Więcej o
panie
W opowieści, której powtarza się wątek odejścia, narracja jest dwutorowa. Quinn, dwudziestoparoletnia asystentka, wynajmuje mieszkanie ze współlokatorką. Po powrocie z pijackiej imprezy odkrywa, że jej współmieszkanki Esther nie ma, a ślady, jakie widzi, sugerują przestępstwo. Policja nie jest zainteresowana, Quinn podejmuje więc śledztwo sama, znajdując coraz bardziej niepokojące znaki, że Esther nie była tym, za kogo ją uważano - miała dokumenty potwierdzające zmianę nazwiska, przechowywała listy z pogróżkami, podpisane swoimi inicjałami, szukała nowej współlokatorki, a poprzednia - przed Quinn - umarła w dziwnych okolicznościach. Z kolei Alex, 18-latek z małego miasteczka, został opuszczony przez matkę, kiedy miał 5 lat. Zrezygnował ze studiów mimo otrzymanego stypendium, żeby utrzymać dom i ojca-alkoholika. Podczas pracy w restauracji spotyka dziwną, ekscentrycznie wyglądającą dziewczynę (a ponieważ śledzimy też narrację Quinn, domyślamy się, że to Esther), która zdaje się obserwować dom psychiatry, mieszkającego nieopodal. Alex odnajduje ją w opustoszałym domu, o którym krążą legendy - rodzina mieszkająca w nim straciła w wypadku 5-letnią córkę; chłopak zaczyna dziwnej dziewczynie pomagać, zaprzyjaźnia się z nią, ale wygląda na to, że dziewczyna nie mówi wszystkiego.
Jak większość tego typu thrillerów, czyta się to doskonale, problem jednak pojawia się przy związaniu wątków i zakończeniu. Intryga jest dość niewiarygodna - gnwrzavpmn qmvrjpmlan gb bjn 5-yngxn, Trarivrir, xgóen jpnyr avr hznełn j jlcnqxh, pb ebqmvan jzójvłn zvrfmxnńpbz zvnfgrpmxn, glyxb mbfgnłn jlnqbcgbjnan, ob bxnmnłn fvę cflpubcngxą v zngxn onłn fvę, żr fxemljqmv złbqfmą fvbfgeę, xgóeą olłn Rfgure. Rfgure cb yngnpu, tql qbjvrqmvnłn fvę b nqbcpwv fvbfgel, bqanynmłn wą, jśpvrxłn an zngxę, nyr fmloxb mbevragbjnłn fvę, żr wrw fgnefmn fvbfgen wrfg młlz pmłbjvrxvrz. Ceóobjnłn hpvrp (fgąq mzvnan anmjvfxn), nyr avr mqążlłn - fvbfgen cbejnłn wą v mnzxaęłn j fpubjxh, cb pmlz hcbqboavłn fvę qb avrw v jeópvłn qb zvnfgrpmxn jleójanć enpuhaxv m zngxą. Zakończenie jest niejednoznaczne, trochę pozytywne (chociaż nadludzkim wysiłkiem), trochę nieprzyjemne (osoba pozytywna zostaje ukarana za dobre postępowanie).
Inne tej autorki tutaj.
#19
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 20, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panie
- Skomentuj
Miśka Pietkiewicz jest dzieckiem z rodziny, którą można by określić jako patologiczną. Pietkiewiczowie mieszkają w zrujnowanym mieszkaniu, którego wątpliwą ozdobą jest kredens pełen butelek z bimbrem; największym marzeniem matki Miśki jest zakup meblościanki, której posiadanie może wywindować ich na szczyt lokalnej elity. Ojciec marzy o możliwościach, jakie dałoby przejęcie kiosku “Ruchu” od Parysiaków, niestety doświadczony jest głównie w produkcji bimbru i jego spożyciu. Babcia Bronia, niegdysiejsza dziedziczka z okolic Wilna, ma znaczenie tylko w okolicy pojawiania się renty, nie ma już tego szacunku, gdy była suflerką w teatrze. Jest też wuj Roman, lokalny lowelas i dystrybutor mienia, znany jednak głównie z częstych pobytów w areszcie. Absurdalnie, Miśka patrzy na świat z pogodą mimo wszystkich niedostatków. Za swój dom uważa rosnący na podwórku kasztan i ma poczucie, że wszystkie patrzące na nią z pogardą dzieci z lepszego podwórka mają tak naprawdę gorzej od niej. Potem, już w czasach licealnych, odkrywa nieco zapuszczony, ale rajsko kolorowy ogród emerytowanego strażaka, pana Sybiduszki, gdzie spędza leniwe popołudnia się z innym społecznym wyrzutkiem, Krzysiem, artystą w zniszczonych butach. Kiedy odjeżdża tytułowym niebieskim autobusem na studia do wielkiego miasta, to właśnie za tym ogrodem (i - na czym się niespodziewanie łapie - Krzysiem) tęskni najbardziej.
Książka składa się z trzech części - dzieciństwa, studiów (z bogatym tłem okresu przemian, chociaż wielka polityka pojawia się tylko aluzyjnie) i wreszcie dorosłości. Miśka widzi dużo, ale potrafi tak przefiltrować przez pryzmat swojej pogody ducha nawet tragiczne wydarzenia, że nie jest to opowieść ponura. Mimo że Kosmowską znam od lat - czytałam “Niebieski autobus” jeszcze na studiach, a było to Naprawdę Dawno, w zamierzchłych czasach przedblogowych, nie mogę powstrzymać się od porównań do Dziuni, chociaż książki są podobne - ta sama epoka, podobne koleje losu, różnią się jednak właśnie tym pozytywnym spojrzeniem na świat. Oczywiście nie jest tak, że Miśka nie widzi złych rzeczy, ale umie się od nich odciąć i odbić, jej obserwacje często są ironiczne, zwłaszcza kiedy przestaje być dzieckiem i wierzyć w Mikołaja (a i wtedy poznaje oczy wujka Romana i czuje zapach bimbru). Dzięki temu opowieść o miasteczku, do którego dociera niebieski autobus, nie jest ani lukrowana (a Miśka nie przypomina rzewnej Pollyanny), ani nie uderza w miękkie za mocno, mimo że nie jest wyprana z emocji.
Inne książki tej autorki tu.
#16
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 9, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2
Czasem jest tak, że zaczynając jakąś książkę, już wiem, czy mi się będzie podobać, czy nie. Tutaj tak było - nie jestem wielbicielką PRL-u, bo pamiętam za dużo - kolejki, wdrukowany strach przed milicją, konieczność “załatwiania” wszystkiego i posiadania “kontaktów”, liczne ograniczenia, niedostępne artykuły na półkach Peweksu. Zupełnie nie wiem, jak należałoby podejść do eksperymentu pt. “przesycony kapitalizmem dziennikarz chce udawać w 2011 roku, że jest w PRL-u[1]”, żeby mnie cieszył.
TL;DR - przez większość lektury czułam irytację i zażenowanie.
Autorzy są młodsi ode mnie, PRL znają z drugiej ręki - od rodziców, starszych znajomych czy ze źródeł pisanych, często sprzecznych i subiektywnych. Udają stanie w kolejce, usiłują zrealizować w sklepie kartki na mięso, kupują “sprawnego” Malucha i równie sprawną pralkę Franię, cwaniakują[2], powielają szkodliwe pojęcia w kwestii wychowania dzieci[3][4], są zdziwieni, że ich przypadkowi sąsiedzi nie chcą z nimi utrzymywać stosunków towarzyskich, a na pożyczanie szklanki cukru patrzą niechętnie, wreszcie z przekąsem opisują, jak ich dawni znajomi, odcięci od nich z braku współczesnych metod komunikacji, odwiedzają ich raz, traktując spotkanie jak facebookowe wydarzenie.
Mam wrażenie, że współautorka miała nieco mniej naiwne podejście, jako że spodziewała się, że to na nią - jak na kobietę w latach 80. - spadnie wszystko związane z prowadzeniem domu: gotowanie bielizny w garze, bo Frania padła; klejenie tygodniowego jadłospisu z dozwolonych kartkami składników (są momenty żenujące[5]); wyczerpujące sprzątanie pastą BHP i szarym mydłem; zajmowanie się dzieckiem. Witek wyraźnie określa, że wzorem socjalistycznych samców, będzie zarabiał na chleb i - poza koniecznością współpracy przy wyżymaczce - raczej się nie będzie angażował (ale obiecuje żonie, że odrobi to po eksperymencie). Więc jak jestem skłonna uwierzyć, że mężczyzna zatęskni do (złudnej) prostoty życia w PRL-u, tak kobieta (sprawdzić, czy nie etnograf) raczej pomysł solidnie wyśmieje.
