Więcej o
panie
Sadie i Sam spotykają się przypadkiem w szpitalu. Alice, siostra Sadie choruje na nowotwór, Sam z kolei ma stopę potrzaskaną w wypadku, do tego nie mówi. Sadie nawiązuje z nim kontakt, grają razem w gry komputerowe; nastolatka zirytowana na rodzinę zajmującą się siostrą, korzysta z wolności w szpitalu, a że jeszcze przy okazji wpisuje sobie te wizyty jako wolontariat - tym lepiej. Do czasu, kiedy Sam się o tym dowiaduje od nieco złośliwej Alice, wtedy zrywa wszelkie kontakty z osobą, którą uważał za jedyną przyjaciółkę. Mija kilka lat, oboje spotykają się przypadkiem w Nowym Jorku, mimo początkowej sztywności zaczynają razem pracować nad grą komputerową i chwilę potem dołącza do nich współlokator Sama, Marx i Dov, wykładowca MIT, on-and-off toksyczny kochanek Sadie, ale też utalentowany projektant gier. I nagle jest lawina, której się nie da zatrzymać - pierwsza gra jest sukcesem, druga psuje stosunki między Samem i Sadie, a do tego klinem, który się wbija między współpracowników, jest związek Sadie i Marxa; ale są kolejne gry, firma Unfair Games jest liderem. Z nielinearnej narracji - na przykład z informacji udzielanych post factum w wywiadach - wiadomo, że stanie się coś, co zachwieje i tak już kruchym zawodowo-prywatnym, platonicznym związkiem między Sadie i Samem. Czy się rozejdą po tragedii, czy jednak znajdą sens w tym, żeby iść obok siebie?
To brzmi drętwo, ale to moja najlepsza książka przeczytana w tym roku. Wzruszałam się tak chyba ostatnio na “Poddanych Microsoftu” i to chyba właśnie taki klimat jest najbliższy powieści Zevin. To opowieść o pasji, nerdach, feminizmie, związkach, zazdrości i wsparciu, dziedzictwie kulturowym i przywłaszczeniu, rodzinie - biologicznej i przysposobionej, przyjaźni, zaufaniu i nieufności. I o grach komputerowych - nie jestem gamerką (zatrzymałam się na etapie “Match 3”), ale czuć, że autorka jest, a przynajmniej dobrze odrobiła lekcję na temat pisania gier, marketingu, silników, warstwy graficznej i grywalności. Ale mimo tego, że to opowieść o entuzjastach gier, nawet jeśli kogoś gry nie interesują, mocno osadzona w znanej mi popkulturze, a do tego o tym, co niezmienne od czasów Szekspira - byciu razem mimo przeciwności losu.
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 17, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
Na Złotej 21 DC[1] gospodarz domu przygotowuje się do wizyty komisji porządkowej, zagląda więc do dawno nie odwiedzanych lochów za piwnicami. Kiedy czuje charakterystyczny zapach, wie, że to nie będzie jego najlepszy dzień - w odległym zakamarku znajduje zwłoki kobiety w stanie daleko posuniętego rozkładu. Milicja przybywa szybko, porucznik Szczęsny zarządza techników i patologa. Z pomocą gospodarza analizuje listę lokatorów, dzięki czemu niedługo potem wiadomo, że Kowalikówna, która miała od kilku tygodni spędzać urlop u rodziny, nigdy tam nie dotarła. Udaje się odtworzyć przebieg ostatniej nocy, kiedy ją widziano, przy okazji wychodzi sprawa nielegalnego handlu mięsem, szaber mienia poniemieckiego, konflikty na tle uczuciowym, pijaństwo, wtykę na posterunku milicji, a w finale - już po wyeliminowaniu innych podejrzanych - zostaje sprytny morderca, który próbuje się zasłonić chorobą psychiczną. Dodatkowo, ma za sobą epizod u Śjvnqxój Wrubjl, jvęp wrfg anmljnal frxpvnemrz v gb frxgę jfmlfpl jvavą, żr wrfg rebgbznarz (“retmanem”).
