Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Halina Snopkiewicz - Palladyni

Może błędem było czytanie książki teraz, skoro jej nie przeczytałam w wieku lat nastu? Głęboki rozczar, ale w większości zrzucam go nie na swój wiek i lata czytania słabych i słabszych książek, a na to, że "Palladyni" są kiepsko napisani. Emocjonalna formuła (pseudo) pamiętnika "tu i teraz", która dobrze sprawdzała się w "Słonecznikach", została zarzucona na korzyść strumienia świadomości, pisanego z pozycji wszystkowiedzącej i mającej przetrawiony przez lata ogląd na rzeczywistość, dojrzałej i życiowo doświadczonej Lilki. Nic mnie tak nie irytuje w książkach, jak wszechwiedzący narrator, który zajmuje się przede wszystkim wyjaśnianiem z perspektywy, że rzeczy WTEDY były zupełnie inne niż się wydawało, a bohaterka była głupia, bo tego nie zauważyła. Czyta się przeraźliwie ciężko.

Treść płaska - Lilka w wielu słowach i na wielu kartkach opisuje, jak ją wyrzucili z ZMP i jakże to zmieniło jej życie (przy czym bynajmniej nie wiadomo, jak, bo opisuje to chwilę po wyrzuceniu i nie wiadomo, co będzie dalej, poza tym, że Wszystko Będzie Inaczej). Kilka historyjek ze studiów, dużo smętnych rozważań na temat socjalizmu, kolejne pokręcone i w zasadzie nieopowiadalne przeboje miłosne osoby, która za bardzo nie może się na nic zdecydować, a potem zostaje na lodzie (pech, naprawdę). Ciężko mi współpracować mentalnie z bohaterem, którego mam ochotę kopać w tyłek za wyjątkową głupotę.

Inne tej autorki tutaj.

#22

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 15, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, mlodziezowe, panie - Komentarzy: 3


Narzeczona dla księcia

Mam zachomikowany cały zestaw filmów, do których muzykę napisał Knopfler. "Princess Bride" jednakowoż nie zachwyciła mnie. Przyjemne rycerskie fantasy z przymrużeniem oka o tym, jak dzielny parobek Wesley podąża za przeznaczeniem i w końcu odzyskuje swoją ukochaną (i oczywiście piękną) Buttercup. Przyjemnie tekściarskie, niezły zestaw aktorów (Mandy Patinkin, Billy Crystal czy Robin Wright), ale chyba wyrosłam z czasów "Labiryntu".

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 14, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Człowiek to się nie rozerwie

Albowiem jak się w mieście nic nie dzieje, to się nie dzieje. A jak się dzieje, to jak raz jestem Zupełnie Gdzie Indziej. Wczoraj przez cały dzień Poznań pokazywał swoje alternatywne oblicze w ramach festiwalu Urban Legend, okrutnie ubolewam, że nie zdążyłam wrócić na koncert Gracjana R. (ale nie oszukujmy się, ON wróci). Dodatkowo w zajezdni tramwajowej na Gajowej odbywał się plener, mogę tylko posiorbać sobie oglądając czyjeś zdjęcia. Dzisiaj już tylko zostały strzępki wczorajszej instalacji "Grawitacja":

Na Rynku Jarmark Świętojański. Co roku cieszę się, że jest, bo to dobry kierunek, w którym powinna iść poznańska starówka co weekend. Niestety, na razie więcej jest zwyczajowego badziewia (wiatraczki, korale z metra czy świątki ze sztancy) niż lokalnych wyrobów. Bardzo obiecujące stoisko z pajdą chleba, na chlebie można smalec, ogórki, lokalną kiełbasę i inne dobra. I słońce, dawno nie widziałam w Poznaniu aż tyle.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 14, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Dobry pan

... kupi mi fotel na balkon, żebym mogła siedzieć z kotami i laptopitkiem na kolanach jak biały człowiek.

A przy okazji znalazłam komody, które są nie dość, że z drewna, to jeszcze mogę sobie wybrać kolor, żeby mi pasowały do łóżka w sypialni. I zmieszczą mi się trzy tam, gdzie mam w tej chwili jedną rozwalającą się z black-red-white'owej płyty. Cena dość nieprzyzwoita, ale łażę za komodami od ponad pół roku i już mi się znudziło.

Szlag by strony oparte na ramkach. To takie XX-wieczne.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 12, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 2


Lie to me (debiuty)

Połączenie "House'a" i "Wzoru" - specjalista od mimiki i języka ciała pomaga policji w wykrywaniu kłamstwa u świadków i podejrzanych. Ponieważ większość kłamie, a dr Lightman (świetny, choć dość manieryczny Tim Roth) umie czytać w ludziach jak w otwartej książce, w każdej sprawie wychodzi na jaw prawda (niekoniecznie mile widziana). Drugoplanowo pojawiają się współpracownicy Lightmana (latynoska eks-celniczka z naturalną umiejętnością czytania w ludzkim zachowaniu, psycholog z problemami w życiu osobistym i asystent nie umiejący kłamać) z interakcjami między sobą. Niespecjalnie wciąga jako serial, każdy odcinek to odrębna sprawa, ale przyjemnie się ogląda. Jako wisienka na torcie - do pokazywania emocji dr Lightman często używa zdjęć, zwykle dość znanych osób - polityków, aktorów, sportowców, w znanych sytuacjach - jako ilustracji ogólnoludzkich wyrazów twarzy - kłamstwa, frustracji, wstydu czy zażenowania. Zabawne.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 12, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 3


Dollhouse (debiuty)

Ogląda się niemęcząco, bo i trochę sf, dużo kryminału i sensacji, a do tego scenariusz specjalnie pisany dla głównej aktorki - Echo (i jednocześnie producentki), żeby mogła się trochę poprzebierać, błysnąć ciałem i w odpowiednich miejscach znacząco powydymać wargi. Miałam duży kredyt zaufania, jako że większość scenariusza napisał Joss Whedon; niestety "Firefly" to to nie jest. Całkiem przyzwoity serial o najemnikach różnego typu[1], dodatkowo o tyle wygodnych, że po całej akcji mają resetowaną pamięć i wracają do stanu szczęśliwego warzywka (nie ma problemu z wyrzutami sumienia, nie ma PTSD, poprzednie doświadczenia nie wpływają na następne akcje, chyba że je sprytny operator komputera wszczepi do karty z osobowością). W tle całego sezonu przemiata się problem pierwszego nieudanego eksperymentu, Alphy, który z rozchwianą osobowością uciekł z Domu Lalek i gdzieś tam sobie z zewnątrz na niego czyha oraz śledztwo upartego policjanta, usiłującego odnaleźć dziewczynę, która aktualnie jest lalką o nazwie kodowej Echo.

Kilka odcinków przypomina ideą "Modyfikowany węgiel" Morgana, gdzie można robić okazjonalne "zrzuty pamięci" do zewnętrznego nośnika i w razie wypadku, choroby bądź morderstwa kontynuować życie w innym ciele (czyimś bądź klona trzymanego w przestronnej chłodni na wszelki wypadek). Obiecujący kierunek, ale raczej poboczny w serialu.

[1] Zaczynając od wszczepionej osobowości specjalistki od włamań na ekskluzywnej call-girl w koronkowych podkolanówkach kończąc (przy czym to ostatnie co najmniej podśmiarduje etycznie i serialowa rzeczywistość bynajmniej tego nie usprawiedliwia). "Ciał" do wynajęcia jest więcej, są i panowie, więc dla każdego coś miłego.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 12, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 5


X-Men Geneza: Wolverine

Nie oszukujmy się, tu nie akcję chodzi, tylko żeby popatrzeć na ładnie umięśnionego i przyzwoicie zarośniętego na twarzy Hugh Jackmana, który nie jest specjalnie dobrym aktorem, ale dobrze wygląda. Całkiem składnie doklejony motyw naturalnej mutacji, jaką miał mały Rosomaczek, do wzmocnionej super metalem postaci znanej z późniejszych (wcześniejszych filmowo) X-menów. Fajna brunetka, dużo naparzania się, wybuchów i spektakularnych rozwałek dużych budynków.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 7, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 6



Czterej muzykanci z Bremy

Smutna prawda jest taka, że żeby gdzieś pojechać, to trzeba mieć jakikolwiek punkt zaczepienia. A to zabawną nazwę (jak w przypadku Huya), a to coś do jedzenia (jak Morbier, Dijon czy innej Goudy), a to – jak tutaj – jakiekolwiek skojarzenie. Jakby nie to, to bym Bremę ominęła, a szkoda, bo bardzo stara i ma kawał wartej zawieszenia wzroku starówki. Już nawet nie gotyckie strzelistości, a romańskie łuki. Lubię zestawienie pociemniałego piaskowca z jaskrawozieloną patyną, konsekwentnie pojawiające się na bremeńskiej starówce. Pod katedrą Notre Dame targ kwiatów z Holandii.

Tak jak w Poznaniu, na Rynku oprócz staroci, są też współczesne budynki. Mimo że nie wyglądają dużo piękniej od poznańskiego Arsenału, jakoś mniej gryzą w szeroko pojętą estetykę. Ba, da się nawet wstawić oszklone centrum handlowe z wielkim parkingiem w wąskie uliczki.

W Starbucksie kubeczki tylko ogólno niemieckie, z napisem „Germany”; fakt, że ładniejsze niż berliński z czerwonym niedźwiedziem, ale już mam, a bremeńskiego nie. Dobre ciasto cytrynowe mieli, kawę jak to kawę - średnią.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 6, 2009

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: brema, niemcy - Komentarzy: 3


Terry Pratchett – Łups!

Historia śledztwa w sprawie tajemniczego morderstwa jednego z krasnoludzkich oficjeli, prowadzona przez upartego komendanta Vimesa, jak również pouczająca historia o tym, że ciężko być ojcem 14-miesięcznego syna, któremu o 18 trzeba koniecznie przeczytać bajkę „Gdzie jest moja krówka”, choćby się wszystko sypało na głowę. A się sypie, bo wszystko wskazuje na to, że krasnoluda zabił troll, co prowadzi do walk ulicznych i eskalacji wielusetletniego konfliktu między krasnoludami i trollami. Niespecjalnie przepadam za Marchewą, bardziej mnie cieszy przeniesienie akcentu na cynicznego i błyskotliwego Vimesa i resztę jego wielorasowej gromadki na posterunku.

Tłumaczenie niezłe, ale miejscami trochę uwiera (kilkukrotnie użyte niezgrabne „świerzbiał”, nietrafione i niepasujące tłumaczenie gry słownej „iron-irony” na „ironia-aronia”, które zagrałoby w przypadku braciszka Cadfaela, pędzącego sok z jagód, a nie krasnoludów, znawców metalurgii).

Inne tego autora tutaj.

#21

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 6, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, panowie, sf-f - Komentarzy: 5