Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Arthur Conan Doyle - Dolina trwogi

Sherlock dostaje donos od osoby z kręgów profesora Moriarty’ego, że właściciel ziemski Douglas zostanie zabity. Zanim jednak detektyw przemyśli, co zrobić, pojawia się inspektor policji potwierdzający fakt morderstwa, więc razem udają się do posiadłości zamordowanego. Na miejscu jest żona i przyjaciel, ale nie są wystarczająco zmartwieni jak na deklarowane uczucia. Szybko wychodzi na jaw, że zbeqrefgjb wrfg zvfglsvxnpwą, mnzvnfg bsvnel mtvaął ancnfgavx. I tu gładko przechodzimy do drugiej części, gdzie do pewnej doliny na Dzikim Zachodzie przyjeżdża McMurdo, fałszerz pieniędzy. Szybko kumpluje się z lokalną Lożą Masońską, która tu jest gangiem bezkarnych morderców i rozpoczyna razem z nimi przestępczą karierę. Tyle że ma wyrzuty sumienia, bo serce kradnie mu piękna panna i zwierzają mu się też uczciwi, zaszczuci ludzie. Jak jesteście starymi wyjadaczkami kryminałów, to oczywiste jest rozwiązanie - McMurdo nie jest tym, za kogo się podaje. I w klamrze łączącej obie części wychodzi, że to Douglas, uciekający przed zemstą gangu.

Bardzo mało detektowania, sporo rysu historycznego; to raczej nietypowa książka przygodowa z elementami kryminału. Wspomniany profesor Moriarty opisywany jest jako geniusz zbrodni o oficjalnie czystych rękach, w książce wprawdzie nie ma powiedziane, że to właśnie on stał za anonimem, ale właśnie dzięki udziałowi Holmesa - wykryciu tajemnicy morderstwa, na której policja by się wyłożyła - dochodzi do śmierci osoby, która miała być chroniona. W finale jest to wyjaśnienie beefu między detektywem a złoczyńcą, co źle świadczy o przenikliwości tego pierwszego.

Inne z tego autora, inne z tej serii.

#83/#15

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 17, 2024

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2024, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


O biało-niebieskich

[15.08.2024]

Nie będzie dziś o Lechu Poznań, tylko o kafelkach, jakby ktoś w ogóle wpadł na taki pomysł. Portugalia słynie z kafelków, są wszędzie - na zewnętrznych ścianach kamienic, we wnętrzach, ale niekoniecznie mieszkalnych - w kościołach, dworcach, restauracjach i na stacjach metra. I mają nawet własne muzeum! Pojechałam, bo dzień się trafił upiornie upalny, chyba najbardziej gorący w tym roku, stojące powietrze, którym się ciężko oddychało, żadnej chmurki; dodatkowo rodzina sarkała na mnie, bo zaaranżowałam wyprawę komunikacją miejską. No ale halo, metro oraz w środku chłodniej. W muzeum mnóstwo mozajek, czasem z dość zaskakującymi bohaterami (ultra-brzydkie aniołki, ciekawska krówka, kot po trudnej nocy, dama z side-eye), trochę sztuki nowoczesnej, wspomnienia po czasach Maurów i piękne wnętrza. Można też ciasto i kawę w kawiarence z ogrodem, a potem wyjść przez sklepik z dość drogimi pamiątkami. W ogóle kafle można kupić wszędzie, w każdej pułapce na turystę.

Adres:

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 16, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, muzeum, portugalia - Skomentuj


Ali Smith - Przypadkowa

Lata 2010. Rodzina Smartów spędza wakacje w Norfolk, nie są jednak specjalnie szczęśliwi, choć utrzymują pozory. Wynajęty dom jest straszną ruiną i Eve - matka - wprawdzie usiłuje odzyskać wpłacone pieniądze, ale decyduje, że zostaną na całe lato; i tak zaszywa się w szopie w ogrodzie, gdzie pisze kolejną popularną książkę, chociaż już jej to nie bawi. Jej drugi mąż, Michael, doktor literatury, wymawia się pracą, żeby wracać do miasta, gdzie sypia z kolejnymi studentkami (i nie tylko), nudzi go spędzanie czasu na prowincji, gdzie nikt nie docenia jego erudycji. 12-letnia Astrid brzydzi się domem, a nudę zabija nagrywając na kosztowną kamerę wschody słońca i analizując wszystko, co widzie. Wreszcie 16-letni Magnus, do niedawna oczko w głowie mamy, genialny matematyk, jest na skraju załamania - żart, który zrobił, żeby przypodobać się popularnym kolegom, zakończył się samobójstwem koleżanki ze szkoły. I w tym momencie pojawia się tajemnicza Amber, która zaczyna rozmawiać ze wszystkimi. Eve myśli, że to studentka Michaela, i stara się traktować ją mimo niechęci z szacunkiem, Michael, że fanka powieści Eve, nie dziwi go więc, że nie interesuje się nim jako samcem, Astrid się w niej od razu zakochuje i uważa za swoją najlepszą przyjaciółkę, a Magnus - po tym, jak przerwała jego próbę samobójczą - zaczyna z nią sypiać. Ten dziwny układ, podawany w narracji każdej z czterech osób - trwa kilka tygodni, po czym nagle się kończy, kiedy Eve wyrzuca Amber, trochę bez pointy, trochę w sytuacji pozwalającej na świeże rozpoczęcie dla każdego członka rodziny.

Dziwna powieść, nie rozumiem jej fenomenu i obecności na listach nagradzanych. Amber, tytułowa Przypadkowa, jest dziwna. Nieskrępowana konwenansami, czasem niegrzeczna, nadszczera tupeciara wchodzi do letniego domu i zostaje, dopóki jej to pasuje. Problem w tym, że nie ma wyjaśnienia - poza przypadkowym zdarzeniem w finale - po co się pojawiła, jaki miała cel i czy to, co zrobiła w londyńskim mieszkaniu Smartów, było od początku zamierzone. Dobrze się czyta, chociaż miejscami krindż przeplata się z sytuacją bez wyjścia, ale chyba niekoniecznie coś z tej lektury zostaje.

Inne tej autorki.

#82

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 14, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


O rzeczach z rozmachem

[14.08.2024]

Pamiętacie, jak pojechałam do Christo Rei na Maderze i mi się bardzo podobało? Pojechałam więc na drugą stronę Tagu, do dzielnicy Almada, gdzie znajduje się Sanktuarium Chrystusa Króla z prawie 30-metrową figurą, której Portugalczycy pozazdrościli Brazylijczykom. I teraz słuchajcie uważnie, bo możecie zaoszczędzić nie dość, że dużo czasu, to jeszcze i pieniądz. Otóż zanim kupicie bilet wstępu na samą statuę, obczajcie, ile ludzi czeka w kolejce. Na górę postumentu wjeżdża się windą w grupach ok. 20 osób, winda jest jedna, procesowanie grupy trochę trwa, więc z pozoru nieduża, acz - jak się okazało - gęsto pozwijana kolejka może oznaczać ponad 2 (słownie: dwie) godziny stania, żeby wjechać windą na 82 metry, popatrzeć 5 minut z tarasiku i zjechać. Teraz najlepsze - w zasadzie identyczny widok jest z samej skarpy, na której mieści się sanktuarium, więc zwyczajnie można przyjechać, darmo zaparkować, obczaić piękne widoki i popatrzeć w górę na pomnik, po czym pojechać na wcześniej zaplanowane przygody na plaży. I nie, nie można wejść schodami (byłam skłonna!), trzeba czekać. I jak już o pozazdroszczeniu mowa, to czy Ponte 25 de Abril, łączący Lizbonę z Almadą, nie przypomina Wam innego mostu albo dwóch? Nie dziwne, bo jest wzorowany na Bay Bridge z San Francisco, w kolorach tego bardziej znanego Golden Bridge.