[1] Takie rzewne pierdoły bardzo mnie nakręcają; powspominajmy śmiertelność dzieci, brak USG (o które w pewnym momencie usilnie zabiega Iza, która bynajmniej nie chce pozostać w kwestii ciążowej opieki zdrowotnej na poziomie lat 80.), watę zamiast podpasek, wyłączenia prądu, kartki na benzynę.
I zaczęliśmy sobie opowiadać, jak to kiedyś kisiel był gęstszy, oranżada bardziej gazowana, a dzieciństwo spędzone w bandzie dzieciaków pod blokiem fajniejsze niż to przed komputerem.
[2]
Nie zwracamy natomiast uwagi na psie kupy ani gumy do żucia przyklejone do parkowych ławek. – Nie nasza ławka, więc co nas obchodzi – słusznie zauważa mój mąż. Próbujemy nawet cwaniakować: ja organizuję sztućce z baru mlecznego, a Witek, będąc w delegacji, budzik i ręcznik. Z hotelu.
[3] Sceny na placu zabaw są pokazywane z taką tezą, że zęby bolą. Z Marianną bawi się tylko zaniedbane dziecko, wypuszczone na plac zabaw bez rodziców. Reszta zazdrośnie strzeże drogich zabawek, a gustownie ubrane pociechy odsuwa od 2-latki w rajstopkach i jej mamy z niemodną trwałą. W ogóle część obserwacji dotyczących dziecka - eksperyment zaczyna się, kiedy Marianna ma dwa lata - jest absurdalna i niedostosowana do możliwości poznawczych dziecka.
Chcę, żeby Marianna była wrażliwa na tych, którzy nie nadążają za kapitalistycznymi zmianami. Na dzieciaki z Brzeskiej, ulicy warszawskich wykluczonych, które codziennie mijamy po drodze do pracy i których rodzice nie mają innego wyjścia, niż żyć w głębokim PRL-u. – Pół roku w PRL-u ją na to uwrażliwi – tłumaczy mi Witek. – A jeśli nabierze kompleksów? Poczuje się gorsza? – zastanawiam się. – Przecież my wszyscy, urodzeni w PRL-u, mamy kompleksy. Po co ją sztucznie wyposażać w taki bagaż?
[4] Tylko brakuje, żeby polecić najlepszy PRL-owski środek wychowawczy, czyli zlanie pasem. Poniższy cytat pojawia się w książce dla zaznaczenia niemocy wychowawczej współczesnych rodziców, mam ogromną nadzieję, że to była wypowiedź ironiczna:
Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog: „Kiedyś dzieci były niegrzeczne, teraz mają ADHD, dysleksję, fobię. Coś, co było problemem wychowawczym, uznaje się za chorobę, którą trzeba leczyć.
[5] Pierwszą rzeczą, jaką matki i babki uczyły dziewczęta, była kuchenna ostrożność, w tym wybijanie każdego jajka oddzielnie do miseczki. Takiej wiedzy, jak widać, brakuje autorce.
Robię zaczyn. Wbijam jedno jajo, drugie, trzecie. Piąte jest zepsute. Zauważam to za późno: zbuk umościł się w mące razem z innymi. Wyrzucić? Przecież nie chcę zatruć rodziny. Jeszcze miesiąc temu bym tak zrobiła, ale dzisiaj, w PRL-u, szkoda mi czterech świeżych jaj i drogocennego cukru. Jeżeli wyrzucę ciasto, do końca miesiąca będziemy sobie radzić bez mąki – wykorzystałam już cały przydział. Wkładam więc wszystko do prodiża. Aromat rosnącego ciasta niweluje smród zgnilizny.
Karmi potem tym ciastem nieświadomego męża, dopiero kiedy mu nie szkodzi, pozwala jeść dziecku.
