W małym miasteczku 10 lat wcześniej ktoś popełnił samobójstwo, skacząc z mostu, co zapoczątkowało wielowątkowo całą serię wydarzeń, która ostatecznie doprowadziła do nieudanego śledztwa w sprawie napadu na bank i tzw. hostage situation (owszem, było to przestępstwo o niskiej szkodliwości, bo bank był bezgotówkowy, a żadnej z osób zamkniętych w mieszkaniu z porywaczem nic się nie stało). Jeden wątek to śledztwo, prowadzone przez Jacka i Jima, ojca i syna; robota nie jest specjalnie wdzięczna, bo przesłuchiwani zakładnicy nie są pomocni, bywają niegrzeczni albo zachowują się jak idioci, a najgorsze, że przestępca jakoś ulotnił się z obstawionego mieszkania bez drugiego wyjścia. W drugim wątku narracja przeskakuje do wydarzeń, które zmusiły osobę napadającą do takiego zachowania oraz do samego porwania zakładników podczas oglądania mieszkania na sprzedaż, co jest dość nietypowe, bo nikt się nie boi, nawet pod lufą pistoletu. Kolejny wątek to terapia Zary, dyrektorki banku, która hobbystycznie chodzi oglądać cudze mieszkania, do czego nie chce się przyznać terapeutce (oraz czemu od 10 lat nosi w torebce list).
Na poziomie intelektualnym oczywiście schemat goni schemat, zaskoczka co do osoby napadacza/porywacza jest dość łatwa do rozszyfrowania, podobnie związki między na pozór przypadkowymi uczestnikami dramatu, ale i tak całość składa się w świetną całość. Z innych książek wiedziałam już, że autor umie w “bohaterowie nie są tym, kim się wydają”, ale i tak zostałam zaskoczona maestrią, jaką wygrał zupełnie niespotykaną sytuację, bez patosu pokazując drugie dno różnych na pozór oczywistych ludzkich zachowań. Do tego jeszcze dochodzi język - mnóstwo ironii i łagodnego sarkazmu, niektóre zdania są jakby żywcem wyjęte z Pratchetta. Świetne, chcę natychmiast wszystkie książki tego autora i niech pisze następne.
PS Jest serial na podstawie, o czym niebawem!
Inne tego autora.
#47
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 31, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Lata 90. Gabriel mieszka w Burundi, bo jego rodzice - ojciec Francuz i matka, Rwandyjka z plemienia Tutsi - przenieśli się z rodzinnego kraju matki z powodu toczącej się przewlekle wojny. Gaby jest szczęśliwy, bo Burundi ma wiele zalet - zielono, spokojnie, rodzice są zamożni i żyją w dobrej dzielnicy, a dodatkowo ma swoich kumpli z ulicy, z którymi kradnie mango i bawi się w opuszczonym samochodzie. Nie interesuje go tęsknota matki za rodzinnym krajem, nie czuje też zagrożenia. Sielskość dzieciństwa przerywają najpierw coraz wyraźniejsze sygnały z Rwandy o narastającym konflikcie między Hutu a Tutsi, potem podobne niepokoje zaczynają się dziać również w Burundi. Rodzice są przekonani, że ich znajomości i europejskie pochodzenie ojca sprawi, że zarówno w Burundi, jak i w Rwandzie będą w stanie - jakby co - opuścić zagrożone miejsca i schronić się poza konfliktem. Nie jest niespodzianką, że przerażająca bratobójcza wojna (mimo wspólnego języka i wspólnego boga) rozpala pożar tak gwałtowny, że rodzina Gabriela rozpada się, a on i jego siostra - osieroceni - lądują w rodzinie zastępczej we Francji. Książka to próba opowiedzenia o brutalnym przejściu z dzieciństwa do przedwczesnej dorosłości, opowiedzeniu nieopowiadalnego, traumie i próbie zdefiniowania tego punktu w czasie, kiedy wszyscy poczuli zagrożenie.
