Więcej o
panie
Wyobraźcie sobie Warszawę. Z wyraźnie zarysowanymi dzielnicami, z siatką ulic. Po tych ulicach chodzą one - cwaniary: Halina, młoda wdowa w 8. miesiącu ciąży, Bronka, prawniczka chora na nowotwór, Celina, której chłopak zginął w wypadku, Stefa, którą mąż katuje w zaciszu domowym. Chodzą i się mszczą za swoje krzywdy - za chorobę i niespodziewaną śmierć, za brutalność mężczyzn, za śmiecenie, rasizm, za głupotę, szowinizm i chamstwo, za niszczenie miasta. To ballada o spektakularnej zemście, o szlachetnym porywie oczyszczenia świata, w czynie społecznym; taki Grzesiuk współcześnie à rebours. Kapować nie warto, odegrać się warto. Razem z szemranymi chłopakami z Bródna i Mokotowa - Mietkiem, który się wysadzał w warzywniaku, sprzedawcą zniczy z cmentarza czy właścicielem siłowni i miejskim zielarzem chcą zemścić się na przedsiębiorcy, który przemocą i zbrodnią pozyskuje stare domy, burzy je i na ich miejsce stawia apartamentowce. To walka o odzyskanie takiego miasta, jakie było odbudowane po wojnie. Jest i akcja w kanałach z babcią - łączniczką z Powstania, i - bo do tego cała akcja prowadzi - poród.
Nie byłam w stanie przeczytać "Kieszonkowego atlasu kobiet" ze względu na jego psychodeliczną oniryczność, prawie jak z Schultza. Tutaj natomiast, poza szeroko nakreśloną groteską, jest sam realizm. Matka Polka balkonowa, wekowanie świata, nieustająca międzypokoleniowa troska za pomocą miski ciepłej zupy.
PS Maria Seweryn czyta "Cwaniary" obłędnie. Tak, wiem, słuchałam, a nie czytałam, who cares.
Inne tej autorki:
#56 / #1
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 27, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
panie, beletrystyka, 2014
- Skomentuj
Wszyscy nową Bridget zjechali, a ja wręcz przeciwnie - uważam, że autorce mimo upływu nastu lat udało się świetnie zachować osobowość bohaterki. Jones, lat 51 (aktualnie pani Darcy), wraca na "rynek" randkowania jako wdowa, 4 lata po śmierci męża; nie powiem, co pcha mi się na usta na określenie Marka Darcy, który chwilę po tym, jak urodziło mu się młodsze dziecko, pojechał do Darfuru, gdzie w ramach walki o prawa człowieka dał się wysadzić w powietrze. Nic się nie zmieniło - każdy dzień życia Bridget to liczenie kalorii, usiłowanie zrobienia czegoś innego niż twittowanie (w końcu łatwo się uzależnia od wszystkiego) lub myślenie o mężczyznach, chociaż w dalszym ciągu walory intelektualne jej się nie poprawiły. Usiłuje robić karierę jako scenarzystka, z podobnym rezultatem co wcześniej w roli dziennikarki. Twitter pozwala jej na zdobycie większej publiczności oraz WTEM! 30-letniego faceta. Ale co innego faceta zdobyć, a co innego utrzymać, zwłaszcza z dwójką absorbujących dzieci.
Owszem, sporo jest o pierdzeniu, ale i poprzednie tomy były dość fizjologiczne, a poza tym uczciwie - z wiekiem perystaltyka zaczyna odgrywać coraz większą rolę w życiu człowieka. Nie dziwię się też, że przez lata z Markiem Bridget nie zmądrzała, przecież nie było takiej potrzeby - Mark się martwił o wszystko i rozwiązywał nawet najidiotyczniejsze problemy. W drugim planie to książka o wdowieństwie i utracie, w lekkim tonie, bo to w końcu typowa chic-lit bez pretensji (owdowiała matka mieszka z owdowiałą przyjaciółką w luksusowym domu dla starszych, wyprawy statkiem i zumba). Kwestie szkolne z wyścigiem matek i działaniami "społecznymi" bardzo przypominają "Może zawierać orzeszki".