Bo w okolicy są piękne piaszczyste plaże, pełne muszelek, zwłaszcza zaskakująco uroczych muszli Anomiidae, zwanych po angielski mermaid’s toenails. Jakbym nie stała 2 godziny w kolejce, mogłabym spędzić na plaży więcej czasu, ale cóż, czas nas nieco naglił, bo samochód musieliśmy zwrócić do wypożyczalni pod apartamentem, czynnej do 18, a wtem się okazało, że przejazd przez pół Lizbony to jest niejaka przygoda i mimo zapasu czasu, zwrot kluczyków nastąpił o 17:53. Na szczęście to była jedyna adrenalinka podczas wyjazdu (oprócz próby zaśnięcia na 4 godziny przed wylotem o 6:00 rano, nie polecam). W każdym razie, wjazd samochodem na plażę jest płatny, niedużo, ale się parkuje pod zadaszeniem, więc w upał idealnie. Toalety nie zlokalizowałam, ale są przebieralnie.

Adresy:

  • Santuário de Cristo Rei - Av. do Cristo Rei, Almada. Bezpłatny parking, płatny wjazd, są toalety i sklepik.
  • Praia de São João - Costa da Caparica

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 11, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: lizbona, portugalia - Skomentuj


Jami Attenberg - Ja

Andrea nie umie w stabilność. Nie jest w związku, co stanowi sporą bolączkę dla jej matki, nie lubi swojej pracy w agencji, chociaż wykonuje ją sprawnie, unika tego, co trudne, izolując się od brata i bratowej, którym urodziła się córka z nieuleczalną chorobą rozwojową. Wprawdzie rzuciła chętnie brane narkotyki, ale dalej zdarza jej się za dużo pić, imprezować i wracać z przypadkową podrywką z imprezy. Była w dłuższych związkach, ale za każdym razem kończyło się źle. Mobbowana przez charyzmatyczną wykładowczynię zarzuciła studia artystyczne, jedyną pozostałością są kolejne bloki ze szkicami widoku z okien jej nowojorskiego mieszkania. Ale tak naprawdę w stabilność dookoła niej nie umie nikt - związek jej brata się sypie, bo patrzenie na wegetację dziecka skazanego na śmierć nie łączy ludzi, jej matka po tym, jak ojciec przedawkował kilkanaście lat wcześniej, nie pozbierała się, a pustkę zatyka działalnością aktywistyczną, przyjaciółka po wymarzonym ślubie i pięknym dziecku odkrywa, że ani jej przystojny mąż jej nie kocha, ani ona jego. Co musi się zdarzyć, żeby zaczęła sobie układać życie i czy w ogóle to możliwe, kiedy ma się taki bagaż i 40 lat?

Na okładce oczywiście wydawca udaje, że to lekka książka dla kobiet, informując o “zjadliwie komicznym stylu” narratorki. Otóż nie, to nie jest Bridget Jones, tylko chaotyczna, dygresyjna opowieść o tym, że dysfunkcyjne dorastanie, przypadek czy wypadek losowy mogą wpuścić człowieka w taki kanał, że wyjście z tego jest co najmniej trudne, jeśli nie niemożliwe. Finał daje nadzieję, że Andrea poustawia sobie priorytety, z drugiej strony, czy będzie to już sytuacja “na zawsze”, nie wiadomo. Ale tak samo ma każdy - brat, przyjaciółka, matka, były kochanek, współpracowniczka, nie wiadomo.

#81

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 10, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panie - Skomentuj


Arthur Conan Doyle - Znak czterech

Sherlock Holmes się wyjątkowo nudził i z tej nudy trzy razy dziennie wkłuwał sobie kokainę, bo to rozjaśnia umysł. Na szczęście pojawia się panna Mary, która opowiada dziwną historię - o zaginięciu ojca, corocznie wysyłanych anonimowo cennych perłach, wreszcie o dziwnym ogłoszeniu, którego autor obiecuje jej wyjaśnienie tajemnicy ojca. Watson od razu się zakochuje, Sherlock jest niewrażliwy, bo kobiety są zdradliwe, ale obydwaj udają się na spotkanie z łysym mężczyzną, który okazuje się synem znajomego ojca Mary, majora Sholto. Major lata temu okradł ojca Mary ze skarbu, pozyskanego od więźniów w Indiach, a kiedy ten upomniał się o swoją działkę, w kłótni tak niefortunnie upadł, że nie wstał. Po nagłej śmierci majora tajemnica wyszła na jaw, ale skarb zaginął, co stało się idee fixe drugiego syna, który - co wyjaśnia powód ogłoszenia - skarb niedawno odnalazł. Detektyw spóźnia się, znaleziony skarb znowu ginie, ale są ślady, które pozwalają znaleźć człowieka z drewnianą nogą i jego egzotycznego zausznika. W finale ślub.

