy piwie w domu Very "dla podsumowania" po każdym dniu. Ale nie - lubi być prymusem, cały czas lawiruje między zirytowaną jego nieobecnością żoną a zirytowaną brakiem postępów w śledztwie szefową.
Szklany pokój (a w zasadzie taras przylegający) jest miejscem pierwszego morderstwa w książce, mieści się w posiadłości, do której przyjeżdżają pisarze, żeby pisać. Tuż przy plaży z muszlami, mnóstwo zakamarków, stara kaplica, ogród - sama bym pojechała pisać, tylko żeby nikt nie mordował.
Dla odmiany Vera trafia na miejsce zbrodni w zasadzie w chwilę jej popełnienia - przyjeżdża do Domu Pisarza na wybrzeżu w poszukiwaniu sąsiadki. Sąsiadka znajduje się szybko, niedaleko zwłok, dodatkowo z nożem w ręku, co dodaje pikanterii sytuacji. Zamordowano znanego krytyka literackiego, niespecjalnie lubianego w środowisku, a niedługo potem właścicielkę posiadłości, w której odbywał się kurs pisania kryminałów. Sceny zostały zaaranżowane na wzór utworów literackich, co - absurdalnie - ułatwiło śledztwo. Verę irytują wszyscy poza Ashtonem, a ten ostatni zakochuje się w chudej pisarce.
Inne tej autorki tutaj.
#35-36
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 9, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Skomentuj
Nie wiem, skąd wzięło mi się przekonanie, że "BCS" będzie komediową kontynuacją "Breaking Bad". Szybko, bo już po połowie pierwszego odcinka mi się to rozwiało, ale nie oznacza to, że serial jest zły. Nawet ostrożnie oceniłabym pierwszy sezon jako godnego następcę "BB", i ze względu na scenariusz czy postaci, i ze względu na filmowanie. To świat, o którym wiadomo, że nie będzie toczył się szczęśliwie już zawsze, bo rzecz się dzieje, zanim przedsiębiorczy a zdesperowany nauczyciel chemii odkrył, że świetnie mu idzie produkcja popularnego narkotyku. James McGill, pechowy adwokat z dyplomem z Wyższej Szkoły Tego, Owego i Prawa, ma gabinet za azjatyckim salonem mani-pedi (woda ogórkowa gratis i zniżka na pedicure) i usiłuje złapać jakiekolwiek, nawet byle jakie zlecenie, tylko żeby przeżyć. Braki formalne uzupełnia wyszczekaniem i tą niesamowitą dozą bezczelności, która pozwala mu wejść tam, gdzie go nie chcą. A nie chcą go wszędzie.
Z ekipy "BB" pojawia się epizodycznie kilku członków gangu meksykańskiego i nieco częściej Mike Ehrmantraut, czyściciel gangu, tutaj jako emerytowany policjant, rozwiązujący krzyżówki w budce parkingowej pod sądem.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 7, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1
Najpierw, podczas (wiem, jak to brzmi, ale naprawdę) przetwarzania wsadowego, błąd w zapytaniu. Mała paniczka, brakuje kolumny, drop table, create as select tak jak powinna wyglądać. Po czym, jednak, przedziwna awaria. Niby loguje, ale nie loguje, jak zrobię wstecz, to czasami się pojawia zawartość. Sprawy nie ułatwia, że rzecz się dzieje w iframe. Nade mną i TŻ jęczący Majut, bo na plac zabaw miał obiecane. Cholera wie, po czyjej stronie, serwer sesji działa w innych serwisach, z którymi współdzieli, w logach niewiele. Poprosiłam o kontakt z serwisem, który zarządza otoczką iframe'a, może jakaś awaria. Wreszcie TŻ znalazł błąd, dziwny, dotyczący zapytania. Pobrał dziecko na plac zabaw, a ja zostałam z logami. Zapytanie okazało się być w porządku, ale funkcja pobierająca wynik rzuca critical errorem. Przedziwne. Śledzę to, co robi przetwarzanie, przeglądam dane w tablicach, których dotyka. Wszystko jest. Zmian w kodzie nie było.
Poddałam się.
Poszłam wygarnąć śmieci z nadkuwetowego schowka, żeby TŻ je wywlókł na śmietnik. Święta w końcu. Cuda, wianki, wiaderko przeterminowanej farby, odmrażacz do szyb bez pryskadełka, gwarancja do ostatnio zepsutego trymera do brody razem z przypiętym paragonem, niepotrzebne wieszaki i rdzewiejący stojak do wina. I nagle strzał prosto w przysadkę czy co tam mam do kojarzenia: z jakiego użytkownika była utworzona tablica po dropnięciu? Hahaha, nie z tego, co trzeba. I jeszcze Burszyka wystraszyłam, jak gnałam do komputera sprawdzić \dt.
Wiesz, córeczko, mama jest takim detektywem. W komputerze.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 4, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 3