Inne tej autorki:
#55
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 25, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panowie, panie
- Komentarzy: 5
Chronologicznie pierwszy tom cyklu o profilerze z Katowic, Hubercie Meyerze, z czasów, kiedy właśnie rozwodził się z żoną (tą od różowego kabrio) i wrócił do swojej miłości z czasów studenckich (która potem wyjechała do Stanów). Sprawa Niny Frank, obiecującej aktorki ze znanego serialu o zakonnicy, która w życiu prywatnym święta nie była, prowadzi Meyera nad Bug, do małej miejscowości, w gdzie aktorka została zamordowana w odrestaurowanym przez siebie dworku. Z wyjątkowo przyjaznym lokalnym komendantem wypija nieco alkoholu i spożywa schabowego z kapustą i, mimo że na orgie u aktorki przyjeżdżało pół warszawskiego poliszynela, tworzy profil niekoniecznie pogrążający byłego męża aktorki oraz jej dojrzałego eks-kochanka. Akcja przeplatana jest - zgrabnie - pamiętnikami Niny Frank, zaczynającymi się w czasach, kiedy jeszcze nazywała się zupełnie inaczej.
Ambiwalentnie odebrałam wprowadzenie do intrygi elementów nadnaturalnych - z jednej strony przenikliwi wróże, wyglądający jak skrzyżowanie bohaterów "Opowieści z mchu i paproci" z Powolniakiem z "Co ludzie powiedzą?", byli dość ożywczym elementem intrygi, ale to zdecydowanie deus ex machina (podobnie Meyer wpadający w mistyczny trans, podczas którego zrozumiał znaczenie run). Zupełnie za to nie podobał mi się transcendentalny epilog, gdzie w alternatywnej rzeczywistości bohaterowie są obsadzeni w zupełnie innych rolach, a o akcję właściwą ocierają się mimochodem.
Inne tej autorki tu.
#54
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 23, 2014
Link permanentny -
Tagi:
kryminal, panie, 2014 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 4
To już ostatnia z sióstr Walsh - Helen. Jest prywatnym detektywem, chociaż aktualnie bez zleceń, z powodu utraty płynności finansowej musi wyprowadzić się z mieszkania i wprowadzić do rodziców. U rodziców wiadomo - nie ma w domu nic do jedzenia, ciągle narzekają (zwłaszcza matka, bo przygłuchy ojciec jest niespecjalnie obecny), ale i tak jest lepiej niż w pustym domu, z którego komornik wyniósł nawet zabytkowe łóżko. Helen czuje powrót depresji, z którą walczy już od kilku lat, raczej bez większego efektu. Nagle pojawia się jej eks-chłopak sprzed lat, którego wprawdzie nie chce znać, ale proponuje jej pracę - trzeba znaleźć czwartego członka podstarzałego boysbandu, który planuje reaktywację. Helen wchodzi w wielki świat showbiznesu, ale niespecjalnie odczuwa z tego powodu przyjemność (w przeciwieństwie do mamy Walsh), bardziej interesuje ją, jak popełnić skutecznie samobójstwo (mimo że ma fajnego chłopaka, policjanta).
Keyes często wkłada w powieści wątki autobiograficzne - sama przeszła przez depresję, jak donosi Barb, wyleczyła się pieczeniem ciast. Jak to zwykle u autorki, mimo niełatwego tematu bywa zabawnie, nawet jeśli w grę wchodzi opis samobójstwa przez utonięcie w płytkich wodach przy molo w Dun Laoghaire
z obciążeniem za pomocą truskawek w puszce. Uwielbiam ciągle przetasowywaną listę łopatową Helen, na której zapisuje obciachowe frazy i zachowania, po których ma ochotę walnąć ich autora łopatą w twarz. Zakończenie, powoli uwalniane przez coraz więcej szczegółów, jest nie tyle rozczarowujące, co dość płytkie. Nie jest źle, ale to nie najlepszy tom.
PS Jest obowiązkowy żart z Bono.
Inne tej autorki tu.
#53
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 21, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Trójka dzieci - rodzeństwo 6-letnia Skaut Finch (pod koniec książki już 8-letnia), 11-letni Jem i ich przyjaciel, Dill, bawią się w udawanie historii sąsiada, Boo Radleya, który nie opuszcza domu od kilkudziesięciu lat, a plotka głosi, że wbił kiedyś ojcu nożyczki w nogę. Więc potencjał do zabawy jest, zwłaszcza że miasteczko huczy od plotek na temat Radleyów. Skaut, wychowywana bez matki, za to przez czarnoskórą służącą i przez raczej nieobecnego, ale mądrego ojca-prawnika[1], ma dość przedziwny, ale pełen dziecięcej wnikliwości ogląd świata. Świat z kolei nie ułatwia, bo niby są lata 30. ubiegłego wieku, ale dalej podział na białych i czarnych jest utrzymywany, mimo że w tzw. towarzystwie się o tym nie mówi (chyba że służba się buntuje). Nagle całe miasteczko odwraca się przeciw rodzinie Finchów, bo ich ojciec zostaje obrońcą ciemnoskórego Toma, oskarżonego o gwałt na białej. Biała wprawdzie jest z plebsu, z którym towarzystwo nie utrzymuje, ale bez względu na braki logiki oskarżenia, jej (i jej wiecznie pijanego ojca) słowo ma więcej wartości niż Toma. Jem rozumie nieco więcej niż Skaut, ale to dla dzieci lekcja tego, jaki jest świat. Próba obłaskawienia absurdów, które utrzymują dorośli, zestawiona ze zwyczajną dziecięcą radością i ciekawością, nauką pływania, szkołą i psotami na podwórku, wyjaśnianiem tajemnic sąsiedztwa daje historię, która gdzieś tam w człowieku zostaje. Zdecydowanie książka do podsunięcia nastolatkowi.