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 29, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, biografia, panowie
- Skomentuj
Lekka hiszpańska obyczajówka o panu Lopetegui (śliczne nazwisko, tym bardziej zabawnie brzmiało, jak wszyscy do niego się po nazwisku zwracali, a nie po imieniu), dość sztywnym i kostycznym wykładowcy uniwersyteckim, który - po śmierci ojca - decyduje się w wieku 45 lat na ryzykowny krok zrobienia wreszcie prawa jazdy[1]. Na kursie nie dość, że uczy się razem ze swoją studentką Yolandą, to jeszcze “cierpliwy” instruktor strasznie bohatera irytuje swoimi żarcikami i ciągłym zwracaniem uwagi, do czego Lopetegui bynajmniej nie jest przyzwyczajony. Pod pretekstem błahej historyjki o nauce jazdy pojawiają się pewne historie z przeszłości profesora - jego skądinąd świetna książka o duchach, którą napisał przed, ale wydał 2 miesiące po premierze “Szóstego zmysłu”, odejście ojca i rozpad małżeństwa - oraz Yoli, która jest córką znanego literata, który, jakkolwiek publikuje świetne książki, tak ojcem jest mocno takim sobie.
[1] Jak to mówi młodzież, totalny rel, ja wprawdzie nie miałam podczas kursu jazdy 45 lat, tylko 34, ale zdawanie z ludźmi 15 lat młodszymi jest… trudne, zwłaszcza kiedy okazuje się, że im wszystko wychodzi od ręki, a dodatkowo wszyscy się dziwią, co tu taki starszy pan (sic!) robi.
Chwilę wcześniej zaczęłam też oglądać inny hiszpański serial, “Paquita Salas”, o agentce celebrytów, który niestety okazał się być nieśmieszny w kierunku żenujący. Rolę ekscentrycznej właścicielki agencji gra dość nieudolnie przebrany mężczyzna, wszyscy udają, że jest to kobieta, tyle że to już nie są lata 90. Możliwe, że umykają mi różne lokalne smaczki, trudno; właśnie wysypało nowym sezonem What We Do in the Shadows, który jest pyszny (sceny z dżinem i powiększaniem penisa, płakałam łzami).
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 28, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Winston Smith, członek Partii Zewnętrznej, pracuje w Ministerstwie Prawdy - modyfikuje treści gazet i książek, żeby były zgodne z aktualną linią polityki Wielkiego Brata. Problem w tym, że doskonale pamięta, że to kłamstwa. Że Oceania, w której żyje, nie zawsze prowadziła wojnę ze Wschódazją, kilka lat temu wszak byli sojusznikami. Wrogowie systemu, opluwani podczas codziennych 2 Minut Nienawiści, byli zasłużonymi członkami Partii Wewnętrznej. Przydział czekolady jeszcze tydzień temu wynosił 50 gramów, dziś pojawiła się informacja, że został podniesiony do 30 gramów, radujmy się. Zaczyna ukradkiem, poza obserwującymi wszystko ekranami, spisywać swoje spostrzeżenia, mając nadzieję, że zrozumie, czemu świat działa tak, a nie inaczej. Wyczuwa, że mijany czasem członek Partii Wewnętrznej, O’Brien, może być jego sojusznikiem, a czarnowłosa Julia na pewno by na niego doniosła, jakby mogła. Dziwi się więc, kiedy Julia niespodziewanie i ukradkiem wyznaje mu miłość. Zaczynają się spotykać, knuć na szkodę systemu i cokolwiek by się nie stało, obiecują sobie, że nigdy się nie zdradzą.
Finał tego zapewne znacie - Wielki Brat doskonale wie, kto nie postępuje zgodnie z doktryną Partii i ma świetne metody na to, żeby nawet taka czarna owca jak Winston wyparła się wszystkiego, co było dla niego święte. Z perspektywy 2023 książką jest dość przegadana, w zasadzie 80% to podawana najpierw powoli, potem - przez zacytowanie samizdatu Goldsteina - już bardziej skondensowanie, ekspozycja świata. Wprowadzenie permanentnej wojny, ograniczenie produkcji na rzecz ciągłego niedoboru, zastąpienie miłości międzyludzkiej nienawiścią i permanentna inwigilacja, to wszystko sprawiło, że powstało społeczeństwo idealnie posłuszne. A tych krnąbrnych można zniszczyć szantażem, torturami i zagraniem na najniższych instynktach. Co ciekawe, wielką miłość między Julią a Winstonem zapamiętałam nieco inaczej - jest przypadkowa, to raczej wspólna nienawiść systemu, a nie wzajemny zachwyt ich do siebie przyciąga. Winston jest nierozważny, fakt, autor wyjaśnia, że w codziennej samotności i poczuciu bycia obserwowanym nie ma możliwości wyrobić w sobie ostrożności, sprytu czy orientacji, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem; decyzje podejmuje się impulsywnie, na podstawie spojrzeń czy snów. Natomiast warstwa dotycząca manipulacji - o, to się w ogóle nie zestarzało, zwłaszcza w dobie setek czasem sprzecznych, a często stronniczych źródeł informacji, których nie dość, że nie jesteśmy w stanie zweryfikować, to jeszcze czasem nie mamy nawet takiej potrzeby, przyjmując prawdę z ekranu za pewnik.
