Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[3-7.11.2025]
Zanim przejdę do potykania się o zabytki na każdym kroku, dziś o samych Salonikach. I Grecji jako takiej. Z jednej strony nowocześnie i europejsko, z drugiej azjatycko ciasno - wąziutkie ulice obstawione samochodami zderzak w zderzak[1], a gęsta zabudowa przypominała mi uliczki w Taipei. I - na co narzekał lubiący wielkopolski porzundek eloy - wszystko jest opcjonalne. Kierunkowskazy, czerwone światło, godziny otwarcia[2], menu, a nawet zwierzęta w zoo[3] - jest, albo nie ma. Przechodzi się na czerwonym, kolejkę się omija, parkuje na trzeciego, wjeżdża w jednokierunkową…
Mieszkanie trafiło mi się w samiutkim centrum, tuż przy Rotundzie i Łuku Galeriana - o czym niebawem - i przy deptaku prowadzącym na wybrzeże przez pełną restauracji i barów dzielnicę Ladadika. Nastolatka z radością odkryła sklep z odzieżą i biżuterią gotycką, ja spacery wieczorami na bulwary, gdzie Biała Wieża, Parasolki, pomnik Aleksandra Wielkiego na Bucefale[4] i stateczek, którym się pływa wzdłuż brzegu (za cenę biletu lub zakupu napoju na pokładzie) oraz - niedaleko - wieża z obrotową kawiarnią. Pojechałam też metrem na bazar Kapani i stamtąd spacerkiem na plac Arystotelesa.
Widok z okna / Egnatia
Aleja Leoforos Nikis
Balkony
Deptak Dimitriou Gounari
Bazar Kapani
Widok z OTE Tower
OTE Tower
Widok z OTE Tower
Deptak Dimitriou Gounari / Okolicy Muzeum Archeologicznego
Plac Navarinou
Widok z zoo / Historia przy ulicy
Nowe i stare
Zoo
Widok z zoo
Kivotos Ton Gefseon / Meze-Bar Naftiliaki
Leoforos Stratou
Brunchsin / Fluffy Brunch
Because Bagel / CafeOino
Plac Arystotelesa
[1] Na początku chciałam bez samochodu, ale że zaplanowaliśmy też wypady poza miasto, mądrą decyzją było znalezienie parkingu tuż obok mieszkania. Owszem, po grecku trzeba było na niego wjeżdżać na raty, bo prowadziła wąską uliczka i czasem nie było innej opcji niż się wycofać, żeby ktoś z przeciwka mógł wyjechać. Ale zdecydowanie Saloniki da się ogarnąć sprawną komunikacją miejską - metro i autobusami, również z lotniska.
[2] Samolot odlatywał o 10:15. Wypożyczając samochód upewniam się, że ktoś będzie w wypożyczalni koło 8, bo nie zabierzemy samochodu ze sobą oraz potrzebujemy transportu na lotnisko, bo wypożyczalnia jest kawałek od. Oczywiście, mamy otwarte od 8. Sobota, 8:10. Wypożyczalnia zamknięta na głucho, telefon przełącza na skrzynkę. Nerwowo wymieniam wiadomości z catsitterką, żeby jednak nie zostawiała kluczy, bo nie wiadomo, czy wrócimy o czasie. Po kwadransie zaczęłam obchodzić lokalne przybytki - piekarnio-spożywczak-bistro i inne wypożyczalnie, na szczęście już w piekarni sympatyczna pani zza lady dodzwoniła się do wesołka z wypożyczalni, który wpisał sobie, że oddajemy samochód do 11:30, więc jeszcze był w łóżku, skoro rozpoczęcie pracy jest opcjonalne… Ale przyjechał, wróciliśmy, chociaż bagaż nadawaliśmy dosłownie rzutem na taśmę.
[3] Jeżeli wpadniecie na pomysł pojechania - a się jedzie, bo niby nie jest daleko od centrum, ale cały czas pod stromą górę - do Miejskiego Zoo w Salonikach, to nie spodziewajcie się tam ożywionej fauny, albowiem jest opcjonalna. Jakkolwiek pięknie zlokalizowane, zoo jest w zasadzie puste, zwierzęta sekretarka i dyrektor zabrali do domu, słoń na pewno pięknie służy za kanapę. A serio - Muzeum Historii Naturalnej jest zamknięte na głucho i dosłownie zarośnięte pajęczynami, pawilonu gadów nie ma, są tylko stłoczone żółwie, ze zwierząt jest smutny samotny dzik, trochę ptaków w zardzewiałej wolierze i poza oraz zestaw kopytnych domowych i dzikich. To wszystko. Powinno mi dać do myślenia, że na mapie nie było oznaczonych zwierząt. Nie było, bo ich nie ma. Za to widoki przepiękne oraz adekwatna cena biletu (bo darmo).
[4] Nabijaliśmy się, że wszystko, co męskie kończy się w Grecji na “s” i rzeczywiście, Aleksander Wielki transkrybuje się na Aleksandros O Megas. A Bucefał na Boukephalosa.