Jeśli jeszcze o tym nie wspominałam, to wspominam. Mam sklerozę. Oglądałam mnóstwo filmów, czytałam mnóstwo książek, ale z wielu z nich niewiele mi w pamięci zostało. I ze sporym zaskoczeniem odkryłam, że "Szczury z supermarketu" to świetny film. W zasadzie najlepszy (Dogmę jednak trochę trzeba oddzielić). Jest wszystko, co fajne - dwa wątki o rozpadających się związkach, świetni Jay i Silent Bob, którzy snuli chytre plany rozwalenia sceny, godne Pomysłowego Dobromira (zwłaszcza Silent Bob, który mało mówi, ale jak coś powie, to klękajcie narody, a poza tym "Adventure, Excitement. The Jedi craves not these things"). Ben Affleck w zwyczajowej roli drętwusa-jebaki. Dla fanów "My Name Is Earl" - główną rolę gra Earl. A Randy cały film dzielnie wgapia się w holograficzny obrazek i usiłuje zobaczyć żaglówkę (jak ja go rozumiem, astygmatycy nie widzą :-/).
Jak na Smitha, film jest stosunkowo najmniej wypełniony wulgaryzmami i w przeciwieństwie do Chasing Amy - więcej akcji niż smętnego filozofowania.
Idąc za ciosem, zrobiliśmy mały maraton. Clerks I to świetny film, mimo że czuć, ze debiut i że kosztował na nasze jeden średni samochód. Uwielbiam Smitha za to, że nawet jak jego bohater jest ostatnim fajfusem (poza "Chasing Amy"), to jednak jest fajnym facetem, rozumie, co źle zrobił i się go lubi. I za to, że nie zawsze jest się grzecznym dla klienta ;-) A już tło (czyli klienci sklepu czy nieodmiennie stojący pod sklepem Jay & Silent Bob z kuzynem z Rosji - poezja. I kot robiący kupę do kuwety przy kliencie!). Bardzo fajna jest lektura trivii z IMDB - o alternatywnym zakończeniu, w którym Dante ginie, o konstrukcji wzorowanej na "Boskiej komedii" czy o tym, czemu w sklepie są zasłonięte żaluzje.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 1, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Trzy nowelki o małym miasteczku. Nazywa się inaczej - Proboszczowice, ale tak naprawdę to Kowal pod Włocławkiem. Autor zabiera czytającego w nostalgiczną podróż, pokazując mu wspomnienia z dzieciństwa i ze szkoły podczas wizyty w miasteczku po paru latach.
Sielsko, ale przaśnie - seks na żydowskim cmentarzu, puszczanie pawia podczas kościelnego festynu, małomiasteczkowa kurwa, pani sklepowa, która lubiła się rozbierać (za "moich" czasów miała już swoje lata i sprzedawała buty w sklepie przy ul. Chopina we Włocławku) i wodzić na pokuszenie lokalny aktyw kościelno-partyjny, nauczyciel, którego na pasku wyciągnęły dziewczęta z kibla, knur rozpłodowy pani Listewskiej, facet, który popełniał samobójstwo, bo go żona porzuciła, sławojka, która wpadła z rozpryskiem w gnojowisko czy rolnik Karaluch, który szedł zabijać świat deskami. Czytałam wielokrotnie, lepsze od Konopielki.
Mały nakład, 5000 egzemplarzy.
#68
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 31, 2006
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Przeczytali mnie -
Tagi:
2006, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 31
Bardzo wiernie zekranizowana, o czym wspominałam. Książka jest może ciut bardziej dosadna, więcej trupów, flaków i krrrwi. Dla wielbicieli gore - pozycja obowiązkowa. W zasadzie chyba tylko wzbogacona jest o panią, która uprawia seks tantryczny i ma największy orgazm ever (tylko szkoda, że ostatni ;-)).
Inne tego autora:
#67
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 31, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Królowa była zachwycona. Wprawdzie nie jest to wielowątkowa etiuda jak Clerks, ale całość jest zupełnie zgrabną historyjką o miłości i przyjaźni. Przeplataną licznymi wulgaryzmami, masturbacją, konfliktem między starwarsowcami a tolkienistami, odrobiną seksu międzygatunkowego. no, o życiu takie. Pojawiają się bohaterowie poprzednich filmów Smitha - Earl z bratem Randym (tutaj jako kolega z high-schoola, aktualnie milioner i klient podsklepowych dealerów), Jay & Silent Bob (jak zwykle stoją przed sklepem, handlują stuffem i rzucają mięsem) czy Ben Affleck (w zwyczajowej roli frajera).
Mimo że film jest od 15 lat, radzę poczekać z młodzieżą. Nie bez powodu jest.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 31, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Kot rozpruł sobie całość. Aktualnie jest ponownie zszywany :-/
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 30, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarze wyłączone
Zbiór felietonów o tym, że warto być bogatym. Ogólnie wiadomo, że najlepiej być młodym, bogatym i zdrowym, ale tutaj autor skupia się na tym, co fajnego można mieć za ciężko zarobione pieniądze. I nawet nie chodzi o to, żeby pieniądze lokować w biżuterii, obrazach czy funduszach i patrzeć, jak rosną. Najfajniej jest, gdy ma się z tego przyjemność. Dobre wina, szampan, kawior, luksusowe restauracje, letni dom w atrakcyjnej okolicy turystycznej, ekskluzywny hotel, ręcznie szyte koszule, prywatny odrzutowiec - to wszystko się składa na podejście - "warto żyć".
Wyjątkowo się zgodzę - żyje się nie po to, żeby pracować, tylko po to, żeby po pracy mieć kiedy i na co wydawać to, co się zarobiło. Niestety to, co jest najcenniejsze - czas na ogólnie pojęte pożywianie się tym wszystkim, co przyjemne - jest nie do kupienia (chociaż... zapłacenie komuś, żeby pracował, gdy ja w tym czasie piszę i czytam - Albercik, to działa ;-)).
Inne tego autora tu.
#66
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 28, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, felietony, panowie
- Skomentuj
Kotek został dzisiaj odszwiony (na żywca, bez problemu, nawet nie pisnął), nie rozpruł się i, pomijając dziurkę po drenie, jest w stanie bardzo dobrym. Dziurka ma okazję się zarosnąć w ciągu następnego tygodnia. Jeśli nie - w razie czego jeszcze jeden szew.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 27, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Koty
- Komentarzy: 4
"Biuro" występuje w dwóch wersjach - oryginalnej brytyjskiej i remake'u amerykańskiego. Mnie się podoba amerykański, TŻ - angielski. A serial się spodoba każdemu, kto pracował w jakimkolwiek szeroko pojmowanym biurze. Szef - bucowaty wieśniak (tak typowy, że a), przydupas szefa, ładna sekretarka, w której się kocha naczelny handlowiec (w biurze chwilowo, zamierza wrócić na studia na psychologię), ale nie ma szans, bo sekretarka ma narzeczonego-nagazyniera (też trochę buca). Dodatkowo fajny jest kontrast między wersjami - w angielskiej nie ma problemu z wysyłaniem obrazków z dwoma panami posuwającymi kobietę z doprawioną głową szefa, co jest nie do pomyślenia w amerykańskiej (tam odbywa się szkolenie z koegzystowania z ludźmi innych ras). W angielskiej po pracy cały zespół idzie na wódkę do knajpy (również z szefem), gdzie głuszą panienki. W amerykańskiej - organizują mecz w kosza. W angielskiej przychodzi praktykantka, która się migdali z pracownikiem tymczasowym. A amerykańskiej - przychodzi komiwojażerka i z wielkimi szykanami odwozi ją do domu handlowiec (nawet nie ma czajnika z gotującą się wodą). Do tego uwielbiam formułę tego serialu. Realizowany jest - jak początkowo Sex in the City - w formie dokumentu. Aktorzy mówią tak trochę do kamery, a jak nie mówią, to zerkają oczkiem, czy są kręceni.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 26, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 1
No co ja mogę, że lubię historie o babeczkach? L Word to serial o lesbijkach z Los Angeles (to takie ichnie zagłębie z lesbijkami płci obojga). Zgadzam się, że to taka trochę wenezuela, ale bardzo przyjemnie się ogląda. Jest pikatnie, czasem erotycznie, bohaterki są ciekawe i mam trochę takie poczucie, jakbym przez dziurkę od klucza obserwowała trochę inny świat. Po części dostałam odpowiedź na swoje wątpliwości, jak mógłby wyglądać świat bez walki płci (lepiej, choć może nudniej ;-)). Nie czekam na następny sezon jak na Lost czy Prison Break, ale jestem na "tak".
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 26, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Przez ostatnie 60 lat z Ziemi zniknęło 4400 osób. Dzieci, starszych, kobiet, mężczyzn. I nagle wrócili, tacy sami, jak wtedy, kiedy zniknęli - dla nich czas się zatrzymał. No, niezupełnie tacy sami - niektórzy odkryli u siebie dziwne zdolności. Zajęła się nimi Agencja Bezpieczeństwa Narodowego.
Pozycja obowiązkowa dla tych, co lubią X-files. Ale też i dla tych, co nie lubią. Jest agencja rządowa, spisek, tajemnica, trochę sf-u, ciekawe postaci, błyskotliwa para agentów (agentka znacznie fajniejsza niż Scully), nerd trzymany w piwnicy, który - jakby co - z komputerów wyciągnie to, co można wyciągnąć. Fajne jest to, że sezony kończą się we w miarę spójny sposób.
W pierwszym sezonie (5 odcinków) pokazują się zdolności paru powracających. Ze śpiączki, w którą zapadł w momencie "zniknięcia" kuzyna, budzi się syn agenta Baldwina. Powracający usiłują wrócić do swoich dotychczasowych rodzin i życia, jeśli jeszcze je mają. W drugim (12) okazuje się, że nie wszystkie zdolności są dobre, nie wiadomo, komu wierzyć. Sezon trzeci - pewnie się dowiem za jakieś dwa tygodnie ;-)
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 23, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj