Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

... and Wednesday too...

(Wiem, już czwartek).

Nie zawsze to, co ładne, jest smaczne. Jakoś się nie składało, żebym miała okazję próbować zielonego kalafiora. I rozczar. Fraktalny, a nijaki. I bułkę tartą mole mi zżarły.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 22, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 5


Po jedenaste, opakowania podpisuj

Dochodzą do mnie z Fabryki wieści, co znajduję cennym a odświeżającym. A to w kolejny piątek pojawia się informacja o zwolnieniu kogoś, zwykle opisana enigmatycznym "postanowił szukać nowych wyzwań i możliwości", a to pół firmy szuka ładowarki do Nokii z grubą końcówką, a to - co częste - odzywa się kolejny głos w kwestii uporządkowania zasyfionych lodówek. Jak mogą być zasyfione, wiadomo (cała gama pleśni, rozlane mleko, przymarznięte do ściany opakowania, chociaż rekordem były - uwaga, hardcore - przylepione do tylnej ściany sztućce, zdjęcie mogę pokazać chętnym). Pojawił się nakaz podpisywania żywności, bo wtedy łatwiej znaleźć winnego hodowli glonorosta. Padłam ofiarą którejś tam edycji czystki, ponieważ nie dostałam maila z ostrzeżeniem i z lodówki zniknęło moje śniadanie (pozostał tylko jeden pojemnik, ale o tym za chwilę[1]). Dziś Q. doniósł, że na fali porządków ZŚP przylepił na bezpańskiej musztardzie karteczkę treści "Proszę podpisywać żywność". Na dole karteczki ktoś czerwonym pisakiem dopisał "MUSZTARDA".

[1] Mój pojemnik się uchował, bo miał napisane "CUKIER". Trochę #facepalm.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 22, 2009

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Komentarzy: 6 - Poziom: 2


Wojciech Duda-Dudkiewicz - Kultowy PRL

Spodziewałam się po tytule czegoś innego (odsłony serwisu o kultowych rzeczach [2021 - link nieaktywny] z okresu PRL-u - relaksach, gumie Donald czy kasetach Stilon Gorzów), ale taka już uroda książek branych "na tytuł" z podaj.net. Zamiast oczekiwanych anegdotek przedmiotowych książka zawiera zestaw felietonów - i politycznych (które przekartkowałam ze względu na brak zainteresowania i wiedzy na temat polityki, jak kogoś interesuje historia okrągłego stołu czy Solidarności Walczącej, to znajdzie coś dla siebie), i społecznych. Te drugie przejrzałam z większym zainteresowaniem, bo i historia "Wojny domowej", zaproszenia "Rolling Stones" na koncert czy kariery Połomskiego i Ireny Dziedzic dość dobrze pokazują wpływ ustroju na kulturę masową w tych czasach. Niespecjalnie mam jednak przekonanie, że warto książkę mieć, bo literacko nie wciąga, a w niektórych tekstach brakuje jakiejś takiej myśli przewodniej, sensu, dla którego powstały. Nie jest to zła lektura, ale taka nijaka.

#46

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 21, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: felietony, panowie, prl, 2009 - Skomentuj


Round the clock

Dla pamięci cytat, znaleziony na jednym z przypadkiem napotkanych blogów [Zapiski Teściowej - link nieaktualny w 2019], a mądrze ujmujący moją niechęć do apgarów:

(...) napiszę, nie podając żadnych cyfr, bo ludzi się na metry ani kilogramy nie mierzy.

Ale to tak tytułem dygresji. Bo ja chciałam o tym, że w macierzyństwie najtrudniejsze jest to, że nie ma urlopu, weekendu i po godzinach. Od 8 (słownie: ośmiu) tygodni jestem na nogach. Patrzę, nasłuchuję, obserwuję, idę co chwila zajrzeć, zerkam, dotykam i wącham. Czy wszystko dobrze. Czy wystarczająco dużo razy. Czy to nie jest już niepokojące. Nawet w nocy; budzę się i nasłuchuję, czy w ciszy słychać ten delikatny oddech. Do niedawna budziliśmy Maję na karmienie koło północy, ale na próbę zaczęliśmy pozwalać jej spać, zakładając, że ona najlepiej wie, czy jest głodna. Wczoraj obudziłam się przed czwartą i słuchałam odgłosów ciamkania i ślurpania językiem przez sen, po czym jednak potomstwo obudziłam, żeby nakarmić, bo wszystko mi się w środku zwijało z irracjonalnego strachu, że padnie z głodu. O tym, co się dzieje, kiedy dziecko wymiotuje, a w wielkich oczach ma przerażenie, nie wspomnę. Chyba dłużej dochodzę do siebie po tym niż Maja, która po zdeponowaniu zawartości żołądka na mnie, sobie, podłodze i czym popadnie, uśmiecha się radosnym a bezzębnym wyszczerzem i sugeruje, że teraz może coś opierdolić na ciepło.

