Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Connie Willis - Nie licząc psa

Kiedy okazało się, że podróże w czasie jak najbardziej istnieją, ale czas dba o to, żeby nie dało się sprytnym historykom zmienić tego, co już zaszło (nie da się wygrać bitwy pod Waterloo ani nie dopuścić do władzy Hitlera) oraz że nie można z i w przeszłość przenieść niczego poza substancjami niegroźnymi, skończyło się chętne finansowanie badań przez wielkie korporacje. Ambiwalentnie więc postrzegana jest Lady Schrapnell, milionerka, która sponsoruje szerokim gestem podróże i laboratoria, ale wykorzystuje wszystkich dostępnych pracowników do sprawdzania w przeszłości faktów dotyczących katedry w Coventry, którą odbudowuje. Ned Henry, przerzucany z 1940 roku na wiktoriańskie jarmarki i tak kilkanaście razy, zaczyna chorować na dyschronię i - żeby spokojnie ją wyleczyć - zostaje skierowany na angielską XIX-wieczną wieś. Przy okazji ma oddać kota, którego udało się przenieść historyczce Verity w przyszłość, co zburzyło nieco ład moralny i dotychczasowe przekonanie, że się nie da. I, zupełnie przy okazji, ma nie dopuścić, żeby brak kota zmienił historię.

Pomijając całą romansowo-wiktoriańską otoczkę, to studium zachowania czasu i wpływu przypadku na wielką i małą historię. Gdyby jeden z podwładnych Napoleona miał czytelniejsze pismo, a Ludwik XVI zapłaciłby francuskiemu chłopu za uprzejmość banknotem, a nie monetą, dziś byłoby inne niż jest. A może nie? Prawie że feudalne stosunki w laboratorium historyków czasu, terroryzowanych przez sponsorkę, bawią mnie niesamowicie, podobnie jak zgrabne wplecenie w akcję nawiązań do literatury. Mimo dramatyzmu niektórych wydarzeń (bombardowanie w 1940 roku) to raczej książka na miłe, słoneczne popołudnie, zwłaszcza jeśli po latach lektury pierwszym przypuszczalnym winowajcą jest zawsze kamerdyner.

Inne tej autorki tu.

#16

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 14, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panie, sf-f - Komentarzy: 6



Douglas Coupland - Pokolenie X

Dag, Claire i Andy (narrator) mieszkają w Palm Springs i spędzają większość czasów opowiadając sobie historie. O rzeczach, które chcieliby zapamiętać z Ziemi, o końcu świata (wszak przełom 31.12.1999 i 1.1.2000), o swoich rodzinach, wyobrażeniach i strachach. Luźne historie przerywane są cynicznymi i postmodernistycznymi obrazkami i definicjami świata według pokolenia, które nie ma o czym marzyć.

California life is easy.

W zasadzie wszystkie obserwacje Couplanda o Pokoleniu X - ludziach, którzy zanegowali etos pracy i robienia kariery jako takiej - można odnieść do hipsterów. Tyle że hipsterzy są ironiczni, a pokolenie X realnie rzucało pracę w korporacjach na rzecz podawania drinków w barze na prowincji, spędzania życia na plaży i dorabiania tylko do poziomu, żeby było stać na wynajęcie byle jakiego domu i jedzenie. Czy odrzucając obowiązek człowiek staje się szczęśliwy?

Edycyjnie książka jest tragiczna - źle złożona (brakuje akapitów na 1. stronie każdego rozdziału, zamiast tego są znaki końca linii), opływanie obrazków jest zrobione przeraźliwie topornie. Nie umiem ocenić tłumaczenia, ale "Microserfs" też mi po polsku nie zgrzytało.

Inne tego autora tu.

#15

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Toruń, w zamieci

Znowu byłam jedynym gościem (no, jednym z dwóch, bo tym razem z A.) hotelu, więc na śniadanie była osobista obsługa z ogromnym talerzem dóbr wszelakich - kulki z twarożku, pasty jajecznej, pasztety, wędliny i sery, nawet z pomidorami i ogórkami. Tylko sok "pomarańczowy" ze sztucznej pomarańczy. A w pokoju japoński sedes, bałam się wcisnąć jakikolwiek guzik mimo tłumaczenia rozwieszonego na ścianie opodal. Może dlatego, że Japonia Japonią, a papier toaletowy niespecjalnie spływał? Ale - co na plus - nie zmarzłam. Hotelowi Solaris daję gwiazdeczkę. I jeszcze jedną małą za ażurowe schody na piętro oraz lokalizację u stóp najbardziej chyba monumentalnego kościoła w mieście. Co z tego, jak z taksówki do taksówki. Może następnym razem.

Zaczytałam się ponownie w "Nie licząc psa"; nieustająco myślę przy tym nad fenomenem swojej niepamięci, który pozwala mi czytać już raz przeczytaną książkę jak za pierwszym razem. I jak za pierwszym razem mieć uciechę z anegdoty o Lewisie Carrollu, który łaskawie zachwyconej "Alicją" królowej Anglii przesłał swoją następną książkę. O wielomianach. Co najlepsze, mając dziury w fabule, doskonale pamiętam, że najważniejszy jest zawsze kamerdyner.

Zamieć była w centrum, na obrzeżach już tylko surowy Hitchcock.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 11, 2013

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: polska, toruń - Komentarzy: 1


Liczenie w przerwach kicania

Nagły atak zimy wśród wiosny, która przecież już tu była, zagonił nas do Starego Browaru. Maj uznał, że skoro jest tyle zajączków, należy je policzyć.

