Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o sf-f

George Saunders - 10 grudnia

Niestety, opowiadania. Niestety, w klimacie nowelek typu “Black Mirror”, tyle że bez pointy. Trochę sf (chemiczne eksperymenty na emocjach więźniów czy używanie ludzi jako żywych ozdób), trochę wygrywanie kontrastów bogaci vs. biedni, reakcja na przemoc czy inne dramatyczne wydarzenie. Po lekturze nic mi nie zostało, poza poczuciem dysonansu, niesmaku i straty czasu. “Lincoln w Bardo” tego autora jest nagradzany i wysoko oceniany, ale nie wiem, czy chcę czytać, zwłaszcza że też pada określenie “eksperymentalny”; nie chcę eksperymentów, chcę dobrze napisanej fabuły.

#92

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday November 6, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, opowiadania, panowie, sf-f - Skomentuj


Ursula Le Guin - Ziemiomorze 5

”Inny wiatr” to koda cyklu. Olcha, drobny czarodziej ze specjalizacją naprawianie, przybywa na Gont do Geda, żeby ten pomógł mu zrozumieć nawracający sen, w którym jego nieżyjąca żona i inni zmarli chcą z nim kontaktu przez mur z kamieni, oddzielający krainę żywych od umarłych. Chcą, żeby ich uwolnił. Ged, pozbawiony mocy dramatycznej akcji załatania wycieku magii ze świata, odsyła go do Havnoru, gdzie wraz z królem Lebannenem przebywają Tenar i Thierru. Dla zakotwiczenia w rzeczywistości daje mu małego kociaka, który odpędza od niego złe sny. W Havnorze Olcha wpada w wir zamieszania politycznego - planowanego małżeństwa króla z kargijską księżniczką i próby powstrzymania “dzikich” smoków od pustoszenia wysp. Rozwiązanie odbywa się w krainie umarłych, gdzie po porównaniu mitów ludzi i smoków udaje się rozbić mur i uwolnić uwięzione dusze. Następuje też finał dla Tehanu, która przyłącza się do innych smoków. Bardzo ładne zakończenie.

Inne tej autorki.

#86-#87 (przeczytałam też Wyspę skazańców Lehane’a).

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 28, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panie, sf-f - Skomentuj


Andrzej Sapkowski - Pani jeziora

W cyklu o Wiedźminie nie ma złych książek, ale ostatni tom oryginalnego cyklu to mistrzostwo samo w sobie. Nie że wcześniejsze cztery tomy czy opowiadania są słabe, bo nie są, ale rozwiązanie tej całej zabawy z przeznaczeniem, zemstą, koniunkcją światów, jest doskonałe. I za kolejne 20 lat wrócę do cyklu jeszcze raz, nie tylko dla fraz typu “Trefniś usiłował rozśmieszać, ale gdzie mu tam było do Angouleme. Potem zjawił się niedźwiednik z niedźwiedziem, a niedźwiedź ku ogólnej uciesze zrobił kupę na podłogę. Angouleme posmutniała i przygasła - z czymś takim trudno było konkurować”.

Po brawurowej ucieczce przez Wieżę Jaskółki, Ciri przechodzi przez cały szereg światów, próbując wrócić do swojego miejsca i czasu. Yennefer jest przetrzymywana przemocą przez Vilgefortza, zaś wesoła, choć nieco błędna ekipa przy Geralcie już całkiem dobrowolnie przeczekuje zimę u szlachetnie urodzonej kochanki Jaskra. Dwie czarodziejki lata później mozolnie próbują rozszyfrować, co z legend i artefaktów, jakie pozostały po tajemniczych wydarzeniach finalizujących II Wojny Nilfgaardu z Nordlingami, jest prawdą, a co zmyśleniem. Zmieniająca się narracja pokazuje wydarzenia z wielkiej bitwy pod Brenną (lub, według niektórych źródeł, pod Starymi Pupami), czasem epickie, czasem zupełnie przyziemne, bo z perspektywy piechoty czy sprawnie działającego lazaretu. Wreszcie finał - Ciri, Yen i Geralt spotykają się w ostatniej podróży razem i to od czytelnika zależy, którą wersję legendy wybierze na zakończenie.

Absolutnie nie mam żadnych zastrzeżeń, niczego nie brak, nic nie zostało zamiecione pod dywan. Nie wiem, ile fabuły powstało w głowie autora na początku, ile uszył po drodze, ale chapeau bas. 5/5.

Inne tego autora tutaj.

