Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Dorothy L. Sayers - Trup w wannie

Bardzo rzetelny klasyczny angielski kryminał. W wannie architekta, znajomego matki lorda Petera Wimseya, zostają znalezione nagie zwłoki w złotych binoklach. Policja podejrzewa, że należą do zaginionego niedawno finansisty pochodzenia żydowskiego, ale okazuje się, że nie. Dodatkowo znajdujący się nieopodal szpital twierdzi, że nie zginęły im żadne zwłoki do badań. Inspektor wydelegowany do sprawy zbywa ślady, aresztuje architekta, a sprawę zaginionego traktuje pobieżnie. Lord Wimsey we współpracy z zaprzyjaźnionym inspektorem Parkerem dokonuje szeregu rozmów, wizji lokalnych i zaawansowanego kombinowania, które czasem wymaga przebieranek[1] żeby wykryć powiązania między dwiema tajemnicami oraz znaleźć mordercę. Do tego jest całkiem bogate tło - rzecz się dzieje po I wojnie światowej, Wimsey okazjonalnie cierpi na PTSD oraz jest lordem pełną gębą, z wiernym acz cynicznym służącym Bunterem[2]. Dodatkowo są liczne smaczki językowe typu “twarz sprawiała wrażenie, jakby wyrosła samoczynnie z cylindra niczym biała larwa ze słynnego sera casu marzu”.

Się jada: kanapki z szynką, do tego piwo (Bunter), bulion lub krem (w klubie, oba niejadalne, ale bulion łatwiej zlizać z łyżki), potrawkę z dziczyzny, boczek i cynaderki (na śniadanie), ser (nijaką bladą substancję znaną Anglikom jako “ser” w przeciwieństwie do stiltona, camemberta, gruyere, wensleydale’a czy gongonzoli).

Się popija: montrachet rocznik 1908 (niezdatny do picia).

Się pali: cygara.

Się morduje seryjnie: panny młode po ślubie, na szczęście brzydkie, więc w porządku.

[1] Parker przebiera się za gazownika i hycla ze schroniska.

[2] Który na przykład twardo dba, żeby lord ubierał się stosownie do okazji.

Inne tej autorki.

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 16, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, kryminal, panie - Skomentuj


Beetlejuice / Beetlejuice Beetlejuice

Starotkę z lat 80. puściliśmy głównie nastolatce, ale też i sobie, żeby zobaczyć, jak bardzo się zestarzało. Otóż historia jest cały czas dość świeża - Barbara i Adam, szczęśliwi acz naznaczeni rozczarowaniem bezdzietności, nie wychodzą żywo z wypadku, jednak nie umierają. Zostają duchami i usiłują odzyskać swój dom od panoszącej się w nim rodziny Deetzów, niestety są początkującymi upiorami i nie idzie im, widzi ich tylko nastoletnia córka Deetza, Lydia. Wołają na pomoc psotnego Beetlejuice’a, ale szybko tego żałują. I ja też nieco pożałowałam, bo wprawdzie zarówno Barbara (Davis <3) jak i Adam są uroczy, scenografia jak to u Burtona - należycie zabawna i z przymrużeniem oka, nieco monty-pythonowska, a piosenki nie bolą w ucho, tak sama tytułowa postać - brr. Wąsaty wujo, co zagląda pod spódniczkę i maca po cyckach, siejąc żenującym seksistowskimi żartami, próbuje ożenić się z 15-latką.

Druga część jest kontynuacją fabularną. Minęło 30+ lat, Lydia dorosła, ma swój “program” w telewizji (sic!), taka “Interwencja”, tyle że z duchami. Prywatnie nie może dogadać się ze swoją nastoletnią córką Astrid, która uważa ją za żałosną hochsztaplerkę, bo niby matka widzi duchy, a zmarłego ojca nie widzi. Kiedy nagle w wypadku ginie Papa Deetz[1], Lydia, Astrid i Delia wracają do Nawiedzonego Domu, gdzie Astrid znajduje ulotkę Beetlejuice’a. Młoda zaczyna wierzyć w duchy oraz poznaje chłopaka, Beetlejuice wraca do pomysłu ożenku z Lydią, chociaż tej właśnie oświadczył się jej menadżer, zaś na upiora poluje porzucona[2] przez niego przed laty Dolores, Wysysaczka Dusz. Trochę podróży w zaświaty, trochę gagów i scenek, nagły finał i wtem koniec. Osobistej nastolatce się nawet podobało (oraz doskonale umie rozpoznawać czerwone flagi w kontaktach damsko-męskich!), ale bez fajerwerków.

[1] Tym razem nie ma wąsatego wuja w filmie, za to jest za kulisami. Aktor nie pojawia się na ekranie, zamiast niego jest poklatkowo animowana kukiełka.

[2] I jak kreacja Bellucci jest fantastyczna, tak jej wątek jest w zasadzie zupełnie nie wykorzystany, a dodatkowo kwestia poćwiartowania kobiety jest tematem heheszków. Wiem, taka konwencja, są heheszki z kogoś, kto się utopił uprawiając hobby, czy kogo zeżarł rekin, ale ciężar gatunkowy jest jednak zupełnie inny.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 15, 2025

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Philomena Cunk - Cunk o wszystkim / Cunk on Life

Druga część popularno(nie)naukowego show Philomeny jest równie zabawna, co pierwsza. Nieustająco podziwiam jej oszczędną mimikę i tak świetnie tępą, a jednocześnie zaciętą minę, kiedy ktoś z jej rozmówców próbuje ją poprawić. A jeszcze bardziej fascynuje mnie, jak udawało się kamienną twarz utrzymać tymże rozmówcom, bo pytania jakie zadaje Cunk są co najmniej zaskakujące i często niekoniecznie dobrze zaadresowane.

Przeczytałam też “Encyklopedia Philomenica” i tu niestety już zachwytu nie ma. Sam tekst odcięty od twarzy i tonu głosu aktorki jest zwyczajnym bełkotem, z rzadka zabawnym, w większości żenującym (por. wypowiedzi foliarzy w Internecie, przez chwilę zabawne, po kwadransie rozważam quo vadis, ludzkość). Dodatkowo jest bardzo źle przetłumaczony, rzeczy są zabawniejsze przy odtworzeniu oryginału (typu “Wielki Zderzacz Hadronów” staje się Wielkim Cedzakiem, co u nas nie brzmi, a w oryginale jest collider vs. colander), a po polsku zwyczajnie niezrozumiałe. Podobnie niezrozumiałe się niektóre hasła, dotyczące brytyjskich celebrytów. Więc film tak, książka nie.

#5

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 13, 2025

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Oglądam - Tagi: 2025, panie, popularnonaukowe - Skomentuj


O Dębcu (2021)

Za oknem smuta, przez chwilę popadał śnieg, jeszcze krócej poleżał, teraz się roztapia, więc taki to weekend, basen, śniadanie, zakupy, spanko. Wczoraj pojechałam na improwizowaną sesyjkę wieczorem, ale poza tym dzień mi się kończy o 16 i nie chodzę na spacery for my stupid mental health. Dziś pierwsza część spacerów po dzielnicy, w której mieszkam, a o której tak rzadko piszę. Mimo że nie ma tu nic spektakularnego - ot, blokowiska nowe i stare, dwie Biedronki, Lidl i Aldi, gdzieniegdzie dzielnice willowe, dwa cmentarze, jeden z fortów Festung Posen, laso-park Dębina, zatorza i tereny przyfabryczne, przeznaczone do likwidacji osiedla dla bezdomnych, trochę nowego, trochę starego, a do tego różne opinie co do tego, gdzie kończy się Wilda i zaczyna Dębiec; ja jestem z frakcji “Dębiec na południe od Hetmańskiej ICMPTZ?”. Zimą bywa biało, wiosną wtem szalenie zielono, latem wszystko kwitnie i pachnie. Lubię. Nie nudzi mnie chodzenie ciągle tymi samymi ścieżkami, bo za każdym razem inaczej - szalony zachód słońca, mammatusy, tęcza, rudy kot, nowe murale (ale o tym później); a i przewidywalne cieszy. Taki regularny obchód, czy wszystko w porządku na dzielnicy.

GALERIA ZDJĘĆ (dużo!) i trochę staroci z 2015 i 2019.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 12, 2025

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: debiec - Komentarzy: 1


Tommy Wieringa - Piękna młoda żona

Nowela albo krótka powieść o tym, jak to jest mieć taki symbol statusu jak piękna, młoda żona. Edward Landauer, ponad 40-letni profesor wirusologii, z publikacjami i renomą, skupia się na pracy, z życia prywatnego ma przygodne podrywki, w które nie inwestuje, bo po co. Ale przypadkiem poznaje Ruth, niespełna 30-letnią, ostentacyjnie piękną kobietę i się zakochuje. Jest zdecydowany, że tym razem to już na zawsze, są szczęśliwi, mimo że czasem różnica wieku i temperamentów nieco daje o sobie znać. Edwarda irytują młodzi znajomi żony, a ona jego świat traktuje jak świat swoich rodziców, dodatkowo okazują się całkiem inni - on kliniczny badacz na zleceniach od koncernów farmaceutycznych, cieszy się z epidemii, bo daje to świetny materiał do badania, nie ma oporów przed wykorzystaniem zwierząt w laboratorium, ona - wegetarianka, mocno emocjonalna, lewaczka, naturalistka. Jakoś wszystko daje się poukładać do momentu, kiedy po kilku dniach opieki nad nieco opóźnionym w rozwoju bratankiem Ruth stwierdza, że jednak chce dziecko. Klasyka - problemy z płodnością po jego stronie, ona coraz bardziej zdesperowana, wreszcie wymarzona ciąża i skupienie tylko na sobie. On wraca do swoich dawnych upodobań, okazjonalnie zaczyna sypiać z mniej atrakcyjną i mniej wymagającą asystentką. Rodzi się dziecko, radość, ale szybko okazuje się, że nie ma powrotu do tego, co było - wiecznie płaczące dziecko staje się środkiem świata, on jest spychany na margines, tym bardziej, że dziecko podobno źle na niego reaguje. I to jest koniec, bo wtedy sypią się też inne rzeczy w życiu Edwarda.

Nie wiem do końca, o czym jest ta książka. O tym, że próba odmłodzenia się przez starzejącego się mężczyznę przez kontakt z młódką niekoniecznie jest dla niego korzystna? Że uroda żony nie wystarcza, gdy ma inne poglądy i nawet jeśli otoczenie zazdrości, to rzeczywistość związku jest bynajmniej nie sielankowa? Albo że mężczyzna, który myśli penisem, w finale traci wszystko i że to jakoś nie zaskakuje ani, cóż, nie powoduje żalu u czytelniczki? Nie wiem i to chyba niekoniecznie istotne. Giń, patriarchacie.

#4

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 10, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 1


Mohsin Hamid - Jak zostać obrzydliwie bogatym w rozwijającej się Azji…

Mimo że napisana w formule poradnika (zrobisz, weźmiesz), to historia życia dwóch osób z biednej dzielnicy na obrzeżach jakiegoś azjatyckiego miasta. On, zaniedbany, niedożywiony dzieciak dorastający w wiosce z matką i kilkorgiem żywego rodzeństwa oraz nieobecnym ojcem, zarabiającym na życie w dalekim mieście, robi wszystko, żeby - za sprawą decyzji lub przypadku - przestać być biednym. Czasem ociera się o kodeks karny, czasem umiejętnie wykorzystuje luki, czasem szuka protektorów bez względu na koszt, wreszcie zostaje bogaty. Z kolei jej kapitałem jest nietypowa uroda, której używa jako waluty i talentu - sypia z osobami, które mogą jej pomóc zostać sławną modelką. I też się jej to udaje. Ona i on są przyjaciółmi, spotykają się intymnie raz, zanim ona zniknie na podbój świata. W ciągu życia czasem na siebie wpadają, ale następnie rozchodzą, aby wreszcie - oboje starzy, samotni i zubożali - zostać ze sobą do końca.

Dziwna jest ta poradnikowa narracja, przy arcyciekawej, choć nieco wtórnej (patrz np. “Biały tygrys”) historii od pucybuta do milionera. Największym atutem jest tło - Azja z jej skrajnymi nierównościami, okrutną biedą i ostentacyjnym bogactwem, korupcją i nieludzkimi warunkami do życia, bez zdobyczy socjalnych, z wszechobecną przemocą i kastowością. Nawet uzyskanie bogactwa nie pozwala spać spokojnie, jedynie zmieniają się zagrożenia. Nie jest to lektura ciężka, bo mimo czasem brutalnych historii, całość jest podlana lekko sarkastycznym sosem.

Inne tego autora.

#3

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek stycznia 9, 2025

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2025, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Juliusz Verne - Tajemnica zamku Karpaty

Jestem święcie przekonana, że nie czytałam tej książki, ale fabułę “znałam”; zapewne odpowiedzialna za to jest czeska komediowa ekranizacja, której z kolei w ogóle nie pamiętam.

Zapyziała wioska w Transylwanii. Pasterz kupuje od przechodzącego handlarza lunetę (wow! magia!) i widzi, że w opuszczonym od lat zamku barona Gortz idzie dym z komina. Leci co tchu do wsi, zbiera się lokalna rada, odważny młody leśniczy idzie na zwiad z zarozumiałym pielęgniarzem udającym lekarza, takim odważnym tylko w gębie. Leśniczy idzie, mimo że tajemniczy głos do przed tym ostrzega. Pół książki dalej, bo autor opisuje każdy krzaczek, kamień i historię pochodzenia każdej z postaci, nie udaje im się wejść do zamku - leśniczego tajemna siła zrzuca z bramy, gdy ten dotyka metalowego łańcucha, zaś pielęgniarz nie może się ruszyć, bo “coś” trzyma jego buty. Wracają, zła sława się niesie, aż pojawia się hrabia de Telek, który - jak się okazuje - ma na pieńku z baronem Gortzem, lata temu konkurowali o piękną śpiewaczkę, de Telek się oświadczył, a kiedy podczas ostatniego koncertu pannie pękło serce, baron zniknął. De Telekowi udaje się wejść do zamku, napotyka tam różne cuda - słyszy głos zmarłej śpiewaczki, tajemnicze światła, wreszcie w finale widzi, jak baron “wyczarowuje” dziewczynę z zaświatów.

Jak to u Verne’a, mamy wynalazki. Rzecz się działa jeszcze przed popularyzacją fotografii, użycia elektryczności czy zapisywania dźwięku, więc prostych wieśniaków dziwi fakt magnetyzmu czy ostrego światła. De Telek obarcza barona winą za śmierć ukochanej, bo ta strasznie się barona bała i kiedy ujrzała w loży jego twarz i piekielną aparaturę, jej serce nie wytrzymało (sic!). A chłopak chciał zwyczajnie sobie nagrać dźwięk, zaś obraz odtwarzał z obrazu naturalnej wielkości, animowanego lustrami. Finał słodki - zły baron ginie w gruzach swojego zamku, dobry hrabia doznaje katharsis, leśniczy żeni się z córką zarządcy wsi, fanfary.

Inne tego autora.

#2/#2

Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 8, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2025, panowie, sf-f - Skomentuj


Patrick Quentin - Cień winy

Quentin (no, któryś z czterech autorów) umie w rozpadające się związki. George Hadley ożenił się z bogatą Connie, są razem od 11 lat, wspólnie wychowują Ali, osieroconą siostrzenicę George’a; dzięki rodzinie Connie mąż ma intratną posadę. Dlatego jest dość ostrożny, kiedy wdaje się w romans ze swoją uroczą sekretarką, Eve, miłość miłością, ale czeka na ślub Ali z zamożnym Chuckiem, z kolei krewnym Connie, żeby spuścić bombę o rozwodzie. Tymczasem Ali przez Connie przypadkiem poznaje niejakiego Dona Saxby’ego, gładkiego cwaniaczka i się zakochuje, bo młody człowiek ma wszystko, czego nie ma nudnawy Chuck - tupet, charyzmę, urodę. Hadleyowie się kłócą, Connie chce kontrolować Ali, George - częściowo żeby przykryć własną zdradę - chce, żeby Ali się przed ślubem wyszalała (sic!). Wtem Ali dzwoni do opiekuna po pomoc i ten zastaje ją nad zwłokami Dona. I wprawdzie morderstwo rozwiązuje teoretycznie problemy na drodze do ślubu, ale teraz na scenę wchodzi inspektor Trant ze swoim wścibstwem i obala po kolei alibi każdego z uczestników dramatu.

Trochę te historie są powtarzalne - znamy sprawę od strony podejrzanych, a Trant jest intruzem w ich niezbędnej do utrzymania się na powierzchni tratwie z kłamstw. Zdecydowanie chętniej bym przeczytała historię przeplataną cynicznymi obserwacjami Tranta zza kulis. Pro tip: niebezpiecznie jest kupować biżuterię u markowych jubilerów (tu: Cartier), bo każdy zakup jest namierzalny.

Inne tego autora.

#1/#1

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 7, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: kryminal, panowie, 2025 - Skomentuj


Wallace i Gromit: Zemsta pingwina

Jakimś cudem nie wspomniałam nigdy, że jestem ogromną fanką Aardman Animations, a zwłaszcza filmów o ekscentrycznym wynalazcy Wallasie[1] i ultra-cierpliwym psie Gromicie. Najbardziej oczywiście lubię trzy króciaki - “Wściekłe gacie”, “Podróż na księżyc” (oczywiście po ser, bo księżyc jest z sera) i “Golenie owiec”; kontynuacją pierwszego jest ten film. We “Wściekłych gaciach” Wallace wynajduje mechaniczne spodnie, które przejmuje arcy-łotr Feathers McGraw, przebrany doskonale za niewinnego kurczaka. Spodnie przydają mu się do napadu na muzeum i kradzieży błękitnego brylantu, na szczęście podejrzewany o zbrodnię Wallace przy niebagatelnej pomocy Gromita doprowadzają do ujęcia przestępcy. Teraz McGraw siedzi w więzieniu o zaostrzonym rygorze (tu oboje z eloyem ryknęliśmy: Zoo w Hoboken![2]), ale za pomocą równie sprytnych wynalazków wie, że niebawem szykuje się okolicznościowa wystawa odzyskanego brylantu, a Wallace wykonał kolejny wynalazek - samobieżnego, zautomatyzowanego krasnala ogrodowego. Nic bardziej prostszego niż włamać się do komputera, przeprogramować, zbudować armię i wykraść brylant. Może i fabuła nie jest wyrafinowana, ale jak to jest zanimowane - pyszka. Każdy szczegół - krople potu, plastelinowa wełna - dopracowane do ostatniego szczegółu. I jeszcze do tego jest zabawne, chociaż czasem humor wchodzi w rejony nieco niepokojące (scena ładowania się gnoma, trochę yyy, trochę fuj).

[1] Wallace serio się tak odmienia, sprawdziłam!

[2] Jeśli nie oglądaliście serialu “Pingwiny z Madagaskaru”, to już Wam zazdroszczę, mnóstwo świetnej zabawy, koniecznie.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 6, 2025

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 1


Agatha Christie - Pajęczyna

Ostatnia książka skończona w 2024, nie pytajcie, ile zostało niedoczytanych. Zupełnie sobie z tym nie radzę.

Klarysa, młoda żona szacownego, starszego lorda, związanego blisko z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, lubi płatać żarty znajomym. A to podmieni porto do ślepego testu ekspertom, a to ukryje zwłoki. Przezabawna osoba. Ale skąd zwłoki? Otóż jej mąż był poprzednio żonaty i z nieudanego związku została mu skądinąd urocza córka, Penelopa, którą Klarysa pokochała jak własną. I kiedy drugi mąż pierwszej żony lorda przychodzi, żeby szantażować Klarysę zabraniem dziecka, ta wywala natręta z domu. Po czym, jakiś czas później, potyka się o jego zwłoki. Jako że właśnie dom ich lordowskich mości ma być tajemnym miejscem bardzo ważnych rozmów politycznych o znaczeniu strategicznym, decyduje, że nie dopuści do skandalu i namawia przyjaciół, żeby razem z nią ukryli zwłoki. Niestety, w trakcie ktoś powiadamia policję i ta na miejscu przeprowadza błyskawiczne śledztwo, pełne kłamstw i niedomówień, bo każdy kryje każdego.

Czuć, że to beletryzacja sztuki, po części też wyjaśnia lekkość tonu - wszak ginie człowiek, nawet jeśli szemrany, a osoba, która kłamie i poniewiera zwłokami jest określana jako zabawna. Wszystko dzieje się w jednym pokoju, a akcja czasem wyczuwalnie przechodzi w farsę. Brakuje tylko ciskania w siebie tortami z kremem. Bardzo niekoniecznie.

Inne tej autorki.

#122/#34

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 5, 2025

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2024, kryminal, panie - Komentarzy: 2