Mnie taka masa królików, ułożonych dodatkowo w niepokojące wzory, raczej zastanawia i karmi moją wewnętrzną paranoję. A jak się uzbroją i ruszą? Zaanektują kasy i przestaną przyjmować karty kredytowe? Zmieni im się wyraz pyszczków z nieobecno-neutralnego na taki bardziej jadowity? Czy są na to jakieś tabletki? Odstawiłam biało-zielone i chyba czegoś mi w diecie brakuje.

Próbowałam "The Wire", nuda, jak w polskim filmie - dwa długie odcinki serialu streściłabym montażem w 20 minut. Próbuję "House of Cards", ale to jak impreza na księżycu - świetny Kevin Spacey i cudowna, zimna Robin Wright, tyle że nic tak mnie nie nudzi jak polityka. TŻ znalazł przynajmniej doskonałe "The Middle" z Janitorem w roli cynicznego ojca rodziny (wprawdzie nie wypycha wiewiórek, ale jest mistrzem ciętej riposty), ale to komedia. Co dalej, wsyechđwiecie^Wwszechświecie?

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 9, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Moje miasto - Tag: stary-browar - Komentarzy: 8


Connie Willis - Zaćmienie

W zasadzie dobrze pamiętałam, że nie lubiłam tego zbiorku. Są w nim dwa ładne opowiadania, które lubię - (no, trzy - od kiedy zostałam matką, dodatkowo polubiłam bardzo tytułowe "Zaćmienie", gdzie narratorem jest matka "w domu z dzieckiem"): "Praktyka dyplomowa" z podróżą w czasie i emocjami jak w "Księdze Sądu Ostatecznego" oraz śliczne, korporacyjno-oniryczne "Błękitny księżyc". Niestety, jest też przeraźliwe i brutalne "Wszystkie moje ukochane córki", którego lekturę przypłacam bólem głowy. I kilka innych, które niespecjalnie zrozumiałam. Dlatego jednak chcę Willis w długiej formie, o podróżach w czasie albo o korporacji.

Inne tej autorki:

#14

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 7, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: sf-f, panie, 2013, opowiadania - Komentarzy: 11



Środa, jak co tydzień

Waga wzbiła się na wyżyny absurdu i mimo diety ("jem to, co zwykle, ale z wyrzutami sumienia") nie planuje spaść. Zaprzyjaźniłam się z panią Magdą, specjalistką od dietetyki i mam schudnąć. Zakładając, że nie będę sama siebie oszukiwać, zacznę jeść regularnie, a nie wtedy, kiedy sobie o tym przypomnę, wyrzucę kabanosy, czekoladę, panierkę i jelly beansy... to zmieszczę się w dżinsy, w które się mieściłam w październiku. Do lata. Można się śmiać.

Poza tym udało mi się dzisiaj zatankować pełen bak i dopiero w tym momencie zorientować się, że jestem bez walorów pieniężnych. I bez jakichkolwiek dokumentów. Albowiem nie wiem, gdzie jest mój portfel. Wspominałam, że moje życie to nieustająca fala sukcesów? Tak.

I jeszcze ma być sporo zimniej. Kiedy już się przyzwyczaiłam. Niezachwyt. Tylko ten Edynburg za dwa tygodnie trzyma mnie w pionie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 6, 2013

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj



Terry Pratchett - Carpe Jugulum

Magrat i Verence II wyprawiają chrzciny pierworodnej córki. Nie wszystko idzie tak, jak trzeba - ginie zaproszenie do babci Weatherwax, więc ta się na chrzcinach nie pojawia, za to dociera do Uberwaldu zaproszenie dla Magpyrów - postępowych, acz brutalnych wampirów. Jak się łatwo domyślić, wampyry wprowadzają się do Lancre, a babcia oddala się w bliżej nieokreślonym kierunku. Trzy wiedźmy - Magrat (matka), Agnes (dziewica) oraz Niania Ogg (staruch^Wta trzecia) biorą sprawy w swoje ręce, z małą pomocą pyskatych i wojowniczych Mac Nac Feegli.

Akcja jest tylko pretekstem do szeregu rozważań nad istotą wiary. Na chrzciny przyjeżdża również kapłan żółwiego Boga Oma, Wielce Oats, człowiek wątpiący, wewnętrznie skłócony i całkiem nieuporządkowany w kwestii swojej religii mimo silnego poczucia, że musi wierzyć; wielebny ze schizmą w pakiecie. Wampiry są z kolei niezwyciężone, bo za pomocą treningu nauczyły się ignorować wodę święconą, symbole religijne, światło słoneczne oraz problem zagubionej skarpetki, podważając całą wiarę stojącą za wampiryzmem oraz walką z nim.

I, co najlepsze, to mnóstwo uroczych, powodujących chichot, cytatów. Ot, takich chociażby:

Trafił mniej więcej w środek Drugiego Listu Bruthy do Omnian, w którym Brutha beształ ich łagodnie za to, że nie odpowiedzieli na Pierwszy List do Omnian.

Poprzednia recenzja (sprzed 7 lat, heh, możliwe, że czytałam w oryginale, a nie po polsku).

Inne tego autora tu.

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 3, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panowie, sf-f - Komentarzy: 3