[1] I wtem dotarło do mnie, czemu nazwanie piosenkarza w Californication Atticusem Fetchem jest zabawne.
#40
Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 16, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 5
W zasadzie "Biała bluzka" to zbiór opowiadań, bo poza tytułowym jest w nim kilka dłuższych i krótszych. Niestety, e-book z wydawnictwa Prószyński i S-ka jest tragiczny edycyjnie - opowiadania są wrzucone w plik jednym ciągiem, czasem biała strona zdarza się w środku akapitu, a o tym, że zaczęło się kolejne opowiadanie, należy się domyślić ze zmiany bohaterów. Słabe. Skoro w e-booku nie można zachwycać materialną strona książki, to jednak bardzo wymagam, żeby była prawidłowo przygotowania od strony edytorskiej.
Biała bluzka (a potem ciąg dalszy - Ćma) to zderzenie dwóch światów, alkoholowo-marzycielskiego Elżbiety i prozaicznego, realnego Krystyny. Siostry(?) zostawiają sobie liściki w kuchni. Elżbieta pisze o alkoholu, mężczyznach, przygodach, niezrozumieniu procedur dorosłego świata. Krystyna nalega na załatwienie dowodu osobistego, zaświadczenia z zakładu pracy, pożyczce pieniędzy, zrobieniu zakupów. W tle stan wojenny, uwielbiany przez Elżbietę Andrzej, który od niej bardziej interesuje się ulotkami i nakierowywaniem historii na właściwy kurs; Elżbieta buduje sobie ze słów marzenia o byciu razem. I tak naprawdę nie jest ważne, czy Krystyna istnieje naprawdę, czy nie - uwielbiam tę historię za język. Za neologizmy, skojarzenia, zabawę we frazę, słowotok - wyliczankę. Za ukryte gdzieś w tle kawałki biografii Osieckiej, przemycone w opisach pijaństw, wizji i przyjaźni z dziwnymi ludźmi i za zderzenie spojrzenia na świat osoby niezwykłej, choć zapewne ciężkiej do codziennego życia obok, z prozą - zatrudnieniem, sklepami, prasowaniem i dotrzymywaniem słowa.
Zabiłam ptaka w locie to częściowo biograficzna podróż w głąb głowy autorki, w jej niby szczęśliwe - bo powojenne, zapełnione tenisem i nauką języków - dzieciństwo, w świat aspiracji jej ojca, który usiłował na gruzach powojennej Warszawy zbudować córce niepolityczny, gładki i pozwalający na rozwój potencjału świat. Czy się udało - niespecjalnie. Monika Arden budzi się po pijackiej imprezie i zabija ptaka. Przypadkiem. Ucieka potem pożyczonym samochodem przez pół Polski, usiłując wyplątać się ze wspomnień i dojść, w jaki sposób wylądowała w takim miejscu w życiu. Analizuje swój związek z Robertem i przejeżdża przez miejsca, które się jej z nim kojarzą, w nadziei, że zrozumie, czemu im nie wyszło. Jest z jednej strony prozaicznie - Polska lat 80., stary, schorowany ojciec, małe hotele i przydrożne restauracje, z drugiej - kafkowski proces i zagłębianie się w obłęd.
Salon gier - Lorentyna, 17-latka zakochuje się w dorosłym, żonatym mężczyźnie podczas pierwszych samodzielnych wakacji nad Bałtykiem. Nie wiem, czy to była Osieckiej próba opisania siebie jako matki Lorentyny (zimnej, zdystansowanej, wiecznie zaangażowanej poza domem, z epizodem w Paryżu), czy raczej rozrachunek z naiwną nastolatką, która z deficytami, wplątana w wieloosobowy związek, z góry liczy się z przegraną w życiu.
Oprócz tego kilka innych - krótszych - opowiadań, ale nie zapadających w pamięć.
Inne tej autorki: tu.
#39
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 13, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, opowiadania, panie
- Komentarzy: 4