Bujne lata 70. W USA - z jednej strony dzieci-kwiaty, wolna miłość, pigułka, narkotyki, z drugiej purytanizm i patriarchat. Joyce Prigger, panienka z dobrej rodziny i po Vassar, udaje się na targi dziennikarskie, żeby sprzedać pomysł nowoczesnego czasopisma dla kobiet, w którym nie będzie uprzedmiotowienia, głupotek, mirażu małżeństwa, ale feminizm, równość i ważne sprawy. Jak się łatwo domyślić, zostaje protekcjonalnie odprawiona, a jedyną osobą, która wyraziła zainteresowanie, jest wydawca czasopism pornograficznych, Doug Renetti. Joyce wchodzi w świat branży, która całkowicie nie jest po linii jej poglądów, ale - wiadomo, skoro to serial komediowy - absurdalnie zaczyna dostrzegać, że przedsięwzięcie ma szanse powodzenia. Jak już uda się zwalczyć opór tradycjonalistycznej włoskiej mafii, pretensjonalnej radnej, strażników i strażniczek patriarchatu czy mediów, w tym całkiem niechętnych kolegów po fachu. W pierwszym sezonie udaje mi się wydać trzy numery, z czego o trzecim raczej nikt nie chce pamiętać.
Jakie to urocze! W roli Renettiego pojawia się Jake Johnson (Nick z “New Girl”), idealny w roli niepokornego chłopca o złotym sercu i słabej woli, ale to kobiety ciągną ten serial - ambitna Joyce, twardo stąpająca po ziemi Tina - księgowa i managerka, Shelly - siostra Joyce, gospodyni domowa z przedmieść i na pozór płytka i głupiutka Bambi - aktorka porno, która okazuje się mieć skrywane zalety (oraz, haha, jest pochodzenia polskiego). Oraz gej Ritchie, fotograf obdarzony niesamowitym talentem, mimo że fotografował do tej pory głównie niewysmakowaną goliznę. Lojalnie ostrzegam, że w serialu - poza kobiecymi piersiami - pojawia się sporo nagich mężczyzn. Tak, full frontal, czasem nawet we wzwodzie. Idealny serial na lato. Liczę na kolejne sezony.
Przy okazji obserwacja - po pierwszym roku pandemii, kiedy zelżały ograniczenia i przemysł serialowy wrócił do jakiej-takiej normalności, prowadziłam mentalny dzienniczek aktualnych seriali, Które Zauważyły Covid-19. I zastanawiałam się, jak to zmieni kinematografię. Wtem nie ma pandemii i nie ma śladów po niej. Nic się nie zmieniło. Albo pojawiają się seriale, w których tematu dwóch lat wyjętych z życia nie ma, albo wracamy do nostalgicznych lat 70., jak tutaj.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 23, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
[30.04-3.05.2022]
Radebeul trafił się przypadkiem - znalazłam bardzo fajny nocleg na bookingu, parter w domku jednorodzinnym z ogrodem, a w ogrodzie malownicze zachody słońca, bzy i kwitnące drzewka owocowe, trampolina, huśtawka i tyrolka oraz przechadzający się kot od sąsiadów. I taniej niż w Dreźnie, a Radebeul to w zasadzie przedmieścia. Samo miasteczko jest urokliwe, nie za duże i ma - oprócz winnicy i punktu widokowego, świetnej greckiej restauracji - Muzeum Karola Maya (dla tych, co wychowali się na książkach tego wesołego hochsztaplera).
W ogrodzie
Zachody słońca w pakiecie
Piekarnia / Grecka
Z kolei w drodze z Drezna zatrzymałam się na krótki popas w zamku Berbisdorf, który jest - jak się okazało - czynny w weekendy, a byłam we wtorek. Ale urokliwie, warto się zatrzymać, jak się przejeżdża. Sama droga też ładna - tu rzepak, tu niebko jak z pocztówki, tu kawałek Niemieckiego Szlaku Alej, tu elektrownia, ale taka jak w “Dark”, a nie że Turów.
I najboleśniejszy kontrast wyjazdu: po niemieckiej stronie Park Rododendronów i Diabelski Most, po polskiej ohydne blaszaki z mydłem i powidłem, kup benzynę - zapalniczka gratis, promka w Biedronce na kiełbasę grillową i Zigaretten tanio.
Weisswasser
Adresy:
- Atlantis - Maxim-Gorki-Straße 2, Radebeul, restauracja grecka
- Henris Bierhaus - Bautzener Str. 64, Weißwasser/Oberlausitz
- Zamek Berbisdorf - otwarte w weekendy
- Rakotzbrücke - Kromlau
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 22, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
kromlau, niemcy, radebeul, weisswasser, berbisdorf
- Skomentuj
Są książki, o których od początku wiesz, że będą rozczarowaniem, ale jednak przez nie brniesz, bo może jednak coś zaskoczy miło. W końcu autor nagradzany, ląduje wysoko w rankingach, krytycy się prześcigają w pochwałach, padają słowa typu "dekonstrukcja", "mistrzowski hołd", "wyrafinowany humor"... No to tutaj to nie jest ta sytuacja, podobnie rozczarowana byłam niektórymi filmami, które dostały Oskara. Mam jeszcze drugą książkę tego autora, "Podmajordomusa Minora" i tak się zastanawiam, czy oddać bez czytania.
Dwóch braci - Eli i Charlie Sisters - jedzie do Kalifornii ze zleceniem, mają zabić złodzieja, który podobno okradł ich szefa, złowrogiego Komandora. Po drodze mają różne przygody - upijają się, kogoś okradają, ktoś ich okrada, spotykają się z przypadkowymi ludźmi, co zwykle kończy się zabiciem rozmówców, a przynajmniej ich ciężkim pobiciem, Eli ma różne rozkminy oraz czasem startuje do pań, Charlie rozkmin raczej nie ma, za to ma szybką rękę i krótki loncik. Docierają do Kalifornii, po rozmowie z poszukiwanym celem decydują, że jednak zabicie człowieka jest nieuzasadnione, więc dołączają do niego, co jednak ma pewne konsekwencje. Najpierw wzbogaceni, potem okradzeni, wracają do rodzinnego domu. Koniec. Serio, patrzyłam na ostatnią kartkę i zastanawiałam się, po co ja to czytałam; nie będę streszczać wszystkich podłych rzeczy, które bohaterowie zrobili bez żadnego powodu, wszystkich drastycznych opisów typu odcinanie ręki, umieranie w męczarniach czy okaleczanie zwierzęcia, to pewnie ten sławetny czarny humor.
#74
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 20, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
[5.06.2022]
W niedzielne poranki świat śpi. Dlatego to potencjalnie dobry moment na wchodzenie w miejsca, gdzie nie potrzeba widowni ani kibiców (czy wręcz osób, które każą się oddalić rączo). Na przykład można sobie bladym świtkiem o 8:30 obejrzeć zabudowania zabytkowej Fabryki Przetworów Ziemniaczanych Koehlmanna w Luboniu, której smutne, rozsypujące się resztki stoją między nowoczesnym założeniem deweloperskim, przez co można porównać nowoczesne, ekononiczne (czytaj: pozbawione indywidualności i glamour) budownictwo ze 120-letnią architekturą Jugendstil z elementami secesji. Niestety, mam wrażenie, że zamiast podjąć jakąkolwiek próbę adaptacji tego, co się jeszcze nie rozsypało, właściciel czeka, aż oznaczone jako zabytki budynki dopadnie entropia. A szkoda. Jak lubicie urbex i abandony, koniecznie póki jeszcze można.
PS Jako że jestem osobą odpowiedzialną, pozwoliłam sobie na wejście tylko tam, gdzie nie było zakazu oraz nie było zagrodzone. Zdjęcia wnętrz są robione z zewnątrz, przez okna lub otwory w murach. Pewnie można zobaczyć więcej od środka, ale - odpowiedzialność, wspominałam - nie namawiam.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 19, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
lubon
- Komentarzy: 2
Helena Barska, emerytowana dentystka, osoba barwna i nietuzinkowa mimo ponad 80 lat, oznajmia synowi, ponad 40-letniemu Dustinowi, że jej czas jest policzony i wreszcie wyjaśni mu to wszystko, co ukrywała przed nim przez lata - kim był jego ojciec, czemu uważa, że to w porządku, że mieszka w “Willi pod Murzynem”, skąd zakaz wstępu do domu komukolwiek poza rodziną i wreszcie, czemu do cholery dała synowi, wychowanemu na gdyńskim blokowisku, na imię Dustin. Syn zaczyna zaniedbywać rodzinę - żonę i syna - oraz restaurację, którą z miłością prowadzi, bo usiłuje zapisać wszystko, co barwnie, aczkolwiek dawkując ważne informacje jak Szeherezada, opowiada mu matka: o ojcu, radzieckim kapitanie okrętu wojennego stacjonującym w Gdyni, zalotach i ostracyzmie otoczenia, miłości i zdradzie, amerykańskim pilocie, który spadł z nieba, arcywrogu z bezpieki, brawurowej ucieczce za granicę, spotkaniu z prezydentami Kennedym i Nixonem… Do Dustina szybko dociera, że jakkolwiek historia jest fascynująca, tak matka chyba jednak łże, bo nic się w opowieści nie spina, a całość zaczyna przypominać historię szpiegowską z elementami science-fiction. Nie zmienia to jednak faktu, że zarywa kolejne noce, mimo mitygującego głosu trzeźwej żony, Klary, żeby zdążyć, bo stan matki nagle się pogarsza.
Nie do końca umiem określić, czy podobało mi się niejednoznaczne zakończenie, które przeniosło szaloną historię w obszary metafizyczne. Bo to takie łatwe - nie dać wiążącej odpowiedzi, a jednocześnie czy po takiej jeździe w historię, w skomasowane kilkadziesiąt lat trójmiejskiego PRL-u, zimnej wojny, skomplikowanych losów ludzkich, tajemnic, wywiadu, zwyczajnej ludzkiej zawiści i przypadku, da się wrócić do zwyczajnego życia? Do codziennego robienia synowi śniadania, trzymania się za ręce z żoną, a w restauracji do sprawiania mięsa i smażenia steku, który trzeba wydać klientowi? Nie wiem.
Są książki, od których nie można się oderwać - to jedna z tych. Mimo że chwilę temu czytałam bardzo podobnie skonstruowaną historię u Dominiki Słowik, mimo że to realizm magiczny, pomieszany z bezsenną schizą jak u Żulczyka, mimo wszystko, to jest doskonała, wciągająca historia.
Inne tego autora:
#73
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 18, 2022
Link permanentny -
Tagi:
2022, panowie, sf-f, beletrystyka -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
[30.04 / 2.05 / 3.05.2022]
Kilka lat temu, zniechęcona przez tę wiecznie zmęczoną część wycieczki (którą chyba zacznę roboczo nazywać Fumem), opuściłam Grünes Gewölbe (Zielone Sklepienie) i bardzo żałowałam, ponieważ jakiś czas później gruchnęła wieść, że kosztowności no more. Otóż to nie do końca tak, bo podczas kradzieży, owszem, zniknęło trochę bezcennego dobra, również po naszych współdzielonych z Saksonią królach, ale ubytku bynajmniej nie da się zauważyć. Niestety, musicie mi wierzyć na słowo, bo na całej ekspozycji jest zakaz fotografowania. Dość powiedzieć, że fraza "złote a skromne" nie jest tu na wyrost. W życiu nie widziałam takiej masy metali szlachetnych i kamieni, większością z nich bym nie pogardziła. Koniecznie idźcie. W gratisie kilka zdjęć ogólnodostępnego kawałku Zamku Rezydencyjnego.
Stojący przy placu Neumarkt kościół Marii Panny (Frauenkirche), zniszczony podczas nalotów, odbudowano dopiero w latach 1994-2005, wcześniej przy placu straszyły ruiny. Teraz w środku odbywają się msze, koncerty i inne uroczystości, a zupełnie świecko można wspiąć się na kopułę, skąd widok na całe Drezno. Byłam przekonana, że jest winda, ale nie ma, na szczęście część drogi w górę to pochylnie.
Martin-Luther Platz z najlepszym śniadaniem.
W gratisie kawałeczek nowszego Drezna - okolice Galerii Drezdeńskiej, gdzie zaopatruję się w kosmetyki Rituals (ale już nie muszę, bo są w Poznaniu).
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ oraz poprzednie odwiedziny w Dreźnie.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 16, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
drezno, niemcy
- Skomentuj
Berlin. W Neukölln na samej górze narkotykowego rynku znajduje się klan Hamadich - emigrantów z Libanu. Toni (Ali) Hamadi jest mózgiem i strategiem, załatwia niezbędny legalny “front” dla całej działalności, brzydzi się też przemocą (w sensie, nie zabija, ale jak trzeba komuś roztrzaskać kolano młotkiem, to trzeba) w przeciwieństwie do Abbasa, który jest bardziej zbrojnym ramieniem, chociaż czasem niekoniecznie rozważnym. Pierwszy sezon rozpoczyna aresztowanie Latifa, który miał tego pecha, że akurat przewoził w bagażniku ładne parę kilo kokainy. Do klanu dołącza Vince, dawny kumpel Toniego, Niemiec z przeszłością; Toni mu wierzy, reszta klanu niekoniecznie. Drugi sezon to naparzanki z konkurencyjnym klanem Al-Saafich. Trzeci to faza schyłkowa - po dramatycznych wydarzeniach sezonu drugiego Toni próbuje się wycofać, ale psychopatyczny dostawca narkotyków z Bejrutu mu na to nie pozwala. Policja cały czas jest o krok za nimi, ale główna oś to dynamika w klanie. Drugoplanowo pojawiają się kobiety - silna i mądra Kalila, żona Toniego; Amara, młoda żona Latifa, do której nagle dociera, czym się zajmuje rodzina; Polka Ewa, konkubina Abbasa, osoba - oględnie mówiąc - o nieco niestabilnym charakterze i dość stereotypowa (por. wizerunek Polaków za granicą). Są też osoby, które mają wprowadzać pewien element komediowy, chociaż wychodzi to raczej tragikomicznie - młodzi dealerzy Zeki i Issam, a w ostatnim sezonie Maruf.
Nie jest to niemiecki ekwiwalent “The Wire”, policja - mimo że obiektywnie to protagoniści! - jest na marginesie, a zachowania niektórych osób są dość kwestionowalne moralnie. Mój podstawowy problem z tym serialem to próba usprawiedliwienia przestępczej działalności klanu czynnikami niezależnymi - problemami z legalną pracą dla emigrantów, trudnością w uzyskaniu obywatelstwa, prześladowaniem za kolor skóry czy pochodzenie. Wszystkie zarzuty są oczywiście jak najbardziej prawdziwe, problem w tym, że nie każdy emigrant, żeby utrzymać siebie i swoją rodzinę, zabija, kaleczy, sprzedaje narkotyki, zajmuje się stręczeniem i wymuszeniami czy kradnie. Jakkolwiek protagonistą jest “porządny” Toni, który mityguje brutalność innych, ma kodeks moralny czy usiłuje przejść do działalności legalnej, w dalszym ciągu nie jestem w stanie kibicować mu mimo wybielania go jako “tego dobrego” w przeciwieństwie do donoszących do policji wrogów czy samej policji.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 14, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Tak, wiem, planuję właśnie zacząć narzekać na to, na co narzekałam przy każdziutkiej wcześniejszej książce Franzena - że jest nieprzyjemna. Powinnam być mądrzejsza, wszak to Franzen. Okropni, zaburzeni ludzie, za których zachowanie się wstydzę, nawet tylko czytając, zero zrozumienia dla ich motywacji, a jednocześnie coś mnie pcha, żeby czytać, bo to jak podglądanie czegoś szokującego, zdrapywanie strupa, odgryzanie skórki przy paznokciu, będę żałować, ale i tak to zrobię. To nie jest tak, że to zła książka, bardzo dobrze się ją czyta, ale zostawia taki nieprzyjemny osad w głowie.
Jak w innych książkach, Franzen rozgrywa temat erozji rodziny. Początek lat 70., toczy się jeszcze wojna w Wietnamie. Russ Hildebrandt, pastor pomocniczy jednego z lokalnych kościołów, ma kryzys na wielu poziomach - jakiś czas temu został wykluczony z Crossroads (nb. to oryginalny tytuł książki), wspólnoty młodzieży, którą sam założył, za co wini nawet nie zbuntowaną młodzież, ale Ricka Ambrose’a, młodego, charyzmatycznego działacza, którego traktował jak syna; nie może znaleźć wspólnego języka z ukochaną wcześniej córką Becky; nie pociąga go już żona, która się roztyła[1] i straciła cały powab, pociąga go za to jedna z parafianek, owdowiała Frances. Z gracją słonia Russ usiłuje dyskretnie spędzać czas z potencjalną podrywką pod pozorem działalności dobroczynnej. Marion, żona Russa, żyje w ciągłym wstydzie z powodu przeszłości, o której nie chce z nikim rozmawiać do momentu, kiedy nie wyleje się to z niej podczas wizyty u znienawidzonej terapeutki. Najgorsze dla Marion jest to, że terapeutka wcale nie uważa jej za najgorszego człowieka na świecie, a wręcz twierdzi, że została wielokrotnie skrzywdzona i należy się jej współczucie i pomoc. Sposobem na poradzenie sobie z tym dysonansem jest faza manii - cicha żona pastora decyduje się na zerwanie z wizerunkiem łagodnej pani domu, wraca do palenia i zaczyna katować się morderczą dietą, żeby schudnąć i odzyskać życie, które świat jej zabrał 30 lat wcześniej. Clem, najstarszy syn, odkrywa swoją seksualność oraz zobowiązanie, jakim jest miłość, i przerażony tym faktem, decyduje się - wbrew woli ojca, pacyfisty - zaciągnąć do wojska. Becky, rozsądna i odpowiedzialna 17-latka na progu studiów, zakochuje się w zajętym chłopaku z zespołu, co rozpoczyna szereg niekoniecznie rozważnych decyzji. Wreszcie Perry, średni syn, niesamowicie inteligentny, obdarzony doskonałą umiejętnością grania na innych, w tym członkach chrześcijańskiej wspólnoty, okazuje się być lokalnym dealerem narkotyków i manipulatorem, niestety jego cwaniactwo obnaża starsza siostra. I oczywiście wszystko się rozsypuje jeszcze bardziej.
To nie jest tylko książka o rodzinie, ale też o amerykańskim podejściu do wiary i religii, wraz z konkurującymi ze sobą różnymi kościołami. Absurdalnie, najmniej wierzącą osobą jest Russ, pastor, dla którego modlitwa to praca, a nie ukojenie czy siła. Marion, wychowana jako ateistka, w trakcie załamania nerwowego doznała objawienia i właśnie dewocyjna modlitwa pozwoliła jej wyjść z czarnej dziury depresji. Becky, również niewierząca mimo bycia córką pastora, wybrała najpierw wspólnotę, żeby zbliżyć się do ukochanego Tannera, potem - po upaleniu się marihuaną - wpadła w religijny trans, z którego już nie wyszła. Clem wprawdzie nie używa religii do rozwiązania swoich egzystencjalnych problemów, za to wybiera drogę ascezy i rezygnacji z siebie, żeby dać coś innym. O Perrym, któremu po zażyciu ogromnych dawek kokainy objawia się bóg, już nawet nie wspominam. Do tego wszystkiego autor dokłada jeszcze ogromne tło społeczne, w tym konflikty na tle rasowym, wynikające pośrednio z dobroczynności białych w stosunku do mniej uprzywilejowanych - Indian Nawaho i Czarnych.
[1] I tu pozdrawiam serdecznie, otóż Marion - prawie 50-letnia, matka czwórki dzieci - waży oszałamiające 65 kilo. Ale na szczęście robi się bardzo atrakcyjna, bo głodząc się i paląc papieros za papierosem, chudnie 10 kilo i już wszystko się jej świetnie układa. Tyle że nie.
Inne tego autora tutaj.
#72
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 13, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
[30.05.2022]
Zaczęło się od bramek. Bo nawet jeśli się wchodzi na lotnisko jako gość (z identyfikatorem i po podaniu peseli i innych takich), to trzeba przez kontrolę. Dwóm osobom kazano zdjąć obuwie, dziwnym trafem były to w obu przypadkach różowe niubalansy; jedna osoba została fachowo obmacana, dziwnym trafem byłam to ja. Nie narzekam, w moim wieku rzadko się trafia okazja, że ktoś z własnej woli chce dotykać, nawet w rękawiczkach. Po płycie lotniska się chodzi po wyznaczonych trasach, nie żółtych, a niebieskich. W sortowni bagażu do zrzutni nr 13 trafia bagaż z różnych przyczyn zagubiony. Samochód straży pożarnej ma kłujkę, którą się może wbić do palącego się samolotu i wpuścić do środka wodę; jeszcze się taka konieczność nie pojawiła. Można było wsiąść do szoferki albo założyć ciężką, ogniooporną kurtkę strażacką, a ekipa barwnie i z detalami opowiadała o czasie reakcji, ilości wody zużywanej podczas gaszenia i wadze w tonach. Pomachała nam, grupie fotografującej, pilotka samolotu. Niebo robiło robotę, ale startujące samoloty ruszają się strasznie szybko, więc ciężko się wstrzelić z sensownym zdjęciem. Łatwiej, kiedy są holowane przez holownik. Całe wyjście było jak prezent na Dzień Dziecka, lubię lotniska i samoloty.
Udało mi się też zamieść długą sukienką kałużę po pokazie gaszenia #nieustającepasmosukcesów.
GALERIA ZDJĘĆ, zdjęcia pozostałych uczestników na #instameet_poznańairport.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 12, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
photowalk
- Skomentuj
Emerytowani bohaterowie pod wodzą Cohena Babrarzyńcy, do niedawna zasiadającego na tronie Imperium Agatejskiego (por. Ciekawe czasy), zaopatrzeni w tajemniczą beczułkę i porwanego minstrela, kierują się w stronę Cori Celesti, żeby - jak się w trakcie okazuje - zwrócić bogom ukradziony u zarania legend ogień. Co, jak z kolei odkrywa Patrycjusz Vetinari, według jednej z legend może spowodować zapaść magii na jakiś czas, wystarczająco długi, żeby Świat Dysku się rozpadł. Zbiera więc ekipę, składającą się z Leonarda z Quirmu, kapitana Marchewy i słynnego z niemagiczoności maga Rincewinda (tu proszę zaznaczyć, że ten ostatni nie zgłosił się na ochotnika), żeby w zbudowanym przez Leonarda statku powietrznym przeszkodzić bohaterom w ich dosłownie ostatniej wyprawie. Dużą rolę odgrywa Bibliotekarz oraz Myślak Stibbons; pierwszy ma cztery chwytne kończyny, drugi coraz bardziej umie w dyplomację i ma mocny zmysł techniczny. Dużo żartów z korporacji i stylów zarządzania, trochę kreatywnego przekształcania ziemskiej historii wynalazczości i science-fiction, wszystko jest obficie podlane pratchettowskim ciepłym humorem.
”Ostatni bohater” to w zasadzie nowelka, ale całkiem obszerna, a dodatkowo w dużym formacie oraz zawierająca mnóstwo grafik i diagramów, więc dodatkowo uczta dla oczu, tyle że powoli się czyta, bo przewracanie dużych kartek jest taaakie wyczerpujące.
Inne tego autora.
#71
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 11, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, panowie, sf-f
- Skomentuj