Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Słucham (literatury)

Arturo Perez-Reverte - Klub Dumas

Lucas Corso jest łowcą książek, znanym w środowisku jako ten, który potrafi znaleźć każdą książkę, chociaż czasem jego metody ocierają się o obrzeża legalności. Jednocześnie dostaje dwa zlecenia: ma sprawdzić dla przyjaciela autentyczność manuskryptu jednego z rozdziałów “Trzech muszkieterów” Dumasa oraz dla bogatego i ekscentrycznego kolekcjonera Borji ustalić, która z trzech istniejących książek “Dziewięciu wrót” jest autentyczną ewangelią Szatana. Corso rozpoczyna peregrynacje po Europie, nie dziwiąc się zupełnie, że podąża za nim śliczna 19-latka, przedstawiająca się na zmianę jako Irene Adler (z Baker Street 221B) albo Upadły Anioł, robiąca za jego ochroniarza i gumową kaczuszkę. Szczegółowa analiza najpierw manuskryptu Dumasa, a potem porównanie kolejnych wersji “Dziewięciu wrót” (te kawałki są autentycznie ciekawe poznawczo, w przeciwieństwie do naciąganej intrygi) prowadzi do (prawdopodobnie) trzech śmierci i kilku bijatyk.

Tylko że chyba się zestarzałam, bo książka mnie tym razem niepomiernie zirytowała. Corso jest egzaltowanym idiotą, snuje w głowie jakieś oszalałe wizje, że jest bohaterem książki i nieustająco usiłuje łączyć ze sobą wątki, o których wiadomo, że się zupełnie nie kleją. Dodatkowo jest absolutnym no-lifem, albo popija Bolsa (jakaż zabawna kryptoreklamka), ustawiając żołnierzyki w symulacji jednej z bitew napoleońskich, albo wspomina swoją byłą ukochaną Nikon (fotografkę, srsly), albo myśli o książkach. Przedstawiany jest jako fascynat książek jako przedmiotów kolekcjonerskich, ale tak naprawdę równie dobrze mógłby przemycać papierosy. Jego superspryt jest nieco przereklamowany - kiedy właściciel księgozbioru odmawia sprzedaży książki, Corso organizuje kradzież, która ma być upozorowana na zwykłe włamanie, bo przecież nikt nie powiąże ze sobą wizyty łowcy, pytającego o egzemplarz książki i następującego zaraz po nim włamaniu, przy którym właśnie ta książka ginie. W ogóle to raczej literatura dla chłopców, bo bohaterowie skupiają się na erekcji i za jej pomocą rozwiązują różne rzeczy. Stosunek bohaterów do dam jest w ogóle dość XX-wieczny - a to Corso obiecuje wdowie, że odda jej rękopis, dzięki czemu odbywają stosunek na kanapie, po czym on ją wyśmiewa i dziwi się, że staje się ona jego wrogiem; jakiś czas potem podejmuje współżycie ze śpiącą dziewczyną i tylko z przyzwoitości pyta, czy “można” tuż przed finałem (wierząc w moc coitus interruptus). Oczywiście czyta się całość świetnie, nieustająco, ale jednak z rosnącą irytacją.

Mocną stroną książki (w przeciwieństwie do ekranizacji) jest dwuwątkowość - wątek tytułowego Klubu Dumas jest poprowadzony ciekawie i z satysfakcjonującym wyjaśnieniem, zwłaszcza szanuję użycie postaci Balkana jako narratora kilku rozdziałów. Problem w tym, że nałożony na to wątek poszukiwania “Dziewięciu wrót” klei się z wątkiem pierwszym tylko za pomocą osoby Corsa, postać Irene jest typowym deus ex machina, a rozwiązanie intrygi (Pbefb, qbcvreb an fnzlz xbńph bevraghwąpl fvę, żr wrtb myrpravbqnjpn wrfg zbeqrepą v fmnyrńprz, wnxvzś phqrz j fcbfóo avrjvqbpmal qyn pmlgryavxn zn pmnf an cemltbgbjnavr snłfmljrw elpval mr fcrpwnyvfgnzv bq snłfmrefgj, qmvęxv pmrzh Obewn tvavr cbqpmnf avrhqnartb rxfcrelzragh cemljbłnavn Fmngnan) jest niewiarygodne.

Inne tego autora tutaj.

#46/#7

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 13, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, panowie, kryminal - Skomentuj


Andrea Maria Schenkel - Dom na pustkowiu

Dziennikarka, która na bawarskiej wsi spędziła pierwsze powojenne wakacje, kilka lat później przyjeżdża, żeby napisać reportaż o drastycznym morderstwie w odosobnionym gospodarstwie Dannerów. Zbrodniarz zatłukł siekierą małżeństwo rolników, ich dorosłą córkę Barbarę, dwójkę jej dzieci (siedmiolatkę i dwulatka) oraz służącą, która tego dnia rozpoczęła pracę u rodziny. Opowieść jest zlepkiem wywiadów z mieszkańcami wsi (sąsiadami, którzy zbrodnię odkryli, wójtem, proboszczem, koleżanką małej Marianny, siostrą służącej), przeplatanych modlitwami oraz pierwszo- i trzecioosobową narracją, opisującą przygotowania do zbrodni i samo zabójstwo. Ludzie wprawdzie odżegnują się od plotek, ale chętnie opowiadają o podobno kazirodczych stosunkach starego Dannera z córką i podejrzeniach, że młodsze dziecko może być owocem takiego związku, skąpstwie starego, dewocji starej Dannerowej czy wreszcie wspominają starą sytuację z czasów wojennych, kiedy w gospodarstwie samobójstwo popełniła Polka, podobno wykorzystywana i bita przez gospodarza, o czym wiedziała cała wieść.

Książka w nieco zawoalowany sposób wyjaśnia, kto i dlaczego zabił, ale to chyba inwencja własna autorki, ponieważ kanwą dla opisanych wydarzeń jest rzeczywista historia, która wydarzyła się tuż po pierwszej wojnie światowej w miejscowości Hinterkaifeck, gdzie przestępca nie został nigdy ujawniony. Książka mnie specjalnie nie zachwyciła, nietypowa forma nie poprawia brutalności opisu i raczej reportażowego, niż powieściowego ujęcia. Zabieg stopniowego ujawniania ciemnych stron rodziny Dannerów, który miał chyba w pewnym stopniu usprawiedliwić ich śmierć (oczywiście poza dziećmi), nie trafił do mnie zupełnie.

#33/#5

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 29, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, panie, kryminal - Skomentuj


Harlan Coben - W głębi lasu

Paul Copeland, wdowiec z 6-letnią córką, jest prokuratorem. Oskarża aktualnie w trudnej sprawie o gwałt w kampusie (trudną, bo ofiara jest czarnoskórą prostytutką, a potencjalni gwałciciele to biali chłopcy z bogatych rodzin), nie dziwi go więc, że jeden z ojców oskarżonych studentów zaczyna szantażować Paula jego przeszłością, wyciągając historię jego ojca (dysydenta ze Związku Radzieckiego) i potencjalne nadużycia w fundacji charytatywnej imienia jego zmarłej żony. Jednocześnie odzywa się inna dramatyczna historia z przeszłości Paula - 20 lat wcześniej siostra Paula, Camille, zaginęła na letnim obozie wraz z trójką innych nastolatków, ciał dwojga z nich (w tym siostry) nigdy nie odnaleziono. Paul, który w tym czasie miał pilnować grupy chłopców, obściskiwał się w lesie z aktualną flamą, Lucy; poczucie winy pozostało do dziś. Jakiś czas po zbrodni odeszła matka Paula, zabierając część pieniędzy z ugody z właścicielem obozu. Pamięć o tych wydarzeniach powraca, kiedy nowojorska policja informuje prokuratora, że znaleziono ciało zamordowanego mężczyzny; Paul rozpoznaje w nim przyjaciela siostry, Pereza, który ewidentnie nie zginął w tamtych lasach. Wstrząsa to jego światem, bo daje mu nagle nadzieję, że jego siostra żyje.

Wątków w książce jest wiele, ale niestety jest to książka nastawiona na nieustające zaskakiwanie czytelnika, a nie - jak u Christie czy Doyle’a - pozwalająca na samodzielne odkrycie na podstawie podawanych tropów. Copeland ma charakter pitbulla, nie odpuszcza zarówno w prowadzonym śledztwie, jak i w prywatnej próbie odkrycia, co się stało 20 lat wcześniej, chociaż oczywiście w obydwu przypadkach jest zniechęcany albo szantażem, albo niewiarą otoczenia. Zaskakująco, to całkiem niezła książka, wciągająca i ciekawa, z seryjnym mordercą w tle, dużą polityką, wielką miłością czy wreszcie dość oczywistym pytaniem, czy warto za wszelką cenę wszystko wyjaśniać.

Inne tego autora tu.

#30/#4

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 19, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2019, panowie, kryminal - Komentarzy: 1


Erle Stanley Gardner - Aksamitne pazurki

Nie pamiętam, czy zawsze intryga u ESG była właśnie tak zawiązywana, ale tutaj jest sklejona na ślinę i spinacze - do biura detektywa przychodzi zamężna dama, przedstawia się fałszywym nazwiskiem i prosi o pomoc w kwestii potencjalnego szantażu. Udała się z pewnym politykiem na niezobowiązującą kolację, wtem strzelanina, policja, spisywanie zeznań, ale udało się jej zniknąć tylnym wejściem (tyle o niezobowiązującej kolacji). Problem w tym, że plotkarskie czasopismo usiłuje wyśledzić, kim był nieujęty w protokołach gość i jego flama, co może prowadzić do skandalu. Perry się zgadza i błyskawicznie sprowadza problemy, bo ignoruje prośbę klientki o zachowanie anonimowości, śledzi ją i zamiast dowiedzieć się o wysokość kwoty szantażu, wykrywa, że właścicielem czasopisma jest mąż klientki, co jakby utrudnia załatwienie sprawy polubownie czy na stopie dżentelmeńskiej. Kiedy zostają znalezione zwłoki wspomnianego męża, klientka informuje o tym Masona, niedwuznacznie sugerując (w panice albo z wyrachowania), że według niej to właśnie adwokat go zabił, ale ponieważ łączy ich pakt, to tego nie zezna policji.

To, co mnie zafascynowało, to Mason jako pracodawca. Kiedy zostają odkryte zwłoki w okolicach północy, adwokat budzi swoich współpracowników o 3 i każe im przyjść pracować, informując, że to będzie długi dzień - Paul Drake trochę narzeka, zaspana Della natomiast ofiarnie przybiega, mimo że jej praca ma polegać na “trzymaniu fortu” i czekaniu na telefon od szefa. Etyka też kuleje - Mason chętnie korzysta z przekupstwa, oszustwa, namawiania do fałszywych zeznań czy wręcz potencjalnego szantażu, szukając haków w przeszłości dziennikarza, żeby go uciszyć. Ale to nic - w strategicznym momencie wkręca swojego klienta, podstawiając nic nie wiedzącego świadka, dzięki czemu klient wyznaje zbrodnię. Wchodzi policja i Perry Mason, adwokat-geniusz, informuje funkcjonariuszy o przyznaniu się do zbrodni, proszę, tu protokół przygotowany przez pannę Street, wszyscy są pełni zachwytu, jakże on to sprytnie zrobił. To był ten moment, kiedy chciałam sobie wsadzić widelec w ucho (bo audiobook).

Inne tego autora:

#14/#3

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 6, 2019

Link permanentny - Tagi: panowie, 2019, kryminal, klub-srebrnego-klucza - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Skomentuj


Wojciech Kuczok - Gnój

Po spokojnym, choć czasem dramatycznym, jak przystało na losy rodziny na Śląsku, przerwane II wojną światową, ale oddanym z ironicznym dystansem prologu o historii rodu i domu rodziny K., nie ma żadnego ostrzeżenia przed przejściem do Wtedy. Do polskiego domu z tradycjami i ojcem, Starym K., egzekwującym wychowanie za pomocą bestialskiego bicia. Bicia, które oczywiście jest wyrazem miłości i troski o potomka, bez tego junior by się stoczył. Kuczok używa słów mistrzowsko, budując obraz wewnętrzny kilkuletniego narratora, przedszkolaka-pierwszaka, marzącego o wojnie, która pozwoliłaby na usprawiedliwione, jednorazowe użycie karabinu (wszak dzieci w czasie wojny mogą mieć karabiny, patrz Pomnik Małego Powstańca) do usunięcia Starego K. (bo byłby wtedy żołnierzem, a nie ojcobójcą). Przemocy jest więcej, zarówno w związku małżeńskim państwa K., wśród rodzeństwa (terror wprowadzany przez Starego K. i jednoosobowy zakon siostrzany nieelokwentnemu bratu ich obojga), jak i wśród rówieśników, egzekwujących falę za pomocą pięści, kopniaków i śliny.

To bardzo dobrze zaprojektowana książka, ze znaczącym podziałem zarówno tematycznym, jak i nastrojowym. Część pierwsza - Przedtem - jest nostalgiczna, nieco baśniowa mimo scen wojennych i biedy przeświecającej przez pozory jak przez przesiany materiał. Pojawia się sporo różnorodnych postaci, pełnokrwistych, z problemami i własnymi traumami. To, co znamienne, przedtem nie ma przemocy ani patologii. Część druga - Wtedy - to dorastanie w okolicach Stanu Wojennego, tu raczej (poza epizodem w sanatorium), uwaga skupiona jest na Starym K., ojcu-oprawcy, inteligentnym psychopacie, którego brutalne zapędy próbuje hamować matka, również niszczona psychicznie przez Starego K. Potem - oniryczna wizja zatopienia domu ze starzejącymi się rodzicami w gnojówce - nie przynosi narratorowi katharsis. Czytelnikowi też, niestety. Ale jest warta lektury.

#12/#2 (w trakcie słuchania wzięłam i przeczytałam, bo przez repetycje miałam wrażenie, że ciągle słucham tego samego, a tu nie)

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 15, 2019

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: beletrystyka, panie, panowie - Komentarzy: 4


Paulo Coelho - Alchemik

Santiago zrezygnował z nowicjatu, bo ciągnął go świat i został pasterzem. Podczas wędrówki przez piękne hiszpańskie pastwiska, ponownie śni mu się sen o skarbie pod piramidami. Idzie sobie powróżyć do Cyganki, ale ostatecznie przekonuje go spotkanie z mitycznym królem Salemem, który wie wszystko o wszystkich ludziach (a udowadnia, że wie wszystko o Santiago poprzez szczegóły autoerotycznych uniesień młodego pasterza, popełniach w ukryciu). Nakręcony opowieścią o wierności własnej legendzie, oddaje mitycznemu królowi 1/10 swoich owiec (nie, nie wiem, po co półbogowi przyziemne owce), sprzedaje resztę i odpływa do Maroka. Zostaje okradziony na targowisku, ale radzi sobie mimo braku znajomości języka, zatrudniając się w sklepie z kryształami. A że jest pracowity i szybko się uczy, zbiera w niedługi czas pieniądze wystarczające na powrót do domu i odkupienie owiec, decyduje się jednak na kontynuowanie podróży przez Saharę. Na postoju w oazie poznaje piękną Beduinkę Fatimę i już-już chce zarzucić wszystko i z nią zostać, ale poznaje Alchemika, który mu wyjaśnia, że jak mu pisane jest znaleźć skarb, to powinien iść, bo będzie żałował. Idzie, zostaje znowu okradziony, potem zostaje okradziony po raz trzeci, wreszcie pod piramidami zamiast skarbu ma kolejny sen, że skarb jest w punkcie wyjścia.

Jaki to jest miałki i przegadany bieda-coaching o uzasadnianiu podążania do życiowego celu za pomocą "głosu wszechświata"! Król Salem i wszechświat pomagają tym wszystkim, którzy wypełniają własną życiową legendę. Chyba że to nie jest ich legenda, wtedy im nie pomagają. O tym, czy człowiek żyje według temu, co mu było pisane, pokazuje powodzenie życiowe - jeśli mu nie idzie, to znaczy, że nie było mu pisane. Albo się za mało starał, bo tylko tym, co się starają, wszechświat sprzyja. Jest sporo metafor o dostosowywaniu się rytmem życia do otoczenia, a konkretnie pustyni, która pozwala człowiekowi przez nią przejść pod warunkiem bliżej niesprecyzowanego dostosowania się (oczywiście, jeśli coś pójdzie nie tak, człowiek ginie, ale widać nie podążał swoją legendą albo za mało się starał). Jest i o miłości, którą można spokojnie opuścić na czas nieokreślony, bo jeśli to prawdziwa miłość, to poczeka na powrót (a jak się nie doczeka, to przynajmniej będzie dumna, że pustynia kochanka pochłonęła i wróci jako sokół czy inny podmuch wiatru), a jak nie była prawdziwa miłość, to nie szkodzi. Ja przesłuchałam, więc Wy już nie musicie.

#9/#1

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 4, 2019

Link permanentny - Tagi: 2019, beletrystyka, panowie, ameryka-poludniowa - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Komentarzy: 4