Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

I już po prawie miesiącu

... mam śliczną, błyszczącą, czyściutką (jeszcze w środku, bo na zewnątrz pada, błoto i w ogóle) i pachnącą C3 w egzotycznym kolorze mativoire (a po ludzku - piaskowym). Innymi słowy, nie polecam specjalnie salonu Labijak Auto Lama w Złotnikach, albowiem niespecjalnie panują nad terminowością zamówień i zaklepany 24 czerwca samochód zamiast 11 lipca, odebrałam dziś. I naprawdę nie interesuje mnie, że im się dużo sprzedało, był przekładany transport, wiał wiatr i z nieba sypało żabami, następny samochód kupię gdzie indziej i tyle.

A poza tym gra, łagodnie się kołysze na drodze i - wbrew zakusom sprzedawców w salonie, którzy dość uparcie zwracali się do TŻ we wszelkich kwestiach - jest moje.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 22, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 47

« Dzień mi zrobił - Niebo nad Berlinem »

Komentarze

Nefretete

Pierwszy! (Or something.)

ikar

gratulacje :))))

basia

Gratulacje! niech Cię bezpiecznie nosi po naszych drogach na pyszne śniadanka i obiadki!

autumn

super ;-))

niesluch

Niechaj auto twoje nie dozna nigdy ręki blacharza i spojrzenia rzeczoznawcy ubezpieczeniowego :). Gratul.

Pru

też jeżdże Ctrójką i to jest bardzo, fajne auto:)

stardust

Gratulacje!!! Niech jezdzi sprawnie i bezpiecznie!!!

pim

Ładne zdjęcia.

n3m0

Był sens kupować nówkę?

Zuzanka

@n3m0, zdefiniuj sens.

n3m0

AFAIK w momencie gdy wyjeżdzasz tym autem z salonu traci około 1/3 wartości...

Zuzanka

@n3m0, no i? Ekonomicznie nie opłaca się w ogóle kupować samochodu (benzyna, ubezpieczenie, eksploatacja, remonty, przeglądy), taniej wychodzi jazda komunikacją miejską czy okazjonalnie taksówkami.

rozie

@n3m0: Jeśli nie kupuje się samochodu z perspektywą sprzedania po 1-3 latach i chce się mieć samochód względnie nowy i dobry, to sprawa robi się nieoczywista. Kto sprzeda _dobre_ auto po roku czy dwóch? ;-)

n3m0

Hmm, policzmy...
Nówka - załóżmy 45 tysięcy PLN. Auto po roku użytkowania - 30 tysięcy.
Kupujesz na dłuższy użytek, ergo więcej jak za 10 tysięcy go nie sprzedaż, w efekcie z nówką straciłeś 35 tysięcy, z roczniakiem - 20. 15 tysięcy w kieszeni...

Co do jakości - zawsze jest ryzyko, że z uzywanym nawet rok bedzie problem. Z nowka niestety wedlug moich doswiadczen zdarza sie to samo, choc oczywiscie duzo rzadziej. W dodatku nowke trzeba dotrzec...

Rozsądnie i logicznie rzecz biorąc nówka się nie opłaca w porównaniu do auta używanego.

Zuzanka

@n3m0, nie opłaca się też kupować czasopism (bo i tak się po przeczytaniu wyrzuca), chodzić do kina (bo jest telewizja) czy do restauracji (bo można samemu ugotować), wyjeżdżać na wakacje (bo to taki sam świat, jak w domu, tylko droższy), kupować więcej niż parę butów i parę spodni (bo człowiek ma parę nóg i jeden tyłek) i mieć zwierzęta domowe (jedzą i trzeba płacić za weterynarza), nie wspominając o tym, że nie opłaca się mieć dzieci (studnia bez dna).

n3m0

Dziwnym jest, że nie widzisz różnicy między wydawaniem pieniędzy na usługi/towary tyle ile są de facto warte a przepłacaniem za dany artykuł. To tak jakbyś miała kupić nową książkę za 300 złotych kiedy po wyjściu z księgarni traci 100 złotych wartości, tzn kupując tę samą książkę w (niemal lub tak samo) dobrym stanie i z takim samym 'przebiegiem' na ulicznym stoisku obok płaciłabyś tylko 200 złotych. W takiej sytuacji nie wiem jak w politycznie poprawny sposób określić osobę, która mimo wszystko wchodzi do księgarni i płaci tę stówę więcej...

Zuzanka

@n3m0, a ile są naprawdę warte? Operujesz zestawem sloganów (litościwie pominę wszystkie epitety, jakie mi się pchały na klawiaturę), a dodatkowo Twoja wizja nijak się ma do rzeczywistości. Nie kupisz samochodu używanego jakości samochodu nowego, bez względu na to, jak wiele przykładów używanych aut "w stanie idealnym, bezproblemowych, co się nimi dało jeździć i 5 lat bez wymiany płynu do spryskiwaczy" wyciągniesz i porównywanie do rzeczy zupełnie innej i inaczej użytkowanej. To nie jest książka, przy której jest wszystko jedno, ile osób czytało i w jakich warunkach. A co do poprawności politycznej - nie pytałam o poradę i szczerze przyznam, że opinie "#ludziektórzy kupują nowe auta to frajerzy" lata mi koło pyty.

n3m0

Cóż, po pierwsze, to są twoje słowa, nie moje. Po drugie, nie wiem dlaczego się unosisz, ja tu spokojnie do ciebie rozmawiam.
Po trzecie - oczywiście, że nie kupisz samochodu używanego rok w IDEALNIE takim samym stanie. Pytanie tylko, czy różnica w stanie między nówką i używanym roczniakiem jest warta 30% ceny samochodu? Zakładam oczywiście bezwypadkowe normalnie używane auto. Tak samo jak założyłem książkę w niemal identycznym stanie (na nasze: jedna osoba przeczytała tę książkę).

Podaj w takim razie te 'slogany', jakimi operuję? Wizja nie wizja - to są fakty. Nówka z salonu na ulicę -> utrata sporej części wartości. To nie wizja, to vizir. Znaczy ten, fakt.
I naprawdę, nie denerwuj się i powstrzymaj od rzucania epitetami skoro i ja się tego nie imam.

Zuzanka

@n3m0, czy ja się unoszę? (wiem, wiem, to taka retoryka z gatunku "tylko się nie denerwuj", która do tej pory spokojną osobę doprowadza do wkurwu i skoro cokolwiek odpowiedziałam, to się na pewno unoszę). Skoro widzisz różnicę między autem nowym a używanym (i tu się kłania statystyka z "normalnie użytkowanym bezwypadkowym autem"), to świetnie. Ja widzę i widać dla mnie jest warte tych mitycznych 30%, że nikt mi nie pierdział przez rok w tapicerkę. Ubywa Ci coś od tego?
(Uprzedzając pytanie, mam też oryginalnego Windowsa).

rozie

@n3m0: Widzisz, kupując to "roczne, korzystniejsze auto", masz szansę trafić na źle dotarte, piłowane, na kijowym oleju, po różnych przejściach (typu drobna stłuczka i wywalone poduszki/niewymienione pasy, rozwalona zbieżność po trzepnięciu w krawężnik itd.), jakieś przeróbki... O ile doprowadzenie go do stanu używalności będzie w ogóle możliwe, to może się okazać, że będzie ono kosztować więcej, niż te 10k zł. Nie liczę czasu, nerwów itd. Szczególnie, jak się rozkraczy gdzieś za granicą w trakcie urlopu...

I nie, z nówką nie zdarza się to samo. Tzn. wady posiadane przez nówkę równie dobrze mogą się objawić po roku. Pomijasz też parę rzeczy typu: nie każdy zna się[1] na autach/ma zaprzyjaźnionego mechanika, ma czas na naprawy, ma ochotę korzystać z używanego auta, ganiać oglądać używane, auto może być prezentem, komuś może zależeć na (dłuższej) gwarancji. Powiedzmy, że wrócimy do tematu, jak będziesz miał dziecko, OK? To jest taki fajny moment, że "kurcze, mogę to zrobić sam i zajmie mi to tylko parę dni" niekoniecznie wygrywa z "zapłacę parę stów i mam święty spokój".

Co do książki: mam nadzieję, że na prezenty nie wybierasz używanych? Oraz: znam ludzi, którzy wolą nowe książki i 1/3 ceny nie robi im różnicy. A jedna osoba mogła czytać z tłustymi paluchami.

Dla jasności: ja akurat lubię używane rzeczy (i to praktycznie wszystko, wliczając ciuchy; i do tego stopnia, że niemal _wolę_ - z różnych względów - używki), ale to nie znaczy, że każdy musi podzielać takie odch^Wpodejście. I akurat przy aucie (gdybym jakieś kupował) to bym się zastanawiał. W każdym razie mam znacznie większy komfort psychiczny pożyczając do jazdy kilku(nasto) letnie od rodziców, które mają od nowości, niż o parę lat młodsze od losowej osoby.

[1] Chyba, że "zna się" najlepiej na wszystkim, jak każdy Polak.

rozie

A, jeszcze koronny argument, o którym zapomniałem: kto normalny i dlaczego sprzedawałby całkiem dobre, roczne auto tracąc 30%?

Zuzanka

@rozie, też się uniosłeś? ;-)

rozie

@Zuzanka: Chyba trochę lewituję.

amg

A ja bym chciała poprosić o wykonanie takiego eksperymentu myślowego: od ilu ze swoich znajomych (przyjaciół, rodziny, kolegów z pracy, znajomych z osiedla, sprzedawców z okolicznych sklepów - wszystkich, których znamy) odważylibyście się kupić samochód używany, bo _jesteście pewni_, że to dobry deal, bo auto w świetnym stanie, nie bite, nie trącane, zadbane, garażowane, nie palone w środku, nie obrzygane raz niechcący, serwisowane w serwisie autoryzowanym a nie u szwagra kuzyna sąsiada, co dobry chłop jest tylko pije trochę za bardzo i dlatego trzeba mu się przypominać z tym, co ma zrobić?

Oceniam szanse na jakieś 1 do 100.

To teraz - jakie są szanse na tego rodzaju deal z całkowicie obcą osobą?

n3m0

>Ubywa Ci coś od tego?

Ależ oczywiście, że nie, ja tylko spytałem, czy był sens. Skoro dla Ciebie był, to ok - uzyskałem odpowiedź na moje pytanie, chociaż w dalszym ciągu nie wiem, dlaczego ma to sens. Ale to inna para kaloszy.

>@n3m0, czy ja się unoszę?

Skoro epitety cisną ci się na usta, to zakładam, że tak. I nie ma w tym żadnych mitycznych retoryk z dziwnych gatunków.

>I nie, z nówką nie zdarza się to samo.
Owszem, zdarza się. Nie zdarzyło się może Tobie, co nie znaczy, że się nie zdarza.
Z resztą oczywiście się zgodzę. Szansa jest zawsze na coś takiego.

>Powiedzmy, że wrócimy do tematu, jak będziesz miał dziecko, OK?
Nie trafiłeś, bo akurat mam.

>To jest taki fajny moment, że "kurcze, mogę to zrobić sam i zajmie mi to tylko parę dni" niekoniecznie wygrywa z "zapłacę parę stów i mam święty spokój".

Widzisz, to zależy od podejścia. Od normalnego w moim mniemaniu 'zrobię to sam przez parę dni i zaoszczędzę na ksiązki/ciuchy dla dziecka' do 'mam tyle kasy na przesranie, że zapłacę to komuś byle tylko samemu tego nie musieć robić'.

>Co do książki: mam nadzieję, że na prezenty nie wybierasz używanych?

Nie wiedziałem, że Zuzanka kupiła auto na prezent dla kogoś. W tym momencie zwracam honor. BTW - nie widzę powodu, aby używanej rzeczy, jeśli jest w bardzo dobrym stanie, nie dać w prezencie. Chyba, że holdujemy zasadom 'w dupach się poprzewracało' i 'zastaw sie a postaw sie' i dochodzimy do wniosku, że w sytuacji, gdy np nie stać nas na nowke, lepiej nie dawac czegos wcale niz dac uzywane.

>Oraz: znam ludzi, którzy wolą nowe książki i 1/3 ceny nie robi im różnicy. A jedna osoba mogła czytać z tłustymi paluchami.

C'mnon, mate. Pisałem o książce w dobrym stanie czyli bez śladów paluchów. A co do znajomych - cóż, pozazdrościć zasobności portfela i zdrowego rozsądku.

>Dla jasności: ja akurat lubię używane rzeczy (i to praktycznie wszystko, wliczając ciuchy; i do tego stopnia, że niemal _wolę_ - z różnych względów - używki), ale to nie znaczy, że każdy musi podzielać takie odch^Wpodejście. I akurat przy aucie (gdybym jakieś kupował) to bym się zastanawiał. W każdym razie mam znacznie większy komfort psychiczny pożyczając do jazdy kilku(nasto) letnie od rodziców, które mają od nowości, niż o parę lat młodsze od losowej osoby.

No i luz. Również nie twierdzę, że każdy musi podzielać moje podejście. Zastanawia mnie tylko fakt kupowania nowych rzeczy dla samego faktu, że są nowe. Bez rozważania różnicy w cenach i ewentualnych strat.

BTW, ja już się nauczyłem, że nie pożycza się auta. Ani komuś, ani od kogoś. Ty najwyraźniej masz to przed sobą (tu bez złośliwości). Mnie to mogło kosztować bardzo dużo (w okolicach miesięcznej pensji), na szczęście trafiłem na w miarę sensowną osobę.

>A, jeszcze koronny argument, o którym zapomniałem: kto normalny i dlaczego sprzedawałby całkiem dobre, roczne auto tracąc 30%?

Nie mam pojęcia. Jednak krótki rzut oka na portale ze sprzedażą samochodu pokazuje, że tych 'nienormalnych' jest całkiem sporo. A dlaczego tracąc? Również nie wiem, może sam fakt tego, że auto było operowane przez kogoś sprawia, że traci na wartości? Też to dla mnie dziwne i osobiscie wolałbym, aby tak się nie działo - łatwiej było by wymieniać samochody po roku czy dwóch. Jednak moje życzenia juz od dawna Mikołaj zlewa sikiem prostym i nic z tym nie mogę zrobić :(

@zuzanka
>@rozie, też się uniosłeś? ;-)

To było by śmieszne, gdybyś nie zaczęła z epitetami. A tak, to nawet nie piszę co to jest bo nie chcę tu bana.

Zuzanka

@n3m0, a jakiż to epitetów użyłam pod Twoim adresem? Tak konkretnie, a nie że sobie wyobraziłeś, tak jak wyobraziłeś sobie, że się unoszę, wzburzam i ogólnie odczuwam coś więcej niż takie dość rozległe poczucie #wtf z powodu nieproszonego komentarza od nieznajomego Wujka Dobrej Rady. Wybrałeś sobie estetykę, że przez poprawność polityczną nie nazwiesz, to cierp. Ja nazywam, bo nie jestem politycznie poprawna (i jakbyś przeczytał więcej niż lanserską nocię o tym, że mam nowe śliczne auteczko, to byś wiedział, że nie waham się napisać "dupa" i jest mi z tym dobrze).

n3m0

@amg

Niestety twoja ocena jest nietrafiona. Po pierwsze serwisowanie w ASO nie daje ci ŻADNEJ gwarancji co do jakości napraw, a znam przypadki, gdzie ludzie unikają ASO jak ognia.
Po drugie, mam kilku znajomych, w tym również w rodzinie, którzy znają się na samochodach lepiej niż niejeden mechanik, i o ile w grę nie wchodzi jakaś zabawa z elektroniką ot są w stanie rozłożyć ci silnik na części proste i złożyć spowrotem w dwa razy lepszym stanie. Im nie zawahałbym się powierzyć auta (i nie zawachałem, moje jeszcze jeździ dlatego, że przy nim grzebali, po naprawie u autoryzowanego mechanika okazało się, że uszczelka, za którą mnie srogo skasował, została źle założona i głowica silnika dalej jest nieszczelna, nie musze chyba dodawac, ze mechanik umywa od wszystkiego rece).

Po trzecie, od dwoch lat czekam, az znajomy w koncu zechce sprzedac kombiaka, bo jest dobrze utrzymany i wiem, ze gosc o niego dba. I chociaz jest leciwy to jeszcze troche przyjdzie mi nim pojezdzic, jak misie uda go naklonic do sprzedazy.

1/100? wątpię.

Po czwarte - oczywiscie zgadzam się czesciowo z tym co piszesz - zawsze mozna trafic na bubel, bity, tluczony, robiony itd. Mozna tez nie trafic. Z dealerami jest tak samo, tylko ze rzadziej. Na wlasnej skorze sie przekonalem i sporo krwi sobie napsulem gdy okazalo sie ze nowka chyba nowka nie jest. Wymiana auta i nerwy przy tym zjedzone swoje rowniez kosztowaly. Tak jak pisze, zdarza sie to o niebo rzadziej, ale nie mozna napisac, ze sie nie zdarza w ogole.

Dlatego pytanie czy te przykladowe 15k jest warte tego roku, albo raczej czy ten rok uzywania jest wart te 15k.

n3m0

@zuanka

Ależ ja nigdzie nie napisałem, że użyłaś wobec mnie jakichś epitetów. Jesli mnie wzrok nie myli to:

>@n3m0, a ile są naprawdę warte? Operujesz zestawem sloganów (litościwie pominę wszystkie epitety, jakie mi się pchały na klawiaturę),

to sa twoje słowa.
Ja napisałem tylko, byś tych epitetów nie rzucała bo ja tu spokojnie piszę, więc nie ma potrzeby się denerwować.

>Wujka Dobrej Rady
A to nawet ciekawe, że pytanie 'czy kupno nowki ma sens' odbierasz jako rade. Cóż, twoje prawo. Co do reszty komentarzy - aktywnie sie udzielasz w tej dyskusji, dzieki czemu zreszta nie jest ona monologiem, tak wiec troche to dziwne ze piszesz o nieproszonych komentarzach skoro ze mna rozmawiasz. Moja opinia poparta dowodami na poparcie z kolei argumentów w dyskusji tak bardzo Ci nie lezy? Czyzbys odczuwala jakis dyskomfort w zwiazku z niezwerbalizowana i domyslana krytyka ze strony zupelnie nieznajomej osoby dotyczacej dokonanego przez ciebie zakupu? Czyzbys za wszelka cene chciala uniknac dysonansu poznawczego? Jesli tak, to czy to usprawiedliwia cały ten jad sączący się z komentarzy w odpowiedzi na zupełnie jałowe i obiektywne argumenty?
A przez poprawnosc polityczna nie uzywam slow, ktore MOGLY by cie urazic, bo nie jest moim celem obrazac cie przez wzgląd na twoje dzialanie tylko dyskutowac. Miej bowiem litosc nade mna gdyz nie prenumeruję tegoż blogaska i nie wiem, czy słowo 'nierozsądny' bądź 'nowobogacki' nie uraziły by autorki. Miej zresztą baczenie, iż ja tych słów w tym kontekście użyłem tylko jako przykładu i usprawiedliwienia na ową polityczną poprawność i nie są one w jakikolwiek sposób skierowane w Twoją stronę.

>i jakbyś przeczytał więcej niż lanserską nocię o tym, że mam nowe śliczne auteczko, to byś wiedział, że nie waham się napisać "dupa" i jest mi z tym dobrze

Przepraszam, ale nie zobaczyłem znaczka 'lans - nie komentować' przy tej notce, a jak już nadmienilem, nie czytuje tego blogaska zbyt regularnie, tak więc zdarzyło mi sie skomentować najwyraźniej tam, gdzie autor sobie tego nie życzy. Albo przynajmniej nie w takim tonie, by minimalizować dysonans poznawczy tegoż. Wybacz i już milknę. Pax.

woorshky

@n3m0: "nie widzę powodu, aby używanej rzeczy, jeśli jest w bardzo dobrym stanie, nie dać w prezencie."

Jest subtelna różnica między vintage a rupieciem.

Zuzanka

@n3m0, rozjaśnię Ci nieco horyzont. Określenia epitet użyłam nie w znaczeniu potocznym, gdzie - owszem - oznacza on użycie słów ogólnie uznawanych za obelżywe w kierunku rozmówcy, a w klasycznym (patrz dwa pierwsze akapity: http://pl.wikipedia.org/wiki/Epitet). Bo długo zastanawiałam się, czy napisać "pustych sloganów" czy "pozbawionych sensu sloganów" itp., ale dochodziłam do wniosku, że to masło maślane. A komentuję, bo mogę. Ale nie dyskutuję, bo tu nie ma o czym dyskutować. Przyszedłeś z absurdalnym pytaniem, to się zrobiło absurdalnie. Skoro kupiłam, to był sens. Kupiłam też nowy toster i nowy czajnik, chociaż stary jeszcze działa. Też zapytasz o sens?

amg

n3m0 - co do "nie widzę powodu, aby używanej rzeczy, jeśli jest w bardzo dobrym stanie, nie dać w prezencie" - jest pewna różnica między wręczeniem w prezencie Citroena DS a wręczeniem Citroena ZX. Jest vintage i jest używka.

Ponadto - w mojej kryształowej kuli wyczytałam, pisząc poprzedni komentarz, że na pewno znasz MASĘ doskonałych mechaników, co to cuda robią, a w ASO to Ci mleka do klimy krasnoludki nalały. Nie dziwi mnie też info o chęci zakupu tego doskonale utrzymanego kombiaka kogoś-tam.

Nadal jednak to _Ty_ masz tych wszystkich znajomych, co to powinni w pitlejnach miliardy zarabiać, robiąc samochody różnym Hamiltonom itd. Ja nie mam, o ASO słyszałam i dobre, i złe historie, od żadnego ze znajomych nie kupiłabym samochodu, więc następny, jaki kupię, będzie nowy, z salonu i jeszcze w dodatku dwumiejscowy.

Wysiłek, jaki _musiałabym_ włożyć w znalezienie samochodu, o jaki mi chodzi, w interesującym mnie stanie, a następnie w zapomnienie tych 2 odcinków Top Gear, gdzie zbadano kupione przez panów używki i wyszło a to, że ślina, a to, że uryna, a to, że kał, a to, że gluty z nosa, nie jest dla mnie wart oszczędności tych mitycznych 30%.

rozie

@n3m0:
>>I nie, z nówką nie zdarza się to samo.
>Owszem, zdarza się. Nie zdarzyło się może Tobie, co nie znaczy, że się nie zdarza. Z resztą oczywiście się zgodzę. Szansa jest zawsze na coś takiego.

Że co, że zdarza się kupić skatowane, źle dotarte, nowe auto? Ale pozwolisz, że nie uwierzę?

>>To jest taki fajny moment, że "kurcze, mogę to zrobić sam i zajmie mi to tylko parę dni" niekoniecznie wygrywa z "zapłacę parę stów i mam święty spokój".

>Widzisz, to zależy od podejścia. Od normalnego w moim mniemaniu 'zrobię to sam przez parę dni i zaoszczędzę na ksiązki/ciuchy dla dziecka' do 'mam tyle kasy na przesranie, że zapłacę to komuś byle tylko samemu tego nie musieć robić'.

Właśnie _widzę_, że to zależy od podejścia. Bo parę dni spędzonych na robocie możesz poświęcić na przebywanie z dzieckiem. Co może być lepsze niż ciuchy/książka, ale to zależy, jak dziecko stoi z czasem przebywania i książkami/ciuchami.

>>Co do książki: mam nadzieję, że na prezenty nie wybierasz używanych?

>Nie wiedziałem, że Zuzanka kupiła auto na prezent dla kogoś. W tym momencie zwracam honor. BTW - nie widzę powodu, aby używanej rzeczy, jeśli jest w bardzo dobrym stanie, nie dać w prezencie. Chyba, że holdujemy zasadom 'w dupach się poprzewracało' i 'zastaw sie a postaw sie' i dochodzimy do wniosku, że w sytuacji, gdy np nie stać nas na nowke, lepiej nie dawac czegos wcale niz dac uzywane.

Prezent można robić i sobie. Generalnie zależy co się daje. Ja bym unikał używek, jeśli nie mam _pewności_, że obdarowywany niekoniecznie chce nówkę. Ufam, że Zuzanka jest świadoma istnienia rynku wtórnego samochodów i cen tam panujących.

>No i luz. Również nie twierdzę, że każdy musi podzielać moje podejście. Zastanawia mnie tylko fakt kupowania nowych rzeczy dla samego faktu, że są nowe. Bez rozważania różnicy w cenach i ewentualnych strat.

A skąd pomysł, że nie było rozważone?

>BTW, ja już się nauczyłem, że nie pożycza się auta. Ani komuś, ani od kogoś. Ty najwyraźniej masz to przed sobą (tu bez złośliwości). Mnie to mogło kosztować bardzo dużo (w okolicach miesięcznej pensji), na szczęście trafiłem na w miarę sensowną osobę.

E-tam. Zależy komu, zależy od kogo i zależy, jakie warunki. Jasne, lepiej nie pożyczać, jeśli nie musisz, ale czasem nie ma wyboru (zwł. auta służbowe). BTW zastanawia mnie (raczej: totalną zagadką jest), czemu chcesz ufać komuś (obcemu) w kwestii kupna, a nie (komuś mniej obcemu) w kwestii pożyczenia.

>>A, jeszcze koronny argument, o którym zapomniałem: kto normalny i dlaczego sprzedawałby całkiem dobre, roczne auto tracąc 30%?

>Nie mam pojęcia. Jednak krótki rzut oka na portale ze sprzedażą samochodu pokazuje, że tych 'nienormalnych' jest całkiem sporo. A dlaczego tracąc? Również nie wiem, może sam fakt tego, że auto było operowane przez kogoś sprawia, że traci na wartości? Też to dla mnie dziwne i osobiscie wolałbym, aby tak się nie działo - łatwiej było by wymieniać samochody po roku czy dwóch. Jednak moje życzenia juz od dawna Mikołaj zlewa sikiem prostym i nic z tym nie mogę zrobić :(

Najprostsze wytłumaczenie (Brzytwa Ockhama się kłania): te roczne auta tańsze o 30% od nowych mają jakiś feler, który sprawia, że właściciele chcą się ich pozbyć, nawet o 30% taniej. Bo nikt ich do sprzedaży nie zmusza, a samochodu raczej się na rok nie kupuje. I właśnie, Twoje "czy ten rok uzywania jest wart te 15k" jest bardzo na miejscu.

>Po drugie, mam kilku znajomych, w tym również w rodzinie, którzy znają się na samochodach lepiej niż niejeden mechanik, i o ile w grę nie wchodzi jakaś zabawa z elektroniką ot są w stanie rozłożyć ci silnik na części proste i złożyć spowrotem w dwa razy lepszym stanie.

No właśnie. Nie każdy ma takich znajomych/rodzinę. A już jak słyszę "rozłożyć i złożyć silnik", w domyśle: przecinakiem i młotkiem, to wiem, że hardcore. Nowsze auta są celowo robione tak, by bez oryginalnych narzędzi były nienaprawialne (a przynajmniej możliwie trudne w naprawie). Chamstwo, ale istnieje. Podobnym hardcorem jest naprawa/złożenie silnika bez elektroniki w nowym aucie. Jasne, nie chodzi o wymianę uszczelki czy świecy.

To co piszesz o nieuczciwych dealerach i kiepskich ASO - nie neguję. Możesz trafić na oszusta, jasne (przy sprzedaży też...). Możesz też trafić (poczytać, wybrać) na uczciwego i porządne ASO. Ja widziałem jak ASO/dealer bierze na siebie koszt rzeczy popsutej przez klienta, w sytuacji, gdzie klient się przyznaje i sam sugeruje swój udział w kosztach. Więc bez stereotypów, proszę.