Książka podzielona jest na dwie części - jedna to samo śledztwo, z kreatywnym użyciem psa myśliwskiego i grupy londyńskich oberwańców oraz współpracą z początkowo niechętną policją, druga zaś to opowieść przestępcy o wydarzeniach sprzed lat. Poza wspomnianą kokainą, realia XIX wieku są dość znaczące - dokerzy są pogardzani, bo brudni, podobnie każdy, kto nie jest Anglikiem czy chociaż lokalną warstwą rządzącą, postrzelenie domokrążcy przez lorda jest traktowane jako drobne wariactwo. Watson w zasadzie wcale nie chce znaleźć skarbu, bo wtedy Mary byłaby znacznie bogatsza od niego, a to by go pozbawiło męskości, więc nie mógłby się oświadczyć. I wreszcie kolonializm, cywilizowani Anglicy przejmujący forty w Indiach i wyrzynający lokalną ludność oraz pozyskujący bogactwa - dobrze, prymitywni mieszkańcy, usiłujący odebrać, co ich - bardzo niedobrze, wrzućmy ich na dożywocie do więzienia.

Inne z tego autora, inne z tej serii.

#80/#14

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 9, 2024

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2024, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie - Skomentuj


Małgorzata Czyńska - Dom polski. Meblościanka z pikasami

Wbrew moim oczekiwaniom, że dostanę przekrojowy reportaż o trendach w mieszkalnictwie i wnętrzarstwie z rysem historycznym, to zbiór wywiadów z losowo wybranymi designerami z okresu PRL-u, którzy opowiadają o swoich zainteresowaniach, dziedziczności i ścieżkach, jakie doprowadziły ich do miejsca, w których są. Nie znałam żadnej z tych osób i po lekturze wywiadów kojarzę tylko twórcę marki Vox, w pozostałych przypadkach nie zapamiętałam kompletnie nic, bo opowiadają o swojej rodzinie, wojnie, socjalizmie (bardzo oględnie i jakby zawsze obok), zrealizowanych niszowych projektach (niestety bez zdjęć!) czy innych przypadkowych wydarzeniach. Czyta się przyjemnie, to sensownie przeprowadzone wywiady, ale zdecydowanie to rzecz do błyskawicznego zapomnienia po lekturze.

#79

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 7, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, panie, reportaz - Skomentuj


Coimbra

[13.08.2024]

Wprawdzie planowałam zrobienie przystanku w Sintrze, ale zmęczyły mnie tłumy w Porto i konieczność doktoryzowania się z biletów, wstępów i tras, a dodatkowo nie chciałam się frustrować wjazdem na 2 godziny do miejsca, które wymaga o wiele więcej czasu. Stąd Coimbra mniej więcej w połowie drogi, idealnie na kawę i pastel de nata, śliczne miasto uniwersyteckie z rzymskim akweduktem i ogrodem botanicznym. Ogród jest bezpłatny i nie oczekiwałam niczego poza miłym miejscem na niedługi spacer; nie jest to ogród jak w Berlinie, Dublinie czy nie przymierzając w Poznaniu - kameralny, nieduży, ze ślicznym zagajnikiem bambusowym i częścią reprezentacyjną z klombami i fontannami oraz niestety zamkniętą szklarnią. Uwaga - za bambusami nic nie ma, tylko drugie wyjście, trochę rozczar. Ominęłam Bibliotekę Joanina i zwiedzanie Università Di Coimbra, przemknęłam się przez kościół Świętego Krzyża, bo był tuż obok kawiarni o takiejż nazwie, zdecydowanie warto odwiedzić ponownie.

  • Jardim Botânico da Universidade de Coimbra - CC Martim de Freitas
  • Café Santa Cruz - Praça 8 de Maio
  • Mosteiro da Santa Cruz - tuż obok kawiarni

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 6, 2024

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: ogrod-botaniczny, portugalia, coimbra - Komentarzy: 2


Uzodinma Iweala - Ani złego słowa

Niru jest synem nigeryjskich emigrantów, mimo wysiłków rodziców czuje się już Amerykaninem. Kończy liceum z całkiem niezłą lokatą, ma zapewnione stypendium na Harvardzie, bo do tego świetnie biega. Kiedy odkrywa, że podobają mu się inni chłopcy, ultrareligijne wychowanie wpędza go jednak w ogromne poczucie winy, a gdy ojciec znajduje zainstalowaną przez przyjaciółkę w żartach appkę do randek, wpada w kłopoty. Ojciec wysyła go do Nigerii do kościoła, żeby lokalny kapłan wybił mu z głowy te grzeszne myśli. Komformistycznie, Niru się modli, obiecuje, bo chce wrócić do normalności, szkoły, treningów i przyjaciół, zwłaszcza z Meredith, która niechcący wpędziła go w kłopoty. Jego stłumione uczucia jednak wychodzą na jaw i z drugiej części, w narracji Meredith, już wiadomo, że skończy się to tragedią.

Z jednej strony purytańskie, wsteczne środowisko emigrantów, twarda rodzicielska miłość, sugeruje narastający u bohatera konflikt, bo widzi, jak bardzo różni się narracja ojca od tego, co oferuje współczesna rzeczywistość sporego miasta w Stanach. Z drugiej - to właśnie ta amerykańska codzienność doprowadza do dramatycznego finału, którego się nie spodziewałam. To trafna, smutna opowieść o dojrzewaniu, homofobii, destrukcyjnym wpływie religii, wpływowi grupy równolatków i rasizmie; nie jest może nowatorska, ale pozostaje w pamięci.

#78

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 5, 2024

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2024, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Enlighted

Amy (Laura Dern) po 15 latach w korporacji zostaje przesunięta na niższe stanowisko, a sytuację pogarsza fakt, że zdecydował o tym jej szef, z którym miała romans. Wpada w szał, obraża wszystkich, firma łaskawie zezwala jej na urlop w celu podreperowania nadwątlonego zdrowia psychicznego. W ośrodku na Hawajach Amy doznaje oświecenia - odzyskuje siebie, zaczyna rozumieć swój cel w życiu, wraca odnowiona i napchana po brzegi mądrością, żeby czynić dobro. Ale wraca w gorsze miejsce niż to, z którego wyruszyła - urlop zachwiał jej finansami, straciła mieszkanie, więc musi się wprowadzić do matki, z którą niekoniecznie dobrze żyje, zastraszona firma owszem, przyjmuje ją z powrotem, ale dosłownie do piwnicy, do zapomnianego działu kontroli, a do tego dotychczasowi znajomi nie chcą jej znać. Nawet jej eks-mąż wykpiwa jej cudowną przemianę i nie wierzy, że cokolwiek w jej życiu się zmieni. I nie jest to dziwne, bo nawet po wejrzeniu w absolut Amy dalej jest egoistyczną, roszczeniową Karen i nawet jeśli jej akcje mają przynieść coś dobrego, sama jest centralnym punktem, a to, że niszczy innych, nie zajmuje jej uwagi na długo.

I mam z tym serialem spory problem. Z jednej strony bohaterka jest potwornie irytująca, nie widzi tego, jak ją odbierają ludzie, ma absolutne delulu w kwestii swoich możliwości, bo uważa, że jest stworzona do wyższych celów i wszechświat ją namaścił do tego. Z drugiej, wchodząc głębiej w jej świat, zaczynam jest współczuć, bo nawet kłótliwi, pretensjonalni ludzie mają prawo do szczęścia i spełnienia; dodatkowo pojawiające się czasem odcinki z perspektywy innych osób - byłego męża junkie, oschłej matki czy cichego, ale skrywającego sekrety współpracownika pokazują, jak trudno jest być w miejscu, w którym się być nie chce. Pierwszy sezon jest taki bardziej rozbiegowy, w drugim już pojawia się misja - Amy ma możliwość wpłynięcia na korporację, w której pracuje, ale przy okazji może wiele stracić. Trochę się waha, ale wystarczy trochę podziwu w oczach dziennikarza, żeby rzucić się w straceńczą akcję. Można się zastanawiać, czy robi to dla większego dobra, czy z zemsty, ale w gorzkim finale wychodzi, że to wszystko jedno.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 3, 2024

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 2