Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Czcij kozę swoją albo 23 miesiące

"Bika" to brudne, mokre, brzydkie, w każdym razie do wymiany, przebrania czy umycia. "Pyciepycie" to napój, niestety najchętniej coca-cola, więc pijemy ukradkiem i po 22. "Kiki" to czasem wiewiórka, ale i podskakiwanie na piłce. Mnóstwo onomatopei, zwłaszcza świnkę i kozę odrabia rewelacyjnie. I najczęściej powtarzane "Nie dzidzia, nie!" w celu wykluczenia konkurencji nawet przy przechodzeniu przez ten sam chodnik.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 26, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 3


A w Starym Zoo

... postawili przy małpiarni figury małp wielkości należytej. Łatwiej zobaczyć niż małpy za szkłem, bo tajniaczą się za krzakami i przemykają szybko w prześwicie. Owce kameruńskie, ustawione w sformowaną bojówkę, beczały przeraźliwie i usiłowały pozyskać walory spożywcze od przechodzących, ale nie tędy droga, bo wyraźnie stał napis, że nie karmić. Na karuzeli dawali w nagrodę za jazdę naklejki z Królem Lwem (czy ja chcę mieć taką naklejkę gdzieś w domu nalepioną?). Najładniejszy był (oczywiście poza Majem) koroniec plamoczuby. Lubię Stare Zoo na niedzielny spacer.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 24, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tagi: ogrod-zoologiczny, zoo - Komentarzy: 9


Niebo nad Berlinem

Anioły widzą świat, ale bez kolorów. Umieją czytać ludzkie myśli, ale nie potrafią sprawić, że komuś szybciej zabije serce. Widzą ich tylko dzieci. Spotykają się w berlińskiej Bibliotece Państwowej i wymieniają notatkami z życia smutnych, szarych ludzi. Opowiadają sobie o tym, jak na podstawie myśli wyobrażają sobie ich uczucia. W pewnym momencie jeden z aniołów, Cassiel, zaczyna coś czuć do obserwowanej przez niego cyrkowej akrobatki i rezygnuje z bycia aniołem, żeby móc poczuć miłość, zobaczyć kolory, zrozumieć o co chodzi w muzyce Nicka Cave'a i czemu zimą jest zimno.

Berlin Wendersa to Berlin sprzed zburzenia Muru, podzielony, szary i melancholijny. Świat dziwny i spokojny, niespiesznie dziejący się obok. U-bahn łączący tę część, z której ludzie nie chcieli uciekać, z tą, na której smutny staruszek nieustająco szukał placu Poczdamskiego.

Film zdobył dla mnie dodatkowe punkty za postać Petera Falka, grającego siebie - amerykańskiego aktora w niemodnym prochowcu na planie kręconego w Berlinie filmu, człowieka, który czuje obecność aniołów i mruży do widza swoje sztuczne oko.

[Tekst "Kino z Berlina" do Magazynu Business&Beauty, wrzesień 2011].

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 24, 2011

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie - Skomentuj


I już po prawie miesiącu

... mam śliczną, błyszczącą, czyściutką (jeszcze w środku, bo na zewnątrz pada, błoto i w ogóle) i pachnącą C3 w egzotycznym kolorze mativoire (a po ludzku - piaskowym). Innymi słowy, nie polecam specjalnie salonu Labijak Auto Lama w Złotnikach, albowiem niespecjalnie panują nad terminowością zamówień i zaklepany 24 czerwca samochód zamiast 11 lipca, odebrałam dziś. I naprawdę nie interesuje mnie, że im się dużo sprzedało, był przekładany transport, wiał wiatr i z nieba sypało żabami, następny samochód kupię gdzie indziej i tyle.

A poza tym gra, łagodnie się kołysze na drodze i - wbrew zakusom sprzedawców w salonie, którzy dość uparcie zwracali się do TŻ we wszelkich kwestiach - jest moje.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 22, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 47


Dzień mi zrobił

... kołorker, ojciec trojga, który na moje stwierdzenie, że i tak po powrocie do domu muszę ugotować obiad, odpowiedział błyskotliwie: "Bo jesteś kobietą, nie?".

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 21, 2011

Link permanentny - Kategoria: SOA#1 - Komentarzy: 2


A po burzy przychodzi krab

A po nocy raki. A po deszczu wychodzą krwiożercze ślimaki i pomykają dziarsko, aż ktoś na nie nie nadepnie. Anyway, skorzystajcie z mądrości cioci Zuzy i nie klękajcie w dżinsach na chodniku, żeby ze szkiełkiem +4 dioptrie zrobić zbliżenie ślimaczka, zwłaszcza jak ślimaczki przebywają obok uczęszczanej samochodami drogi. I nie klękajcie przodem do kierunku jazdy, albowiem kierowcy z nadczynnością klaksonu na widok Waszego wypiętego tyłka nie omieszkają wyrazić zdania. Optymistycznie zakładam, że w moim przypadku była to aprobata.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 20, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 4


Soul Kitchen

Mam wrażenie, że jedna z początkowych scen "Soul Kitchen", gdzie szef kuchni zostaje wyrzucony z restauracji za ciśniecie nożem w stół gościa, który niewybrednymi słowami zażądał podgrzania gazpacho, mogła pochodzić z książki Anthony'ego Bourdaina, jednego z bardziej znanych kucharzy o ciętym języku. Nawet jeśli nie pochodziła, to w ten sposób świetnego, choć fanaberyjnego szefa haute cuisine pozyskał bohater filmu - Zinos Kazantsakis - właściciel małej brudnawej garkuchni, serwującej w byłym hangarze portowym klopsy, rybę i zupę dla okolicznej klasy pracującej. Rychło w czas, bo restauracyjka o dźwięcznej nazwie Soul Kitchen cienko przędła, Zinosa dopadł nagły atak przepukliny, Urząd Skarbowy słał ponaglenia w osobie kościstej pani inspektor, lokator mieszkający na zapleczu hangaru - stary marynarz - nigdy nie miał na czynsz, znajomy punkowy zespół nie płacił za salę do występów, a do tego brat Zinosa, Illias, wyszedł warunkowo z więzienia i poprosił o zatrudnienie w restauracji.

I owszem, można sobie ponarzekać, że film schematyczny - kiepska knajpa za pomocą kilku sprytnych ruchów staje się najlepszą miejscówką w Hamburgu, a brat-hazardzista zostaje współwłaścicielem lokalu, co kończy się niespodziewaną sprzedażą, ale film obfituje w tak urocze detale - przygotowywanie jedzenia na zapleczu - czy sceny - orgio-impreza w restauracji - że szkoda go przegapić. Świetny muzycznie, z ciekawymi wnętrzami - przestronne lofty i miejskie wille, a do tego z morałem: nie warto zadzierać z inspektorkami Urzędu Skarbowego.

[Tekst "Kino z Berlina" do Magazynu Business&Beauty, wrzesień 2011].

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 20, 2011

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Przeczytali mnie - Komentarzy: 2


Allison Pearson - Nie wiem, jak ona to robi

Kate Reddy jest maklerką, na pełen etat obraca akcjami w jednej z londyńskich firm, zarabia, traci, podejmuje szybkie decyzje, trzyma w ręku pół giełdy, lata po całym świecie w delegacje, a w międzyczasie usiłuje być matką dwójki maluchów i żoną dość niezorganizowanego męża - architekta-hobbysty. I poza maniakalnym robieniem list i rezygnacją z własnych potrzeb naczelnym spiritus movens Kate jest wszechogarniające poczucie winy. Że nie jest w pracy tak wydajna, jak powinna być, a mimo to praca zajmuje jej 90% czasu, bo nie potrafi odmawiać i nie jest w stanie być matką idealną, która piecze babeczki (więc zamiast tego kupuje gotowe i lukruje niezdarnie, żeby wyglądały na domowe), spędza quality time z dziećmi i uczestniczy w ich rozwoju, a żeby okoliczna "mamafia" postrzegała ją jako osobę wartościową, ucieka się do sztuczek i kłamstw (czasy aspirującej pani Bukietowej już dawno minęły). Niespecjalnie polubiłam Kate-karierowiczkę, nie zrozumiałam sensu maskarady Kate-matki idealnej i nakręcania całej spirali fikcji, natomiast doskonale poczułam Kate-osobę, z aspiracjami, chęcią wyspania się we własnym łóżku, Kate-żonę, która usiłuje poukładać sobie życie z mężem.

Kawałki korporacyjne ambiwalentnie - bo z jednej strony obśmiałam się jak norka, czytając o Deklaracji Posłannictwa (1. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! 2. Wzajemne zaufanie! 3. Maksymalizacja wyników! 4. Klient nasz pan! 5. Skazani na sukces!), z drugiej gorzkawo, bo sama prawda - nie da się być mamą i pracownikiem miesiąca, z trzeciej - akcja ośmieszająca szowinistycznego chama, który emituje erotyczne fotomontaże zdjęć atrakcyjnej koleżanki z pracy, zupełnie z powietrza.

Natomiast całościowo książka mnie miło zaskoczyła. Owszem, jest przewidywalna, owszem, zakończenie typowo pozytywistyczne ku pokrzepieniu serc, owszem, wisi parę strzelb, które nie strzelają, ale jest ciut głębsza i bardziej refleksyjna niż można się po chic-lit spodziewać.

Tłumaczenie słabe, panie Manicki. Panie miewają bieliznę od Agent Provocateur, a nie od Agentki Prowokatorki. Dużo zdań, które zaczynają brzmieć dopiero po tym, jak wymyślę, co było w oryginale.

#53

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lipca 19, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Komentarzy: 3



Niemiecki Szlak Alej

Niemcy rzadko kojarzą się z miejscem, w które warto wyjechać na wakacje. Zakupy, weekend poświęcony na zwiedzanie berlińskich muzeów i knajpek, spotkanie biznesowe we Frankfurcie nam Menem czy międzylądowanie w Monachium - to elementy, które częściej kojarzą się z Niemcami. Najczęściej rozpoznawanym elementem są niemieckie autostrady, na których liczy się numerowane zjazdy i odczytuje nazwy kolejnych "kreuzów" (węzłów), żeby bez pomyłki przejechać przez Niemcy tranzytem i znaleźć się w miejscu docelowym. Sama kraj naszych zachodnich sąsiadów odkryłam stosunkowo niedawno. Czyste wsie, malownicze małe miasteczka, zadbane miasta z gąszczem sklepów i sklepików, z dobrym i różnorodnym jedzeniem, odbudowane i dopieszczone zabytki i dbałość o gości zachęciły mnie do tego, żeby zacząć poznawać kawałek po kawałku, land po landzie.

I przemyślni Niemcy zadbali o to, żeby można było spokojnie i leniwie - czy to autem, czy rowerem - przemierzać urokliwe i sielskie landy, zatrzymując się w ciekawych miejscach. W 1990 roku, zaraz po upadku Muru Berlińskiego, z inicjatywy członków związku motoryzacyjnego ADAC powstało stowarzyszenie, które zadbało, żeby nie uległy zniszczeniu zabytkowe aleje na terenie dawnego NRD. Dzięki temu na niektórych odcinkach można podziwiać ponad stuletnie drzewa, a na nowszych - bo prace nad rozszerzeniem dróg "wolnego ruchu" cały czas trwają - jechać w cieniu posadzonych kilka lat temu klonów, lipy, morw czy brzóz.

Szlak składa się z ośmiu odcinków, które razem tworzą rozgałęzioną trasę, prowadzącą od przylądka Arkona na bałtyckiej wyspie Rugia do Konstancji na wyspie Reichenau na Jeziorze Bodeńskim tuż przy granicy ze Szwajcarią. Cały szlak ma prawie 3000 km, co sprawia, że przy niespiesznej jeździe - bo pamiętajmy, że to drogi do delektowania się widokami, a nie autostrady - wystarczy na leniwe dwutygodniowe wakacje. Na trasie znajdują się i pełne zabytków miasta, w których można zjeść śniadanie albo wczesny obiad, i malownicze wsie czy ciche miasteczka, w których można przespać się w małym hotelu czy pensjonacie. Koniec z fastfoodowymi zajazdami znanych marek i bezosobowymi motelami międzynarodowych sieci, czas na odkrywanie gościnnych i różnorodnych Niemiec.

Warto przed podróżą zaplanować sobie mapę atrakcji, żeby nie ominąć niczego wartościowego, chociaż ja takie sytuacje traktuję jako okazję do powrotu w już raz widziane miejsca. Nie udało mi się przejechać całej trasy, jechałam nią kilka lat temu w okolicy Drezna, ale obiecuję sobie od tego czasu, że któregoś roku (a może przez kilka lat z rzędu?) odświeżę mój zardzewiały niemiecki i dopiszę tę trasę do miejsc odwiedzonych.

W Meklemburgii-Pomorzu Przednim nie sposób ominąć Rugii - uzdrowiskowej i wypoczynkowej wyspy, pełnej rezerwatów, ścieżek rowerowych. Zaraz obok można odwiedzić Stralsund, zwany przez mieszkańców Wenecją Północy - portowe miasto hanzeatyckie z bogatym starym miastem, klimatycznymi kamieniczkami i bogatą ofertą kulinarno-kulturalną. Można spędzić noc w przekształconym w hotel zamku Vanselow w miejscowości Demmin albo dotrzeć do Zamku Neustrelitz, rezydencji niemieckich książąt.

Brandenburgia to bogata kraina, zwana Pięknym Ogrodem. Można - nadkładając nieco trasy - spędzić tam kilka dni w Berlinie i okolicznym Poczdamie, można odwiedzić Wittstock, w którym po wojnie trzydziestoletniej pozostało bogate muzeum albo obejrzeć 13-wieczne ruiny opactwa w mieście trzech jezior - Lindow.

Góry Harz i Przedgórze Harzu - malownicza kraina na styku trzech landów - Saksonii-Anhalt, Dolnej Saksonii i Turyngii. Oprócz malowniczo wijącej się rzeki Oker z wysokim wodospadem w Romkerhall warto dotrzeć do miejscowości uzdrowiskowej Bad Harzburg - kolejką linową można dojechać do punktu widokowego przy ruinach zamku na górze Groß Burgberg z fantastyczną panoramą Harzu.

Saksonia - najpiękniejszy land Niemiec, zwany Perłą Baroku. Obowiązkowym punktami na mapie są miasta Drezno z bogatą Galerią Obrazów, zabytkowy Lipsk, znana z delikatnej porcelany Miśnia i Wittenberga. To ostatnie miejsce to zwłaszcza gratka dla tych, którzy chcą zobaczyć słynne drzwi, na których Martin Luther przybił w XVI w. swoje tezy.

Turyngia - zielone serce Niemiec, pełne średniowiecznych miast, zabytków i okoliczności przyrody.

Nadrenia-Palatynat - przemysłowe zagłębie Ruhry, ale też duże, bogate miasta, i imponujący wulkaniczny krajobraz. W Koblencji, poza bogatą starówką można odwiedzić malowniczy "Niemiecki Róg" - miejsce spływu rzeki Mozeli do Renu. W nastawionym na lubiących wina turystów Bad Kreuznach powstają liczne znane niemieckie wina.

Bogata i kolorowa Hesja to kraina winnic, ale też i gratka dla lubiących górskie wspinaczki. Żeby nie znudzić się zwiedzaniem kolejnych miejscowości, można dotrzeć do podnóża góry Wasserkuppe, gdzie mieści się Muzeum Pionierów Lotnictwa.

Badenia-Wirtembergia - sąsiaduje ze Szwajcarią i Francją. Bardzo bogate turystycznie miejsce, oprócz zabytkowych miast uniwersyteckich - Heildelbergu czy Tybingi, wzdłuż płynących tu wielkich europejskich rzek - Renu, Neckaru i Dunaju - znajduje się tu sporo zamków, pałaców i klasztorów, które pozwalają odetchnąć europejską historią. Sam finał trasy - piękna Konstancja nad Jeziorem Bodeńskim - obiecuje dużo leniwego zwiedzania.

Strona trasy (tylko po niemiecku): http://www.alleenstrasse.com/index.php.

[Tekst "Alejami przez niemieckie Landy" do Magazynu Business&Beauty, wrzesień 2011].

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 17, 2011

Link permanentny - Tag: Niemcy - Kategorie: Przeczytali mnie, Listy spod róży - Skomentuj - Poziom: 3