Dzień dobry,
pomagając Mai przy odrabianiu prac domowych (czytanie zadań z treścią) zauważyłam, że w treści zadań pojawiają się niestety błędy ortograficzne i interpunkcyjne. Jestem na to wyczulona, zawodowo zajmowałam się korektą tekstów literackich. Zdaję sobie sprawę, że
dzieci jeszcze nie zwracają na to uwagi, ale w szkole powinny poznawać prawidłową polszczyznę. Bardzo proszę o zwrócenie uwagi, żeby w tekstach, jakie dzieci otrzymują, błędy się nie pojawiały.
Zauważone:
- jest "iglo", powinno być "igloo",
- jest "przewieść", powinno być "przewieźć",
- brak przecinka we frazie "jeziora zamarzały a świat pokrywał się śniegiem" (powinien być przed "a"),
- jest "zdąrzył", powinno być "zdążył",
- jest "w tą stronę", powinno być "w tę stronę",
- brak przecinka we frazie "gdy krasnoludek Sumek szedł (...) spotkał pszczółki" (powinien być przed "spotkał").
Pozdrawiam,
Małgorzata Krzyżaniak, mama Mai
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 18, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Maja
- Komentarzy: 4
- Poziom: 3
Na paczce z kłączami konwalii informacja, że sadzić w kwietniu. I co, tak przez noc wyrosną i zakwitną w maju, czy jednak to inwestycja długoterminowa i do zobaczenia za rok?
Zagrabiłam, trochę odchwaściłam, lekko wzruszyłam ziemię i rozsypałam spore pudło nasion trawy z niebagatelną pomocą w osobie Majuta (sianie, gadanie). No jakoś nie mam poczucia sukcesu, mimo że od tego momentu dzień w dzień leje.
Za to jesienna paczka nabiera kolorów. Po przekwitniętych krokusach wyszły granatowe hiacynty i już prawie dwa tygodnie pachną nawet za płotem. Wczoraj nieśmiało rozwinęło się po kilkanaście kwiatów na hiacyntach pomarańczowych. Szafirki są tuż-tuż, podobnie żonkile i tulipany, po kolorach pączków zgaduję, gdzie który rośnie. Z październikowej notki wnioskuję, że wąskie chude liście to mogą być irysy, mam nadzieję, że jednak ciut odbiją, bo są bardzo rachityczne. Za to bez już niedwuznacznie sugeruje, że mam szykować sekator. Żadna moja zasługa, ale będę korzystać z wielką radością.
Keukenhof to nie jest, ale blisko.
EDIT: Ciut później:
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 17, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, G is for Garden
- Komentarzy: 4
Cień, odsiadujący wyrok, dowiaduje się tuż przed terminem warunkowego wyjścia, że jego żona zginęła w wypadku. Pracy też nie ma, bo jego najlepszy kumpel też zginął w wypadku, niestety w sposób niedwuznacznie sugerujący, że zajmował się jego żoną, podczas gdy Cień był w więzieniu. Przyjmuje ofertę tajemniczego pana Wednesdaya i zaczyna dziwną podróż po realnych i mniej realnych Stanach Zjednoczonych, patrząc, jak nowi bogowie rozpoczynają wojnę ze starymi bogami, sprowadzonymi przez wiele (często przymusowych) migracji. Wbrew sobie zaczyna włączać się w to, co dzieje się dookoła niego, po części dlatego, że jego martwa żona jednak żyje.
Mam poczucie, że za drugim razem (poprzednio czytałam tak dawno, że nie pamiętałam nic poza wyjaśnieniem tajemnicy zaginionych w miasteczku dzieci) książka zrobiła na mnie większe wrażenie. Dogłębna znajomość amerykańskiej prowincji i zgrabne przejście przez panteon bogów różnych kultur oraz - w końcu to Gaiman - humor i łatwość łączenia wydarzeń dramatycznych z lekką ironią, sprawia, że nie ma w książce gorszych momentów, a mimo sporej liczby stron na końcu pojawia się myśl: "Ale jak to?". Poniewczasie wiem, że można już szybko skoczyć do "Chłopaków Anansiego".
Inne tego autora tutaj.
#23
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 16, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2016, panowie, sf-f
- Komentarzy: 1
Harry[1] Bosch kwestionuje orzeczenie koronera, który uznał, że mężczyzna znaleziony martwy w rurze kanalizacyjnej, był narkomanem i przedawkował. Już post factum policjant odkrywa, że znał denata - razem byli w Wietnamie, oczyszczając tunele z lokalnej partyzantki. Szybko kojarzy pewne fakty i powiązuje eks-żołnierza z zuchwałym podkopem pod bankiem, w którym przestępcy opróżnili mnóstwo skrytek. Problem w tym, że kiedy idzie z tym okryciem do FBI, które prowadzi sprawę napadu, zostaje spuszczony na drzewo, a dodatkowo postraszony wydziałem kontroli. Ale nie z niepokornym Harrym takie zagrania, płaszczy federalnych siłą argumentów i dostaje się do zespołu z uroczą agentką Elizabeth. Ze wspólnoty doświadczeń (brat Elizabeth był w Wietnamie) i z krążenia po Hollywood trafiają do łóżka, a potem - wbrew wielu przeszkodom - na trop głównego mózgu całej akcji z napadami.
Na fali modnego profilu FB "Posiłki w szpitalach": kontuzjowany w ramię Bosch dostaje indyka w sosie, kukurydzę, ziemniaki, twardą bułkę oraz ciasto truskawkowe z bitą śmietaną. Ale nie je, bo mu się nie chce.
[1] Hieronim. Rymuje się z anonim.
Inne tego autora tutaj.
#22
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 11, 2016
Link permanentny -
Tagi:
2016, panowie, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
[8.04.2016]
Otóż pracuję w pięknych okolicznościach przyrody, a konkretnie tuż przy Parku Sołackim. Ponieważ cały dzień spędzam przy biurku i niespecjalnie korzystam, wymyśliłam, że będę wsiadać w tramwaj, jechać do pracy, a potem spacerować sobie pięknymi uliczkami do biura i z powrotem. Tyle że wilki, wiatr, deszcz i inne niesprzyjające sytuacje, a do tego ciągle nie wyklikałam sobie karty PEKA, która znacznie ułatwia transport miejski. Więc jeżdżę wygodnie samochodem, zżymając się jednocześnie na siebie, że mogłabym czytać (w tramwaju) i iść (zamiast siedzieć). Tragedia antyczna, prawie że. Wybrałam ostatnio wariant pośredni, jadąc samochodem, ale zostawiając go kawałek dalej od biura. Opowiadam więc w ramach przykawowego small talku w biurowej kuchni, że w ramach urozmaicenia życia zacznę chyba zostawiać samochód w losowych miejscach i sprawdzać, po ilu dniach zapomnę gdzie zaparkowałam. Ha ha, heheszki. Po czym wychodzę z pracy, słonko, ptaszęta, kwiecie kwitnie, egzaltacja wzrasta niepomiernie, pompowana wiosną. I WTEM, tak, gdzie mój samochód. Nie zamknęłam i ktoś pobrał?! Odholowany, bo nie zauważyłam zakazu parkowania?! Może jednak zaparkowałam gdzie indziej?! Oblazłam dwa kwartały, po czym wpadłam na pomysł, żeby odtworzyć drogę poranną, lokalizując po ładnych domach i magnoliach. Ależ oczywiście, że przeszłam przy moim zaparkowanym karnie (i przepisowo) samochodzie, wgapiając się w szczególnie ładnie ozdobiony drewnianymi okiennicami domek.
#nieustającepasmosukcesów
Uprzedzając życzliwe sugestie, tak, TŻ już mi pokazał, że mój telefon ma appkę, która naprowadza takich jak ja wprost do miejsca, gdzie zostawili auto. Ale gdzież ta iskierka ekscytacji w szarym życiu?
