Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Fannie Flagg - Daisy Fay i cudotwórca

Lata 50. nad Zatoką Meksykańską. Daisy Fay ma 11 lat i w małym puchatym pamiętniczku opisuje swoje dzieciństwo. Tatę, który nadużywa napoi wyskokowych i kupuje pół baru w miejscowości letniskowej. Mamę, która odchodzi od taty. Przyjaciela ojca, który ochoczo popija i opyla z samolotu okoliczne pola (a czasem i domy) środkiem owadobójczym. Koleżanki ze szkoły podstawowej, te biedniejsze i bogatsze. Kolorową właścicielkę kostnicy i mityczną ciemnoskórą albinoskę. Kilkuletnią córkę właścicieli klubu nocnego, której przed snem trzeba przyklejać uszy. I tak mija kilka lat, ogląd świata z uroczego dziecinno-naiwnego staje się bardziej nastoletnio-cyniczny, ale niestety narracja Daisy Fay nie prowadzi do niczego. Jak kto lubi czytać pamiętniki z klimatem i pokręcone historie rodzinne ozdobione południowoamerykańskim kawałkiem historii, to mu się spodoba. Jak ktoś - jak ja - niespecjalnie, to będzie brnął z rosnącym znudzeniem, a na ostatniej stronie poczuje chęć dopisania "No i?".

#28

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 23, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, beletrystyka, panie - Skomentuj


A day off

Uznajmy, że ten tydzień przepracuję w 100%, mimo że dziś była praca w terenie i ograniczyła się do leniwej rozmowy, jedzenia, fotografowania kwiatów i przejażdżki uazem. I chociaż nie jestem fanką wyziewów z diesela, zawisania prawie w pionie na zboczu piaszczystego roku i samochodów bez pasów, przewietrzyłam sobie głowę.

(Six Feet Under?)

Kwiatuszki tutaj.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 20, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: dąbrówka-kościelna, polska - Skomentuj - Poziom: 2



Brakuje mi

... popołudniowej drzemki. Tego momentu, kiedy zaczyna zamykać oczy i regularnie posapywać, jeszcze walcząc z sennością i usiłując zatrzymać powieki. I tego momentu, kiedy muszę zdecydować, czy chcę czas dla siebie (czytaj: na sprzątanie i sprzątanie), czy może zostanę przytulona do małego skrzata i spróbuję się zdrzemnąć.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 18, 2011

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 2


Taka duża! [1]

(Tak mówi interaktywny piesek, służący jako przenośny boombox ze ścieżką dźwiękową do spacerów po domu i zagrodzie.)

[1] Gwoli ścisłości piesek mówi "Taki duży!", bo nie jest personalizowany.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 17, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 5


Terry Pratchett, Neil Gaiman - Dobry omen

Zdumiewa mnie, jak dobrze jest ta książka napisana, bo mimo koszmarnego tłumaczenia jakoś udało się jej przedrzeć na polskim rynku do klasyki dobrych książek. O tym, czemu tłumaczenie jest koszmarne, pisała Dorota Guttfeld, ja od siebie dodam, że oprócz ewidentnych błędów wynikających z nieznajomości obu języków (odzyskiwanie papieru toaletowego), "uśmieszniania" na siłę z gubieniem sensu, kawałki książki są przetłumaczone tragicznie nieczytelnie (nie wiadomo, kto mówi, nawet czasem znika graficzne wyróżnienie dialogu, zdania nie składają się w całość, ginie kontekst). Mam wrażenie, że oprócz podłego tłumaczenia zabrakło korekty i redakcji. A szkoda, bo duet Gaiman/Pratchett dał to, co miał najlepszego - Gaiman akcję, a Pratchett - język.

Chwilę przed końcem świata Piekło wysyła na Ziemię syna Szatana. Akcję obserwuje dwójka przyjaciół - anioł Azirafal i diabeł Crowley, którzy niespecjalnie są zachwyceni planowanym Armageddonem, bo - umówmy się - świat nie jest taki zły i lepiej go mieć niż nie mieć, a Ostateczna Rozgrywka nie wydaje się być czymś wartym zachodu. W tle pojawiają się ostatni Tropiciele Wiedźm, Czterech Jeźdźców Apokalipsy, Zakon Sióstr Trajkotek, potomkini jedynej prawdziwej przepowiadającej przyszłość (aczkolwiek dość niejasno i z bardzo małą głębią ostrości), kilku sprzedawców telefonicznych oraz banda 11-latków.

(Musiałam przeczytać ponownie, żeby jednak upewnić się, że to Crowley hodował najpiękniejsze kwiaty w Londynie, nie Azirafal).

Inne książki Gaimana tu, a Pratchetta - tuż obok.

