Ona i on. Poznali się dawno temu, lata 90., czasy kaset, papierowych listów, względnej nastoletniej wolności. Mnóstwo namiętności i fizyczności, przekraczanie kolejnych granic, zaufanie, ty i ja na zawsze, bez względu na świat. Obiecali sobie, że będzie bez wielkich słów, bo nie umieli (jeszcze) w słowa, ale to zaważyło na tym, że się oddalili. On odszedł, ona rozumiała, ona odeszła, on zaakceptował, bo tak było trzeba. Minęły lata, gorące wspomnienia, szukanie wzrokiem w obcym mieście, spotkanie, powrót chociaż na chwilę, rozważanie scenariuszy - czy może jednak by się udało? Czy kłótnia o wynoszenie śmieci zabiłaby namiętność? Czy przekreśliliby swoje przyszłości, lądując na dnie? Jest punkt widzenia obojga na te same sytuacje, z podobną ułomnością pamięci, ale nie wiadomo, jak się losy obojga potoczyły, nie wiadomo, co jest prawdą, a co gdybaniem, ale zupełnie mi to nie przeszkadza, żeby mieć poczucie, że czytam o czymś, co podobno tylko raz na milion lat.
To jedna z tych książek, które ktoś poleca (chyba w tym przypadku Małgorzata Halber), nic o nich nie wiem, zaczynam czytać i mam rosnące zaskoczenie. I zachwyt. Bo jak to jest napisane! Niby zwyczajne wspominki, gdzieś wyziera transformacja lat 90., na tym dzieje się dorastanie i dojrzewanie, zmiana perspektywy, to co zachwycało nastolatka, może wcale nie zachwycać osoby dorosłej, nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, ale jakby tak sprawdzić, woda się mieni. Bardzo ładna książka.
Inne tej autorki:
#91
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 31, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
[7.09.2024]
Do Frankfurtu pojechałam po torebki do herbaty, bo kto bogatemu zabroni. A serio, to nie musiałam, bo znalazłam torebki w Rossmanie, a jakże import z Niemiec. Ale też dlatego, że minęły prawie 4 tygodnie od powrotu z Portugalii, czas najwyższy był gdzieś pojechać. Bo i przy okazji do zoo i na dobry obiad i - co nie do końca wyszło - pochodzić po mieście, w którym znienacka odkryłam mnóstwo podobieństw do Liberca. W Wildparku bez zmian - przechętne daniele, cudowne pręgowce, pieski preriowe, lamy, owce i kozy, dla każdego coś miłego. Restauracja na wybrzeżu Odry z widokiem na Polskę była świetnym wyborem, niestety porcje okazały się na tyle obfite, że nie było już woli, żeby ruszyć w miasto. Nie szkodzi, wrócę.
Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 30, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
frankfurt-nad-odra, niemcy, ogrod-zoologiczny
- Komentarzy: 1
Jest rok 1967, ponad 20 lat po wydarzeniach z 1944 roku autor spisuje swoje wspomnienia z czasów powstania. Jeśli pamiętacie ze szkół opowieści o bohaterskich żołnierzach, również młodocianych, o sprycie i igraniu z niebezpieczeństwem, to nie jest to taka historia. 1 sierpnia zastał Mirona na Starówce u kolegi i kiedy okazało się, że nie może wrócić do domu, jego największym zmartwieniem było to, że ma jedyne klucze od mieszkania, więc jego rodzina do tegoż mieszkania nie wróci. Szybko jednak okazuje się, że w mieszkaniach nie da się już mieszkać, bo bomby i pożary, życie przenosi się do piwnic i korytarzy, powstaje druga warstwa Warszawy; nie jest ważne, czy jest miejsce i czyje jest, ważne, czy w razie bombardowania sklepienie wytrzyma, pod filarami bezpieczniej. Pierwszy miesiąc na Starówce to próba oswojenia nowej rzeczywistości - szukanie wody, jedzenia, ludzi i próba przedarcia się z powrotem do rodziny, co wreszcie się udaje Mironowi 1 września, kanałami, trzecią warstwą miasta.
Powstanie to nieustający hałas, modlitwa, odliczanie od odgłosu spadającej bomby do wybuchu, głód, smród fekaliów i rozkładających się niepochowanych zwłok, strach i przenoszenie się z miejsca na miejsce, gdzie większa szansa na przeżycie. Nie dziwi matka uspokajająca niemowlę słowami “Przestań płakać, i tak nie przeżyjesz” (przeżyły obie), ale to nie znieczulica, tylko sposób na poradzenie sobie z beznadziejną sytuacją i groźbą śmierci na każdym kroku. Bo bomby, bo ostrzał, bo zawalenie się osłabionego budynku, bo Niemcy użyją jako żywej tarczy; większość z ludzi odciętych w Warszawie była ludnością cywilną, bez broni, bez umiejętności walki, chcieli tylko, żeby to się skończyło i wróciła namiastka normalności. Są w narracji - dla równowagi - chwile nawet humorystyczne, ot, życie; Białoszewski czasem bezlitośnie pokazuje naiwność czy wręcz głupotę, inna sprawa, że nikt wtedy nie wiedział nic. Pomijając niebagatelną wartość literacką, to dobry kontrapunkt to koturnowej wersji opowieści o tym, jakie to powstanie było ważne, to opowieść o koszcie.
#90 / #17
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 29, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2024, biografia, panowie
- Skomentuj
Trzy panie zaawansowane wiekowo - sprawna włamywaczka Kinga, analityczna Zuza i wróżbiarka Alicja - stanowią trzon tytułowego gangu. Nie kradną dla siebie, ale dochodzą sprawiedliwości od bezkarnych w sensie prawnym złodziei, naciągaczy i innych, łamiących zasady współżycia społecznego. W sezonie pierwszym ukrywają się po nieudanej akcji w Drugim Domu, placówce opiekuńczej dla seniorów, gdzie demoniczna pani Marzenka wraz z właścicielem lombardu i zarządcą cmentarza urządza spore machloje kosztem podopiecznych. Co ciekawe, pani Marzenka jest kochanką eks-męża Kingi, co ma swoje konsekwencje, bo Igor właśnie wychodzi z więzienia. W sezonie drugim, po wsadzeniu pani Marzenki za kratki, emerytowana ekipa musi wrócić do akcji, żeby uratować niezbyt udanego syna Zuzy od egzekucji długów za pomocą kradzieży zabytkowej figurki Wenus z Kazachstanu (sic!). Ale seniorki seniorkami, jaka fantastyczna jest ekipa policji: niesztampowa policjantka Gujska, mózg całego śledztwa, która nie daje się zbyć pozorami oraz śledczy Albert, szukający wsparcia w zaświatach u nieżyjącej mamusi oraz u właściciela jadłodajni, dostarczyciela kotletów mielonych (i nie tylko).
Zaskoczenie - zabawny i niegłupi serial polski, do tego w obsadzie są głównie seniorzy - Potocka, Kuta, Romantowska, Zbrojewicz, Łukaszewicz, Grabowski. Ma pewne uproszczenia, bo dzieje się w jakiejś takiej Nibylandii, w Naszymieście, tylko wiadomo, że pod Warszawą, ale zgrabna fabuła pozwala przymknąć oko na takie drobiazgi. Fantastyczny drugi plan, zachwycające lokalizacje (klatka schodowa w Drugim Domu!), bardzo mi się podobało.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 28, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 1
[25.08.2024]
Bardzo lubię hotele, zwłaszcza te wyższej klasy, nie słuchajcie, że narzekałam na hotele butikowe w czasach moich częstych wizyt służbowych w Toruniu. Hotel Illon ma kilka budynków w Poznaniu, ten na Limanowskiego jest najmniejszy i bardzo klimatyczny. Kilkanaście pokojów, niektóre z tarasem na dachu, a z tarasu widok na Łazarz, w którymś podobno jacuzzi, na dole restauracja ze śniadaniami. A wszystko to mogłam obejrzeć i dodatkowo zostałam nakarmiona pysznym ciastem w ramach spaceru fotograficznego z grupą @Igerspoznan_.