To jedna z pierwszych, jak nie pierwsza, historia śledztwa prowadzonego przez atrakcyjnego blondyna z ciemnymi oczami, najpierw porucznika, na końcu już majora Szczęsnego. To służbista, szczególarz, nad życie prywatne przedkłada pracę. Kobiety na niego lecą, młode czy stare, ale w tym tomiku jest raczej oziębły, nie interesuje się żadną z pań; nie że konflikt interesów, raczej jest zbyt zmęczony i zaangażowany w śledztwo. Książka była wydana w 1957 roku, pojawiają się drobne przytyki do “starych porządków” typu
– W każdym przypadku przestępstwa pomoc społeczeństwa jest dla nas bardzo ważna. Ludzie muszą nauczyć się traktować zbrodniarzy i bandytów jako zakałę społeczną, jako coś, co fatalnie przeszkadza im w spokojnym, normalnym życiu. A tymczasem wciąż jeszcze pokutuje u nas niechęć do munduru milicyjnego i bierna postawa wobec przestępcy.
Antosiak poruszył się i chrząknął:
– To zostało sprzed wojny — odparł. — Ja sam nie znosiłem widoku policji i właściwie często byłem bardziej po stronie złodzieja niż policjanta. No, nie mówię o mordercach.
– Ma pan rację, to pozostałość z okresu sanacji… Ale nie przyszedłem tu na dyskusję polityczną.
Humor: Cieć wyraża się brzydko, gdzie ma komisję; patolog opowiada polityczne dowcipy i zachęca do śmiania się, wszak nie są na komisariacie; sekretarz partii ma stare nawyki, więc nadużywa Jezus-Maria nadaremno.
Szowinizm powszechny: Babom trzeba mówić kłamstwa typu “znaleziono bombę” zamiast informacji o zwłokach, żeby nie panikowały. I tak się dowiedziały, bo nie są głupie i nic się nie działo. Żeby kobieta była traktowana jako ładna, to musi się uśmiechać. Kobieta jest odsądzana od czci po tym, jak umówiła się z żonatym majstrem, ojcem sześciorga dzieci - to ona chce coś ciałem uzyskać, to nie tak, że majster ją wabi lepszą posadą. Baby od razu ryczą, nie da się z nimi rozmawiać. Kobieta, która w nocy idzie do domu obcego mężczyzny, sama się prosi o kłopoty.
Się dba o zdrowie: zasadniczo się nie dba - major przychodzi z katarem do pracy, a Szczęsny zarywa nocki, nie myśli o jedzeniu, a w domu zostaje tylko na dzień, żeby wykurować się po otrzymaniu ciosu w głowę.
Się pali: wczasowe (Szczęsny), sporty (na przesłuchaniu).
Się wykłada kosz na śmieci: Trybuną Ludu.
Się je: kanapki z kiełbasą jałowcową, konserwy (podstawa diety Szczęsnego), podsmażaną kaszankę z kapustą.
Się pije: kawę (Szczęsny na litry), zmrożoną wódeczkę (pod kaszanką).
Się otwiera: windę kluczykiem do konserw.
Bawiąc uczyć: jak wykrywać krew chemicznie czy biologicznie.
[1] DC = Default City = Warszawa.
Inne tej autorki.
#68/#16
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 15, 2025
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2025, kryminal, panie, prl
- Skomentuj
Ivory ma prawie 90 lat, ale ciągle pracuje - jej życiową misją jest zebranie tytułowego słownika języków zwierząt, przy czym, nie tylko o dźwięki chodzi, ale o kształt, kolor, formę, ruch. Zależy jej na tym, bo czasem może to być ostatnia szansa na uchwycenie czegoś zanim zniknie na zawsze. Jednocześnie dowiaduje się dwóch rzeczy - uczelnia cofa jej grant i nalega, żeby przeszła wreszcie na emeryturę, przy czym nie gwarantują kontynuacji badań oraz została odnaleziona jej wnuczka. Problem w tym, że Ivory nie miała dziecka. Z mnóstwa dygresji, oszczędnie dawkowanych przez narratorkę, wyłania się nietypowy życiorys - zakała bogatej rodziny oddana do klasztoru, studia w Paryżu tuż przed drugą wojną światową, surrealistyczna bohema, poznanie Lwa - rosyjskiego dysydenta, wielka, niszcząca miłość, wojna, aresztowania, ucieczka, śmierć przyjaciółki, rozstanie, zastąpienie pędzla notesem. Współczesność przeplata się z przeszłością, kariera naukowa zastępuje miłość i rodzinę, czy upór jest normalny, czy jednak dowodzi początków demencji?