Dalej znajduję zabawnymi te wszystkie rady z okresu ciąży, żebym się wyspała na zapas. To nie o sen chodzi, tylko o to szarpiące nerwy poczucie obowiązku. Senność to dodatkowa atrakcja, wypadkowa znużenia psychicznego tej ciągłej uwagi. Czasem śpię nawet więcej niż przed urodzeniem dziecka, a mimo to kiwam się z zamkniętymi oczami podczas karmienia, zsuwam sobie głowę na kolana podczas usypiania dziecka i w pozycji poziomej zapadam w szezlong. I dzień za dniem przelatuje mi przez palce, bo kiedy Maja zasypia, ja zasypiam też, nawet jeśli nie chcę.

I nieustająco doprowadza mnie do zimnego wkurwu pogoda, przeszkadzająca robić zdjęcia, wychodzić i wystawiać twarz na promienie jesiennego słońca.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 21, 2009

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 9 - Poziom: 3




Golden Brown

Do OPI na - jak to mówią amerykanie - manipedi zaczęłam chodzić głównie dlatego, że było po drodze i mieli dla mnie czas. Ale ujęli mnie przede wszystkim kreatywnymi nazwami lakierów. Ot - Barefoot In Barcelona, No Spain No Gain, Lincoln Park After Dark, We’ll Always Have Paris, Kinky in Helsinki, Louvre Me Louvre Me Not czy Don't Socra-tease Me! Ale ja nie o tym (głównie dlatego, że teraz mi do OPI nie po drodze, a szkoda), tylko o tym, że potoczne nazwy kolorów są takie ubogie. Bo chryzantemy ze schrzanionym balansem bieli też są w jakimś stopniu różowe jak te z bardziej realnym, ale zupełnie inne (i to takie urocze, że co druga restauracja ozdabia nimi wejścia).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 17, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Skomentuj


Wzruszyłam się

Ja się w ogóle ostatnio łatwo wzruszam. H. była wczoraj i przywiozła mi prezent od Eri [2019 - link nieaktywny]. Normalnie mi miękko w kolanach się zrobiło. Zwłaszcza z kotka Szarszyka. I z kotka cz-b. I ze wszystkiego.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 16, 2009

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 8


Leverage

Całkiem zgrabna amerykańska kalka brytyjskiego "Hustle'a". Całkiem, bo na każdym kroku widz jest informowany (na wypadek, jakby zapomniał), że zespół robi tylko "uczciwe" przekręty (co jeszcze łopatologicznie podkreśla polski tytuł), rekompensując dobrym stratę, jaką ponieśli od złych. A to sierotka z terenów zrujnowanej wojną Serbii, a to weteran z Iraku, fundacja charytatywna, właściciel wywiezionego z hitlerowskich Niemiec kosztem życia ojca obrazu czy szantażowana rodzina. Żadnych mglistości, szarości - źli są źli, dobrzy są dobrzy. Do połowy drugiego sezonu w teamie nietypowo nie ma pięknej kobiety - jest sprawna złodziejka Parker i oszustka Sophie (Jane z "Coupling"), dla urozmaicenia jest biały mięśniak Eliot i czarnoskóry haker Hardison. Całością operacji dowodzi alkoholik, Nathan Ford, były ekspert ubezpieczeniowy. Przed przerwą w drugim sezonie Sophie została zastąpiona ładną blondynką Tarą, co pewnie pozwoli pociągnąć jakiś wątek romansowy w ekipie.

Przyjemne do obejrzenia, acz bez rewelacji.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 14, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Moment przed wczorajszym gradem

Zaglądam za płoty. Większość domów jest skrzętnie, po polsku, zagrodzona parkanami, zardzewiałymi (a jednak szczelnymi) blachami, rozsypującymi się drewnianymi sztachetami albo - nie wiem, co gorsze - owinięta zieloną siatką typu betafence (ta bardziej zadbana) lub starą, porośniętą rdzą drucianą siatką w kształcie rombów. Za płotami pochowane są stare wanny, struple samochodowe, sterty cegieł, które pozostały z budowy, niewykończone balkony (wiem, przyganiał kocioł garnkowi, niech ten, kto nie ma listew przypodłogowych pierwszy rzuci kamieniem), obite wiadra, zapomniana opona, w której zagnieździły się już samosiejki. Czasem nawet to miniwysypisko ozdobione jest ogródkiem kwiatowym, pergolą z różami czy równymi zagonkami astrów.

Wolę jednak te domy, które płot traktują jako wizualny element krajobrazu albo wręcz po skandynawsku rysują tylko cegłą bądź drewnem przegrodę między ogrodem a chodnikiem. Jakoś tak milej. Zwłaszcza że sezon na dynie, a nic tak malowniczo nie rozłoży się na schodach jak mała kolekcja tych kolorowych, w jesiennych barwach.

Dają gdzieś w Poznaniu Pumpkin Latte?

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 14, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj