Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Joanna Chmielewska - Lesio

”Lesio Kubajek postanowił sobie, że zamorduje personalną” jest genialnym pierwszym zdaniem, bo od razu wiadomo, do czego Lesio zdolny, czy raczej do czego byłby zdolny, jakby udało mu się urzeczywistnić precyzyjne plany przestępstw. I nie, Lesio to nie przedstawiciel półświatka, a utalentowany architekt i prywatnie artysta-malarz. Problem w tym, że swoje problemy z otoczeniem próbuje rozwiązać metodami nieakceptowalnymi przez kodeks karny. Personalną chce zabić, bo ta wrednie podtyka mu codziennie książkę spóźnień; jednego z pracowników pracowni, bo ten ma romans z damą, z którą Lesio chciałby mieć romans. Aktywnie uczestniczy przy planowaniu napadu na pociąg w celu dokonania sprawiedliwości na nieuczciwych uczestnikach prestiżowego konkursu, wreszcie uczestniczy we włamaniu do urzędu miasta, w szczytnym celu, ale zawsze. Dla uczciwości, to nie tak, że tylko tytułowy bohater ma tendencje kryminalne - poza tym w dwóch akcjach uczestniczy cała pracownia, bo każdy z nich nie do końca umie w rozsądek. Jest śmiesznie, może już nie na tyle, żeby śmiać się w głos czy cytować partnerowi co drugie zdanie, ale uśmiechałam się pod wąsem nie raz i nie dwa.

”Lesio” od czasów nastoletnich było moją ulubioną książką, czytałam go co najmniej kilka razy, do dzisiaj niektóre frazy znam na pamięć. I moja korpo kariera w dużej mierze składała się z prób znalezienia się w takim zespole wariatów jak opisana pracownia architektoniczna (bywały różne akcje, do niektórych się nie przyznam). Trochę obawiałam się powrotu po latach i niestety słusznie. Jakkolwiek absurdalne przygody Lesia i pracowników pracowni są zabawne, tak dziś, jako osoba zarządzająca służbowo ludźmi, absolutnie nie chciałabym z Lesiem nie tylko pracować, ale też w ogóle mieć z nim do czynienia. Abstrahując od kontaktu z osobą, która realnie myśli o uśmierceniu kogoś z powodu własnego nieogarnięcia, tak Lesio nie jest ani pracownikiem, ani nawet mężem roku. Regularnie się upija, nie jest w stanie zaplanować rytmu dnia, zleconą robotę wykonuje albo nie, regularnie znika z pracy, więc nie dziwię się, że kierownik pracowni dzwoni w pewnym momencie do psychiatry, bo nie daje sobie rady. Jak to określiła moja H., można go tylko walić ścierką przez łeb.

A jako wisienka - do bycia Lesiem przyznał się Lech Jakubiak.

Inne tej autorki.

#80

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 13, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panie, prl, beletrystyka - Komentarzy: 2


Wiedeń - Österreichische Nationalbibliothek

[29.08.2025]

Karol VI Habsburg[1], jak się okazuje, ufundował nie tylko piękny budynek przy Josephplatz, ale też zaczął kolekcjonować cenne książki. Biblioteka Narodowa, mieszcząca się w Prunksaal, określana jest jako żywcem wyjęta z “Pięknej i Bestii” i nie ma w tym ani krzty przesady - regały pod wysoki sufit, drabiny, galeryjki, na suficie freski, tajne przejścia i dekor złoty, ale skromny, a na środku marmurowy pamperek. Oprócz tej sali dostępne w ramach biletu są inne w budynkach opodal - z kolekcją papirusów, zabytkowych globusów i map, muzeum esperanto, ale nie poszliśmy, bo nastolatka przeładowała się estetycznie (oraz “mamo, zapach jest dziwny”), a eloy w ciągu pół godziny przeczytał wszystkie eksponowane plansze informacyjnie i jest ekspertem od historii Austrii, zwłaszcza w okresie przed i powojennym. Nie byłam w WC, ale młodzież ma bilet darmo, jak w większości narodowych muzeów (wstęp do muzeum, nie do WC).
Adres: Josefsplatz 1.

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] Wiem, że nabijanie się z Habsburgów to rozrywka płytka, ale poza przekazywanymi genami z ograniczonej puli, mieli też tytułomanię.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 12, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: austria, wieden, biblioteka - Skomentuj


Bill Bryson - Ani tu, ani tam

Podtytuł - “Europa dla początkujących i średnio zaawansowanych” - jest nieco na wyrost, bo to nie przewodnik, tylko subiektywna relacja z podróży, a nawet dwóch. Subiektywność trochę mi tu przeszkadza, bo zakłada, że nieznajomość języka innego niż angielski jest wadą, podobnie jak próba zrozumienia zwyczajów panujących w innych krajach, a największym złem byłoby wprowadzenie na przykład wspólnej waluty (o czym poniżej).