Dziwna książka, nadmiernie skomplikowana i dygresyjna, bardzo trudno mi było się na niej skupić, nie wspominając o śledzeniu fabuły. Zmęczyłam się czytając, to chyba nie jest taki typ pisania, jaki lubię. I nie wiem czemu, podobały mi się tego typu książki, gdzie z kolejnych epizodów czytelniczka sobie konstruuje historię. Jest napisana ładnym językiem, miewa celne frazy i przemyślenia na temat codzienności, aktualne i dziś. Do tego jest książką o miłości, zatracaniu się w związku, oddawaniu kawałka siebie i rezygnacji, bardzo to ładnie opowiedziane. Ale w całości czegoś zabrakło albo było za dużo. Nie mówię, że to zła książka, ale dziwna.
#67
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 14, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Narratorka, czasem zwana przez wiarołomnego męża Wilhelma Belcią, snuje monolog. O swojej matce, włosach jako znaku rozpoznawczym, które jednak goli na zapałkę, bo jej mąż wtedy się nią zachwyca, o tym, że mąż kupił jej pieska po tym, jak urodziła martwe dziecko, a potem zatrudnił do opieki nad pieskiem Niańkę, z którą miał romans. O wcześniejszych związkach, o historii romansu, który Niańka w tym rzadkim momencie, kiedy zawarły sojusz przeciw Wilhelmowi, opowiadała przy papierosach w łazience, a który to romans miał miejsce w tytułowym hotelu. W tym samym hotelu, w którym narratorka spotyka się z panem, któremu tę opowieść snuje.
Wierzę, że jest to głos pokolenia, głos kobiet, które godzą się na kompromisy w imię tradycji, mąż, dziecko, a potem pozostałą z pustką i niespełnieniem, wypełniając niewygodną rolę, narzuconą przez nie wiadomo co - poczucie obowiązku, lojalność, posłuszeństwo. Ale jednocześnie to bardzo męczący utwór, zapewne bardziej sceniczny niż powieściowy, nie ma fabuły, nie ma rozwiązania i finału, jest tylko opowieść w opowieści, która zawiera kolejne opowieści. Przeczytałam, Wy nie musicie.
#65
Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday September 10, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Lauren widzi, jak z drabiny na strych w domu, który współodziedziczyła z siostrą po babci, schodzi jej mąż. Tyle że nigdy nie miała męża! Mężczyzna nie jest obrzydliwy, decyduje się więc zrobić dobrą minę i udaje żonę, a w międzyczasie dyskretnie - posługując się telefonem - orientuje się, że żyje w innej rzeczywistości niż zapamiętana. Szybko odkrywa się, że kiedy mąż wchodzi na strych, następuje dziwne wyładowanie i ze strychu wraca ktoś inny, kolejny mąż, a świat dookoła niej ulega resetowi i zmianie. W pracy - często innej niż wcześniej - może wziąć dzień wolny, stan konta nie zależy od poprzednich zakupów, jej siostra ma dzieci albo nie, jej przyjaciele są w związkach, a mężowie są albo w porządku, albo zupełnie nie, meble i mieszkanie się zmienia, jedyną stałą jest to, że ona pamięta. Na początku zmienia więc ich jak rękawiczki, czasem z dość trywialnych powodów, potem z tymi, którzy są fajniejsi, zostaje na dłużej. Bardzo lubi Cartera, ale Carter niespodziewanie znika, zostawiając ją z rozdartym sercem. Spędza stosunkowo dużo czasu z super zamożnym Feliksem, ale luksus przestaje jej przesłaniać to, że jej mąż to hochsztapler i palant. Czasem bywa dramatycznie, czasem brutalnie, ale Lauren planuje kontynuować bez poczucia celu do momentu, kiedy ze strychu nie schodzi Bohai, który - tak jak ona - skacze między światami. Miłości między nimi nie ma, ale dogadują się, że po kolejnych przeskokach będą się ze sobą spotykać. Po prawie 200 mężach Lauren zaczyna myśleć o tym, czy podoba jej się takie życie i w którym momencie będzie wreszcie idealnie.
Arcyciekawy pomysł, zupełnie mnie nie dziwi, że już robi się ekranizacja. Nieco podobny klimat do ”The Time Traveler’s Wife”, tyle że zamiast zabawy z czasem jest multiverse. Lauren każdorazowo analizuje, w jaki sposób się z nowym mężem spotkała, co się dzieje z jej przyjaciółmi i rodziną, ale niespecjalnie się zastanawia, co się stanie, kiedy mąż “wróci na strych”, wyskakuje z kolejnych światów bez konsekwencji. Nieco bardziej świadomym “podróżnikiem” jest Bohai, który ucieka od razu, kiedy widzi dzieci lub zobowiązania, bo obawia się, że pozostawienie tego będzie trudniejsze niż tylko ucieczka od kolejnych partnerów. Dramatyczna jest historia związku Lauren, który zaczyna się od tego, że mąż schodząc ze strychu spada i łamie kręgosłup - tak, technicznie trudno jest połamanego człowieka zmusić do ponownego wejścia na strych, nawet jak się okazuje, że wymaga opieki (butelki z moczem!) i jest… zwyczajnie nudny. Czy to sprawia, że Lauren jest złym człowiekiem i bez skakania między światami również by bez wahania odeszła od męża, bo głośno żuje jedzenie, ma duże stopy czy dlatego, że w domu jest za czysto? Niekoniecznie. Ale tu ma wybór, chociaż czasem to wybór kosztowny. Finał jest całkiem zgrabny, aczkolwiek nie wiem, czy optymalny.
#63
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 5, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panie, sf-f
- Komentarzy: 1
Mam wrażenie, że “Najdalszy brzeg” jeszcze czytałam, dawno temu. Magia zanika, pozostawiając nie tylko czarnoksiężników, ale też zwykłych ludzi bez poczucia sensu. Młody następca tronu w Havnorze, Arren, dociera do szkoły na Roke, gdzie alarmuje arcymaga Geda, że świat się degeneruje wszędzie. Razem ruszają w stronę zachodzącego słońca, do końca nie wiedząc, gdzie. Młodzieniec jest nieco zaskoczony zwyczajnością Geda, który najlepiej wspomina pasanie kóz, a nie rozmowy ze smokami czy wyprawy, o których opowiadane były legendy. Wędrują, wędrują, przeżywają chwile załamania, spotykają się z coraz drastyczniejszymi sytuacjami, gdzie realność nie daje żadnej nadziei, wreszcie docierają do tytułowej najdalszej krainy i Ged stacza ostateczną walkę z Cobem, zarozumialcem z pierwszego tomu, który doprowadził do wycieku magii. I to nie jest zły tom, ale jest dość statyczny, taki quest, przegląd przez krainy i pomost do ostatniego tomu.
Znacznie bardziej podobała mi się nieczytana wcześniej ”Tehanu”. Tenar, aktualnie zwana Gohą (sic!), wdowa po gospodarzu Krzemieniu - bo zamiast wielkiego świata i zaszczytów, które mogła mieć po odzyskaniu pierścienia Erretha-Akbe - wolała spokojne, wiejskie życie żony i matki na wyspie Gont, udaje się na wezwanie umierającego maga Ogiona. Zabiera ze sobą Therru, cudem uratowaną od śmierci poparzoną dziewczynkę, skrzywdzoną przez rodziców. Mała prawie nie mówi, boi się wszystkich oprócz Tenar; gorzej, nawet zwykle łagodni mieszkańcy wsi unikają jej i uważają za przeklętą. Ogion umiera, nie doczekawszy Geda, po którego posłał. Ged się pojawia na plecach smoka Kalessina, ale to cień człowieka - utracił swoją magię, odzyskując jej zasoby dla świata, do tego utracił nadzieję i siły. Wtem się dzieje - pojawiają się posłańcy młodego króla, zarozumiały mag Osika i szemrany mężczyzna, dawny towarzysz opiekunów Therru. Ci pierwsi szukają Geda, pozostali krzywo patrzą na przeklętą babę Gohę i jej paskudnego bękarta. Na tym dramatycznym gruncie rozwija się zajawiana dwa tomy wcześniej miłość Tenar i Geda, Therru odkrywa swoje pochodzenie (spodziewałam się od pierwszej opowieści o ludziach i smokach), a źli zostają ukarani. To zdecydowanie bogatsza i bardziej dojrzała historia o przemijaniu, życiowych decyzjach, miłości i zaufaniu. Tyle że według mnie jest za krótka - po brutalnym finale w zasadzie kończy się wielkim odkryciem i żyli-długo-i-szczęśliwie stronę przed końcem.
Inne tej autorki.
#61-62
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 2, 2025
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2025, panie, sf-f
- Komentarzy: 3