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 2, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, panie, panowie, reportaz
- Komentarzy: 5
Jan Jerzy Koprowski - Śmierć w samolocie #112
Spis osób:
- Mario - cyniczny Włoch, podejrzewany o przynależność do “wywiadu NATO”
- Krystyna Nowicka - efektowna szatynka po 30, ale pełna dziewczęcego uroku
- Hans Deuter - młody blondyn, absztyfikant Krystyny, z RFN-u
- Stefania Zawadzka - sąsiadka Krystyny na wakacjach, prowadzi regularny tryb życia
- Jadwiga Brzeska - pilotka biura podróży[1], dawna przyjaciółka Krystyny
- kapitan Stefan Zawadka - lubi lody bakaliowe i kolekcjonuje zapalniczki
- doktor Otwinowski - specjalista od chorób zakaźnych, z praktyką w Afryce
- Jurek - dawny chłopak Jadwigi, podebrany i porzucony przez Krystynę
- Ewa Stawska - stewardesa podczas pechowego lotu
- inżynier Kicki - starszy, tęgi, świetnie utrzymany mężczyzna, zna niemiecki
- dyrektor Jan Widomski - zwierzchnik Krystyny, starszy, niewysoki, dobrze utrzymany pan
- Zbyszek Strążewski - nieszczęśliwie zakochana ofiara “szczęśliwej śmierci”
- Nowicka - matka Krystyny, ma ślady dawnej dużej urody
- Stanisław Nowicki - ojciec Krystyny, emerytowany urzędnik MF
- doktor Wiśniewski - Zakład Medycyny Sądowej Łódzkiej AM, miły gawędziarz
Piękna Polka[2], Krystyna Nowicka, na wczasach w Bułgarii jest werbowana przez imperialistycznych szpiegów. Niestety ze współpracy nic nie wychodzi, bo dziewczyna traci przytomność w samolocie powrotnym i niewiele później umiera. Lekarz stwierdza egzotyczną truciznę afrykańską, pochodzącą z kwiatu o nazwie “szczęśliwa śmierć”. Kapitan Zawadka podejrzewa pilotkę z biura podróży, której Krystyna odbiła swego czasu chłopaka, ale potwierdzające się w wywiadach informacje o bliskich kontaktach z Hansem z RFN sugerują, że może to przyczyna nagłego zgonu. Jednak im więcej dowiaduje się szczegółów życia zamordowanej, tym więcej potencjalnych wrogów znajduje. Kapitan stosuje metodę panny Marple i szuka podobnych sytuacji z przeszłości, dzięki czemu wykrywa zbrodniarza, ten jednak unika sprawiedliwości.
Się pali: ale nie podczas upałów.
Się zaniedbuje: żonę, bo się męczy w pracy (i się odczuwa irytację, jak żona to wypomni).
Się pije: koniak, napar z mięty.
Bawiąc-uczyć: działanie fikcyjnej trującej rośliny afrykańskiej.
[1]
Nie posiadała tej urody, która przyciąga natychmiast, wzrok mężczyzn. Inteligentny jednak wyraz twarzy, lekko garbaty nos, duże, ciemne oczy, które w połączeniu z ładnie wykrojonymi ustami dodawały jej wdzięku, zwłaszcza gdy ukazywała w uśmiechu piękne, zdrowe zęby, sprawiały, że wzbudzała zaufanie jako miła i sympatyczna osoba. Ubrana była sportowo w modną dżinsową spódnicę i w niebieską, w dobrym gatunku bluzkę z ładnym haftem. “Przyjemny wygląd ułatwia jej nawiązywanie kontaktów, a tym samym wykonywanie zawodu" - myślał kapitan, wprowadzając pilotkę do swego pokoju w gmachu komendy.
[2] Panie ogólnie autor dzieli na atrakcyjne albo sympatyczne, panowie w większości są “dobrze utrzymani”.
Inne tego autora.
Jerzy Romuald Milicz - Wizyta u zmarłej #113
Spis osób:
- Julia Rutecka (28) - zwana “Wesołą Julką”, dzierżawczyni budki z galanterią damską na Bazarze Różyckiego
- Ewa Rutecka (5) - córka Julii
- Wacław Rutecki (42) - były mąż ofiary, mężczyzna w sile wieku, ale postarzały przedwcześnie, z niezmiernie ruchliwą twarzą
- Bożena Jelska - fryzjerka damska, podobno przyjaciółka Ruteckiej
- Paulina Sitarzowa - sąsiadka Ruteckiej, podobno widziała zabójcę, energiczna nad podziw emerytka
- major Bernard Otocki - zastępca naczelnika Wydziału Służby Kryminalnej, nudziarz
- pułkownik Kazimierz Czapelski - zastępca komendanta Komendy Stołecznej MO, opanowany i układny
- pułkownik Hubert Burski - ruchliwy i pełen wigoru, o niewyparzonym języku
- porucznik Bogusław Gawlicz - WSK, młody oficer z werwą
- Erazm Kuchowicz - sąsiad Ruteckiej, mechanik samochodowy, po wyroku za rozbój
- Stefan Arbas (34) - kochanek Ruteckiej, taki bardziej lekkoduch, od każdego wycygani forsę
- Hryńczakowa - sąsiadka Ruteckiej, poduszka z tapczanu i otwarte okno zastępują jej telewizję
- Prosnak - dostawca towaru dla Ruteckiej, łysy jak kolano
- Zofia Buzan - krewna denatki
- Zdzichu Flach (23) - poprzedni kochanek Ruteckiej, wesoły i ładnie gra na akordeonie, młody byczek
- Tomek Jesion (22) - ładny chłopak, sympatyczny, grzeczny, nie powiem
- Anna Mirkowska - przyrodnia siostra Ruteckiego, przełożona pielęgniarek
- Martą Ankiewicz - dziewczyna Jesiona
- Karina Zadzik - córka zamożnego ogrodnika, aktualna flama Zdzicha Flacha
- Maksio Mikuta (32) - również kochanek Ruteckiej, wszystko się w nim kobietom podobało
- Bronisława Kowalska - podobno zleciła wykonawcom morderstwo Ruteckiej, mityczna postać z Gdyni
W wigilię zostaje brutalnie zamordowana kobieta i dziecko, zwłoki zostają znalezione kilkanaście dni później po interwencji przyjaciółki, która oczekiwała na zwrot długu. Milicja po wielu przymiarkach (i niejakich niesnaskach wewnętrznych) wyznacza do prowadzenia śledztwa pułkownika Burskiego, który właśnie wrócił z urlopu zdrowotnego (w wypadku zginęła jego nastoletnia córka, Ewa; oczywiście z winy eks-żony Burskiego, która wysłała córkę do szkoły w Anglii). Poza kilkoma scenami (Burski płacze w ramię kolegi lub wzdryga się, kiedy poznaje imię zamordowanej dziewczynki) nie ma to znaczenia dla śledztwa (a ponieważ to PRL, a nie Coben, tytuł nie oznacza, że ktoś sfingował śmierć córki milicjanta). Wracając do zamordowanych - pani Julia po rozstaniu z mężem prowadziła się dość lekko, milicja robi więc przegląd jej kochanków, przy okazji odkrywając niezwiązaną z morderstwem lichwę, przestępstwa gospodarcze (kradzież materiałów budowlanych), malwersację państwowych pieniędzy oraz lewe kursy ciężarówką. Gdy wreszcie trafia na osobę, która odwiedziła denatkę w wigilijny poranek, słyszy karkołomną historię, że było to morderstwo na zlecenie (co jakby zaprzecza faktowi, że pani Rutecka była w ciąży z mordercą).
Się pije: wino “Złoty bukiet”, ormiański koniak.
Się pali: dobre, bo amerykańskie.
Się je: sajrę z puszki.
Opcje lokalowe: mieszkania są jedno- lub dwupokojowe, naturalnie bez łazienek.
Barbara Gordon - Dolina nocy #114
Spis osób:
- Stanisław Groń - komendant posterunku w Topolewie
- Antek Groń - brat, były “leśny”, poszedł precz od żony, dziecka i gospodarki
- Ewa - bratanica i wychowanka Stanisława, nauczycielka z zasadami
- Marta Groń - żona komendanta, szykuje herbatę i kanapki dla męża
- Rysiek Kabat, ps. "Marzyciel" - indywidualny złodziejaszek z sumieniem
- Andrzej Kotkowski - magister literat-socjolog, dawniej AK, ale nawrócony[1]
- Banaszczakowie - lokalni potentaci w kradzieżach węgla
- Jacoń - dozorca, lubi popić, a potem śpi i nie widzi, że kradną
- “Lewy” - ma melinę i raka płuc
- Wiktor Bielski - zastępca, nazywany “towarzyszem profesorem”, bo skończył prawo, modelowy mężczyzna[2]
- Kędziora - milicjant, stary współpracownik Gronia
- Bogdan Groń - syn Stanisława, według ojca baba, a nie chłopak, mazgaj
- Zofia Firlejowa - dobrze po sześćdziesiątce, ale trzyma się dziarsko, emerytowana nauczycielka
- Iwona Wrońska - była żona Bielskiego, kłopotliwa ślicznotka[3]
- Waldek, ps. "Mały" - od Banaszczaków
- Mietek, ps. "Prawas" - syn „Lewego", dorabia sobie gładko w melinie ojca wypróżnianiem kieszeni pijanych
- Tadek, ps. "Badyl" - wysoki i chudy
- Krzysiek, ps. "Kolumb" - zamożni rodzice po rozwodzie, ale pieniądze nie zastąpią opieki
- Marek, ps. "Czarny" albo "Cygan" - śniady, włosy ciemne i skręcone jak karakułowe futro
- Wacek, ps. "Wolny" - jąkała, który koniecznie chciał zostać artystą kowalem, taki grzeczny chłopiec
- Janusz, ps. "Kamień" - wielkie, rosłe chłopisko z długą, jasną czupryną opadającą mu ciągle na oczy
- Kajtek, ps. "Kufel" - syn tak zwanej „starej" Kuflińskiej, co ma budkę z lodami
- Zdzisiek, ps. "Akrobata" - średni od Pawlusów, zwinny był jak piskorz, zręczny jak wiewiórka, chciał iść do cyrku
- Jacek Karaś, ps. "Pechowiec" - nawet matka na niego doniosła do glin
Tytułowa “dolina nocy” to okres z najmniejszym zużyciem prądu, kiedy wszyscy śpią. Nie śpi tylko komendant Staszek Groń, bo czeka na spotkanie z przywódcą lokalnej bandy złodziejaszków, rozczarowanych życiem w PRL-u. Myśli też o niezakończonej sprawę z przeszłości - jego brat, Antek, był w ugrupowaniu usiłującym przeforsować (celnymi strzałami w zdrajców[4]) własny pomysł na niesocjalistyczną Polskę. Milicjant uratował wtedy brata przed śmiercią lub więzieniem, zaopiekował się bratanicą, ale zadra tkwi do dziś, tym bardziej, że dramatycznie zniszczony życiem brat się pojawił po latach, prowokując druzgoczącą krytykę ustroju[5]. Groń po rozmowie najpierw z bratem, potem z jego córką, zaczyna powątpiewać w chęć zresocjalizowania się “Marzyciela”. Dużo smutnych słów o rozczarowaniu ustrojem i brak happy endu.
[1] Młody chłopak z AK, który za jego namową ujawnia się dobrowolnie, który namiętnie i szczerze w białej koszuli z czerwonym krawatem powiewa szturmówką i śpiewa Międzynarodówkę w pierwszomajowym pochodzie, który pisze, płomienne wiersze i demaskatorskie artykuły najpierw w prasie młodzieżowej, potem partyjnej i literackiej, kończy socjologię, który potem… (....) Wzbierała w nim gorycz i nienawiść. Nienawiść do wszystkich i wszystkiego. I za wszystko, co mu się przydarzyło w życiu, a także za to, czego nie osiągnął. Mówił: poświęciłem najpiękniejsze młode lata budowaniu tego, cośmy wtedy nazywali nowym życiem w naszym kraju. Potem okazało się, że mnie okłamywano, a ja z kolei okłamywałem innych. A teraz nowe życie wyrzekło się mnie…
[2]
Był przystojny i mógł się podobać. Kędzierzawy szatyn z szarymi, uważnymi oczyma, szerokie ciemne, zrośnięte nad nosem brwi, pociągła, opalona twarz. Wysoki, barczysty.
- Niebrzydkich chłopaków milicja teraz zatrudnia, i jeszcze pewnie z wyższym wykształceniem, co? - kpiła dalej. - A karate też się zna?
- Zna się - odpowiedział, uśmiechając się lekko.
[3] ”Mały nosek, ślicznie wykrojone usta, zielone oczy pod ciemnymi brwiami i ogniście rude, długie,
proste włosy, bardzo gęste, spływające aż do połowy ramion”; niestety, jej uroda stała się przekleństwem Bielskiego, bo zakochał się w niej i nie zważał na to, że była narkomanką.
[4] Kraska był dezerterem, zdrajcą, kumał się z milicją, to znaczy z tobą, stryju. Od Kraski mieliście podobno różne informacje o podziemiu. Księdza do szkoły nic wpuścił i jeszcze łysego orła, jak on to nazwał, w szkole kazał zawiesić.
[5] - Wiesz co, Antek, nie tobie rachunki Polsce Ludowej wystawiać. Myślisz, że i dziś nie ma takich w kraju i gdzie indziej, co nam kamienie pod nogi rzucają, jak kiedyś twój „Hetman" i jego ludzie, i tacy jak ty? Mówisz o brudach, tylko o brudach. Brudna piana zawsze po wierzchu pływa. Spłynie, nie bój się. Jeszcze tak będzie, jak być miało. Ale to nie na twój rozum.
Się pije: wódkę, bimber, denaturat („dings"), a nawet kradziony z zakładów farmaceutycznych spirytus metylowy, koniaczek, wermut.
Się pali: carmeny (Kotkowski), klubowe (Groń).
Złote myśli: Dobrego i burdel nie zepsuje, a złego i klasztor nie zbawi.
Się mieszka:
Wiktor Bielski darzy serdeczną niechęcią to, na co musi patrzeć codziennie. Ciemnoniebieskie ściany (żeby pająki odstraszyć, one niebieskiego nie lubią), kraty w oknach (bo to parter, złodzieje lubią), siatkowe firanki i pstre zasłony, szafki, szafeczki, półki, półeczki, gięte meble w stylu retro, stolik przykryty ażurowa, szydełkową serwetką i ze szklanym wazonikiem, w którym (ach, ach) śliczne czerwone maki z bibułki. Tapczan dawnej konstrukcji, a więc z materacem, ugniecionym w górki i dołki i z żakardową kapą. na której wymyślny wzór przedstawia pustynię, palmy, piramidy i wędrujących na wielbłądach Beduinów. Do tego na jednej ścianie Maria Magdalena, unosząca pokutniczo oczy ku boskiej światłości (rama złocona, szeroka), na drugiej zaś lasek brzozowy na tle turkusowego nieba, a wśród jadowicie zielonej szmaragdowej trawy żółte kwiatki - czyli wiosna. Co robić, nic się nic poradzi: odnajęty pokój i gospodyni zastrzegła, że niczego nic wolno z niego usuwać.
Inne tej autorki tu.
Inne z tego cyklu tutaj.
#14
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 1, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, kryminal, panie, panowie, prl -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Naukowiec John Montague, doktor filozofii, wynajmuje od właścicieli tytułowy nawiedzony dom i zaprasza osoby, które miały za sobą doświadczenia pozazmysłowe, żeby z ich pomocą przeprowadzić badania. Na ogłoszenie odpowiadają 32-letnia Eleanor, która w dzieciństwie doświadczyła deszczu kamieni spadających na dom oraz młodsza od niej Theodora, mająca silną intuicję. Na czas eksperymentu dołącza też krewny właścicielki, potencjalny dziedzic posiadłości, Luke Sanderson. Żadne z nich nie wierzy w złowieszczą moc Domu do momentu, kiedy go nie zobaczą - budynek emanuje złem. Przed wejściem do niego wszyscy są przestrzegani przez opiekunów posesji - państwa Dudleyów - że są zdani sami na siebie. W środku odkrywają różne fenomeny - drzwi, które się same zatrzaskują, strefę lodowatej temperatury, której jednak nie wychwytują urządzenia mechaniczne, poczucie czyjejś obecności. Do pewnego momentu jest zabawnie, zwłaszcza kiedy wjeżdża żona pani Montague ze swoimi spirytystycznymi akcesoriami, ale kiedy na ścianach pojawiają się napisy, a pokój jednej z dziewcząt zostaje wysmarowany czerwoną, przypominającą krew cieczą, sytuacja robi się mniej przyjemna.
I, jakby to nie była Jackson, można by uwierzyć, że Dom jest nawiedzony. Autorka jednak sprytnie myli tropy, wprowadzając niewiarygodną narratorkę, która kłamie o swojej przeszłości, skrywa tajemnice (między innymi niedopowiedzenie w kwestii śmierci jej matki), jest niestabilna emocjonalnie (co widać na przykład w jej love-hate stosunku do Theodory, którą raz kocha i chce z nią zamieszkać, chwilę potem uważa ją za wroga). Może to nie Dom jest nawiedzony, a Eleanor? Finał niczego nie sugeruje. Dom jest oczywiście prominentnym bohaterem - szalona architektura, pokój w otoczeniu innych pokojów, biblioteka ze schodami, ogród, w którym nie wszystko jest realne, do tego pani Dursley - kucharka i gospodyni, która - jak robot - recytuje plan dnia i zasady.
Widziałam, że jest w miarę świeży serial luźno osnuty o książkę, widzieliście?
Inne tej autorki tutaj.
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 21, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
... z podtytułem “Życie z Nancy. Podróż w świat alzheimera”. Autorka podejmuje początkowo oczywistą dla niej decyzję o opiece nad starzejącymi się teściami; Morris ma coraz większe problemy z chodzeniem, Nancy jest sprawna fizycznie, ale szwankuje jej umysł. W celu pomieszczenia trzypokoleniowej rodziny (oprócz teściów i męża jest też trójka dorastających dzieci), Nancy i Chris kupują duży dom na północy Szkocji bo tam taniej niż gdzie indziej. Chris pracuje częściowo zdalnie, ale też często wyjeżdża, Nancy jest pisarką, może przecież pisać gdziekolwiek, liczy też na to, że dzikie piękno okolic da jej dobre tło do powstających powieści; dodatkowo planują też w dużym domu urządzić pensjonat dla podratowania budżetu. Rozdziały pokazujące narastające trudności dla całej rodziny[1], spowodowane rozpadem osobowości Nancy pod wpływem choroby, przeplatają się z rozdziałami popularno-naukowymi, opisującymi w miarę (książka wydana była w 2009 roku) aktualny stan badań nad chorobą alzheimera i demencji.
To smutna i niejednoznaczna próba pokazania doświadczenia rozpadu osobowości chorego i wpływu tego na resztę rodziny. Autorka mierzy się z obiegową opinią o wygodzie rodzin wyrzucających chorych krewnych do domu opieki, którą sama początkowo podziela, stąd decyzja; w pewnym momencie psychiczny koszt opieki i obciążenie, jakie ponoszą wszyscy, którzy z Nancy mieszkają, weryfikuje to podejście. Zajmowanie się rozpadającym się psychicznie krewnym porównane jest do odwrotnego procesu wychowania dziecka - osoba traci pamięć (co powoduje permanentny stan paniki i narastającą paranoję, a co za tym idzie nienawiść do opiekunów), umiejętności społeczne (agresja, przeklinanie) czy zrozumienie mechanizmów funkcjonowania świata (niechęć do zabiegów higienicznych, utrata wstrętu do fekaliów, brak zrozumienia działania rzeczy typu sztućce czy klamka), dodatkowo nie ma w finale nagrody ani zwycięstwa jak w przypadku dziecka; sporą rolę odgrywa też to, że cały czas mowa jest o silnej osobie dorosłej, która potrafi reagować agresją na pomoc przy myciu zębów czy przebieraniu. Nie ma tu wygranych - Andrea żałuje zarówno decyzji o podjęciu opieki (pensjonatu nie da się prowadzić profesjonalnie z osobą z demencją, podobnie jak nie da się pisać książek i utrzymać rodziny i siebie w zdrowiu psychicznym), jak i późniejszej decyzji o przekazaniu teściów do domu opieki, bo to też nie jest łatwe i oczywiste.
Dodatkowo artykuł autorki o opiece instytucjonalnej nad pacjentami z demencją.
[1] Sytuacja doprowadza wielokrotnie Chrisa do wściekłości, kiedy Nancy przestaje rozpoznawać najbliższą rodzinę, jest agresywna w stosunku do dzieci oraz coraz bardziej nienawidzi Andrei, słabo znosi wszystko Morris, który - wprawdzie sprawny intelektualnie - poddaje się chorobliwej paranoi i zaczyna obarczać winą za swoje coraz gorsze zdrowie syna i synową oraz ich decyzję o przeprowadzce na prowincję. Cierpią dzieci, obserwując dawniej kochającą babcię, która na nich krzyczy i potrafi uderzyć. Ale największą ofiarą całej sytuacji jest Andrea, która nie jest w stanie pisać, przeładowana dodatkową pracą i ciężarem odpowiedzialności:
Nie wyobrażałam sobie, że moi teściowie tak szybko staną się całkowicie bierni, nie przyszło mi na myśl, że opieka nad nimi będzie wyłącznie moją pracą – ale właśnie tak się stało, bo przecież mężczyźni mają prawdziwe prace, a kobiety nie.
#5
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 14, 2021
Link permanentny -
Tagi:
beletrystyka, panie, 2021 -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj