Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Paul Auster - Księżycowy pałac

Stanley Marco Fogg (imię i nazwisko znaczące, symbolicznie honorujące trzech podróżników), nie zna swojego ojca; wychowywany przez zmarłych już matkę i wuja, kończy studia i zostaje bez środków do życia. Jednak zamiast wpaść na taki egzotyczny pomysł jak szukanie pracy, wybiera wegetację za minimum, sprzedając książki odziedziczone po wuju, a kiedy właściciel mieszkania go wyrzuca, ląduje w Central Parku. Od śmierci z wyczerpania ratują go przyjaciele. Zdobywa też pracę jako sekretarz ekscentrycznego staruszka, który chce spisać historię swojego życia oraz odnaleźć syna, którego kiedyś spłodził. Przygodowa historia z początku wieku, dziejąca się na Dzikim Zachodzie, przeplata się opisami odchodzenia starszego pana. Los styka Fogga z synem staruszka, równie ekscentrycznym wykładowcą uniwersyteckim i erudytą, który - jak się okazuje - znał kiedyś matkę Fogga. Tak, domyślacie się dobrze. Wrtb bwprz wrfg jłnśavr fla fgnehfmxn, xgóel fcłbqmvł flan mr fjbwą fghqragxą, zngxą Sbttn.

Czytałam dużo zachwytów tą książką, ale jakże się zmęczyłam, czytając. Szkatułka w szkatułce, przypadek następuje po przypadku. W tle wojna w Wietnamie, lądowanie człowieka na Księżycu, metafory i brutalistyczne opisy niedostatku i śmierci. Niekoniecznie.

Inne tego autora.

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 15, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Taffy Brodesser-Akner - Pan i Pani Fleishman

Doktor Tobi Fleishman rozstał się z żoną w miarę pokojowo, odstąpił jej wspólne mieszkanie, dziećmi mieli zajmować się naprzemiennie. Do tego jako wolny człowiek odkrył, że jest pożądanym kąskiem na rynku aplikacji randkowych, korzysta więc bez skrępowania z podsuniętych przez aplikację okazji, po czym zapomina o osobie. Wszystko się sypie, kiedy była żona, Rachel, niespodziewanie oznajmia, że wyjeżdża na weekend z jogą, zostawia mu dwójkę dzieci poza harmonogramem, po czym z weekendu nie wraca. Tobi miota się, usiłując samodzielnie ogarnąć wymagającą pracę lekarza, dzieci - tym bardziej, że są wakacje i jeszcze gdzieś dla siebie wyskrobać trochę czasu na, jak to nazywa w rozmowach z dziećmi, spotkania. Wściekłość z powodu opuszczenia dzieci przez Rachel powoli przechodzi w żal za ich związkiem, chociaż to żal głównie za rozproszeniem odpowiedzialności, byciem pochwalonym, że ogarnia; nie tęskni za wieczną irytacją żony, jej zmęczeniem, jej poczuciem wyższości, bo to ona zarabiała więcej, ale też wiecznie była w rozjazdach. Zastanawia się, jak z dwojga do szaleństwa zakochanych ludzi przeszli do momentu, kiedy się nienawidzą i potrafią sobie tylko wytykać potknięcia, niejako przy okazji wspominając przyjaciół z dawnych czasów - Libby i Setha. Co ciekawe, mimo że pierwsza część książki przedstawia punkt widzenia Tobina, to właśnie Libby jest wszechwiedzącą (a może tylko opierającą się na tym, co przekazał jej Tobi) narratorką. W pewnym momencie wraca Rachel, przypadkowo spotkana przez Libby; przeżyła załamanie nerwowe po tym, jak posypał się jej związek, kochanek okazał się być równie wymagający jak mąż, a jej praca, w której się jednocześnie spełniała i spalała, niesatysfakcjonująca.

To kolejna dekonstrukcja amerykańskiego mitu rodziny, z drobnym przesunięciem - co się dzieje, kiedy żona więcej zarabia, a na męża - też aktywnego zawodowo - spada konieczność niepłatnej opieki nad domem i dziećmi. I mimo tej dysproporcji zarobkowej, żona również jest prześladowana przez system - ciąża oznacza zatrzymanie awansu, po traumatycznym porodzie, kiedy była potraktowana przemocowo i przedmiotowo, zostaje napiętnowana jako nieobecna matka, za mało kochająca dzieci. Podobne obserwacje ma Libby, patrząc na swoje małżeństwo i liczne związki Setha, który wreszcie, po latach, decyduje się na jedną partnerkę. Wniosek końcowy jest taki, że wszyscy coś tracą, zarówno wchodząc w związek, jak i go niszcząc, nie ma wygranych.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 12, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj


Lucy Maud Montgomery - Anne of Ingleside

Po wyprowadzce z Wymarzonego Domu rodzina Blythe'ów - Ania, Gilbert i mały Jim (Jem) - przeprowadziła się do Glen St. Mary i zamieszkała wraz ze służącą Zuzanną Baker w pięknym domu o nazwie Złoty Brzeg. W międzyczasie Ania urodziła kolejnych dwóch synów - Waltera i Shirleya (porodu tego drugiego omal nie przypłaciła życiem i bardzo długo dochodziła do siebie) i dwie córki - bliźniaczki Nan i Di, aktualnie jest znowu w ciąży z ostatnim dzieckiem, Rillą; ciąża jest jakimś cudem skrywana przed dziećmi. W Złotym Brzegu pomieszkuje też wiecznie niezadowolona ciotka Gilberta, Mary Maria, na szczęście w połowie tomu przypadkiem udaje się ją skutecznie obrazić i po wielu tygodniach wyjeżdża. Poszczególne historyjki dotyczą głównie przygód potomstwa Ani: dramatyczne poszukiwania Jima, który zasnął na półpiętrze, czekając, aż rodzice wrócą do domu, narodziny Rilli i ucieczka Waltera z domu sąsiadów, gdzie rodzice odstawili go na czas porodu, nie wyjaśniając mu, co się dzieje, niefortunne przygody Nan i Di z koleżankami ze szkoły, smutne historie o tym, że w Złotym Brzegu nie trzymają się zwierzęta (i wielokrotne przerażające wtrącenia o topieniu kociąt, brr), obrazoburcza opowieść o Nan robiącej zakłady z bogiem i jej nadczynnej wyobraźni, wreszcie o sepleniącej Rilli, która wstydziła się chodzić z ciastem do kościoła. Tylko Shirley został pominięty i sprowadzony do roli rekwizytu.

Sama Ania poza przyjmowaniem i odbywaniem wizyt u przyjaciół, ogrodem i snuciem się po domu z rozmarzonym wzrokiem, jest zmęczona i znużona tymi monotonnymi i niekończącymi się obowiązkami, mimo że gotowaniem, sprzątaniem, naprawianiem odzieży i w zasadzie wychowaniem dzieci zajmuje się Zuzanna. Wraca do swatania (tym razem jest to niewypał), uczestniczy w pikowaniu kołder z Kołem Pomocy, pisze “epitafę” dla pewnej upierdliwej wdowy, wreszcie przeżywa okropne chwile, kiedy z wizytą przyjeżdża Krystyna Stuart, dawna flama Gilberta. Pojawia się też przeczucie nieszczęścia, bo nad głową śpiącego Waltera cienie układają się w krzyż. W tle oczywiście mnóstwo ploteczek z Glen St. Mary, również przerażających typu ”He smiled when he told her after her little baby was born dead that she might as well have died, too, if she couldn’t have anything but dead brats”. Urocze.

Wreszcie tłumaczenie - jednocześnie z oryginałem czytałam wersję Naszej Księgarni z 1990 roku w tłumaczeniu Aleksandry Kowalak-Bojarczuk. Nie czepiam się tłumaczenia imion, chociaż uparte tłumaczenie Jen, Jane, Jessie na Jankę dość irytuje, Kenneth tym razem stał się Krzysiem (a nie Karolem), zaś z niewiadomych przyczyn niejaka Candace stała się Condance, jest jednak wiele błędów tłumaczenia (four to sześć albo osiem, five to siedem, buttercups to uparcie bratki, magenta to czerwony, zaś red to purpurowy, mince pies to rolady mięsne, irises to narcyzy, cream soup to zupa śmietanowa, fried parsnip to smażona cebula, weed-killer to trujące zioła, a spare-ribs to kotlety schabowe) lub zmieniających sens (typu usunięcie negacji). Podobnie jak w “Szumiących Topolach” wyleciały z tłumaczenia całe akapity, owszem, zwykle bez wpływu na akcję. Braki i tłumaczeniowe wpadki zaznaczyłam w pdf.