#27

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 17, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, panowie, sf-f - Skomentuj


Wielkopolska w weekend - Szreniawa

Zanęcił mnie jarmark wielkanocny. I że festyn dla dzieci. I że zwierzątka. A że przy okazji muzeum, pałacyk, plener - czemu nie. Zapewne rzecz się rozbiła o moje oczekiwania - spodziewałam się kameralnego targowiska, niedużego terenu, kilku domów "z epoki" i łatwego dostępu do mnóstwa małych zwierzątek. Zamiast tego trafiłam w miejsce, gdzie na parkingu stały autokary, przed biletowanym (niedrogo, ale jednak) wejściem kłębił się tłum, a na rozrytym remontem sporym terenie stała jakaś setka typowych straganów ze wszystkim i niczym. Oriflame, Tupperware, smutny pan pokazujący mycie brudnego dywanika cud-pianą, chleb ze smalcem, dekupaż, dekupaż, bazie, dekupaż, trochę ekologicznych wędlin i nalewek, piłki z folii aluminiowej, owiązane gumką, wiatraczki i foliowe balony. Zamiast domków - hangary z maszynami, wielkie stodoły i srodze śmierdząca obórka, w której zapach niestety przyćmiewał urodę małych kózek i świeżo wyklutych prosiąt. Dworek, choć odremontowany, to zamknięty do zwiedzana. Młodzieży się podobało, bo małe kurczątka można było brać do ręki, a sympatyczną białą kozę pogłaskać po szczeciniastym pychu, a potem wybrać najładniejszy wiatraczek w paseczki. Dla mnie - przemysł, a nie folklor.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 16, 2011

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: szreniawa, polska - Komentarzy: 7


Simple pleasures

Niesamowita ulga spływa na człowieka, kiedy za pomocą prostej zupki (kurczak, ziemniak, marchew, fasolka, por, lubczyk) trafia do żołądka małego człowieka, który uparcie mieści się pod 3 centylem (ale oczywiście, że jak będzie wstawał i próbował wyjść spod, to się uderzy głową, ten mały człowiek). Ulga, bo przez ostatnie dwa tygodnie człowiek usiłował przeżyć za pomocą wdychanego powietrza, ogórków kiszonych, precelków i czasem kropli mleka modyfikowanego. I czekolady, w ilościach hurtowych.

Świat staje się nagle miejscem zabawniejszym, kiedy na skrzyżowaniu, zamiast zwyczajowych naciągaczy, którzy za pomocą brudnej ścierki i butelki z burym roztworem smarują szyby, pojawia się mim. Odziany w pomarańczowy kombinezon (nie dam głowy, czy nie ozdobiony gustownym rysunkiem trąbki w stylu Deutsche Post), od góry zakończony czarnym melonikiem, żonglował piłeczkami na czerwonym świetle, po czym wykonał rundkę z melonikiem wzdłuż ruszających samochodów.

I jutro przygoda w ciepłym wiosennym słońcu.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek kwietnia 15, 2011

Link permanentny - Kategoria: Maja - Skomentuj


Rozjaśnia się

Zieleni, zaróżowia, zażółca, czerwieni, a do tego wypachnia. Ze świata różnych odcieni burości i szarości wszystko wchodzi w świat czasowników. Żeby jeszcze tak nie wiało, bo marzną paluszki. Pomalowałam paznokcie u stóp na kolor Malaga Wine i naprawdę chciałabym wybierać tylko wśród sandałków.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 14, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Skomentuj


Wojciech Mann - RockMann, czyli jak nie zostałem saksofonistą

W zasadzie to mniej autobiografia, a bardziej kawałek historii szeroko pojętej muzyki rozrywkowej w polskich mediach w czasach PRL-u. Mann opowiada lekko, nieco ironicznie i z właściwym sobie wdziękiem o tym, jak ciężko było dostać zachodnią muzykę w jakiejkolwiek formie, kto rozdawał talony na rynku muzycznym, który muzyk chwalił sobie polską wódkę i czemu popularność falami zdobywała muzyka z Anglii czy Australii, a nawet z Holandii. Czytając, czułam się troszeczkę nostalgicznie, ale ogromnie się cieszę, że tego świata z półślepą, ale jednak, cenzurą, blokadami paszportów, pirackimi winylami, zdobywaniem muzyki wszelkimi dostępnymi środkami, już nie ma.

Mały niedosyt, bo to książka na dwa popołudnia z herbatą, a mam wrażenie, że Mann mógłby napisać więcej i pewnie nie tylko o muzyce.

#26 (czyli co, wyrobiłam w połowie kwietnia program na półrocze i mogę nie czytać do końca czerwca? Kuszące).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa kwietnia 13, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, biografia, panowie - Komentarzy: 5