Książka, jak wskazuje tytuł, to antologia baśni, które w świecie osobliwców są po części legendami, po części podręcznikiem historii, który należy traktować ze szczyptą nieufności, wreszcie to przewodnik, w zawoalowany sposób pozwalający na namierzenie pętli czasowych. Zaczyna się od historii pierwszej ymbrynki, która za pomocą tworzenia pętli w pętli uratowała pierwszą grupę osobliwców przed zagrożeniami zewnętrznego świata, przechodzi przez opowieści o wojnie ludzi z gołębiami o Londyn, powstanie człowieka-wyspy, wioskę zasiedloną przez ludożerców i osobliwców, którym odrastały kończyny czy baśń o księżniczce z rozdwojonym językiem. Zwykle osobliwcy są prześladowani i biedni, ale rozumni i sprytni, oczywiście nie zawsze. Podobnie jak w historii o dzieciach pani Peregrine, język jest kpiarski, nieco ironiczny, z kiplingowskimi mrugnięciami w stronę czytelnika.
Inne tego autora.
#122
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek grudnia 6, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, panowie, sf-f
- Skomentuj
[4.06.2022]
... których aktualnie nie ma. Rok temu napisałam na Facebooku: "Wstaję, ciemno. Pracuję, ciemno. Kończę pracę, ciemno. To nie jest to, czego oczekuje od życia dziewczyna". Niestety, nic się nie zmieniło, wszystko jedno, czy 8, 13 lub 15. I zimno, wiatr kąsa w paluszki. Zaprowadzę więc Was do czerwca w poznańskim Ogrodzie Botanicznym, kiedy to narzekałam, że upiornie gorąco.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 5, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
ogrod-botaniczny
- Skomentuj
30 grudnia życie Didion w jednej chwili się zmieniło - nagle, podczas przygotowywania kolacji, John, jej mąż, również pisarz, stracił przytomność. Błyskawicznie wezwane pogotowie przez kilkadziesiąt minut go reanimowało, po czym został odwieziony do szpitala, gdzie uznano go za zmarłego w wyniku ataku serca. Świat autorki podzielił się na przed i po, chociaż nie była w stanie przeżywać klasycznych faz żałoby, bo chwilę wcześniej jej jedyna córka trafiła do szpitala z ciężkim zapaleniem płuc, a potem sepsą, po której zapadła w śpiączkę. “Rok magicznego myślenia” to próba odtworzenia tego roku - śmierci męża, śpiączki córki, pogrzebu, operacji neurologicznej córki (powikłania po wcześniejszym leczeniu spowodowały krwotok w mózgu), prób radzenia sobie z tym wszystkim - w formie skojarzeń wywoływanych nawet zupełnie niewinnymi sytuacjami. Magiczność przejawia się w myśleniu Didion - czy mogła zrobić coś, żeby zapobiec tragedii, lepiej wykorzystać czas razem, przewidzieć, że coś takiego może się stać; magiczość to próba przejścia przez jakiś ciąg rytuałów, na końcu którego - wbrew logice i rozsądkowi - jej mąż do niej powróci. To opowieść o czasowej utracie rozsądku w sytuacji, kiedy trzeba żyć tak, jak się żyło wcześniej, ale nic nie jest takie, jak wcześniej. O “trzymaniu się” w sytuacji, kiedy straciło się wszystkie życiowe stabilizatory. O samotności mimo wsparcia otoczenia, bo niczyj inny ból lub strata nie jest taka sama. O tym, że nie da się na taką sytuację przygotować, przemyśleć jej, zaplanować. I, na koniec dnia, opowiedzieć o tym osobie, która odeszła.
Nie możemy też przewidzieć (i w tym leży sedno różnicy między żalem wyobrażonym i żalem rzeczywistym) niemającej końca nieobecności, która następuje później; pustki; zupełnego przeciwieństwa sensu; nieubłaganego pochodu chwil, kiedy będziemy się zmagać z doświadczeniem całkowitej bezsensowności.
#121
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 4, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, biografia, panie
- Skomentuj
[13.10.2022]
Pewnego październikowego dnia zabrałam U. na lancz, ale żeby nie było, że tylko ziemniak, poszłyśmy też na wystawę grafik do CK Zamek. Sama wystawa może nie specjalnie wyrafinowana artystycznie, bo większość tych grafik jest znana i egzystuje gdzieś na obrzeżach świadomości, również w postaci nadruków na rzeczach, ale jest bardzo ciekawa technicznie. XIX-wieczny druk wielokolorowy był procesem mozolnym i wymagającym ogromnej precyzji, przygotowywanie matryc do druku była pracą ręczną, więc ówczesne traktowanie tej dziedziny sztuki użytkowej jako zwykłego kawałka reklamy jest niesprawiedliwe. Owszem, była to produkcja masowa, ale niewiele egzemplarzy dotrwało do naszych czasów, ze względu na to, że się zwyczajnie zużyły czy zostały wyrzucone, wszak to tylko druki, a nie ręka mistrza (de Toulouse-Lautreca, Muchy, Rachou, Ransona, Carriere'a czy Muncha). Trudne do fotografowania, wszystkie za szybkami, warto zobaczyć na żywo - można jeszcze do 11 grudnia.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota grudnia 3, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
sztuka
- Skomentuj
Jeśli macie wrażenie, że mignęło już Wam gdzieś to hasło, to macie rację. Od prawie roku Magda (@matkojedyna) publikuje na instagramie pod #jestemdość sceny ze swojego życia (publikuje dłużej, ale wcześniej z innymi #), przy okazji których wyjaśnia, czemu to, jaka jest i co robi, jest dość. Książka to nieco dłuższa forma takich historii, mniej tu i teraz, bardziej jak się to Magdowe poczucie bycia w sam raz trudno i mozolnie wykuwało. I nie jest to poradnik! Nie chcę trywializować, że pokolenie X ze wszystkimi tego konsekwencjami (“mieszkaliśmy w jeziorze, nikt nie narzekał”), scena kabaretowa, depresja, onkologicznie chore dziecko i fantastyczne mechanizmy kompensacji, żeby sobie z tym poradzić; Magda napisała o tym z samego dna serca, jak dojść do takiego momentu w życiu, żeby mimo wszystkiego, co się przydarza, oczekiwań innych i własnych, poczuć się taką zupełnie wystarczającą. Tego nie da się streścić jak fabuły thrillera. Czytałam czasem przełykając łzy, czasem chichocząc pod wąsem, często dokładając mentalną zakładkę, że ja też, też tak mam, też dążę do takiego momentu, że brzydkie kółko[1] mnie nie wyprowadzi z równowagi. Zachwycam się trójwymiarową okładką i tym, że jednocześnie z pisaniem książki Matkojedyna publikowała na instagramie, bez powtórzeń, bez kopiuj-wklej, nie wiem, jak to robiła, trzech osób za mało. Idźcie kupić, doskonała rzecz na grudzień i nie tylko (polecenie niesponsorowane).
[1] Nie mam w sobie dość siły, żeby zrobić sobie tutaj wiwisekcję, co mnie ukształtowało w perfekcjonistkę (wiecie, ten komiks, co to “ale ty przecież nic nie robisz”), ale walczę z tym, zrobione jest lepsze od doskonałego. Lata temu eks-firma, obserwując wypalenie zawodowe u sporej części pracowników, wysłała i mnie na spotkanie z kołczinią (taki plasterek na złamaną nogę). Spotkanie całkiem niegłupie, o oczekiwaniach i perspektywach, decyzjach i poczuciu sprawczości, jak już przeszłam przez ćwiczenia oddechowe, żeby uspokoić kolejny atak paniki, kołczini zaproponowała mi wizualizację, żebym narysowała kółko, podzieliła na ileś części, przypisała do części… Narysowałam więc kółko, skrzywiłam się, powiedziałam “żenada, ja to nawet prostego kółka nie umiem narysować”, po czym kołczini zapytała mnie, dlaczego jestem dla siebie taka nieprzyjemna. Czy skarciłabym kogokolwiek, kto podczas spotkania narysowałby krzywo kreskę? Zapewne nie. A siebie właśnie trzasnęłam metaforycznym plaskaczem, bo brzydko narysowałam kółko. Wracając z przydługiej dygresji, nie bądźcie jak ja wtedy, tylko jak Magda teraz. Bądźcie dość.
#120
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek grudnia 1, 2022
Link permanentny -
Tagi:
panie, 2022 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
[2018-2022]
... kiedyś musi minąć. Bo serio, może z trzy dni było słońce. Poza tym było mniej lub bardziej szaro. A, śnieg był raz, było miło wtedy. Niechętnie wychodzę z domu, zdarza mi się jechać autem na dystansie dwóch kilometrów, bo jest mi za zimno, żeby pójść na spacer i wrócić ze sprawunkami, nawet niewielkimi. Męczy mnie konieczność zakładania na siebie 30 sztuk odzieży. Jestem bardzo rozczarowana światem w listopadzie. Więc, dla odreagowania, będzie o jeziorze Strzeszyńskim, gdzie regularnie kąpiemy się latem. Jest plaża, cudowne zachody słońca, ciepła woda, trochę zupełnie odjechanej sztuki, można popływać na rowerze wodnym (czego jeszcze nie udało mi się ogarnąć, bo zwykle jeździmy wieczorami, żeby nie było aż takich tłumów). I nawet na widok samych zdjęć zaczynam się uśmiechać (*smiles in Polish*).
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 30, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
Strzeszyn
- Skomentuj
Irlandia, mniej więcej współcześnie. Emily, starsza już kobieta, wraca ze Stanów do Irlandii, bo chce poznać kraj swoich przodków. Wprowadza się do swojej dalekiej rodziny, mieszkającej na ulicy Świętego Jarlata; nie okazuje się bynajmniej ciężarem, bo jej sympatyczny charakter i umiejętność logicznego myślenia sprawia, że rozwiązują się wszelkie problemy, a wszyscy lgną do niej i zwierzają się z kłopotów. Osią całej akcji - chociaż zupełnie nie głównym bohaterem - jest Noel, krewny Emily, młody alkoholik, który niechcący ma za chwilę zostać ojcem. Matki dziecka, Stelli, w zasadzie nie pamięta, nie może jednak ograniczyć się do wsparcia finansowego, bo Stella choruje na zaawansowany nowotwór i umrze podczas cesarskiego cięcia i jest sierotą. Dobra wróżka Emily organizuje siatkę wsparcia, finansuje Noelowi studia i wysyła go do grupy wsparcia dla alkoholików. Małą Frankie opiekuje się cała ulica Św. Jarlata - nieco zdewociali rodzice Noela, których marzeniem jest postawienie świętemu posągu; Lisa, jego przyjaciółka ze szkoły, zakochana bez wzajemności w Antonie, kucharzu-celebrycie; doktor, któremu urodził się syn tego samego dnia, co Frankie; sympatyczny staruszek Muttie i jego wnuki - para bliźniąt-kucharzy, Maud i Simon; emerytowany lekarz i inni. Jedyną negatywną postacią jest Moira, nieledwie demoniczna opiekunka społeczna, wiecznie niezadowolona, skuteczna, ale oschła, jej celem jest wyłapanie każdego potknięcia Noela i odebranie mu Frankie.
Mimo minorowego początku i śmierci jednego z drugoplanowych bohaterów w trakcie, to sielankowa historia o tym, że razem można więcej. Mała Frankie jest zaopiekowana według skomplikowanego grafiku, sporządzonego przez cudowną Emily, wszyscy ją kochają, owszem, zdarzają się drobne potknięcia, skrywane przed Moirą, ale finalnie wszystko kończy się szczęśliwie. Mieszkańcy ulicy Św. Jarlata stanowią cudowną społeczność, każdy jest zawsze dostępny i chętny do pomocy, a w lokalnym sklepiku z używanymi rzeczami, założonym oczywiście przez Emily, rozwiązywane są wszelkie problemy. Nawet skrzywdzona przez życie Moira nabiera optymizmu i naprawia swoje stosunki z ojcem. Nie ukrywam, że wielokrotnie przewracałam oczami przy bardziej cukierkowych scenach, zwłaszcza w sytuacjach, gdy do rozwiązania problemu alkoholowego, braku miłości w domu, zdradzie małżeńskiej, problemach finansowych wystarczy szczera rozmowa albo mały cud w postaci wygranej na wyścigach bądź niespodziewanego spadku od ekscentrycznej wariatki (wariatkę poznajemy po tym, że ma 80 lat i nosi bez względu na porę roku futro na samą bieliznę). Nawet dramatyczny cliffhanger pod koniec książki - czy Noel rzeczywiście jest ojcem małej Frankie (ab crjavr, żr avr wrfg, nyr gb avr fmxbqmv j avpmlz, jlfgnepml cbqemrć jlavxv grfgh QAN) - nie ma żadnego znaczenia, bo wszyscy się kochają. Źli zostają ukarani, odbywa się cztery wesela i pogrzeb (no, dwa pogrzeby), wszyscy jadą nad morze do Bray czy innego Dun Laoghaire. Zupełnie serio nie wiem, czy to wartościowa literatura, ale jeśli potrzebujecie czytadełka na wieczór, to nie jest zły wybór.
Inne tej autorki tutaj.
#119
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 27, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Zmierzch ery DVD, upada sieć wypożyczalni Blockbuster. Niczym samotna wiosna gdzieś w Galii, pozostaje otwarty jeden oddział, gdzie właściciel decyduje się ze względów sentymentalnych przejąć sklep. Walczy o utrzymanie sklepu i pozostawienie ekipy pracowników, mimo wszechobecnego VOD i inflacji, jednocześnie usiłuje wyznać miłość swojej wieloletniej przyjaciółce i współpracowniczce, Elizie. Trochę komedia pomyłek, trochę historii sprzedażowych, trochę o przyjaźni, o rozstaniach i zmianach i o tym, że ludzie są różni. Niestety, jest to komedia absolutnie nieśmieszna, realizowana jak sitcomy w latach 90., przez 8 odcinków zaśmiałam się może trzy razy. Nie jest przy tym żenująca czy zła, tylko zwyczajnie nudnawa i niezabawna, zwłaszcza jeśli zestawi się ją z pokrewnym tematycznie “Superstore” czy “Brooklyn Nine-Nine” tych samych twóców.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 23, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Dziwna to historia, zlepek Verne’a i Whiteheada. Na plantacji trzciny cukrowej na Barbados ma majątek pan Wilde; niewolnicy są traktowani gorzej niż zwierzęta, bo zwierzęta mają wartość, a czarni nie. 11-letni George Washington Black marzy o śmierci, bo wprawdzie urodził się na plantacji, ale jego przyjaciółka i opiekunka, duża Kit, twierdzi, że jeśli się umrze, to się człowiek odradza w rodzinnym kraju, czyli w Dahomeju. Ale zamiast upragnionej śmierci Wash zostaje służącym brata właściciela, Christophera. Jest przerażony, ale okazuje się, że Christopher, który każe nazywać się Tyci, jest naukowcem i abolicjonistą, a chłopca traktuje jak człowieka. Odkrywa w nim talent do rysowania, uczy go czytać, wyjaśnia mu swoje eksperymenty, a kiedy w wypadku Wash zostaje okaleczony, dba o niego. Gdy Tyci dowiaduje się o śmierci ojca i oczekiwaniu rodziny, że przejmie od brata plantację, decyduje się na ucieczkę balonem, co rozpoczyna szereg przygód, mimo że za głowę Washa wyznaczona jest nagroda. Trafiają do Nowej Szkocji, gdzie Tyci opuszcza Washa, co rozpoczyna cały szereg zdarzeń, dzięki którym Wash sam zostaje naukowcem i ze wsparciem uroczej dziewczyny i jej ojca, przyrodnika, rozpoczyna w Londynie budowę pierwszego terrarium.
To opowieść trochę o roli przypadku, o zemście i przebaczeniu, kolonializmie i jego efektach. Są brutalne sceny, ale całość utrzymana jest raczej w tonie lżejszym, autor skupia się głównie na warstwie podróżniczo-przygodowej, mimo że w każdym momencie życie Washa mogłoby zakończyć się tragicznie.
#118
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 22, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Skomentuj
... spadł wczoraj. Dwa razy wpadłam w kontrolowany poślizg, bo musiałam pojeździć po mieście, jednak nie polecam. Dziś już wszystko się powoli roztapia, zdjęć nie mam, mam za to efekty całkiem ładnej niespodziewanej sesji z mgłą w roli głównej. Zamgliło się solidnie pewnej październikowej środy, kiedy jechałam do biura, przez co świat wyglądał jak zaprojektowany tylko w ramach pierwszego planu, zamiast drugiego było bliżej nieokreślone coś, czasem podświetlone słońcem gdzieś tam z góry. Stopniowo świat się wygenerował do końca, krańce wieżowców znów były ostre, a w pobliskim parku wróciły kolory.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 20, 2022
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 2