Inne tej autorki tutaj.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 10, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Komentarzy: 5


Jerzy Edigey - Najgorszy jest poniedziałek

Centrum Warszawy, spod sklepu znika 4-letni Januszek, mimo widocznego czerwonego berecika (w czerwcu!), nikt nic nie widział. Milicja umarza śledztwo, twierdząc, że dziecko prawdopodobnie odeszło i utopiło się w pobliskiej Wiśle. Załamana tym faktem matka zgłasza się do mecenasa Ruszyńskiego jako do ostatniej instancji. Nieco skacowany po niedzieli mecenas, któremu serduszko miękło zawsze do młodych i pięknych rudowłosych pań[1][2], uruchamia kontakty - udaje się do przyjaciela, pułkownika Niemirocha, żeby wznowić sprawę; jak przy innych sprawach, zostaje sparowany z majorem Kaczanowskim, dzięki czemu sprawa zaczyna być rywalizacją obu panów zarówno zawodowo, jak i prywatnie, o piękną panią Irenę. Okazuje się, że śledztwo było prowadzone niby sensownie, ale jednak po łebkach. Owszem, rozwiedziony ojciec dziecka zmarł, a u pretensjonalnej eks-teściowej dziecka nikt nie widział, ale półtora miesiąca przed zniknięciem “dziadek” pobrał kopię urodzenia dziecka, zaś ponowne przesłuchanie dzieci, które w dniu zaginięcia były pod sklepem, wyjaśnia, że była tam jakaś pani, która poczęstowała cukierkiem małego Januszka. Mecenas i major zawieszają rywalizację i już razem odkrywają historię cwanego planu, synek wraca do stęsknionej matki. I wprawdzie pani Irena dziękuje mecenasowi wylewnie, ale to z majorem Kaczanowskim jest widziana w czułych uściskach właśnie w tytułowy najgorszy poniedziałek…

Społecznie to historia konfliktu klasowego. Irena, matka Januszka, jest “tylko” listonoszówną, zaś jej były mąż, Karol, to wnuk radcy przy dworze. Znienawidzona przez teściową, wbrew woli męża postanawia urodzić dziecko zamiast „pozbyć się kłopotu” (na co skąpa teściowa wydatkowała nawet dwa tysiące). W trakcie śledztwa pojawia się pomysł, że dziecko ukradli Cyganie (zostawię nazewnictwo z epoki); Miecio nawiązuje kontakt z cygańskim królem, który wyjaśnia czytelnikowi zawiłości cygańskich zwyczajów i burzy przekonanie, jakoby Cyganie kradli dzieci. W usta jednej z postaci kobiecych autor wkłada gorzką prawdę o równości w socjaliźmie:

— Wy, mężczyźni, wyobrażacie sobie, że dla kobiety takie wielkie szczęście wyjść za mąż. A to tylko praca na dwa etaty.
— Zmieńmy szybko temat — roześmiał się inżynier Derkowski — bo moja sufrażystka zaraz nam tu zrobi długi wykład o upośledzeniu kobiet.
— Bo i są upośledzone. W biurze czy fabryce praca, w domu praca. Statystyka stwierdziła, że kobieta nie ma czasu na sen. Śpi o dwie godziny krócej niż mężczyzna. No, ale widzę, że mój pan i władca już się krzywi, więc uciekam, aby zrobić kawy.

Się je: mieszankę Wedlowską (bajeczne i pierroty najlepsze).

Się umie postępować z kobietami: ”kiedy są małe, najlepsze są cukierki, później trzeba je zastępować komplementami słówkami zachwytu”.

Się wychowuje dzieci: klapsami, a jakże. Za wszystko - odejście od wózka z maluchem, który matka zostawiła pod sklepem pod opieką dziecka, za to, że dziecko się boi mówić.

Się wyzywa: mecenasa od “pieszczochów socjalizmu”.

Się prokreuje: “Mojej świętej pamięci matka dwadzieścia dwa razy rodziła. Wychowała dziewięciu synów i pięć córek. Dziś już nie ma takich kochających się rodzin”.

Się je: placki ziemniaczane w “Budapeszcie”.

Się pije: winiak (lepszy w zwykłej niż oplatanej butelce), benedyktyna (zakąszając piwem) oraz z umiarem:

— A był chociaż trzeźwy?
— Naturalnie. Na trzech wypili tylko litra.
— No tak, to rzeczywiście trzeźwiutki.

[1] Miecio słynął w szerokich kołach stołecznego highlife'u jako wybitny znawca nie tylko kodeksu cywilnego i karnego, lecz również płci pięknej. I właśnie w ubiegłym tygodniu poderwał ślicznego kota. Zgrabna, wysoka prawie jak on i o rudych — może nawet naturalnych — włosach? — „Rude” były słabą stroną Miecia.

[2] Co gorsze, oczywiście dla Miecia, wydała mu się jeszcze ładniejsza. Tak piękna, że adwokat zaczął się poważnie obawiać o dotrzymanie swojej żelaznej zasady, że „klientka jest tylko klientką”.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lutego 10, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie, prl - Komentarzy: 2


Jaroslav Rudiš - Cisza w Pradze

Kilka przeplatających się wątków, które w finale skupiają się pod praskim klubem muzycznym; to też książka o roli muzyki lub jej braku w życiu. Hana wyjeżdża do Lizbony na konferencję, niespodziewanie dla siebie ma krótki romans z przypadkowo poznanym mężczyzną. To przewartościowuje jej podejście do życia, siebie i tego, czego oczekuje od związku. Prawie 18-letnia Vanda szuka zapomnienia w narkotykach, przygodnym seksie i zakupach; właśnie zdradził ją chłopak z zespołu, który współtworzy. Petr w ramach prac społecznych po wyroku kieruje tramwajem (razem z suczką o dźwięcznym imieniu Malmo), przespał się z Vandą, cały czas jednak wspomina swoją poprzednią dziewczynę, po której odziedziczył psa. Prawnik Wayne, amerykański ekspat, zamknął kolejną sprawę, ale czuje wypalenie, zgadza się więc, żeby zrobić sobie dłuższy urlop, tym bardziej, że po sprawie został pewien niesmak. Wreszcie Vladimir, wdowiec, który kątem oka widzi swoją zmarłą na raka żonę, ma misję - chce nauczyć Prażan słyszeć ciszę, przecina więc kable, dzięki którym ludzie słyszą muzykę.

Trochę to chaotyczne, trochę wzruszające. Wydarzenia zazębiają się czasem w sposób niewidoczny dla bohaterów, ale czytelnik widzi, że pod tramwaj Petra wjechał samochód ojca Vandy, że Hana mieszka w tej samej okolicy co Petr, kręci się ta sama grupa panczurów, a mała sprytna Rumunka okrada ludzi w tramwaju. Praga opisana to nie Praga turystyczna, tylko gorąca, brudna, zatłoczona Praga codzienna, pełna ludzi, hałasu, spalin, napiętych terminów i uczuć.

Inne tego autora.

#10

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 7, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Olga Tokarczuk - Bieguni

Możecie mnie dotknąć, oficjalnie jestem czytelniczką noblistki. Tyle że nie rozpędzajcie się, bo mi się nie podobało. Biorę poprawkę na to, że to nie jest powieść, tylko takie niewiadomoco, ni to opowiadania, ni nowelki, czasem zdarzają się kilkuczęściowe historie rozdzielone innymi. Ogniwem “spajającym” całość jest motyw podróżowania - od zwykłego turystycznego, przez służbowe i za chlebem, aż do podróży jako ucieczki od swojego, czasem trudnego życia. Cudzysłów dodałam celowo, bo ta spoina jest zaprojektowana mniej więcej jak algorytm rolek na Instagramie - rzeczy pojawiają się w losowej kolejności, czasem na podstawie tego, co czytelnika może zainteresować, czasem zupełnie przypadkowe, gdzieś tam przewija się wspólny wątek. Tu jednoakapitowa obserwacja z okna samolotu, tu kilkadziesiąt stron rozważań o plastynacji ciała ludzkiego, badań tkanek, przerywane listami wdowy po służącym wieki temu u dworu czarnym, który - mimo że za życia był traktowany jak inni tej pozycji - po śmierci został wypchanym eksponatem w muzeum kuriozów. Z współczesnego wyjazdu na wakacje nagle następuje przeskok do Renesansu. Przewracałam kolejne kartki i miałam coraz bardziej zdziwione oczy. Bo, owszem, to nie jest zła proza. To dobra proza, przemyślana, przekazująca wiernie kondycję świata, autorka umie w obserwację, umie w risercz, czasem jest lekko ironiczna, czasem nieco zdziwiona, ale raczej pozytywna, miejscami jednak wpada w banał, a treść brzmi jak losowy status z Facebooka. Ale forma jest dla mnie nie do przyjęcia; rozumiem, że to są migawki, że tak postrzegamy świat, zwłaszcza w podróży, widzimy scenkę, urywek i już jesteśmy dalej, ale tego nie kupuję jako czytelniczka.

Dostałam kilka polecanek, co powinnam przeczytać Tokarczuk i że mam się nie zniechęcać; nie mówię nie, ale raczej nie nastąpi to za szybko.

#9

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 5, 2023

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2023, beletrystyka, panie - Skomentuj