GALERIA ZDJĘĆ, więcej na #instameet_ilonnboutique.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 27, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
korona-poznania, photowalk
- Skomentuj
Małżeństwo detektywów - psycholożka i matematyk - zostaje poproszone przez Freda, szkolnego przyjaciela Kestera, o wyjaśnienie dziwnego listu. Jego żona Eileen, dziedziczka ⅓ rodowej fortuny, zmuszona testamentem do mieszkania w posiadłości wraz z apodyktycznym bratem Aleckiem i innymi członkami rodziny, zostaje ostrzeżona, że wspomniany brat planuje jej zabicie. Przyjeżdżają więc do pięknego dworu, gadka szmatka, przyjęcie, łowienie ryb i wtem druga siostra - Beatrix - idzie zrobić nielubianemu brat żart, co kończy się jej śmiercią - spada z tarasu do wody na skały. Niebawem zostają znalezione też zwłoki Aleca, telefon przecięto, ale dzięki inżynierskim umiejętnościom Freda, udaje się połączyć z policją. Ponieważ zamek jest odcięty od świata, mordercą jest ktoś z domowników lub gości, niestety czas śmierci Beatrix wyklucza wszystkich. Sprawę rozwiązuje oczywiście Kester z dopingiem wiernej i zachwyconej Jocelyn, która służy jako gumowa kaczuszka i obiekt ciągłego mansplainingu.
Domyśliłam się, zapewne trochę po tytule, że niekoniecznie trzeba wierzyć temu, co świadkowie widzieli. Dla nieco większej frajdy przydałby się plan zamku, ale domyślam się, że narzezanie takiego byłoby trudne. Klimat brytyjskiej, nieco zdegenerowanej szlachty autorom udało się oddać dość dobrze, ale szowinizm i protekcjonalność bohaterów sprawiają, że podczas czytania przewraca się oczami.
Się je: cynaderki (na kolację), baraninę i apetycznie wyglądające sałatki (na zamku).
Się kpi: z ubrań żony, z jej nieumiejętności czytania drzewa genealogicznego (jasne, ziom, ona chce, żebyś się poczuł ważny, jak jej wyjaśniasz).
Się pije: czerwone wytrawne wino, Johnnie Walker z lodem, koniak (na nerwy).
Się tresuje psa: dobrą kiełbasą.
Się narzeka: na tę dzisiejszą młodzież - A panna Beatrix! Chociaż z innego ojca i z innej matki niż pan Colin, to przecież miała mu być za siostrę, bo za córkę ją nasza pani wzięła. Tak się od małego kochali, że potem już nie jak siostra z bratem. Pewnikiem inna krew się odezwała.
Się pali: „Playersy”, długie amerykańskie.
Się ma romans: z nudów.
Inne tych autorów, inne z tej serii.
#89
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 26, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie, panowie
- Skomentuj
Louisa z dnia na dzień traci ulubioną pracę w kawiarni, zmuszona jest więc szukać nowej. Nie ma specjalnie żadnych kwalifikacji poza otwartością i dobrą wolą, więc perspektywy nie są szerokie, ale ostatecznie znajduje stanowisko opiekunki osoby z paraliżem czterokończynowym. Sparaliżowany Will przed wypadkiem był rzutkim biznesmenem, z piękną narzeczona i znaczącą kasą na koncie, teraz jednak jest nastawiony do świata wrogo, bo nie ma opcji na wyleczenie; Lou nie jest zachwycona, ale rodzina potrzebuje pieniędzy, więc zaciska zęby. Dodatkowo, po jakimś czasie, dowiaduje się przypadkiem, że została zatrudniona w ukrytym celu - Will planuje za pół roku wyjazd do Szwajcarii w celu wspomaganego samobójstwa, a ona - młoda, energiczna, zabawna - ma go od tego pomysłu odwieść. Nie lekarz, nie ksiądz, nie narzeczona, nie rodzina; łatwo się domyślić, że wszystko zawiodło, a presja, pod jaką Lou została bez jej wiedzy postawiona, jest ogromna.
Można do tej książki podejść na dwa sposoby - albo się zżymać, bo klisza kliszą pogania, zabawna przypadkowa dziewczyna pokazuje osobie z paraliżem, że mimo wszystko życie jest piękna, a sama też przy okazji rozpracowuje swoją traumę sprzed lat, albo można cieszyć się sympatyczną lekturą, nieco przypominającą książki Marian Keyes. Ja wybrałam drugą opcję, może nie jestem specjalnie wyrafinowaną czytelniczką, ale chyba zwyczajnie potrzebowałam takiej feel-good (mimo tematyki) lektury. Szczególnie lubię te kawałki o rodzinie Clark - złośliwej, ale czułej siostrze, bałaganiarskiej matce opiekującej się dziadkiem z demencją czy wycofanym, ale kochającym ojcu. Nie wykluczam lektury kolejnych tomów cyklu.
#88
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 25, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Zygmunt, jeden z dyrektorów kombinatu obuwniczego, dostaje telegram z Paryża z zaproszeniem na uroczyste odczytanie testamentu jego francuskiego dziadka. W jeden dzień załatwia paszport (uhm!), bilet na samolot i odkrywa, że tuż obok siedzi piękna sekretarka, panna Ewa, która okazuje się jego kuzynką (co jednak wcale nie sprawia, że wydaje się mniej ponętna). Na miejscu w domu dziadka czeka już reszta ekscentrycznej rodziny, a podcza odczytania dokumentu okazuje się, że to takie Squid Games - majątek dostają ci, co wytrzymają do śniadania o 6 rano. Jest krótki epizod w klubie ze striptizem[1], ale bohaterowie nie uczestniczą w rozrywkach, pada pierwszy trup. Po powrocie krew się leje, tworzą się sojusze, a rano - kiedy zostają tylko Polacy - okazuje się, że dziadek kazał wystrzelić się w kosmos i dzięki dylatacji czasu wrócić za 100 lat (bzdura, ale niech będzie). Problem w tym, że Zygmuntowi gb jfmlfgxb fvę śavłb, n cbqpmnf śavnqnavn qbfgnwr gryrtenz m Cnelżn…
Są książki dobre, są książki słabe, ale niezamierzenie zabawne (zwłaszcza z okresu PRL) i są książki do niczego. Niestety ta należy do ostatniej kategorii. Liczyłam na jakąś rodzinną intrygę z teściową-pijaczką, dwoma rezolutnymi synami, żoną i potencjalną kochanką-sekretarką, niestety nie dostałam nic, nawet głupiej zagadki kryminalnej.
Się je: owsiankę (niechętnie), pasztet i sałatkę z homarów (w klubie nocnym), w girlandach majonezu i zieleni: kraby, żabie udka, pasztety, salami, polędwica, szynka, pomidory, pieczona kura i, jako główny przysmak, ślimaki faszerowane ślimakiem, przesyconym czosnkiem (na rodzinnej kolacji w Paryżu).
Się pije: koniak (na butelki), lurowatą herbatę, mleko (na kaca), francuskie wino (w samolocie), veuve-clicquot.
[1] Klub to oczywiście przykład, jak sobie ludzie wyobrażają dekadencję - a to roznegliżowany Czarny na wejściu, w środku ciemnoskóry Hindus za barem, panowie w damskich szmatkach i z makijażem, ruletka, porno i narkotyki.
Inne tej autorki.
#87
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 24, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, kryminal, panie, prl
- Skomentuj
Dove, dziennikarka pochodzenia irlandzkiego mieszkająca w Londynie, zostaje przez swojego szefa “urlopowana” po tym, jak jej informator w aferze związanej z nadużyciami w służbie zdrowia odbiera sobie życie. “Urlopowana”, bo jedzie do Irlandii wspierać swoją lokalną wiedzą Gilberta i Emmę, dwójkę twórców podcastu typu true crime, którzy chcą opowiedzieć o tragedii sprzed ponad 20 lat, kiedy to podczas obchodów święta Samhain zniknęły dwie osoby, a jedna wróciła z rozbitą głową i zanikami pamięci. Zirytowana Dove wkurza się jeszcze bardziej, kiedy orientuje się, jak powierzchowne i nic nie wnoszące jest śledztwo Gilberta, który odwiedza puby i odpytuje ludzi, dając się zbyć odpowiedzią “nie wiem, nie pamiętam, ale mogę zaśpiewać piosenkę oraz napijmy się”. Ekipa szybko wpada w kłopoty, bo z jednej strony mają grację słonia, z drugiej - za namową Dove - zaczynają drążyć i odkrywają nie jedną, a kilka tajemnic oraz sporo przestępstw.
Nie wiem, kto klasyfikował ten serial jako komedię, ale srodze się pomylił. Owszem, zdarza się humor sytuacyjny na styku tępawy Amerykanin kontra sarkastyczni Irlandczycy czy cyniczna dziennikarka śledcza kontra naiwna praktykantka, ale to tyle. Bywa za to niebezpiecznie, bo w tle pojawia się brutalny gang przemytników, Interpol ściga nielegalny handel żywiną, są powidoki po IRA oraz do akcji włączają się Irish Travellers, mający w niejakiej pogardzie prawo. Zarówno Dove, jak i Gilbert mają za sobą dramatyczne wydarzenia, z którymi muszą sobie poradzić. Ale tak, to komedia oczywiście.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 23, 2024
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Bardzo bliska nam dystopia - w USA, po obaleniu Roe vs. Wade w 2022, szybko uchwalono prawa zarodka na równi z prawami człowieka, gdzie za aborcję, pomoc w aborcji czy nawet wiedzę o tym, że ktoś chce aborcji dokonać, ląduje się w więzieniu (nawet nieletnie). Cztery bohaterki - Córka, Żona, Biografka i Znachorka - opowiadają o swojej rzeczywistości. “Córka”, nastoletnia Mattie zaszła w ciążę, której nie chce, bo sama została oddana do adopcji i chociaż żyje w szczęśliwej rodzinie, nie chce narażać potencjalnego dziecka na to, przez co sama przeszła. “Żona”, Susan, nie pracuje, zajmuje się domem i dwójką dzieci (trójką, jeśli liczyć toksycznego i nie zainteresowanego rodziną męża); rozpamiętuje macierzyństwo i usiłuje przypomnieć sobie szczęśliwszą siebie sprzed zostania matką. “Biografka”, Ro, spisuje w wolnym czasie historię dziewiętnastowiecznej polarniczki z Wysp Owczych, a na co dzień pracuje w liceum, uczy Mattie i przyjaźni się z Susan, żoną jednego z nauczycieli. Ro rozpaczliwie usiłuje zajść w ciążę, zanim wejdzie w życie zakaz wspomagania rozrodu u osób samotnych, bo tylko heteroseksualne pary mogą starać się o dziecko. Wreszcie “Znachorka”, Gin, ekscentryczna samotniczka, trzymająca się daleko od ludzi, ale w razie czego pomagająca kobietom w różnych sytuacjach, staje się wspólnym mianownikiem łączącym wszystkich, kiedy zostaje oskarżona o “spędzanie płodu” przez eks-kochankę, zastraszoną przez męża.
Uwspółcześniona, łagodniejsza wersja świata z “Opowieści podręcznej” - tu kobiety mogą jeszcze pracować, ale ich prawa są zawieszone, kiedy pojawia się kwestia rozrodu, wszak komórka ma takie sama prawa jak matka. To, co wspólne, to władza mężczyzn - każda z kobiet jest w sytuacji gorszej niż mężczyzna, który nie zachodzi w ciążę, który może zniknąć, kiedy dokona się zapłodnienie, którego głos jest bardziej słyszalny niż nawet najsilniejszy głos kobiety czy wreszcie konstytuuje rodzinę. Spoiler alert: mimo drakońskich kar wcale nie rodzi się więcej dzieci, zaskakujące.
#86
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 22, 2024
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2024, beletrystyka, panie, sf-f
- Skomentuj