#45 / #1
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 27, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1
[7.05.2023]
Comiesięcznym niedzielnym rytuałem są śniadania w Projekcie Wilson, które czasem przechodzą w leniwy spacer po pobliskim parku i okazjonalnie w wizytę w Palmiarni. Tym razem rodzina dała się namówić, bo wystawa tulipanów (“dopóki nie zwiędną”), a młodzież zawsze chętnie skonsumuje dodatkowe ciasto czekoladowe, mimo że właśnie skończyło śniadanie. Tulipany dopisały, ciasto niestety się zepsuło i nie jest już takie fajne, jak było, z płynną czekoladą i w ogóle.
A tęsknota za tytułową Holandią odzywa mi się zawsze na widok pierwszego tulipana, od lat marzę, żeby na przełomie kwietnia i maja pojechać do Keukenhofu i spędzić dzień wśród milionów rozkwitniętych roślin cebulowych. Kiedyś pojadę, na razie tęsknotę zaspokajam zakupem goudy w Lidlu oraz w podpoznańskich Gołuskach, gdzie w 10 minut mam tulipanów po horyzont. W tym roku byłam influencerką, pół lokalnego Instagrama rzuciło się po namiary i pojechało tamże na zdjęcia. Proszę zapisać, że byłam pierwsza.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 26, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Wielkopolska w weekend, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
goluski, ogrod-botaniczny, palmiarnia
- Skomentuj
Brytyjski komediodramat o dziwnej relacji między Costello Jones, samotną matką, ledwo wiążącą koniec z końcem, niepijącą alkoholiczką, tancerką erotyczną oraz - jak się okazuje - aspirującą pisarką, a homoseksualistą Florianem Selbym, synem lorda i kiedyś dziedzicem fortuny, aktualnie eks-więźniem, hazardzistą i do pewnego stopnia psychopatą. Oboje kochają Iris, 10-letnią córkę Costello, niestety kiedy są blisko siebie, działają sobie na nerwy i eskalują konflikt. Z jednej strony serial pokazuje, jak trudno wyrwać się z ubóstwa i jak ruchy w teorii pomocowe utrzymują ten stan (schroniska, idiotyczne zasady zasiłków), z drugiej, jak ubóstwo jest fetyszyzowane przez lewicę. I jakkolwiek całość się świetnie ogląda, tak miałam wrażenie, że brakuje w tym serialu istotnych fabularnie kawałków - skąd w ogóle przyjaźń Jones i Selby’ego, jaką rolę poza byciem skomplikowaną 30-latką i przyjaciółką ma Gloria, jak Jones wylądowała w zaułku życia i w zasadzie o czym jest ten serial (poza tym, że o tym, że ciężko wychowywać dziecko w niestabilnym świecie biedy).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 24, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Britt-Marie pojawia się w urzędzie pracy i od razu wiadomo, że nie będzie łatwo. Ma ponad 60 lat, nie ma żadnego doświadczenia zawodowego, na co oczywiście się obrusza, bo prowadziła swojemu mężowi dom, wychowywała mu dzieci i reprezentowała go godnie, żeby mógł prowadzić swoją firmę. Coś się jednak zmieniło i teraz potrzebuje pracy od zaraz. Urzędniczka jest coraz bardziej zirytowana, bo Britt-Marie wszystko bierze literalnie, bynajmniej nie rozumie sarkazmu i zaczyna dzwonić do niej z regularnością automatu. Wreszcie udaje jej się znaleźć posadę w Borg, miasteczku kilkadziesiąt kilometrów dalej, gdzie z powodu zapaści przemysłu pozamykano wszystkie firmy, ale przez niedopatrzenie przez miesiąc powinien być czynny gminny ośrodek sportowy i Britt-Marie będzie przez ten czas stróżem. Na miejscu Britt-Marie odkrywa, że ma mnóstwo do zrobienia, bo ośrodek jest zaniedbany, a jej niedoścignioną umiejętnością jest wprowadzanie ładu i czystości. Wchodzi w liczne konflikty z mieszkańcami, oczywiście nie dlatego, że jest taką osobą, co powoduje niesnaski, nie mówi tego, co mówi, żeby kogoś obrazić, a tylko z najlepszymi intencjami. Nie mija dużo czasu, kiedy Britt-Marie pomaga, bo ktoś musi, w lokalnym sklepie/pizzerii/warsztacie samochodowym i zaczyna - wbrew sobie, wszak nie jest taką osobą, która emocjonuje się piłką nożną - trenować lokalną drużynę dziecięcą. Potem jest ofiarą napadu, zakochuje się w niej lokalny policjant, a między wierszami czytelnik odkrywa, co się stało, że Britt-Marie opuściła dom i męża.