@Zuzanka:
>Kupiłam też nowy toster i nowy czajnik, chociaż stary jeszcze działa. Też zapytasz o sens?

Chcesz, żeby n3m0 dostał zawału, czy żeby Cię traktował jako osobę totalnie irracjonalną i rozrzutną? W ramach dobicia: http://gratyzchaty.pl Powariowali zupełnie, całkiem dobre rzeczy oddają! Za darmo!

BTW skoro przy "sensie" jesteśmy: ile z obecnych osób używa telefonu komórkowego do zajechania (nie mówię o zajechaniu samej baterii, to można wymienić), a ile zmienia co ~2 lata, bo co tyle dają taniej nowy w abo?

Zuzanka

@rozie, ale ja jestem totalnie irracjonalna i rozrzutna ;-) (żeby dobić, kupiłam ostatnio dziecku klocki na zapas i czekają tak na za rok).

rozie

@zuzanka: E, klocki to przykład skrajnego racjonalizmu akurat:
1. pomyślałaś, żeby zrobić zapas - działanie racjonalne
2. mogą wycofać ze sprzedaży - czyli zapas jest racjonalny
3. kto wie, jak się ceny będą kształtować i czy za rok mogłabyś sobie pozwolić na kupno tych klocków.

Patrzę w historię i widzę, że jedno krótkie "był sens" w odpowiedniej chwili mogło oszczędzić tego wszystkiego...

n3m0

@woorshky

Jest subtelna różnica między czytaniem a czytaniem ze zrozumieniem. Co chciałem przekazać jasno wynika z tego co napisałem i nigdzie tam nie ma mowy o rupieciach. EOT.

@zuzanka
Cóż, z tonu odpowiedzi wywnioskowałem to 'nowożytne' znaczenie. Ton tej wypowiedzi już ode mnie nie zależał.
>Ale nie dyskutuję, bo tu nie ma o czym dyskutować.
Z tego co widzę, na komentarze prezentujące moje opinie odpisywałaś swoimi opiniami. Jak dla mnie to jest w zasadzie definicja dyskusji. Ale ja się tam nie kłócę, twoja piaskownica, twoje zasady. Tutaj dyskusją może być nawet rzucanie kwiatkami jeżdząc na kulawych jednorożcach.

>Przyszedłeś z absurdalnym pytaniem, to się zrobiło absurdalnie.

Pytanie jest absuralne jedynie w Twojej (i ewentualnie PT Lurkerów tegoż bloga) ocenie. Uwierz mi na słowo, bo nie chce mi się teraz za taką bzdurą googlać, iż dla wielu absurdalnym nie jest.


>Skoro kupiłam, to był sens. Kupiłam też nowy toster i nowy czajnik, chociaż stary jeszcze działa. Też zapytasz o sens?

Jeśli przepłaciłaś za toster i czajnik o sporą część wartości to owszem, nie omieszkami.
Jeśli nie, to EOT.

@amg
Nie o tym pisałem i jeśli posiadasz choć śladowe umiejętności rozumienia czytanego tekstu nie powinno być żadnej konieczności bym dalej to wyjaśniał. Średnio mi się zresztą chce, skoro w perspektywie mam dalsze wyjaśnianie prostego tekstu.

>Ponadto - w mojej kryształowej kuli wyczytałam

Może w takim razie lepiej zostać przy czytaniu owej kuli niż utylizowaniu tegoż, co ci powie na publicznym forum. Mniej wstydu i mniejsze pośmiewisko. A już na pewno nie wyjdziesz na takiego trola.

>Nadal jednak to _Ty_ masz tych wszystkich znajomych, co to powinni w pitlejnach miliardy zarabiać, robiąc samochody różnym Hamiltonom itd. Ja nie mam, o ASO słyszałam i dobre, i złe historie, od żadnego ze znajomych nie kupiłabym samochodu, więc następny, jaki kupię, będzie nowy, z salonu i jeszcze w dodatku dwumiejscowy.

Cóż, oczywiście. Nie każdy musi mieć tych znajomych. Ale to tylko pokazuje że Twoje 1/100 jest tak naprawdę OKDP. Tylko tyle chciałem przekazać.

>Wysiłek, jaki _musiałabym_ włożyć w znalezienie samochodu, o jaki mi chodzi, w interesującym mnie stanie, a następnie w zapomnienie tych 2 odcinków Top Gear, gdzie zbadano kupione przez panów używki i wyszło a to, że ślina, a to, że uryna, a to, że kał, a to, że gluty z nosa, nie jest dla mnie wart oszczędności tych mitycznych 30%.

Dla ciebie to mityczne 30%, dla ludzi obeznanych z tajemnymi arkanami sztuki zwanej matematyką jest to jak najbardziej rzeczywisty pułap (oczywiście nie twierdzę, że jest to dokładnie 30%, może być mniej, może być więcej, na pewno jest jednak spora strata na wartości zaraz po wyjeździe od dealera).

Tutaj też EOT. Ani nie masz żadnych dowodów na te swoje 1/100, ani żadnych (prócz osobistych deklaracji i lenistwa) argumentów na poparcie zasadności przepłacania. Nie widzę więc dalszego sensu z Tobą 'polemizować'.

@rozie
>Że co, że zdarza się kupić skatowane, źle dotarte, nowe auto? Ale pozwolisz, że nie uwierzę?

ALeż pozwolę. Tylko co z tego, skoro fakt, że nowe auto TRZEBA dotrzeć to fakt powszechnie znany. I że jeśli tego nie zrobisz to wydatnie zmniejszysz żywotność silnika. I że zdarza się, że dostajesz wybrakowany egzemplarz z wadami fabrycznymi, jak ze wszystkim zresztą. Możesz, możesz. Przecież ja ci nic nie każę. Możesz też nie wierzyć, że jest coś takiego jak grawitacja. Albo że przynajmniej się zdarza.

>Właśnie _widzę_, że to zależy od podejścia. Bo parę dni spędzonych na robocie możesz poświęcić na przebywanie z dzieckiem. Co może być lepsze niż ciuchy/książka, ale to zależy, jak dziecko stoi z czasem przebywania i książkami/ciuchami.

No pewnie, że możesz, pod warunkiem, że _rzeczywiście_ Cię na to stać.

>Prezent można robić i sobie. Generalnie zależy co się daje. Ja bym unikał używek, jeśli nie mam _pewności_, że obdarowywany niekoniecznie chce nówkę. Ufam, że Zuzanka jest świadoma istnienia rynku wtórnego samochodów i cen tam panujących.

Zgadzam się. A co do zuzanki - pewnie jest, jednak z dotychczasowego przebiegu dyskusji raczej to nie wynikalo. Dowiedziałem się jedyni o absurdalności mojego podejscia oraz o tym, ze zuzanka zna dwa zastosowania slowa epitet.

>A skąd pomysł, że nie było rozważone?

A bo nie wyniklo to z dyskusji bodajże. Ale pewien nie jestem...:)

>Najprostsze wytłumaczenie (Brzytwa Ockhama się kłania): te roczne auta tańsze o 30% od nowych mają jakiś feler, który sprawia, że właściciele chcą się ich pozbyć, nawet o 30% taniej. Bo nikt ich do sprzedaży nie zmusza, a samochodu raczej się na rok nie kupuje. I właśnie, Twoje "czy ten rok uzywania jest wart te 15k" jest bardzo na miejscu.

Poprawka: to jest najprostszy argument, o którym Ty możesz pomyśleć :) Zapewniam Cie, że są prostsze, ale naprawdę nie ma sensu głebiej w to wchodzić - czuję się trochę tu osamotniony wśród tej sfory popleczników zuzanki :)

>No właśnie. Nie każdy ma takich znajomych/rodzinę. A już jak słyszę "rozłożyć i złożyć silnik", w domyśle: przecinakiem i młotkiem, to wiem, że hardcore. Nowsze auta są celowo robione tak, by bez oryginalnych narzędzi były nienaprawialne (a przynajmniej możliwie trudne w naprawie). Chamstwo, ale istnieje. Podobnym hardcorem jest naprawa/złożenie silnika bez elektroniki w nowym aucie. Jasne, nie chodzi o wymianę uszczelki czy świecy.

Wiem, ale ten argument przywołałem jedynie po to, by obalic to zdupywzięte 1/100.

>To co piszesz o nieuczciwych dealerach i kiepskich ASO - nie neguję. Możesz trafić na oszusta, jasne (przy sprzedaży też...). Możesz też trafić (poczytać, wybrać) na uczciwego i porządne ASO. Ja widziałem jak ASO/dealer bierze na siebie koszt rzeczy popsutej przez klienta, w sytuacji, gdzie klient się przyznaje i sam sugeruje swój udział w kosztach. Więc bez stereotypów, proszę.

Ależ ja tu żadnych stereotypów nie powielam :). Zdarzają się dobre ASO, zdarzają się złe. Ale sam fakt tego, że któryś wartsztat to ASO nie daje żadnej gwarancji :) gdyby dawał, nie było by tych złych :)

>Chcesz, żeby n3m0 dostał zawału, czy żeby Cię traktował jako osobę totalnie irracjonalną i rozrzutną?

Oj i dlaczego? I po co? Inaczej - nie neguję zasadności kupna nówki, cokolwiek by to nie było. Neguję zasadność kupna nówki w sytuacji, gdy od razu na tym tracisz. Jest zasadnicza różnica...

>BTW skoro przy "sensie" jesteśmy: ile z obecnych osób używa telefonu komórkowego do zajechania (nie mówię o zajechaniu samej baterii, to można wymienić), a ile zmienia co ~2 lata, bo co tyle dają taniej nowy w abo?

Może ja jakiś dziwny jestem, ale mam w domu dwa telefony komórkowe - jeden ma pewnie z siedem lat, drugi około 5. Plus minus jeden rok. Nie mają wifi, dotykalskich bajerów i ekranu oślepiającego ociekającą zajebistością. Działają za to jak telefony i bateria im trzyma koło tygodnia a nie dzień. Dziwny jakiś jestem....

>żeby dobić, kupiłam ostatnio dziecku klocki na zapas i czekają tak na za rok

Najwyraźniej w ogóle nie zrozumiałaś przesłania tego, co pisałem, skoro uważasz, że coś takiego mogło by mnie (w domyśle) dobić...cóż, nic z tym nie zrobię :)

>Patrzę w historię i widzę, że jedno krótkie "był sens" w odpowiedniej chwili mogło oszczędzić tego wszystkiego...

Zapewne, ale też nie dało by to nam pięknej możliwości dowiedzenia jak absurdalne jest moje podejście :)

PAX i EOT bo późno już...

Zuzanka

@n3m0, to ustalmy dla dobra czytelników, że podpalam cygara od studolarówek, więc kupno nowego auta to pomniejsza ekstrawagancja. Za toster "przepłaciłam", mimo że był za pół ceny.

Zuzanka

(Bo można kupić używany toster z małym przebiegiem za powiedzmy 30 zł, a ja sobie kupiłam droższy ;-)).

y

jezuuu, tego się nie da czytać. obesrało Was?;D

Zuzanka

@y, tak! Z rozpryskiem!

eloy

Zgłaszam wniosek formalny: producenci powinni od dziś zacząć produkować tylko trzyletnie lekko używane samochody, koniecznie noszone w torebce przez niepalące kobiety.

rozie

@n3m0:
>>Że co, że zdarza się kupić skatowane, źle dotarte, nowe auto? Ale pozwolisz, że nie uwierzę?
>ALeż pozwolę. Tylko co z tego, skoro fakt, że nowe auto TRZEBA dotrzeć to fakt powszechnie znany. I że jeśli tego nie zrobisz to wydatnie zmniejszysz żywotność silnika. I że zdarza się, że dostajesz wybrakowany egzemplarz z wadami fabrycznymi, jak ze wszystkim zresztą. Możesz, możesz. Przecież ja ci nic nie każę. Możesz też nie wierzyć, że jest coś takiego jak grawitacja. Albo że przynajmniej się zdarza.

Ale gdzie ja niby piszę, że nie trzeba docierać? Ja piszę, że nie wierzę w kupno nówki z salonu źle dotartej. Bo w ogóle nie są docierane. Jasne, te sprzedawane po roku na pewno nie mają wad fabrycznych i nie są wybrakowane, a sprzedają je 30% taniej z czystej ekstrawagancji.

>>Właśnie _widzę_, że to zależy od podejścia. Bo parę dni spędzonych na robocie możesz poświęcić na przebywanie z dzieckiem. Co może być lepsze niż ciuchy/książka, ale to zależy, jak dziecko stoi z czasem przebywania i książkami/ciuchami.
>No pewnie, że możesz, pod warunkiem, że _rzeczywiście_ Cię na to stać.

Przelicznik "parę dni pracy za parę stów" to góra okolice przeciętnej pensji. Podejście "jak nie dorobię, to dziecko nie ma na ciuchy/książki" trochę mi pachnie patologią, a na pewno nie jest sytuacją typową. Ale, jak już napisałem "to zależy".

>>A skąd pomysł, że nie było rozważone?
>A bo nie wyniklo to z dyskusji bodajże. Ale pewien nie jestem...:)

A bo widzisz, to nie jest wpis i dyskusja pt. "będę kupowała auto, jakie kupić", tylko "kupiłam auto". Czas przeszły dokonany. Czasem przydaje się jednak przyjąć, że inni ludzie dysponują jakąś wiedzą o świecie. Szczególnie, że mówimy o sprawach tak trywialnych, jak kupno samochodu.

>>Najprostsze wytłumaczenie (Brzytwa Ockhama się kłania): te roczne auta tańsze o 30% od nowych mają jakiś feler, który sprawia, że właściciele chcą się ich pozbyć, nawet o 30% taniej. Bo nikt ich do sprzedaży nie zmusza, a samochodu raczej się na rok nie kupuje. I właśnie, Twoje "czy ten rok uzywania jest wart te 15k" jest bardzo na miejscu.
>Poprawka: to jest najprostszy argument, o którym Ty możesz pomyśleć :) Zapewniam Cie, że są prostsze, ale naprawdę nie ma sensu głebiej w to wchodzić - czuję się trochę tu osamotniony wśród tej sfory popleczników zuzanki :)

Podaj _jeden_ sensowny ekonomicznie argument dla zachowania w stylu "kupuję nowe auto, jest dobre, jestem zadowolony" i sprzedaję je po roku, tracąc 30%.

>Może ja jakiś dziwny jestem, ale mam w domu dwa telefony komórkowe - jeden ma pewnie z siedem lat, drugi około 5. Plus minus jeden rok. Nie mają wifi, dotykalskich bajerów i ekranu oślepiającego ociekającą zajebistością. Działają za to jak telefony i bateria im trzyma koło tygodnia a nie dzień. Dziwny jakiś jestem....

I zapewne nie masz abonamentu. Większość ludzi wymienia na te "przysługujące" w abo. Ja mam podobnie jak Ty, ale tylko dlatego, że telefony z Android trzymają krótko na baterii (przynajmniej te tańsze, ale i tak nie wydam pół pensji na telefon), bo GPS mi brakuje od dłuższego czasu (a na ładowanie osobnego i noszenie 2 urządzeń ostatecznie się nie zdecydowałem). Poza tym, smartfon to nadal nie komputer, tylko proteza, więc w sumie nie czuję wielkiej potrzeby wymiany. Niemniej, nie pytam o sens ludzi, którzy kupują nowe telefony, zamiast iść kupić używany za 100 zł, który pociągnie prawie tydzień na baterii.

@eloy: Koniecznie dotarte.

Ankaa

E, tam, a ja zazdroszcze, choć siebie bym widziała w takiej C3 funkiel nówce w kolorze turkus (mam niebieskie pazury u stóp, więc by pasowało).

Zuzanka

@Ankaa, więc ja chciałam albo czerwień o dźwięcznej nazwie rouge lucifer albo jaskrawą zieleń, tyle że na te bym poczekała teoretycznie 3,5 miesiaca (a w praktyce może i pół roku, więc). Ale one ładne w każdym kolorze :-)

niesluch

Pierwszy flejm u Zuzanki (w mej pamięci ofc.) a taki słaby troll :(

Theli

Mocno szary jak na piaskowy :)
Nówki som fajne. I jusz.

Zuzanka

@Theli, w deszczu wszystkie samochody są szare.

Ankaa

A już chciałam turkus albo zielony (tez fajny) kupować.... No to jest jedna jedyna malutka przewaga używanych nad nowymi. Na nowe trzeba tyle czekać....

Skomentuj