A okolice Sołacza wyglądają o, tak:
(Instagram)
(Instagram)
Wcześniej o okolicy: 2015, 2013 (1), 2013 (2), 2012, 2010 (1), 2010 (2), 2009 (1), 2009 (2).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 9, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
solacz
- Komentarzy: 4
Adam, mieszkający w Detroit, (wyjątkowo piękny, długowłosy Hiddleston) jest muzykiem; nie zależy mu na sławie, często oddawał swoje utwory innym. Eve (androgyniczna Swinton), żona Adama, aktualnie mieszkająca w Tangerze, uwielbia literaturę. Rozmawiają ze sobą przez wideokonferencję. Eve wyczuwa, że Adama ogarnia depresja, przylatuje nocnym lotem do Detroit. Adamowi jest lepiej, wspólnie piją wysokogatunkową 0 Rh- (nie wspomniałam, że oboje są wampirami?), krążą po ruinach dawnej kolebki przemysłu motoryzacyjnego, ale WTEM przyjeżdża Eva, młodsza siostra Eve i wszystko psuje.
Każde pokolenie ma swoje kultowe piosenki. Tak samo jest z kultowymi filmami. W latach 80. była "Zagadka nieśmiertelności" z Davidem Bowie, podobną karierę wróżę refleksyjnemu, powolnemu filmowi Jarmuscha. Nie ma w zasadzie akcji, są rozmowy, snujące się jak dym z papierosa, bogate, pełne aluzji i wzajemnego, wypracowanego przez lata zrozumienia. Piękne, bogate w szczegóły wnętrza, pozornie niedbałe, ale idealnie dopasowane kostiumy, chemia między bohaterami, muzyka - zdecydowanie to film na więcej niż jeden raz.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 5, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Umówmy się, że to nie jest może i kino ambitne, ale jakże zabawne. Jest zwyczajny łotr, Wade, który lubi złomotać innych łotrów za pieniądze lub zgoła hobbystycznie. Potem jest jak w filmie - poznaje dziewczynę (i to jaką), zakochują się, po czym, jak już jest całkiem stabilnie i miło, okazuje się, że chłopak ma nieuleczalny nowotwór. Przyjmuje szemraną propozycję człowieka, który wygląda jak Roman Wilhelmi i w Fabryce Superbohaterów zostaje... strasznie szpetnym, choć niezniczalnym łotrem. Wprawdzie bez nowotworu, ale i bez dziewczyny, bo wygląda jak przepuszczony przez maszynkę do mięsa (jak to ładnie w jednej recenzji określono - krzyżówka Freddy'ego Krugera i pizzy peperoni) i jednak się krępuje wrócić. Ponieważ przemieniający go naukowiec-cwaniaczek rzucił lekko, że mógłby tę niewyjściowość anulować, jakby mu się chciało, Wade wchodzi na ścieżkę wojenną i demolując pół miasta ściga cwaniaczka. W trakcie wplątują się nieco wybrakowani X-meni, pyskaty barman, niewidoma (choć ciągle chętna) staruszka, meble z Ikei oraz lotniskowiec.
Są przekleństwa, nagość, pożycie intymne, krew i zabijanie, żeby nie było, że kaszka z mleczkiem. Nie wiem, czy da się nakręcić bardziej postmodernistyczny film o komiksie, pełen nawiązań, puszczania oka do widza (dosłownie, czwarta ściana leży) i lekkiej drwiny z Hugh Jackmana.
PS Sami byliśmy, bez dziecka, uprzedzając pytania. Dziecko miało wywczas u dziadków.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 3, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
... z jesiennych zasiewów wyrosły krokusy. Hiacynty są najbardziej rozwojowe, martwi mnie nieco brak żonkili. Reszta zielonej armii wysuwa liście. Żeby im nie było smutno, w ubiegłą niedzielę TŻ wykopał, a my z Majutem wsadziliśmy kłącza i cebule (dalie, mieczyki i frezje). Ponieważ udało się w międzyczasie wyciąć dwa drzewa spod okien i przyciąć czereśnię, mam chytry plan wysypać wszędzie nasiona trawy i różnych drobnych kwiatów i popatrzeć, co z tego wyjdzie. A w przyszłym roku może już uda się zrobić trawnik z rolk^Wprawdziwego zdarzenia.
Pół roku temu.
PS Przenoszę się na nowe, ale jeszcze nie.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 1, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, G is for Garden
- Komentarzy: 2
Steinbeck zabiera psa, pudla o imieniu Charley i kampera, zwanego Rosynantem i w takim składzie wyrusza na wyprawę po Ameryce. Po napisaniu wielu książek, w latach 60. stwierdził, że zbytnio odsunął się od tych, których opisuje. Zaczął zastanawiać się, czy rzeczywiście zna kraj, o którym pisał. Podróż miała mu dać odpowiedź na to pytanie. Ton gawędy się zmienia - od kpiarskiego i lekkiego na Północy do minorowego i pełnego wstydu na Południu, gdzie w dalszym ciągu trwa segregacja rasowa. Nie jest to przewodnik, raczej metaopowieść o podróżowaniu jako takim, samotności, balansie między potrzebą kontaktu a unikaniem go, spotykaniu ludzi, z którymi rozmowa sprawia przyjemność i takich, od których trzeba uciec.
Wynotowałam sobie dwie bliskie mojej naturze podróżniczej obserwacje:
Kiedy byłem bardzo młody i czułem uporczywe pragnienie znalezienia się gdzie indziej, ludzie dojrzali zapewniali mnie, że dojrzałość uleczy te zachcianki. Kiedy zaś lata określiły mnie jako dojrzałego, przepisanym lekarstwem miał być wiek średni. W średnim wieku zapewniano mnie, że starszy wiek uśmierzy moją gorączkę, a teraz, kiedy mam lat pięćdziesiąt osiem, może załatwi to zgrzybiałość. Nic nie poskutkowało.
Myślę, iż w długofalowym planowaniu podróży jest utajone przeświadczenie, że do niej nie dojdzie. W miarę jak zbliżał się ów dzień, ciepłe łóżko i wygodny dom stawały się coraz bardziej pożądane, a moja droga żona nieskończenie cenna. Wyrzekanie się tego na trzy miesiące dla okropności niewygód i niewiadomego wydawało się szaleństwem. Nie miałem ochoty jechać.
Zaskoczyło mnie przede wszystkim to, że wbrew przekonaniu nie czytałam nigdy wcześniej tej książki. Smuteczek, bo przez to omijałam ją przed długie lata z przekonaniem, że przecież już znam. Mam nadzieję, że to jednostkowy przypadek, a nie postępująca powoli amnezja.
Inne tego autora tutaj.
#21
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 1, 2016
Link permanentny -
Tagi:
2016, beletrystyka, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Tytuł mówi za siebie - Ozzy opowiada[1] o tym, jak z niezbyt rozgarniętego chłopaka z przemysłowego angielskiego miasteczka został międzynarodową gwiazdą rocka (ale rozumu mu nie przybyło). Dużo anegdot, często już za tą granicą, gdzie jest dobry smak[2], co jednak niespecjalnie dziwi, jeśli mowa o człowieku, który - przypadkiem! - odgryzł głowę nietoperzowi. Co mnie zastanawia, to ile z tego, co się (eks) wokaliście Black Sabbath przydarzyło, nie zostało w książce z różnych przyczyn opisane.
[1] W zasadzie to już na wstępie wyjaśnia, czemu sam książki nie napisał oraz że nie gwarantuje prawdziwości czy rzetelności czegokolwiek ze względu na zaawansowane i wieloletnie korzystanie ze środków odurzających.
[2] Nie żebym się czegoś innego spodziewała, wszak nie od wczoraj cenię w muzyce ludzi, jakby to powiedzieć, ekscentrycznych.
#20
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 27, 2016
Link permanentny -
Tagi:
anglia, 2016, panowie, biografia -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj