Więcej o
klub-srebrnego-klucza
“Nocna ulewa w Palmowa Niedziele roku 1930 zmieniła w potok ulice Bonapartego od placu Saint-Germain-des-Pres aż po ulicę du Four”. Jean-Marc Berger, młody student malarstwa, niepokoi się, bo nie może złapać taksówki na dworzec, żeby wrócić do rodzinnego Lyonu i oznajmić rodzinie, że się żeni. Piechotą nie pójdzie, bo walizki oraz czuje się coraz bardziej chory. Wreszcie nadarza się okazja, na dworzec zabiera go przypadkowy kierowca, Amerykanin, mimo problemów dojeżdżają tuż przed odjazdem, niestety w zamieszaniu ktoś podmienia jedną z walizek. Najpierw rodzina, zarządzana przez rygorystyczną babcię, jest zaskoczona, kiedy dowiaduje się, że młodzieniec zaręczył się z dobrze ponad 30-letnią kobietą[1], ale to nic w porównaniu z szokiem, kiedy po otwarciu podmienionej walizki ze środka wypada odcięta damska ręka, w której Jean-Marc rozpoznaje po tytułowym pierścionku rękę swojej narzeczonej, panny Sarrazin.
Policja z Lyonu i Paryża łączy swe siły w zaskakująco zgodnej i pełnej kurtuazji współpracy. W pięknym mieszkaniu w Neuilly znajdują rzeczywiście zwłoki flamy studenta, zamordowanej ciosem w rdzeń kręgowy, z ręką odciętą post mortem. Okazuje się, że dama była ekspertką od Van Gogha, a Jean-Marc, genialny kopista, dla “wprawy” kopiował dla niej obrazy mistrza. Z całego świata zaczynają się sypać zgłoszenia od kolekcjonerów, którzy kupili od panny Sarrazin “oryginały”, dla zaciemnienia sytuacji trop wiedzie do poprzedniej narzeczonej młodego Jean-Marca, panny Augusty i - mimo wątpliwości policji - do owego “Amerykanina”, który podwiózł delikwenta na dworzec feralnej nocy. Rozwiązanie zbrodni jest wcale nietrywialne - avrbfgebżal złbqmvravrp j pmnfvr xłógav jlznpuhwr fmglyrgrz v avrpupąpl cemreljn eqmrń xeętbjl anemrpmbarw, cb pmlz jśpvrxłl jlovrtn, avrśjvnqbz, żr jłnśavr hxbpunaą mnovł, mnś wrw olłl xbpunarx cb manyrmvravh mjłbx bqpvan eęxę, żrol hxnenć złbqmvrńpn mn moebqavę. Policja zaskakująco łatwo nawiązuje komitywę ze świadkami, typu zastawienie pułapki na dziennikarzy przy pomocy zmyślnego tragarza (“trącając się kieliszkami, naśmiewali sie z tego wspólnie”), gorzej z przesłuchiwanymi (jedno samobójstwo, jedno załamanie nerwowe).
Mimowolny humor:
- Jean-Marc - zagadnęła Maria-Luiza (...) - a czy to, co przywiozłeś dla mnie z Paryża, było w tamtej walizce?
Jean-Marc speszył się.
- Ja ci nic nie przywiozłem. Ostatnio zupełnie nie miałem czasu. A wczoraj była niedziela.
Maria-Luiza wybuchnęła płaczem. Emilia odezwała się:
- Chcesz klapsa?
Mimo wszystko ten epizod rozładował atmosferę.
Uregulował i wyszedł nie dopiwszy koniaku, co wprawiło w takie zdumienie gości stojących przy barze, że odprowadzili go wzrokiem aż do drzwi.
Się je: kawę i rogaliki na śniadanie, kanapki, piwo i kawę na obiad. Policja dzieli się też wierszykami:
„Podejrzany się trzyma, gdy w twym brzuchu nic nima”.. Autorem tego wierszyka był
olbrzymi Chicambaut, który od rana do wieczora coś podjadał. Na ten temat inny jego kolega ułożył następująca złotą myśl: „Zapomnisz o swoim żołądku pod warunkiem, że będziesz o nim pamiętał”.
Niech Allach [pisownia oryginału] ma cię w swojej opiece. Pójdziemy coś przekąsić za wasze zdrowie i żeby czekanie na was nie nadwątliło naszych sił, prawda, Truflot?
- Tak jest. Kto zje, ten śpi.
Był to jeszcze jeden z aksjomatów Chicambauta, na podstawie którego utarła się o nim opinia, że nawet we śnie jada.
Szowinizm:
[Śpiewaczka] Zaśmiała się. Co za śmiech! - pomyślał Belot. - Stowarzyszenie Żon Prawowitych powinno jej sprawić złoty kaganiec, aby udaremnić jej ten śmiech.
[1] Dwanascie lat starsza od niego! Co to za narzeczona! (...) Ale wiadomo, że materac wypchany banknotami jest lepszym środkiem na zmarszczki niż wszelkie maseczki kosmetyczne.
Inne z tego cyklu.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 18, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panowie, klub-srebrnego-klucza
- Skomentuj
Przy placu de Vosges 61, w fabryce szczepionek (ale nie na covid, bo rzecz jest z lat 30. ubiegłego wieku) ktoś zabija Coucheta, zamożnego właściciela fabryki, a z sejfu za plecami zwłok znikają pieniądze na wypłaty. Jedynym świadkiem jest dozorczyni, która ze swojej pakamery widzi tylko cienie ludzi i rozpoznaje ich po krokach. Wie też wszystko o wszystkich w kamienicy - że pani de Saint–Marc, żona byłego ambasadora z pierwszego piętra, właśnie rodzi, na drugim piętrze mieszkają wariatki[1] i państwo Martin, ona jest kłótliwa, a on to skromny urzędnik w biurze notarialnym. Couchet okazuje się mieć skomplikowane życie osobiste - ma elegancją żonę z wyższych sfer, dodatkowo kochankę - tancerkę Ninę, która mieszka w hoteliku pokój obok syna Coucheta - bezrobotnego narkomana, a sytuację dodatkowo gmatwa fakt, że pani Martin z drugiego piętra była niegdyś pierwszą żoną denata. Maigret, niezguła, poczciwiec, o nieco pozbawionych wyrazu oczach, kręci się po Paryżu, rozmawiając z kolejnymi osobami, czasem użyje nieco przemocy[2], czasem przesłuchiwanej da na taksówkę[3], ale w końcu z rozmów i przyjrzeniu się zwyczajom wynoszenia śmieci przez mieszkańców kamienicy, rozwiązuje podwójną zagadkę kradzieży i morderstwa.
Się dba o męża:
Kiedy kładł się spać, pani Maigret obudziła się po to tylko, by na wpół przytomnie wymamrotać: — A kolację przynajmniej jadłeś?
Się zażywa: kokainy, eteru (lepszy od kokainy).
Się pije: małe piwo w trakcie służby (na pragnienie), wermut (u przesłuchiwanych), aperitif koloru rubinowego (tancerka), nalewkę śliwkową (przywozi ją z Alzacji siostra pani Maigret).
Się je: kanapki z anchois, wędzoną szynkę z Alzacji.
[1] To stara Matylda! Była kucharka. Widział ją pan? Wygląda jak wielka ropucha. Mieszka w sąsiednim pokoju, z siostrą wariatką. Obie są równie stare i równie obrzydliwe! Od czasu jak tu mieszkamy, wariatka nigdy nie wyszła nawet ze swego pokoju. — Dlaczego tak krzyczy? — No właśnie! Zawsze ją napada kiedy zostaje po ciemku sama. Boi się jak dziecko. I wyje… Nie mówiąc o tym, że to ani zdrowe ani apetyczne, dwie staruchy w jednym pokoju!
[2] Maigret nie miał czasu na długie perswazje. Chwycił ją za ramię i dłonią zakrył usta: — Cicho! Pani się myli! Jestem z policji… Nim sens tych słów dotarł do jej świadomości, szamotała się zdenerwowana, próbowała kąsać, kopać obcasem. Trzask rozdartego jedwabiu — puściło ramiączko sukni.
[3] Komisarz wsunął jej w rękę stufrankowy banknot, skinął na przejeżdżającą taksówkę i z rękoma w kieszeni bąknął: — Do jutra…
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#88
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 17, 2021
Link permanentny -
Tagi:
panowie, 2021, kryminal, klub-srebrnego-klucza -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Leokadia Kościelna ma niewesołe życie - owdowiała, córka wyjechałam do Ameryki, zbiera więc pieniądze na bilet lotniczy, żeby przed śmiercią zobaczyć wnuki. Dodatkowo opiekuje się lokalnymi bezdomnymi kotami, przez co wchodzi w konflikt z Seweryn Podsiadłym, któremu również dobro braci mniejszych leży na sercu, bo do ludzi już się zdążył rozczarować[1]; konflikt na szczęście krótkotrwały, bo po niedługim czasie oboje zgodnie karmią i leczą piwniczne koty, a pani Leokadia nawet znajduje dla tych ładnych domy na prowincji. Wydawałoby się więc, że staruszka nie ma wrogów, ale nawet prowadząc tak niewinne życie, naraża się kilku osobom. Listonosz, młody Zbyszek Michalak, podkrada jej wysyłane przez córkę listy ze względu na farsz z dolarów (wymagająca kochanka życzy sobie prezentów) i boi się, że kradzież się wyda. Lucuś Waliczek sprzedaje Kościelnej fałszywe banknoty i jest niemile zdziwiony, że podobno już uzbierała na bilet i sprawa się za chwilę rypnie. Dodatkowo na skromny pokój emerytki czyhają kwaterunkowi współlokatorzy - Wierzbiccy, którzy w 6 osób (troje dorosłych i trójka dzieci, czwarte w drodze[2]) gnieżdżą się w jednym pokoju. To wszystko, a nawet i powiązania między potencjalnymi zainteresowanymi zgonem staruszki, odkrywają kapitan Sarnecki i dołączający na prośbę Michalaka-seniora[3], Downar. Jest trochę przebieranek - Downar najpierw udaje Tadeusza Kamińskiego, przyjaciela Michalaka-juniora, potem Wierzbickiej przedstawia się jako Wiśniewski, przyjaciel męża z dawnych lat[4], wreszcie podaje się za kuzyna potencjalnego fałszerza dolarów. Do wyjaśnienia zagadki przydaje się pozorowana kraksa[5] i nitka z fioletowego szalika.
Jest to nietypowy kryminał, bo jeden z niewielu, kiedy czytelnik - patrząc na wskazane przez autora ślady - obawia się wyjaśnienia zagadki. Qrangxn bxnmhwr fvę zvrć wrfmpmr wrqaą gnwrzavpę - xbgnzv avr mnwzhwr fvę m qboebpv frepn, n mjlpmnwavr bqxnezvn wr, yrpml v fcemrqnwr an fxóexv qyn mlfxh (jfmnx zhfv xhcbjnć qbynel), Cbqfvnqłrzh jznjvnwąp, żr jlnqbcgbjhwr wr qb qboelpu qbzój. Fpran, j xgóerw Qbjane bfxneżn jenżyvjrtb fgnehfmxn, wrfg nhgraglpmavr fzhgan. Qbjanebjv grż fzhgab, jvęp ovremr qb fvrovr pmneartb xbgn, bfjbwrtb cemrm xnezvpvryn. W zestawieniu z raczej niskimi pobudkami fałszerzy, złodziei i cwaniaków, zabójcę Kościelnej da się zrozumieć (niekoniecznie usprawiedliwić, jasne).
Się nosi: rękawiczki w upał.
Się je: wątróbkę (mimo zgagi), zakąski i golonkę (pod wódkę), chleb, dżem, ser i wędlinę.
Się pije: wyborową, piwo.
Się pali: oczywiście, palenie rzucił tylko Wierzbicki (dla oszczędności) i nie pali Podsiadły.
Się żeni: i świat się kończy:
(...) małżeństwo jest prawdziwą klęską dla mężczyzny. Mógłby przecież coś osiągnąć, do czegoś w życiu dojść, gdyby nie żona, dzieci, teściowa. Jak tu na to wszystko zarobić? Skąd wziąć pieniądze? Wszędzie był już zadłużony, a ciągle nie wystarczało na najniezbędniejsze potrzeby. Rzucił nawet palenie, nie dlatego, żeby dbał o zdrowie, ale dlatego, żeby nie wydawać pieniędzy. Właściwie co miał z życia? Nic, absolutnie nic. Spał w dusznym, zatłoczonym pokoju, rano wstawał, biegł do pracy, późnym popołudniem wracał, uczył się albo robił jakąś zleconą robotę, a potem znowu spał w dusznym, zatłoczonym pokoju. Tak było Codziennie.
Bawiąc-uczyć: włókno Cuprama (wiskoza miedziowa, właściwie "włókno Cupramy").
Się odpoczywa: w ośrodku wczasowym w starych wagonach, przerobionych na domki campingowe (tymczasem na Instagramie AD 2021).
Się handluje walutą w Polsce: Ja miałem, jak wiesz, w Brazylii dwa domy rozrywkowe. Ale mnie to znudziło. Wszystko za bardzo było uregulowane, nazbyt stabilne. Dziewczęta chętne, uprzejme, policja bez trudu przekupiona, krupierzy posłuszni, a klienci naiwni. Cholernie
się nudziłem. Żadnego ryzyka.
[1] Do ludzi stracił zaufanie. Jeden przyjaciel okazał się konfidentem gestapo, drugi, już po wojnie, okradł go i uciekł za granicę, a kobiety, które spotykał, usiłowały wyłącznie
wyciągnąć z niego jak najwięcej pieniędzy.
[2] Kwestia problemów lokalowych i kwaterunku ewidentnie ma podtekst społeczny. Jest i o regulacji poczęć (niestety, tylko post factum, albowiem to wina kobiety, że zachodzi w ciążę):
Pod wpływem tych rozmyślań podeszła do męża i powiedziała:
- Słuchaj, Janku...
Podniósł na nią zmęczone, zaczerwienione oczy.
- Chciałaś coś?
- Chciałam ci powiedzieć, że jestem już w szóstym miesiącu.
- Proponowałem ci, żebyś nie miała tego dziecka.
- Proponowałeś. Proponowałeś! - krzyknęła. - Ty tylko potrafisz proponować. Wiesz dobrze, że tego nie zrobię. Nigdy! Rozumiesz?! Nigdy!
Milicja też nie ma czułego ucha na takie pretensje:
- Tym Wierzbickim rzeczywiście życie układa się nie najlepiej. Spróbowałbyś ty pomieszkać w takim pokoiku w sześć osób.
Sarnecki wzruszył ramionami.
- Mój drogi, pozwól sobie powiedzieć, że w większości wypadków ludzie sami są sobie winni. Jak ktoś nie ma warunków, nie powinien zakładać rodziny. Ale u nas to się wszystko robi w myśl staropolskiej dewizy: „jakoś to będzie”. Facet się żeni, w przyspieszonym tempie płodzi dzieci i od razu ma pretensję, że nie dostaje mieszkania, od razu tragedia. No trudno... nasze budownictwo mieszkaniowe nie może nadążyć za przyrostem ludności. Buduje się dużo i ludzie bez przerwy otrzymują mieszkania, ale trzeba się trochę zastanawiać nad przyszłością rodziny. Napłodzą dzieci, a potem rozpacz, że muszą mieszkać w jednym pokoju.
[3] Michalak pochylił się i chciał Downara pocałować w rękę. Ten cofnął się gwałtownie.
- Co pan wyprawia?!
- Panie majorze, ja... ja... panie majorze... - wyszeptał stary listonosz i wybuchnął płaczem. Trzymane na wodzy najwyższym wysiłkiem woli nerwy odmówiły posłuszeństwa.
[4] Downar energicznym krokiem ruszył naprzód. Serdecznie uścisnął zdumionego Wierzbickiego i, całując go z dubeltówki, szepnął pośpiesznie:
- Jestem z milicji. Powiedziałem pańskiej żonie, że przyjaźnimy się od dawna. Muszę pana zabrać do Warszawy. Proszę nic żonie nie mówić.
[5] Sierżant Kaczor wysiadł błyskawicznie, ciągnąc za sobą rower. Wskoczył na siodełko i ruszył w kierunku zmotoryzowanej cyklistki, śpiewając pijackim głosem „Złoty pierścionek”. Po niedługiej chwili do uszu Downara i Sikory doszedł hałas zainscenizowanej kraksy.
Inne tego autora, inne z tej serii.
#18
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 18, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Po mocno zakrapianym spotkaniu kolegów po latach jeden z nich - uprzejmy i sympatyczny inżynier Pająkowski - zostaje dźgnięty nożem; nie umiera jednak, udaje się go uratować, ale stracił pamięć, więc nie pomoże w śledztwie. Porucznik Jasiuk i kapitan Jeziura wypalają setki papierosów, przesłuchują, jeżdżą i szukają; mimo wielkiego zaparcia i ofiarności osoby zbrodniarza domyśla się jeden z kolegów - książka kończy się apelem do mordercy, żeby wyznał swe grzechy milicji. Tak, to bardzo zły kryminał.
Nietypowo wątek śledztwa przeplata się z anonimową obserwacją mordercy - próby powrotu do normalności po zbrodni i jego walki z wyrzutami sumienia. Reszta już nietypowa nie jest - z subtelnością czołgu autor opisuje życiorys jednego ze śledczych, który skończył prawo i zaczął pracę w administracji, po czym - odkrywając złamanie przepisów - zachwycił się byciem śledczym i wstąpił do szkoły oficerskiej, bo to najlepsza droga do bycia pożytecznym w społeczeństwie. Nawet wykradanie jabłek przez rówieśników w dzieciństwie budziło jego niesmak, a potem było jeszcze gorzej. Drugi, spodziewając się dziecka, ma nie lada zgryz, czy powinien zostać na komendzie, bo może będzie przełom w śledztwie (nie było), czy lecieć do żony na porodówkę, bo to już. Wbrew sobie jednak wybiera porodówkę, prawie że szef go zmusza.
Się pali: papierosy ze srebrnej papierośnicy (denat), wcale (jeden z podejrzanych, dziwne), giewonty, klubowe i sporty.
Się je: minogi (bo rzucili w restauracji, chociaż niektórzy wolą śledzie w oleju, ale tych akurat nie rzucili); kiszonego ogórka (z niechęcią); chłodnik, grzybową i pierogi domowej roboty - bo żona gotuje; polędwicę, kiełbasę i mięso (wystane w sklepie komercyjnym).
Się pije: kryniczankę (jako zapitkę do wódki) i napoleona. Oraz wódkę.
Się zażywa: brom (na uspokojenie), psychedrynum (wyłudzone od aptekarza o nazwisku Kapsulski) na poprawę zdolności uczenia się przed egzaminem.
#63
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 16, 2017
Link permanentny -
Tagi:
prl, 2017, panowie, klub-srebrnego-klucza, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
Zaczęło się grubo, bo od włoskiej wycieczki pana Roberta[1], który u swojej - bogato zamężnej siostry - usiłował znaleźć tzw. zaczepienie. W Polsce niespecjalnie mu szło, bo był tzw. duszą artystyczną, to znaczy niewiele umiał, ale miał gadane i trochę się kręcił wokół telewizji. Więc pozował na reżysera filmowego, tylko że niespecjalnie mu mówiły cokolwiek takie terminy jak "retrospekcja", więc łatwo nie było. Ale, jak wspomniałam, był obrotny, więc do Warszawy wrócił z obietnicą, że będzie te filmy po włosku kręcił, jak odnajdzie korespondencyjną flamę bogatego włoskiego dżentelmena. Flama była urody wielkiej, a do tego pisała fantastyczne, mądre, pełne erudycji kulturowej listy. Szybko się okazało, że uroda na zdjęciu to sprytnie sfotografowana modelka z gazety, która o sprawie nic nie wie, a listy idą na poste restante.
Jednocześnie pół Warszawy jest złe na Błażeja Reitinga, garbatego kolekcjonera starodruków i lingwistę. Siostrzeniec chce pożyczyć od niego pieniądze, a wuj odmawia. Mąż pięknej i zafascynowanej swoim nauczycielem blondynki chce mu wybić z głowy kontakty. Dawny posiadacz jednego z zabytkowych dokumentów wpada w furię, bo Reiting nie chce mu jego przedwojennej własności sprzedać. I w tym momencie wkracza milicja w osobach majora Downara, sierżanta Pakuły i melomana Walczaka, albowiem ktoś kolekcjonera zabił i to kilkukrotnie (środkami usypiającymi, arszenikiem i sztyletem, dla pewności). Milicja popija kawę i częstuje się obficie "Carmenami", a sprawę rozwiązuje głównie dzięki szukaniu pięknych blondynek. W nagrodę żona Walczaka, Helenka, częstuje kadry służb pyszną, tłuściutką pieczoną gąską, którą nabyła w Hali Mirowskiej.
Nietypowo, książka ma kompozycję - narracja najpierw prowadzona jest z punktu widzenia różnych osób kręcących się dookoła najpierw niedoszłego, potem zupełnego denata. Jest dramat zakochanej kobiety, której mąż zabrania się spotykać z obiektem uczuć. Jest tajemnicza korespondencja międzynarodowa, w której kochankowie mogą się nigdy nie spotkać. Jest cwaniaczek Boner i jego poszukiwania pięknej Julii i wreszcie wątek doliniarsko-gówniarski w postaci szajki drobnych złodziejaszków, do której należy siostrzeniec Reitinga.
[1] Który nosił dumne nazwisko Boner. Ja i moje skojarzenia rodem z Beavisa i Buttheada.
Inne tego autora tu.
#19
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 27, 2013
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2013, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza
- Komentarzy: 2
Straszny produkcyjniak. Biedny milicjant podejmuje decyzję o zakupie syrenki, żona rzuca mu się w ramiona z tej radości, a syn wzrusza ramionami, bo musi sam zarobić na non-ironową koszulę. Koszula skądinąd jest tropem w sprawie tajemniczego samobójstwa - z balkonu spada młody kontroler PIH-u, a w jego domu znajduje się tajemniczy pajacyk. W praniu wychodzi, że za pajacykami (których, jak tytuł wskazuje, było bardzo dużo) stoi gang wymuszający od niezbyt uczciwych prywaciarzy haracz. Tajemniczy szef jest sprytny i wie, że każdy prywaciarz przynajmniej kantuje skarb państwa (czy co tam wtedy było), więc nie będzie chętnie leciał z jęzorem na milicję, bo wprawdzie od szantażysty się uwolni, ale będzie musiał odpracować swoje w zakładzie pod nadzorem. Dodatkowo w kieszeni mężczyzny, który wpadł pod pociąg (dla tych, co wstrzymali dech - przeżył bez większych uszkodzeń) znaleziono adres samobójcy, co pozwalało wątpić w to, że posprzątał w domu, a potem potknął się i wypadł z balkonu. Słabe i dość przewidywalne.
#13
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek kwietnia 14, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza
- Komentarzy: 2