#84

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 22, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panowie, sf-f - Komentarzy: 3


Karel Čapek - Inwazja jaszczurów

Kapitan Van Toch, Czech udający Holendra, odkrywa w tropikach inteligentne jaszczury - uczą się szybko mówić i kreratywnie korzystają z narzędzi. Na początku wymienia drobne elementy uzbrojenia za perły - zyskuje drogie klejnoty, za które może urządzić się do końca życia, a jaszczury mają czym bronić się przed dziesiątkującymi je rekinami. Sytuacja szybko eskaluje, drobne przedsiębiorstwo poszukiwawcze po śmierci kapitana przeradza się w ogólnoświatowe konsorcjum, które szkoli jaszczury, rozwozi po całym świecie i sprzedaje do czasem morderczych prac podwodnych. Ma to oczywiście wpływ na światową gospodarkę, pojawia się konsekwencje - konflikty dyplomatyczne, często nieludzkie warunki traktowania jaszczurów budzą z jednej strony współczucie (i dyskusje, czy salamandry mają duszę), z drugiej zmuszają do coraz większej hodowli i zastępowania zużytych, panoszą się piraci, odławiający dzikie osobniki, dostarczanie zwierzętom broni i ładunków wybuchowych prowadzi do niespodziewanego finału.

Rzuciłam się na Čapka jak Reksio na szynkę, bo wreszcie jakiś klasyk, który nie dość, że jest świetnie napisany, to jeszcze nie irytujący i zabawny. Doskonałą frazę i nie irytującą treść podtrzymuję do samego, ale im dalej w las, tym bardziej mi rzedła mina. Nie że nie ma humoru - jest, mnóstwo, a oprócz często używanej ironii jest sporo zabawy formą - cytowane są celne komentarze, artykuły, depesze; bohaterowie absolutnie nie zdają sobie sprawy z wagi tego, co robią, a autor to bezlitośnie punktuje. Problem w tym, że to zabawna książka o niewolnictwie, wyścigu zbrojeń, wojnie i metodycznym niszczeniu grupy stworzeń w celu zaspokojenia demona kapitalizmu. Więc heheszki heheszkami, ale szybko miałam gęsią skórkę podczas słuchania, a uśmiech mi zamierał na ustach. Uprzedzając pytania, to książka o ludzkości o tym, jak szybko i zręcznie jesteśmy w stanie zniszczyć coś, co bez nas dobrze funkcjonowało oraz jak bardzo jesteśmy nienasyceni; dlatego nie możemy mieć ładnych rzeczy. Świetne, chcę więcej Čapka, ale może niekoniecznie o takim ciężarze gatunkowym.

#64/#14

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 8, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, panowie, sf-f - Komentarzy: 2


Holly Gramazio - Mężowie

Lauren widzi, jak z drabiny na strych w domu, który współodziedziczyła z siostrą po babci, schodzi jej mąż. Tyle że nigdy nie miała męża! Mężczyzna nie jest obrzydliwy, decyduje się więc zrobić dobrą minę i udaje żonę, a w międzyczasie dyskretnie - posługując się telefonem - orientuje się, że żyje w innej rzeczywistości niż zapamiętana. Szybko odkrywa się, że kiedy mąż wchodzi na strych, następuje dziwne wyładowanie i ze strychu wraca ktoś inny, kolejny mąż, a świat dookoła niej ulega resetowi i zmianie. W pracy - często innej niż wcześniej - może wziąć dzień wolny, stan konta nie zależy od poprzednich zakupów, jej siostra ma dzieci albo nie, jej przyjaciele są w związkach, a mężowie są albo w porządku, albo zupełnie nie, meble i mieszkanie się zmienia, jedyną stałą jest to, że ona pamięta. Na początku zmienia więc ich jak rękawiczki, czasem z dość trywialnych powodów, potem z tymi, którzy są fajniejsi, zostaje na dłużej. Bardzo lubi Cartera, ale Carter niespodziewanie znika, zostawiając ją z rozdartym sercem. Spędza stosunkowo dużo czasu z super zamożnym Feliksem, ale luksus przestaje jej przesłaniać to, że jej mąż to hochsztapler i palant. Czasem bywa dramatycznie, czasem brutalnie, ale Lauren planuje kontynuować bez poczucia celu do momentu, kiedy ze strychu nie schodzi Bohai, który - tak jak ona - skacze między światami. Miłości między nimi nie ma, ale dogadują się, że po kolejnych przeskokach będą się ze sobą spotykać. Po prawie 200 mężach Lauren zaczyna myśleć o tym, czy podoba jej się takie życie i w którym momencie będzie wreszcie idealnie.

Arcyciekawy pomysł, zupełnie mnie nie dziwi, że już robi się ekranizacja. Nieco podobny klimat do ”The Time Traveler’s Wife”, tyle że zamiast zabawy z czasem jest multiverse. Lauren każdorazowo analizuje, w jaki sposób się z nowym mężem spotkała, co się dzieje z jej przyjaciółmi i rodziną, ale niespecjalnie się zastanawia, co się stanie, kiedy mąż “wróci na strych”, wyskakuje z kolejnych światów bez konsekwencji. Nieco bardziej świadomym “podróżnikiem” jest Bohai, który ucieka od razu, kiedy widzi dzieci lub zobowiązania, bo obawia się, że pozostawienie tego będzie trudniejsze niż tylko ucieczka od kolejnych partnerów. Dramatyczna jest historia związku Lauren, który zaczyna się od tego, że mąż schodząc ze strychu spada i łamie kręgosłup - tak, technicznie trudno jest połamanego człowieka zmusić do ponownego wejścia na strych, nawet jak się okazuje, że wymaga opieki (butelki z moczem!) i jest… zwyczajnie nudny. Czy to sprawia, że Lauren jest złym człowiekiem i bez skakania między światami również by bez wahania odeszła od męża, bo głośno żuje jedzenie, ma duże stopy czy dlatego, że w domu jest za czysto? Niekoniecznie. Ale tu ma wybór, chociaż czasem to wybór kosztowny. Finał jest całkiem zgrabny, aczkolwiek nie wiem, czy optymalny.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 5, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panie, sf-f - Komentarzy: 1


Ursula Le Guin - Ziemiomorze 3-4

Mam wrażenie, że “Najdalszy brzeg” jeszcze czytałam, dawno temu. Magia zanika, pozostawiając nie tylko czarnoksiężników, ale też zwykłych ludzi bez poczucia sensu. Młody następca tronu w Havnorze, Arren, dociera do szkoły na Roke, gdzie alarmuje arcymaga Geda, że świat się degeneruje wszędzie. Razem ruszają w stronę zachodzącego słońca, do końca nie wiedząc, gdzie. Młodzieniec jest nieco zaskoczony zwyczajnością Geda, który najlepiej wspomina pasanie kóz, a nie rozmowy ze smokami czy wyprawy, o których opowiadane były legendy. Wędrują, wędrują, przeżywają chwile załamania, spotykają się z coraz drastyczniejszymi sytuacjami, gdzie realność nie daje żadnej nadziei, wreszcie docierają do tytułowej najdalszej krainy i Ged stacza ostateczną walkę z Cobem, zarozumialcem z pierwszego tomu, który doprowadził do wycieku magii. I to nie jest zły tom, ale jest dość statyczny, taki quest, przegląd przez krainy i pomost do ostatniego tomu.

Znacznie bardziej podobała mi się nieczytana wcześniej ”Tehanu”. Tenar, aktualnie zwana Gohą (sic!), wdowa po gospodarzu Krzemieniu - bo zamiast wielkiego świata i zaszczytów, które mogła mieć po odzyskaniu pierścienia Erretha-Akbe - wolała spokojne, wiejskie życie żony i matki na wyspie Gont, udaje się na wezwanie umierającego maga Ogiona. Zabiera ze sobą Therru, cudem uratowaną od śmierci poparzoną dziewczynkę, skrzywdzoną przez rodziców. Mała prawie nie mówi, boi się wszystkich oprócz Tenar; gorzej, nawet zwykle łagodni mieszkańcy wsi unikają jej i uważają za przeklętą. Ogion umiera, nie doczekawszy Geda, po którego posłał. Ged się pojawia na plecach smoka Kalessina, ale to cień człowieka - utracił swoją magię, odzyskując jej zasoby dla świata, do tego utracił nadzieję i siły. Wtem się dzieje - pojawiają się posłańcy młodego króla, zarozumiały mag Osika i szemrany mężczyzna, dawny towarzysz opiekunów Therru. Ci pierwsi szukają Geda, pozostali krzywo patrzą na przeklętą babę Gohę i jej paskudnego bękarta. Na tym dramatycznym gruncie rozwija się zajawiana dwa tomy wcześniej miłość Tenar i Geda, Therru odkrywa swoje pochodzenie (spodziewałam się od pierwszej opowieści o ludziach i smokach), a źli zostają ukarani. To zdecydowanie bogatsza i bardziej dojrzała historia o przemijaniu, życiowych decyzjach, miłości i zaufaniu. Tyle że według mnie jest za krótka - po brutalnym finale w zasadzie kończy się wielkim odkryciem i żyli-długo-i-szczęśliwie stronę przed końcem.

Inne tej autorki.

#61-62

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 2, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panie, sf-f - Komentarzy: 3