Violet Weston ma nowotwór w ustach, łyka tabletki przeciwbólowe jak cukierki oraz zatruwa życie mężowi, dla odmiany alkoholikowi, niegdyś poecie. Mąż, Beverly, zatrudnia młodą opiekunkę pochodzenia natywnie amerykańskiego[1] i znika. Siostra i trzy córki pojawią się, żeby wesprzeć osamotnioną matkę, a potem pogrzebać odnalezionego ojca. Pięć kobiet, każda z innym bagażem problemów, nie rozwiązanych konfliktów i kilka do tej pory nie ujawnionych sekretów. Panowie przynależni snują się na peryferiach awantury, ale warto zauważyć, że jednym z panów jest Cumberbatch, który nawet w roli absolutnego fajtłapy jest uroczy.
Wbrew opisom w różnych serwisach, nie jest to komedia obyczajowa.
[1] Ma to o tyle znaczenie, że jest tajemniczo uśmiechnięta, spokojna i stanowi świetny kontrapunkt do wybuchowej i toksycznej rodziny Westonów. A przy tym potrafi w razie czego przyłożyć szpadlem.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 13, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Ależ to jest zły film! Na Ziemię, gdzieś na zapadłą amerykańską prowincję, spada meteoryt, a w środku istny sukinsynek z obcej planety, który kolonizuje ludzi za pomocą wstrzeliwania się w brzuch i przemieszczenia do mózgu. Tak skolonizowany zostaje mąż pięknej pani nauczycielki (Elizabeth Banks), który obrażony z powodu braku pożycia poszedł z inną panią w krzaki. Potem już jest tylko gorzej - obcy powoduje u męża ohydną wysypkę, składa pani z krzaków (oszczędzając żonę) jaja za pomocą dwóch wychodzących z brzucha peni^Wmacek, a zapłodniona ofiara musi jeść surowe mięso do momentu, aż się nie rozpęka z hukiem. Z rozpękniętej ofiary wychodzą małe, ale bardzo sprawne wypławki i atakują ludzi, wchodząc im przez usta. Zaatakowani ludzie stają się zombiakami, a dodatkowo współdzielą jaźń z pierwszym zakażonym, który chce złożyć jaja tym razem w swojej żonie. Z całej miejscowości ratuje się wspomniana żona, jej chłopak ze szkoły - szeryf (Nathan Fillion) i nastolatka, której udało się wypławka wyjąć z ust za pomocą ostrych paznokci, co pozwala na wyciągnięcie wniosku, że nie ma co demonizować tipsów w sytuacji zagrożenia z kosmosu. Trójka ocalałych usiłuje pokonać wroga za pomocą granatu i innych materiałów, Fillion prawie że zostaje zapłodniony, a pointa jest wybuchowa. I jak przystało na klasykę gatunku #4morons, końcówka daje nadzieję na ciąg dalszy. Na szczęście ciąg dalszy nie nastąpił.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 11, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Zadzwonił telefon kilka dni temu. TŻ oznajmił, że kupił mi w prezencie solidną łopatę Fiskars. W ubiegłym tygodniu usiłowałam wykonać podkop za pomocą małej łopatki ogrodowej, poległam nie tylko ze względu na to, że pracowałam z nadczynną lingwistycznie córką, ale głównie ze względu na korzenie, którymi mój ogród jest poprzerastany. TŻ dzielnie więc przekopał kilka metrów kwadratowych ziemi i w wielkim chaosie posadziłam: żonkile, tulipany Rem's Favourite i Purple Prince Triumph, szafirki klasyczne i białe, hiacynty błękitne (odmiana "Delft blue") i pomarańczowe (odmiana Gipsy Queen), mieszane krokusy i mieszane irysy.
Praca uczy, dowiedziałam się więc, że żonkile to tak naprawdę żółta odmiana narcyza, krokusy to szafran (wiedziałam, ale i tak), a irysy to kosaćce (a ta konkretna odmiana to wersja holenderska, delikatniejsza od najpopularniejszych bródkowych). Sadziłam w chaosie, bo chociaż miałam rozrysowany plan, co i gdzie, kupione koszyczki na cebulki, to i tak wyszło jak wyszło, a jak wyszło, to wyjdzie na wiosnę. Albo i nie wyjdzie. Teoretycznie od lewej są żonkile, potem irysy, szafirki i hiacynty, dookoła obsadzone cebulkami tulipanów.
Wieczorem w miasto, chociaż lodowaty wiatr zaprzeczający informacji w kalendarzu, że październik, nie zachęcał. W uroczej Pod Niebieniem dla gości z dalekiego Szczecina można dostać burgera z kaczki po poznańsku (kaczka wyglądała obłędnie, natomiast idea burgera w pyzie drożdżowej jednak do mnie przemiawia, bo ja nie lubię pyz) czy wegetariańskie gołąbki z kaszy. Ponieważ był dzień odkryć, kartoflanka po poznańsku - zwana "ślepymi rybami" - to nic innej niż vichyssoise na ciepło (bez myrdyrdy, za to z chipsami z boczku, a w wersji wege - prażonymi migdałami). Majut dostał pieczone w słoiku ciasto czekoladowe z lodami, po czym usnął w samochodzie w drodze do domu i przespał pełne 12 godzin.
Cebulki: Lidl, Biedronka (oraz nieustająco czekam na import z Holandii).
Łopata: Liroy Merlin.
Pod Niebieniem: Żydowska 1 (dawniej Warung Bali).
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 10, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto, G is for Garden
- Komentarzy: 4
Kiedy otworzyłam książkę w czytniku, czytnik oznajmił, że będę czytać ją trochę ponad godzinę. Stwierdziłam, że źle liczy. Ale nie. To nie powieść, a nowela (wersja papierowa ma 170 stron, łącznie z redakcyjnymi). Więc już na tym poziomie rozczarowanie; niestety treść nie zrekompensowała długości lektury. Olav, prostolinijny, dość naiwny dyskalkulik i dyslektyk, jest płatnym mordercą. Pracuje dla jednego z bossów narkotykowych w Oslo i wykańcza pracowników jego konkurenta. Do czasu, kiedy szef nie zleca mu zabójstwa swojej pięknej żony. Zamiast żony Olav zabija syna bossa, który uprawiał na macosze erotyczną przemoc. Eskalacja, podstępy, pułapki, twist, dobre serce i spryt, to wszystko, co było fajne w kolejnych tomach Harry'ego Hole'a, tutaj niestety przeplata się z romantycznymi wizjami-halucynacjami rannego Olava, powstałymi na bazie "Nędzników" Hugo. Po tej zapowiedzianej godzinie zostałam z poczuciem straty czasu na nieudany eksperyment formalny.
Inne tego autora tu.
#86
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 9, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, kryminal
- Skomentuj
Bardzo wiernie zekranizowana historia o tym, że są dwie strony medalu. Narracja prowadzona jest trójtorowo - mąż, Nick, opowiada o tym, co dzieje się od dnia 5. rocznicy jego ślubu z Amy, która nagle znika; policja, śledztwo i wyciąganie coraz mniej fajnych szczegółów, jaki jest Nick. Drugim wątkiem są fragmenty pamiętnika Amy, w którym powoli rośnie atmosfera zagrożenia ze strony męża, aż dochodzimy do dnia zaginięcia. I wtedy wchodzi trzeci wątek, bo - jak już wiadomo z filmu - Nzl zn fvę śjvrgavr cb fsvatbjnavh fjbwrtb mnoówfgjn v m qnyn bofrejhwr, wnx wrw ząż fvę cbteążn.
Podejrzewam, że lektura książki przed ekranizacją da lepszy efekt - film dość skrótowo potraktował wszystkie elementy dialogu wewnętrznego, za to zdecydowanie lepiej oddał duszną atmosferę toksycznego związku.
Inne tej autorki:
#85
Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 7, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panie, kryminal
- Skomentuj
Ładna, romantyczna historia o Alanie Turingu i miłościach jego życia - Christopherze ze szkoły i maszynie deszyfrującej. Zupełnie nie interesuje mnie (dobra, kłamię, godzina na wikipedii oraz doskonale pamiętam podobny risercz przy Connie Willis i Cryptonomiconie) na ile film jest zbieżny z rzeczywistością, czy Polacy dostali należyte miejsce w historii; lubię zasygnalizowaną oryginalnym ("imitation") tytułem zgrabną parabolę, która powstała z połączenia kryptografii, ukrywanego z powodu epoki homoseksualizmu oraz ewidentnego Aspergera bohatera. Cumberbatch ma niesamowity zmysł do grania neuronietypowych geniuszów, nie ukrywam, że patrzenie ma jego ostrą twarz było przyjemnością samą w sobie.
Da się zrobić nienudny film z kryptografią, w którym informatyka nie jest powodem do złośliwego wyśmiewania (emacsem przez sendmail).
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 6, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
"Fear and Loathing in Las Vegas", wersja wschodnia. Kwas i kokaina zapijane ukraińskim balsamem Wigor, który oprócz obiecującej nazwy zawiera sporo alkoholu, to zaprawa do wypraw Łukasza na tereny krajów sąsiadujących z prawej. Studenci slawistyki, rusofile, pełni poczucia wyższości i europejskości Polacy i chętni na odrobinę "hardcore'u" wsiadają do marszrutek, do pociągów z kuszetkami i pchają się, żeby zażyć nieco folkloru, upić się z lokalnymi, przejść z egzaltacją śladami Brunona Schultza czy napisać "gonzo" - przerażający, choć nieprawdziwy reportaż o tym, co "tam".
Dawkowałam sobie po kawałku, w większych porcjach nużyło. Lubię oddzielać sobie autora od alter-ego, lubię wyłuskiwać ziarenka prawdy z fikcji, nawet jeśli cała historia jest oznaczona trademarkiem realizmu magicznego. Tutaj było za dużo, za monotonnie.
Inne tego autora tutaj.
#84
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 5, 2015
Link permanentny -
Tagi:
panowie, 2015, reportaz -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Ja wiem, że #jestemstaraimamzazłe (oraz jestem inżynierem), ale czasem trudno mi w oglądanych filmach nie znajdować podobieństw do filmów, które już widziałam. "Chappie" to zlepka "Robocopa" (robot-policjant), "Krótkiego spięcia" (zyskuje świadomość i odkrywa świat) i "Mad Maxa" (a rzecz się dzieje w post-apokaliptycznym RPA, gdzie gangi walczą między sobą i w środek walki wpada ten świadomy robo-policjant. który wcale nie jest przekonany, że przestępcy są źli).
Zlepek wyszedł całkiem fajnie, chociaż pół filmu zżymałam się, że robot uczy się jak dziecko, po czym nagle pstryk i ma w głowie całą wikipedię, ale do komunikowania się z komputerami dalej używa klawiatury, a nie złącza USB. Aktorzy mocno nietypowi - geek-Hindus oraz raperzy z RPA, mówiący prześlicznym akcentem i ghetto-speakiem, ja. Mocnym punktem pewnie miały być gwiazdy - tnąca budżety CIO Sigourney Weaver i demoniczny CTO Hugh Jackman, ale tu akurat zupełnie nie błysnęli (chyba że Jackman gołymi łydkami, bo miał taki fashion statement, że chodził w krótkich spodenkach).
PS Zuza - Ogród 0:1 - wkopałam wielkim wysiłkiem i z pomocą Majuta dwie paczki cebulek (żonkile i hiacynty), pozostało kolejnych sześć, na które potrzebuję męskiej ręki i solidnej łopaty. Albo miotacza płomieni.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 4, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
... na spacer na Sołacz wybierają się, i owszem - z koszyczkiem na kasztany, dwiema torbami pokrojonego pieczywa i aparatem, za to zapominają zabrać karty do aparatu.
Za to na jutro jestem przygotowana. Cebulki, koszyczki, łopatka, dołkownica, rękawiczki. Ogrodzie, nadchodzę.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 3, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
solacz
- Skomentuj
Zaczyna się dobrze - Paryż, sprawna ekipa policjantów pod dowództwem Camille'a Verhoevena (o wzroście 140 cm, ale doskonałych umiejętnościach) i brutalny morderca[1], który inscenizuje miejsca zbrodni. Szybko okazuje się, że zbrodniarz inscenizuje sceny zabójstw z klasycznych kryminałów. Niestety, szybko się psuje - autor zawiesza tak oczywiste strzelby, że już w 1/3 książki wiadomo, jaki będzie finał[2]. O tym, kto jest mordercą, wiedziałam w połowie książki, kiedy akcja się dopiero rozkręcała. Ale to jeszcze jest akceptowalne. Natomiast kompletnie nie trafił do mnie zabieg formalny, w którym przez ponad połowę książki czytamy książkę o tym, co dzieje się w książce, napisaną przez mordercę.
Inne tego autora:
[1] Morderstwa są tak brutalne i szczegółowo opisane, że niespecjalnie polecam lekturę.
[2] I to był ten moment, kiedy powinnam była książkę odłożyć. Ale nie, wezmę i przeczytam. I po co? Xbzvfnem zn żbaę, oneqmb j pvążl. Cbłbjn jągxój ebqmvaalpu fvę xbłb grtb xeępv, wnxn ban cvęxan j grw pvążl, vyr anqmvrv v wnxvr fmpmęśpvr. An yvśpvr cbgrapwnyalpu vafcvenpwv wrfg cbmlpwn b mnoówfgjvr pvężnearw, jlwępvh m wrw oemhpun qmvrpxn v mnovpvh grtb bfgngavrtb. V nyrż bpmljvśpvr.
#83
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 2, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2015, panowie, kryminal
- Skomentuj