Ponownie, autor z takiej typowej Karen, upartej wbrew rozsądkowi, nie umiejącej w zachowania społeczne, agresywno-pasywnej (kolejność celowa), irytującej całe otoczenie, potrafi zbudować pełnowymiarową, wieloznaczną i wrażliwą osobę po traumie, ze skomplikowaną przeszłością. Tak samo też życzliwie pokazuje mieszkańców Borg - bezrobotnych, alkoholików, leniów, cwaniaczków i przestępców - którzy przy bliższym poznaniu okazują się walczyć ze swoimi demonami i mieć pewne powody do takiego, a nie innego zachowania. Oczywiście walnęło też w miękkie, pomoczyłam łzami poduszkę i włosy, mimo że książka raczej utrzymana jest w tonie lekko ironicznym.
Inne tego autora.
#44
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 23, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, panowie, beletrystyka
- Skomentuj
Nasza rzeczywistość, ale z drobnymi zmianami. Jedna z nich to odkrycie, że na całym świecie bez żadnego ostrzeżenia nastolatki zaczynają mieć umiejętność rażenia prądem. Serial skacze między różnymi lokalizacjami (czy przypomina to “Sense 8”? być może), pokazując różne reakcje na odkrycie nowej cechy - w USA chcą dziewczęta izolować, zwłaszcza że hormonalne nastolatki potrafiące wywołać krótkie spięcie wszystkiego np. w samolocie są realnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa, w krajach arabskich użycie energii elektrycznej zostaje zakazane i grozi śmiercią, w Moldovie[1] autorytarny prezydent chce kobiety inwigilować jak przestępców i tak dalej. Wiele wątków - rodzina burmistrzyni ze Seattle, uwikłanej w politykę; religijna wspólnota odrzuconych przez społeczeństwo dziewcząt, do których trafia Allison, słysząca głos Boga-kobiety[2]; nieślubna córka londyńskiego mafioza; trophy wife prezydenta Moldovy, była gimnastyczka; wreszcie bloger z Namibii, który zaczął publikować filmiki o nowym zjawisku. Na razie dostępny jest pierwszy sezon, który rozpoczął wiele wątków i zostawił je w powietrzu, radzę poczekać z oglądaniem, aż (czy) pojawi się zapowiedź kolejnego.
Niestety, jakkolwiek pomysł uzbrojenia nastolatek, które mają potencjał zmienić przemocową dynamikę świata, jest świeży, tak wykonanie w serialu to w zasadzie zepsuły. Wdano się w niepotrzebne wyjaśnienia, że wyładowania pochodzą z WTEM wyewoluowanego organu, którego nie da się usunąć bez szkody dla kobiety, bo jest połączony z systemem nerwowym. I jeszcze to bym łyknęła, ale WTEM okazało się, że można tę moc przekazywać dorosłym kobietom (i co, tak od ręki im rośnie ten organ elektryczny, serio?). Wielość wątków, z których kilka zaczyna się ze sobą łączyć, jest chaotyczna; pozawieszano sporo strzelb (kim jest tajemniczy jutuber, który szerzy nienawiść do kobiet, co z puczem w Moldovie, kim jest głos bogini w głowie Allison i czy w ogóle da się żyć w społeczeństwie, gdzie kobiety są wyposażone w nielicencjonowaną broń, którą mogą zabić każdego w zasięgu kilkunastu metrów), widać spory budżet, ale nie idzie za tym jakość.
[1] To druga różnica - kreatywne użycie geografii. Istnieje tu mityczny kraj zwany Moldovą lub Karpatią, coś pomiędzy Ukrainą, Białorusią a Rumunią za czasów reżimu Ceausescu.
[2] Ależ oczywiście że skojarzył mi się ten dowcip 54.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 22, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Nie podejmuję się streszczać wniosków z esejów Solnit, to coś, co zwyczajnie trzeba przeczytać. Tytułowe pytanie dotyczy prokreacji, które to pytanie zadaje się tylko kobietom i jedyna sensowna odpowiedź to brak odpowiedzi. Autorka analizuje też milczenie i uciszanie jako strategię patriarchatu, co ciekawe, dotyczy to obu płci w różnym zakresie; niedawno przeczytałam analogiczny artykuł Bartosza Sadulskiego z męskiej perspektywy. W pozostałych są obserwacje, czemu niektórych ludzi śmieszą nieśmieszne wszak żarty z gwałtu, odczytywanie “męskich” uznanych książek z perspektywy bohaterek opowieści, dekonstrukcja mitu o łowcy polującym na mamuta, podczas gdy samica czeka w jaskini czy wreszcie analiza męskiej psychozy, że zostanie fałszywie oskarżony o gwałt. Poruszające, posępne, dające do myślenia.
Inne tej autorki:
#43
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 20, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, felietony, panie
- Skomentuj
[2.05.2023]
Zawsze chciałam mieszkać w miasteczku z zamkiem. Wybierając jakieś wakacyjną destynację oczywiście zaczynam od szukania zamków i pałaców w okolicy, a mieszkając w Kudowie dostaje się takich przybytków jak naplute. Náchod jest tuż za miedzą i poza supermarketem Albert (wolę Billę, ale i Albert nie jest zły) nad miastem, na wzgórzu, można do zamku. Ponieważ zamek na sporym wzniesieniu, można do niego po setkach schodów z miasteczka, można też autem na (płatny, aktualnie 50 koron) parking. Akurat padało oraz rodzina miała obiecane indyjskie jedzenie, więc odpowiedź była jakby oczywista i znacznie mniej kosych spojrzeń padło pod moim adresem. Zamek można zwiedzać dwoma różnymi trasami, w różnych godzinach, ja wybrałam zwiedzanie za czasów rodziny Piccolomini, której założyciel był prawdziwym XVII-wiecznym Europejczykiem - Florentczyk, hiszpański żołnierz, wymuszał haracze na Pomorzu, walczył dla cesarza Austrii, a zamek dostał za zabicie swojego ówczesnego czeskiego szefa, Wallensteina (co nie było trudne, bo tenże umierał na powikłania po syfilisie). Zwiedzanie jest tylko z przewodnikiem po czesku, ale Polacy dostają wydruki z opisami, a skoro cała grupa okazała się być z Polski, przewodniczka nie przeszkadzała. Wnętrza są umeblowane i ozdobione tak bardziej na bogato, złoto a skromnie. Bilety można kupić online (niestety ten kawałek po polsku nie działa), bo - zwłaszcza jak jest dużo chętnych - ma się pierwszeństwo. Można też wejść na wieżę, ale że zwiedzaliśmy zamek ostatnią turą o 16:30, to już nie było można; trochę foch, ale i z murów były ładne widoki. W zamkowej fosie jest wybieg dla dwóch niedźwiedzi, uratowanych z cyrku, ale były chyba doskonale zakamuflowane, bo się nie pokazały (foch ponownie). Podsumowując - następnym razem chcę na ryneczek, schodami na górę, na wieżę, drugą trasą po zamku i żeby niedźwiedzie pokazały puchate kupry.
Adresy:
- Love Curry - restauracja indyjska, Němcové 858
- Zamek Náchod - Zámek 1282
- hipermarket Albert - Polská 105
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 20, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
czechy, nachod
- Komentarzy: 2