W latach 70. Bryson przejechał Europę ze swoim przyjacielem Katzem (znanym też z “Pikniku z niedźwiedziami”). Minęło 20 lat, jest rok 1990, autor decyduje się na powtórzenie tej trasy już samodzielnie, żeby zobaczyć, co się zmieniło. Jak się łatwo domyślić, albo nic się nie zmieniło, albo się zmieniło diametralnie. Droga wiedzie przez Islandię, Norwegię, Francję, Belgię (w tym Brukselę - tu wstaw mnóstwo narzekania na pre-unijną biurokrację), Niemcy, Holandię, Danię, Szwecję, Włochy (nagły skok, ale po zimnej północy autor pożądał ciepła i luzu), Szwajcarię, Liechtenstein (mam wrażenie, że dokładnie to samo zaobserwowałam w 2009), Austrię, Jugosławię (wiadomo, teraz już się nie pojedzie do), Bułgarię i Turcję. Narracja raczej skupia się na negatywach - niesmacznym i drogim jedzeniu, relacjach z picia kolejnych piw i narzekaniu, jeśli się nie uda należycie zrelaksować, trudach podróży autobusami i pociągami, kiepskich warunkach w hotelach. Wiele problemów wynika z braku innych narzędzi niż papierowe mapy i zdezaktualizowane przewodniki; hotele rezerwuje się przez biura turystyczne na miejscu, podobne przygody dzieją się przy kupowaniu biletów na transport, bo albo będą, albo nie.

To relacja humorystyczna, przejaskrawiona miejscami, jednak nie do końca mi pasował komentarz w głowie autora, który wkładał w usta obserwowanych osób czasem dość przykre dialogi. Humor się mocno zestarzał, bo jakkolwiek lubię sarkazm autora, tak narracja aż spływa od wstawek ksenofobicznych, rasistowskich i seksistowskich (wspomnienie sprzed 20 lat, jak Bryson próbował chociaż pomacać nieprzytomną dziewczynę, żeby mu się nie zmarnował wieczór, jest więcej niż niesmaczne). Bryson jest też przeciwnikiem unifikacji - wspólnej waluty, standaryzacji, podnoszenia jakości życia do podobnego poziomu, bo to według niego niszczy różnorodność w Europie. Można przeczytać, ale trzeba mocno przymykać oko na to, że autor jest boomerem.

Inne tego autora.

#79

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday October 11, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, panowie, podroze - Skomentuj


Wiedeń - Hundertwasser Village

[29.08.2025]

Dawno dawno temu sąsiadowałam przez balkon z B. i G., przemiłą parą projektantów wnętrz. Zakochałam się w widoku, który mieli na kalendarzu ściennym, dodałam go na listę podróżniczych celów i w tym roku się udało. Do lat 80. w miejscu założenia była fabryka opon, po czym wszedł tam Hundertwasser z kolegami - Krawiną i Pelikanem i razem zaprojektowali nietypową sekcję miejską bez prostych linii, w kolorami i okazjonalnie drzewem przecinającym sufit albo wychodzącym przez okno. Wstęp wolny, dodatkowo płatne są wystawy, a na miejscu można zaopatrzyć się w pamiątki.
Adres: Kegelgasse 34-38

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 10, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: austria, wieden - Komentarzy: 2


Nine Bodies in a Mexican Morgue

Mały samolot czarterowy leci z Gwatemali do Houston, na pokładzie jest 10 osób - pilot, stewardesa i 8 pasażerów. Wtem okazuje się, że lot nie przebiega prawidłowo; gorzej, pilot nie panuje nad samolotem, nie ma łączności, nagrywa ostatnią wiadomość, licząc na to, że złapie sygnał i spada w dżunglę. W upadku ginie stewardessa, pilot jest ciężko ranny, ale pasażerowie poza drobnymi kontuzjami nie ucierpieli. Jak się potem okazuje, wylądowali z dala od trasy, pośrodku niczego, nikt nie wie, gdzie są i nikt ich nie uratuje. Tyle że nie do końca - dramatyczne próby utrzymania się pasażerów przy życiu (woda, jedzenie, opieka medyczna, bezpieczeństwo) przerywają migawki pokazujące, że ktoś robi krecią robotę. Chwilę później to już ewidentne - ginie pierwsza osoba. W drugim wątku pokazane są wydarzenia 10 dni później, kiedy do pobliskiej bazy wojskowej zostaje odtransportowanych 9 ciał. Kogoś brakuje, pytanie kogo.

Wartka akcja, nieoczywiste zwroty akcji, już bardziej oczywiste nawiązania do “Lost” - mamy na pokładzie lekarza, konieczność operacji, walkę o broń i zasoby, próbę uruchomienia nadajnika na pobliskiej górze dla złapania zasięgu, podział na frakcje czy tortury jednej z osób podejrzanych o działanie na szkodę grupy. W przeciwieństwie do “Lost”, nie ma tu żadnych nadnaturalnych rozwiązań, jest strategicznie zaplanowana akcja i wyjaśnienie jest zupełnie akceptowalne. Nie wytypowałam osoby zabójcy, chociaż dość szybko domyśliłam się, co chce osiągnąć. Nie do końca przemawia do mnie problem z identyfikacją zwłok, nawet w znacznym stopniu rozkładu, bo nie trzeba specjalnej wiedzy, żeby odróżnić mężczyznę od kobiety, osobę młodą od starszej, szczupłą od tęgiej czy wreszcie białą od czarnej.

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday October 9, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Jerzy Edigey - Dwie twarze Krystyny

Major Kaczanowski spędza urlop nad morzem. Na dancingu w Międzyzdrojach widzi piękną blondynkę, co prowadzi do zakładu z współbiesiadnikami - major upiera się, że dama jest z Warszawy, zaś jego przeciwnik stawia na Kraków. Kaczanowski prowadzi improwizowane śledztwo, podrywa sympatyczną pannę Krysię ze Szczecina, która spontanicznie udziela mu informacji o pani dyrektorowej Krystynie Niemirowskiej, potwierdzając przypuszczenia majora, że dama jest z Warszawy; zakład wygrany. Major strzela atrakcyjnej pani bardzo udane zdjęcie, mimo że jego znajomi twierdzą, że to przynosi pecha. I rzeczywiście - kilka dni później, 28 sierpnia (przypadek? Nie sądzę) pojawia się informacja o zaginięciu blond Krystyny, prawdopodobnie poszła popływać i utonęła. Major w to nie wierzy i męczy swojego szefa tak długo, aż pułkownik Niemiroch wyraża zgodę na nieformalne śledztwo. I tu pojawia się drugi z regularnych bohaterów u Edigeya - mecenas Ruszyński, znany bawidamek i wielbiciel rudych, co oznacza rywalizację z kochliwym majorem. Okazuje się, że pani Niemirowska była klientką mecenasa, więc ten również włącza się do śledztwa ku irytacji majora. Co gorsze, jego wkład pozwala rozwiązać tajemnicę i odnaleźć przestępcę!

Damsko-męsko: Kaczanowski bez problemu głuszy recepcjonistkę w celu pozyskania informacji, po czym bez żadnych wyrzutów zaczyna się z nią spotykać, udając pracownika ministerstwa; nic to, że chwilę temu miał “tapczan w oczach” na widok pięknej Krystyny.

Się pije: wódkę, piwo pod flaczki, winiaczek na powrót z urlopu, żytniówkę pod golonkę (dietetycznie!), wermut (ulubiony napój Kaczanowskiego), trunki z PeKaO, sklarowaną 5-letnią śliwowicę, koniak na nerwy.

Się je: obiady w smażalni ryb, bo EWP wydaje posiłki tylko między 13 a 14, flaczki w Barze Pod Topielcem, słone paluszki na zagryzkę, wiejską kiełbasę, okonki na masełku, kaszankę, sandacza à la rouge, gruziniak.

Się nosi w torebce: carmeny, watę i papier toaletowy.

Się chłopu należy: wyskoczyć na kielicha, ale zła żona nie pozwala.

Się pomaga: milicja organizuje pomoc dla byłych więźniów - pomaga znaleźć pracę i dba, żeby nie byli szykanowani przez otoczenie.

Się wychowuje córkę: bijąc ją do utraty przytomności i wyrzucając na ulicę, bo zdybano ją z chłopakiem w sytuacji intymnej.

Się cytuje: znane rosyjskie przysłowie “Lubow nie kartoszka”.

Się podejrzewa: przesadnie eleganckiego mężczyznę o bycie pederastą.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#78

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 8, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, kryminal, panowie, prl, z-jamnikiem - Skomentuj


Wiedeń - Naturhistorisches Museum

[28.08.2025]

Muzeum Historii Naturalnej to mój ulubiony typ muzeum, więc wybrałam je sobie na prezent na okrągłe urodziny, O KTÓRYCH NIE CHCĘ ROZMAWIAĆ. Wiedeńskie pod względem eksponatów nie zawodzi - multum minerałów, w tym obłędnie piękne gabloty z biżuterią i oszlifowanymi klejnotami, ruchome dinozaury, muszle, ryby, gady, meteoryty i - co mnie zaskoczyło - oryginał Wenus z Willendorfu, taka malutka, jedyne 11 cm wysokości. Oprócz zawartości, muzeum ma też obłędnie piękny budynek - klatki schodowe, kopuły, sklepienia, malunki na sufitach, a już sala kawiarniana, gdzie całkiem przystępnie można kawę, ciastko i co ino, jest przepiękna, złota, ale skromna. Bardzo mi się podobało, ale pewnie nie za szybko wrócę, bo we Wiedniu muzeów jak splunąć.

Bilety nabywa się onlajnem albo w baraczku przed wejściem. Bardzo bogaty sklep z pamiątkami, toalet nie sprawdzałam, trochę żałuję, bo mogły też być na bogato. Wchodzi się od strony Maria-Theresien-Platz, a zaraz na przeciwko jest Kunsthistorisches Museum, podobno też ma wysokiej jakości zawartość i wnętrza.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 7, 2025

Link permanentny - Kategorie: B is for Birthday, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: austria, wieden - Skomentuj


Marta Dzido - Babie lato

Zbiór opowiadań, chociaż może to bardziej impresje, monologi czy rozmowy, ze wspólnym mianownikiem, że o kobietach. Diagnoza nowotworu, starzenie się, date fraud w opowieści starszej, samotnej pani (“amerykański lekarz w kłopotach”), przemocy w związku, samoobronie i przeprocesowywaniu traumy sprzed lat, czarnych protestach i ludzkich dramatach, które wyrywają krzyk z gardła, o wewnętrznym dziecku, przyjaźni czy dwugłos o miłości. Wszystko spisane piękną frazą autorki. Miejscami trudne, miejscami wzruszające, ale w każdej historii pobrzmiewa człowieczeństwo, potrzeba bycia zaopiekowaną i potrzebną.

Inne tej autorki.

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday October 7, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, opowiadania, panie - Skomentuj


Ripley

Nie wiem, co tu się stało, ale mimo doskonałych warunków brzegowych - świetna książka jako baza scenariusza, Andrew Scott w głównej roli i przepiękne włoskie plenery - serial to niewypał. Nie zrozumcie mnie źle - jest doskonale nakręcony, bardzo artystycznie (czarno-biały), świetnie zagrany i jeśli nie oglądałyście filmu z 1999 (z Damonem, Law i Paltrow), to nawet bym polecała, zwłaszcza dla ultrafanek Scotta. Ale znając książkę i poprzednią ekranizację, jest to produkcja całkowicie zbędna i nic nie wnosząca, typowy vanity project. Gorzej, ta wersja odziera oglądanie z emocji - tak, jak wcześniej było widać, że Ripley został skrzywdzony, a działanie w afekcie spowodowało konieczność eskalacji, tak tutaj od początku wiadomo, że Ripley to cyniczny cwaniak, a wpada zwyczajnie przez arogancję i głupotę. I na koniec - jaki to snuj, 8 odcinków wypełnionych częściowo watą, bo akcji jest maksymalnie na 4. Ale przecież trzeba pokazać kilkanaście razy, jak bohater idzie po niekończących się schodach w czasie rzeczywistym i go to męczy (zaskoczenie) albo przez cały odcinek wlecze zwłoki z miejsca na miejsce. Niekoniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 6, 2025

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Kawałek metra (8) - Wiedeń

To była moja pierwsza wizyta w Wiedniu, nie wiedziałam, czego się spodziewać poza tym, że secesja, zabytków jak napluć i że jest metro. Więc w dużym skrócie - Wiedeń to taki Berlin, który nie został zdemolowany w 1945 roku. O samym Wiedniu i tym, co widziałam, opowiem niebawem, ale sztandarowym przykładem podobieństwa jest właśnie metro. Jeśli znacie metro w Berlinie, to wiedeńskie wygląda prawie tak samo, tylko jest ciut mniejsze. 6 linii oznaczonych kolorami i numerami U1-U6, znaczek U jak U-bahn, doskonałe do szybkiego dotarcia gdziekolwiek, bo parkowanie bywa upierdliwe i trzeba zrobić magisterkę, żeby wiedzieć gdzie i jak długo. Wybrałam apartament przy metrze, więc dodatkowo było wygodnie. Przejechałam się U1 z Vorgartenstrasse do Karlsplatz, a U2 z Praterstern do Volkstheater. Na następny raz zostawiam sobie polowanie na sztukę w metrze trafiłam tylko na geometryczną instalację Petera Koglera na stacji Karlsplatz.

Pratersterne

Dotychczas: Berlin * Budapeszt * Buenos Aires * Dublin * Praga * Lizbona * Porto * Wiedeń.
Niebawem: San Francisco * Taipei * Paryż * Londyn

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 5, 2025

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: austria, metro, wieden - Skomentuj