Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Niebezpieczni dżentelmeni

Doktor Tadek Żeleński budzi się z monstrualnym kacem, obowiązek (dyżur w szpitalu) wzywa, a tu nie ma płaszcza i torby. Dookoła krajobraz jak po kataklizmie, szybko wychodzi, że Witkacy zarzucił mu i innym wesołym chłopakom - Josephowi Conradowi i Bronkowi Malinowskiemu - pejotl. Poranek jakich wiele w Zakopanem, problem w tym, że w chacie walają się też zwłoki, a u drzwi żandarm, który informuje, że doktor Żeleński nie żyje. To rozpoczyna pełną zmyłek i dygresji historię w stylu “Kac Vegas”, gdzie kwiat młodopolskiej awangardy musi odkryć, co zdarzyło się na wczorajszym balecie.

Jakie to uroczy i zabawny, chociaż czasem dość niewybredny, z mnóstwem aluzji do polskiego kina (narkomanów i pijaków banda!). Świetna obsada - Kot, Dorociński, Seweryn, Mecwaldowski, mnóstwo erudycyjnego humoru, doprawionego sporą dawcą szydery z posągów - Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Szymanowskiego, Lenina i Krupskiej, Piłsudskiego, Rubinsteina. Dawno tak dobrze nie bawiłam się na polskim filmie. I nie, nie zamierzam sprawdzać, czy realia się zgadzają.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 29, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Brand New Cherry Flavor

Lata 90. Lisa Nova (świetna rola Rosy Salazar, znanej z doskonałego ”Undone”), początkująca reżyserka, autorka jednego krótkometrażowego filmu, przybywa do Los Angeles i usiłuje uzyskać finansowanie do nagrania filmu na podstawie króciaka. Lou Burke, znany producent, początkowo jest zachwycony, ale kiedy Lisa odrzuca jego niewyrafinowane awanse, zabiera film, usuwając Lisę z roli reżysera. Pokrzywdzona i wściekła dziewczyna zgadza się na umowę z poznaną na jednym z przyjęć dziwną kobietą, Boro - w zamian za pewną ofiarę, Boro rzuci na Burke’a klątwę. Od tego momentu jest dziwnie i coraz dziwniej. Cierpi zarówno Burke, jak i Lisa - dookoła nich giną ludzie, pojawiają się jadowite pająki, samozapłon, płatni mordercy, a w wynajętym przez dziewczynę mieszkaniu pojawia się tajemniczy właz, przez który coś się chce z zaświatów przedrzeć. Wspominałam o tym, że Lisa wymiotuje małymi kociętami, a kiedy zirytowana odmawia kolejnej daniny dla Boro, na jej boku tworzy się kolejny otwór, którym wychodzi kociak? Mimo że Lisa próbuje klątwę zatrzymać, pojawiają się zombie, przedwieczny biały jaguar i Mary, nieco uszkodzona bohaterka filmu Lisy, która - dla odmiany - usiłuje zemścić się na niej.

To nie jest film dla ludzi wrażliwych, miejscami ociera się o przegięty gore z tryskającą krwią, miejscami to absurdalna groteska. Trochę przypomina mi klimat nieudanego “Mulholland Drive” Lyncha, ale tu nie ma żadnego udawania czy ułudy, zwyczajnie dzieją się nadprzyrodzone i niesamowite rzeczy, kupujesz to, albo nie. Podobało mi się, ale niekoniecznie polecam, zwłaszcza jak ktoś nie lubi horrorów.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 26, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Jenny Han - The Summer I Turned Pretty

Fabuła historii o Belly, 16-latce zakochanej w braciach - synach najlepszej przyjaciółki swojej matki, jest dość prosta. Obie rodziny, a konkretnie matki - Susannah z synami Jeremiahem i Conradem oraz Laurel, matka Belly i Stevena (bo tatusiowie "pracują", odwiedzają tylko czasami), od zawsze spędzają wakacje w domku przy plaży na wyspie Cousins. Dzieciaki dorastają razem, Belly - jedyna dziewczynka - snuje się za chłopakami, nieco pomiatana i wyszydzana, kocha się też od lat bez wzajemności w najstarszym Conradzie, aż do tego konkretnego lata, kiedy to okazuje się być piękna[1] (urósł jej biust, zamieniła brzydkie okulary na szkła kontaktowe oraz zdjęła aparat z pięknych zębów). Zwraca na nią uwagę i dotychczasowy kumpel, Jeremiah, śliczny jak budyń z soczkiem i o nieskomplikowanej osobowości golden retrievera, i Conrad, wymarzony, super inteligentny, choć posępny i humorzasty. Poszczególne sezony serialu - aktualnie dwa - odpowiadają książkom, na których serial jest oparty - tytułowej "Tego lata stałam się piękna" (sezon 1), "Bez ciebie nie ma lata" (sezon 2) oraz "Dla nas zawsze będzie lato" (mam nadzieję na sezon 3). Przed Belly trudna decyzja - kogo wybrać, kogo kocha bardziej i kto bardziej kocha ją. Zdecydowanie można z nastolatkami, chociaż moja osobista nie była zainteresowana.

Uwaga, wchodzimy w strefę spoilerów. Nie są dramatyczne, ale jak chcecie oglądać lub czytać, to idźcie to zrobić, a potem wróćcie.

Zaczęłam od serialu, który jest z jednej strony prześliczny, bo są w nim śliczni ludzie, śliczne miejsca, jest cukierkowo i hallmarkowo, a do tego zaniedbany w książkach drugi plan jest rozbudowany - praca i życie osobiste Laurel, ogromna, ważna historia przyjaźni Laurel i Susannah, nowa dziewczyna ojca, ciotka Julia i walka o dom, stosunki między panem Fisherem a jego synami, ale z drugiej strony są tak idiotyczne anachronizmy jak bal debiutantek, wokół którego snuje się akcja pierwszego sezonu; nie było tego w książce pisanej naście lat temu, we współczesnej ekranizacji jest absurdalnie słabym tropem, zwłaszcza że serial jest jednocześnie bardziej woke[2]. Przyznam, że gdybym zaczęła od książek, to pewnie nie byłabym tak zainteresowana, bo są dość płaskie, takie harlequinowate soft team dramy. Serial dokłada komplikacji i zwyczajnie przyjemnie się ogląda ładnych młodych ludzi. Teraz obiecane spoilery - w sezonie pierwszym Belly ląduje z wymarzonym Conradem, ale sezon drugi rozpoczyna się już po tym, jak się rozstali i do gry wraca Jeremiah. I tu uważam, że twórcy serialu zrobili dobrą robotę, bo po pierwszym sezonie byłam zdecydowanie Team Jeremiah, ale po drugim już się nieco łamię, czy jednak nie zmienić na Team Conrad. Podejrzewam, że to pokłosie lektury tomu 3, gdzie Belly i Jeremiah są w związku, ale proza życia wchodzi za mocno i sielanka się kończy.

[1] Nie będę się pastwić na tym konceptem, ale serio jedyną przesłanką do zbudowania intrygi jest ładność Belly. Póki była "brzydka" (oczywiście nie była, tylko była dzieckiem, do jasnej), wszystkim przeszkadzało, że jest marudna, donosi na brata, jest humorzasta i roszczeniowa. Chłopaki Fisherów też są idealnie piękni w amerykański sposób, nawet za piękni, jak dla mnie, raczej do popatrzenia niż do zakochania (oraz oczywiście aktorzy są tak młodzi, że to byłoby nieprzyzwoite; jednocześnie nie mówię, że 40-letniego Gavina Casalegno bym za drzwi wyrzuciła).

[2] Obsada nie jest jednolicie biała! Laurel jest z pochodzenia Koreanką, Belly i Steven - w połowie. Jedna z dziewczyn Conrada jest czarna, druga - brązowa, Steven umawia się m.in. z półkrwi Azjatką, zaś Belly całuje się z półkrwi Latynosem. W książkach nie ma o tym słowa, mimo że autorka jest w połowie Koreanką.

#106-108

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 17, 2023

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam, Seriale - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


Brazil

Sam Lowry, urzędnik niższego szczebla w jednym z ministerstw, wykonuje powtarzalne i proste zadania za swojego szefa, zaś w nocy śni, że ma skrzydła i ratuje piękną blondynkę z rąk obrzydliwych stworów. Przypadkiem trafia na błąd w dokumencie - w wyniki pomyłki aresztowano i podczas przesłuchiwania zabito niejakiego Buttle’a zamiast Tuttle’a. Kiedy chce dostaczyć czek z rekompensatą dla wdowy, okazuje się, że blondynka jak najbardziej istnieje, jest sąsiadką Buttle’ów, a ponieważ była świadkinią aresztowania, jest na nią nakaz aresztowania. Lowry usiłuje ją uratować, chociaż podejrzewa, że dziewczyna należy do ruchu oporu i ma związek z tajemniczym inżynierem Tuttlem, który dokonuje nieautoryzowanych napraw. Finał jest dość oczywisty w wymowie, chociaż zdania są podzielone, czy Lowry wygrał (nie ugiął się przed systemem), czy przegrał (zapłacił za to niewspółmiernie wysoką cenę).

Widziałam ten film lata temu, niewiele pamiętałam poza kafkowsko-orwellowskim klimatem przerażającej biurokracji i inwigilacji. Zapamiętałam kilka charakterystycznych scen - przeciąganie biurka w kubiku chociażby, ale zupełnie nic z fabuły. Estetycznie scenografia przypomina z jednej strony siermiężność “Kingsajzu”, z drugiej ascetyczny terror z trylogii Szulkina; widzę kartony i styropian, ale nie jest zabawne, tylko jest metaforą umownej przyszłości, która równie dobrze może być już teraz. Obsada jest świetna - Michael Palin w roli sympatycznego inkwizytora, wykonującego bez emocji swoje zadania, Robert de Niro jako arcysprytny inżynier, umykający organom i naprawiający rzeczy nienaprawialne, wreszcie Bob Hoskins, demoniczny pracownik Central Services, pozbawiony moralności, za to wredny. Jest tu mnóstwo warstw i tropów, aktualnych i dzisiaj - brak odpowiedzialności rządzących za pomyłki, zbudowanie nieludzkiej maszyny państwowej, zmanipulowanie ludzi do bycia trybikami, zdegenerowana klasa wyższa/rządząca kontra wszyscy poniżej, wreszcie doprowadzenie Ziemi do dramatycznego stanu i konieczność eskapizmu, żeby wrócić do tego, co dobre.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 4, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Alien: Covenant

Jest sobie twórca androidów, który sprzecza się z dziełem swoich rąk, Davidem, czy android jest w stanie być kreatywny na miarę ludzką. Z tym pytaniem zostajemy aż do finału. Akcja właściwa rozpoczyna się, gdy Covenant, statek kolonizacyjny lecący przez szeroki, długi i głęboki (wszak 3D) przestwór kosmosu, wpada w obszar zaburzeń, trochę go turbuje, więc prowadzący statek android Walter wybudza załogę. Tu pojawia się krótkie cameo Jamesa Franco, kapitana, który niestety zamiast wyjść z hibernacji, płonie żywcem. Gdy załoga odkrywa dziwną transmisję z niedalekiej, niespodziewanie idealnej do życia planety, pojawiają się drobne kontrowersje, kto decyduje - wdowa po kapitanie czy zastępca kapitana. Wdowa jest za tym, żeby kontynuować lot, bo akurat tutaj ta planeta wydaje się zbyt idealna, żeby uwierzyć w przypadek. Zastępca rzuca, że co szkodzi, więc lecą. I tu wchodzimy w taki sam schemat jak w przypadku “Prometheusa”, bo - ekipa po pobieżnym odczycie, że atmosfera zdatna - nie zabezpiecza się w jakikolwiek sposób i chwilę potem kolejne osoby zaczynają wdychać alieńskie zarodniki, co owocuje (pun intended) krwawymi wybuchami, kiedy słodkie i niesamowicie szybkie maleństwa wykluwają się ze swoich nosicieli. Drugi błąd, jaki popełniają niedobitki załogi, to uwierzenie Davidowi, mieszkającemu na planecie androidowi (który wygląda tak samo jak Walter, przez co ja z moją prozopagnozją zgubiłam się całkowicie, a przez moment w ogóle uważałam, że dwóch Fasbenderów to dwie różne osoby), że są w strefie bezpiecznej. No halo. Nic im nie daje do myślenia - ogromna przestrzeń wypełniona skamieniałymi pozostałościami mieszkańców, niepokojące rysunki, wreszcie jajka Obcych. Kilka trupów później, ocaleńcy po ostatniej walce z Super Obcym, opuszczają planetę i tu następuje niespodziewane (w teorii, bo ja się akurat tego spodziewałam, ha!) mrugnięcie oczkiem do widza, że będzie trzecia część trylogii. Ale chyba nie będzie, bo to też może ciut lepszy, ale dalej równie słaby co “Prometheus” film. A, jest też wyjaśnienie, jakie wyżyny kreatywności w końcu osiągnął David.

Zalety: mocne role kobiece, nie że jakieś słabe kwiatuszki, co tylko wyglądają, sarkastyczne dialogi i bardzo dobre efekty wizualne. Wady: przewidywalność i wołająca o facepalm nierozważność załogi. Tak, wiem, mogli nie wiedzieć, co się stało z załogą “Prometheusa”, armia nie jest skora do chwalenia się porażkami. Ale i tak.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 1, 2023

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


7 żyć Lei

Głównym bohaterem serialu jest kanion Verdon, tzw. przełom Rodanu (zerknijcie sobie w obrazki w Sieci, zrozumiecie o czym mówię). W tych pięknych okolicznościach przyrody 17-letnia Lea idzie na nieudaną imprezę muzyczną w plenerze, nadużywa substancji i w zasadzie już ma dość życia, ale wtem trafia na szkielet z charakterystyczną bransoletką. Nagła trzeźwość, policja, przesłuchanie, powrót do domu, wreszcie sen. Lea budzi się rano, ale nie jest sobą - jest Ismaelem, 17-latkiem z 1991 roku, a na nadgarstku ma charakterystyczną bransoletkę. Na początku jest zagubiona, ale kiedy przeżywa dzień w skórze chłopaka, jak się okazuje przyjaciela swoich rodziców, o czym nie wiedziała, zaczyna rozumieć, że dostała szansę na uratowanie jego życia, zwłaszcza że jej działania w przeszłości mają wpływ na teraźniejszość. 7 nocy, 7 dni w skórze różnych osób z 1991 roku pozwala jej odkryć, co złego zdarzyło się czerwcowej nocy 30 lat temu i jaki to wpływ miało na jej rodzinę.

Nie jest to “Dzień świstaka”, bo za każdym razem Lea przeżywa inny dzień, ale motyw jest podobny - tylko ona zna przyszłość, a nikt w przeszłości jej nie wierzy. Trochę to film dla nastolatków, bo sporą część zajmuje eksploracja seksualności w ciałach innych, również autoerotyki, czasem bywa zabawnie, czasem refleksyjnie. Jest też o przyjaźni i o samoświadomości, zwłaszcza dość wzruszający finał, gdzie Lea musi zdecydować, kto zasługuje na to, żeby żyć.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 28, 2023

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj